Opowiadanie wyjęte z pewnej poweści fantasy

1
Zainspirowany rozmową w innym wątku postanowiłem wyjąć pewne opowiadanie z powieści, nad jaką właśnie pracuję i poddać je waszej ocenie. Obiecuję, że nie będę już nękał forum dalszymi fragmentami :)
Miejsce akcji opowiadania dzieje się kilkadziesiąt mil od miejsca, w którym wydarzył się prolog. Opowiadanie powstało ok. 100 stron po napisaniu prologu i jest zamykającą częścią rozdziału zatytułowanego "Trudne wybory". Ten tytuł poniekąd odnosi się również do opowiadania.

Pomieszanie nazw rodzimych z obcobrzmiącymi jest zamierzone i wyjaśnione w toku całej powieści.

Na ten moment jest to jedyna taka "wstawka" w całej powieści, ale zamierzam, by docelowo było ich więcej i tematycznie uzupełniały się z pozostałymi rozdziałami. Wszystkie postacie występujące w opowiadaniu są epizodyczne i ani wcześniej, ani później bezpośrednio nie pojawiają się na kartach powieści.

Także tak :)
___________________

Stary Thardo Kołodziej zwany Kółkiem dawno już nie spał, gdy słońce zaczęło wychylać się zza horyzontu, by rozgonić mrok nocy. Leżał na swej ławie, patrzył się w stare belki pod strzechą i słuchał szumu potężnej lipy, która rosła obok jego chatki na uboczu. Lipę tę zasadził dziad jego ojca i Thardo, mimo iż sam był już słusznego wieku, od zawsze pamiętał cień wielkiego drzewa roztaczającego się nad skromną chałupą. Leżał tak i myślał o nadchodzącym dniu, a trzeba powiedzieć, że dzień ten zapowiadał się nad wyraz pracowicie. Sam kasztelan Ulyan miał dziś zjawić się w obejściu Kołodzieja, by odebrać cztery nowe koła do wozu jego żony. Był w końcu cenionym przez wszystkich rzemieślnikiem i szanowanym człowiekiem. Trzeba więc posprzątać i uporządkować obejście, aby dom i jego otoczenie, mimo iż skromne, mogły się prezentować jako tako. Kółko, mimo iż był szanowanym kołodziejem i na brak roboty nie narzekał, to żył skromnie, bo i wiele od życia nie oczekiwał. Zarobione pieniądze przeznaczał głównie na pomoc sierotom, których w jego wsi, leżącej przy głównym trakcie biegnącym od Południowych Wrót aż do samej stolicy Balii, nigdy niestety nie brakowało.

Zaczęło świtać, wstał więc niespiesznie, obmył twarz, nalał sobie wczorajszego mleka, wziął bochen chleba i wyszedł na ławkę przed domostwo, by się posilić. Siedząc tak wspominał swoją żonę, która z powodu gorączki opuściła ten świat już ponad piętnaście lat temu. Tęsknił za nią i już dawno pogodził się z tym, że ta tęsknota nie ustąpi ni krztyny aż do końca jego dni. Cienie nocy poczęły ustępować szarości, a ta powoli odsłaniała kolory świata. Wstawał nowy dzień. Nagle Kółko usłyszał jakieś krzyki z oddali, a za chwilę dostrzegł też blask pochodni. Wstał z ławki początkowo chcąc wyjść hałasowi naprzeciw, schował się jednak zaraz za grubym pniem lipy, uznał bowiem, że lepiej zachować przezorność. Wzrok miał dobry, ze słuchem jednak było już gorzej, toteż źródło hałasu musiało zbliżyć się znacznie, by z krzyków zaczął rozpoznawać słowa. Jak się wkrótce okazało, było to rozpaczliwe wołanie o pomoc.
– Kto idzie? – wyszedł więc zza lipy i zakrzyknął.
– Panie! Biją! Wojna! Napad! – grupa ludzi, na którą składali się mężczyźni i kobiety w każdym wieku wraz z dziećmi, natychmiast skierowała się ku niemu, przekrzykując się wzajemnie i lamentując. Niektórzy mieli zakrwawione odzienie, nikt nie był jednak wyraźnie ranny.
– Cichajta! Mówta składniej! – Kółko próbował zapanować nad sytuacją. Kątem oka zauważył, że sąsiad, kowal zwany Trepko, zmierza pospiesznie z siekierą w kierunku jego chaty.
– Panie! Uchodzim, bo w nocy przyszli na naszą wioskę. Z Brzozowa uchodzim. Najechali siłą, poczęli palić domostwa, trza nam uciekać! I wam takoż radzę! – jeden mężczyzna wyszedł przed szereg.
– Kto napadł? Gdzie? – Trepko dobiegł wreszcie zadyszany.
– Na Brzozowo napadli! Przyjechali na koniach z długimi mieczami i ogniem. Żonę mi zabili, wybili wieś, a ja z dzieciami uciekam. Tylko tylu nas zostało.
– Ojcze Przedwieczny… – westchnął Thardo, patrząc to po uciekinierach, których było nie więcej, jak dwa tuziny, a potem wznosząc oczy ku niebu. Brzozowo to duża wieś, zamieszkiwana przez prawie dwie setki dusz. Była duża, a teraz, według relacji, została po niej garstka nędzarzy. – Gonili za wami?
– Nie, a przynajmniej żeśmy nie widzieli. Zostali wszyscy zbóje w osadzie i… – głos mu się załamał. Reszta zaś poczęła na powrót lamentować.
– Dobra, Kółko, nie wiem, o co tu chodzi, ale ja tam nie widzę powodu, by nie dawać wiary ich słowom. Póki mamy czas, pakuj się, alarm trza rozczynić, ja zaraz żonkę budzę z dzieciakami, na wóz i hajda stąd, póki żywi jesteśmy! – Trepko wziął się pod boki, gotów biec już, by zbudzić resztę wsi.
– Ach… Trepko. Nie mam ja siły biegać po polach. – westchnął ciężko starzec – A i nie jest powiedziane, że przyjdą tutaj. Brzozowo leży na samym trakcie, a nasze Lipy z boku przeca trochę. Zostanę, mi tu dobrze. Pan Ulyan wybiera się dziś do nas z wizytą, to i ochronę jaką przywiezie.
– Panie, co wy? – krzyknął jeden z uchodźców.
– Zwariował dziad na stare lata! – Trepko złapał się za głowę. – Wsadźże łeb we wiadro, aby tylko woda zimną była i jak otrzeźwiejesz, to przyjdź pod mój dom. A ja tedy zorganizuję wszystko. Za mną, ludzie! – krzyknął do zgromadzonych i popędził w kierunku serca wsi, tworząc rwetes, by pobudzić wszystkich.
– Ach… niechaj przyjdą, jak im wola taka. Przedwieczny Jeden wie, jak tęskno mi za moją Jagódką. – mamrotał sam do siebie, po czym usiadł na ławce i wrócił do żucia chleba.
Po chwili w całej wsi dało słyszeć się hałasy, a ludzie poczęli biegać między domostwami. Kilku sąsiadów nawet przybiegło do Thardo, prosząc go, by ruszał z nimi, ten jednak stanowczo odmawiał, tłumacząc się, że nie zniesie podróży. Po prawdzie miał trochę racji, bowiem gdy był młodszy, regularnie odwiedzał syna, jego żonę i dwie wnuczki. Syn był wysokim urzędnikiem gdzieś w Nerrvarze, mieście oddalonym o pięć dni drogi stąd, wiecznie zapracowany, nie miał czasu odwiedzać ojca na wsi, więc Thardo jeździł do nich. Jednak już od czterech lat nie podróżował do miasta z uwagi na słabnące zdrowie, wymieniał więc tylko listy z synem, a z czasem i to coraz rzadziej. Czuł w duszy, że takiej podróży, na jaką szykują się teraz sąsiedzi, mógłby nie wytrzymać. Odmawiał więc każdemu sąsiadowi, a serce jego radowało się, że komuś jednak na nim zależy. Dokonał już wyboru. W głębi duszy dawno już go dokonał, brakowało mu tylko odwagi. Więc teraz, mając ku temu okazję, nie śmiał sprzeciwić się losowi.

