Dobrze idzie. Dwadzieścia tysięcy znaków. Rodzina nawet bardzo nie przeszkadza. Największy problem, że akcja dość się wlecze, za dużo chyba rozważań o tym, co może się stać i innych takich dupereli, przypominających najgorsze fragmenty z literatury polecanej mi kiedyś przez żonę, ale trudno. To się będzie potem skracać, szuflować, dynamizować - a w najgorszym razie wrzucę wszystko do szuflady
Przy okazji nie mogłem się powstrzymać, by nie wstawić czegoś nawiązania do poprzedniej powieści

Zdanie podkreślone do poprawki, ale na razie nie mam na nie pomysłu, więc zostaje.
— No cóż — rzekła Milezja. — Tak naprawdę to chciałam powiedzieć, że ja też myślałam, no wiecie, skończyć z tym wszystkim. Co? Co tak patrzycie? Myślicie, że ja tu biegam, bo kocham obozowe smrody? Ech, żołnierzu… Chciałabym leczyć ludzi, ale tak zwyczajnie, w mieście. Zbijać gorączkę dzieciom i dawać ziółka staruszkom na reumatyzm. Ale nikt nie chciał do mnie przychodzić. Bo młoda. Do tego niedoświadczona. A na koniec: nie dość, że młoda i niedoświadczona, to jeszcze kobieta. Ech… Ale teraz będzie inaczej. Osiądę gdzieś wokół morza środkowego, może w Laskawii, tam ludzie mniej uprzedzeni… Założę praktykę. Ale potrzebny mi będzie partner do spółki. I ochroniarz.
— O.
Spojrzał na nią tak, jakby ją widział po raz pierwszy. Niemłoda już, z pierwszymi zmarszczkami wokół oczu i na czole. Czarne włosy bez śladu siwizny, ale kobieta o magicznych umiejętnościach bez problemu potrafiłaby ją zamaskować. Ładna, bez wątpienia.
— To są oświadczyny? — zapytał w końcu.
— Jeżeli trzeba, to tak! — roześmiała się Milezja. — Ale jeżeli nie trzeba, żołnierzu, to niekoniecznie. To nie tak, że przeszkadza mi wasza podziobana gęba. Gorsze blizny w życiu widziałam. Tylko, widzicie, ja potrzebuję funduszy, nie męża. Wspólnika do spółki. Dużo mi nie brakuje, ledwo może z tysiąc marek, ale mi żaden bank nie da pożyczki.
— Ledwo tysiąc marek — powtórzył Derek i roześmiał się.
— Wiem, że trochę zaoszczędziliście, żołnierzu.
— Ale nie aż tyle.
— Nie? — zdziwiła się. — To za co wyście chcieli kupić tę farmę, za śrut wydłubany z mordy?