595k. Z listy TODO jedne rzeczy skreślam, inne dodaję. To są rzeczy naprawdę różne, od sprawdzenia, czy oberszter nie jest raz opisywany raz jako łysol, a raz jako z gęstą czupryną; ile Derek ma zaszytych dukatów i inne takie - na przykład ostatni rozdział, zajmujący sto tysięcy znaków, podzieliłem na trzy
Uff, no i w sumie nawet udało się wstawić zrzynkę z Ksenofonta

Druga rzecz, która ocalała z pierwotnego zamysłu, hehe
Maszerowali gotowi do boju, w pancerzach, w podwójnej kolumnie. Co czwarty muszkieter trzymał zapalony lont. Obok truchtała arkebuzeria i resztki jazdy Niezłomnych. Maszerowali długo, bez śpiewu, w tempie odbierającym oddechy. Krok za krokiem, bez przerwy, chociaż buty ciążyły jakby obłożono je ołowiem, chociaż bolały otarte stopy.
Naraz od czoła nadbiegły wołania, najpierw ciche i nieliczne. Ludzie podnosili głowy, ich oczy ożywały.
— Tjaleri! Rzeka! Rzeka!
Kolejne szeregi wchodziły na wzniesienie i widziały daleko pod sobą szeroką, rozlaną wstęgę Tjaleri. Kolejne szeregi krzyczał z radości, powtarzając to samo słowo: rzeka! Rzeka! Nogi same przyśpieszały, płuca przestawały boleć. Rzeka!
Rzeka, a więc ocalenie. Koniec wielodniowego marszu. Granica, a za nią Guilkorta, kraina wroga Baruzyjczykom, wierna imperium — nawet jeśli wierna tylko w deklaracjach. Koniec nocnych ataków, koniec strachu wiszącego ciągle w powietrzu — rzeka, rzeka, rzeka!