Organizacja ucieczki ze wsi szła nad wyraz sprawnie. Niecałe pięć tuzinów mieszkańców błyskawicznie gotowe było do wyjazdu, zostawiając cały dobytek, a biorąc na wozy jedynie najpotrzebniejsze rzeczy. Najwyraźniej relacja sąsiadów z Brzozowa podziałała na wyobraźnię, bo nawet Trepko, który słynął z zamiłowania do materialnych rzeczy, wziął jedynie beczkę kiszonej kapusty, dwa worki ziemniaków i nieduży worek złotych monet, który chował pod podłogą, zostawiając całą resztę dobytku. Najbardziej było mu szkoda tapicerowanych krzeseł, jakie zamówił kilka lat temu w cechu stolarskim dla siebie i żony, a za które zapłacił niemałą cenę. Krzesła te stale budziły podziw i zazdrość sąsiadów, jednak mimo zamiłowania do drogich rzeczy, życie Trepko cenił znacznie bardziej.

Gdy słońce stanęło w zenicie, po mieszkańcach wioski dawno nie było już ani śladu. Thardo siedział tak cały czas na ławce przed domem, z daleka mogłoby się zdać, że to rzeźba jakaś została posadzona pod lipą. Siedział tak i myślał nad całym swoim życiem. Chociaż żył prosto, to był zadowolony ze swego żywota. Jedyne, czego żałował, to tego, że relacja z synem nie wyglądała najlepiej, wszak ten zupełnie nie interesował się starym ojcem w ostatnim czasie. Ale przynajmniej wiodło mu się w życiu, miał swoje sprawy. Thardo nie miał o to pretensji. Jedynie żal. Ale to już było nieistotne, podjął wszak decyzję i wybrał, że czas na niego. Siedział więc i czekał na to, co miało nadejść.

Nadeszło. Przyjechali gościńcem zza wzgórz od południowego zachodu. Thardo widział ich z daleka, zupełnie się nie kryli. Wszyscy siedzieli w siodłach, w dłoniach mieli pochodnie oraz miecze, włócznie i topory na długich trzonkach. Ilu ich było? Trudno powiedzieć. Co najmniej pięć tuzinów wrzeszczących wojowników w czarno-czerwonych barwach z chustami na twarzach. Wpadli do wsi z impetem, zrazu zaskoczeni, że nikogo nie zastali. Z początku nie dostrzegli starca siedzącego samotnie na ławce przed chatą. Wokół niego spokojnie spacerowały kury i jak zwykle dziobały w ziemi, zupełnie obojętne na to, co zaczynało się właśnie dziać we wsi. Thardo widział, jak z chat i obejść wyprowadzane są zwierzęta oraz wynoszone są co bardziej wartościowe rzeczy, głównie zaś żywność, a po chwili splądrowane budynki stawały w ogniu. Nagle on też został zauważony. Z początku najeźdźcy omijali jego chatę, kierując się ku zabudowaniom, które swym wyglądem obiecywały większą wartość, lecz przyszła i kolej na jego obejście. Dwóch wpadło konno na jego podwórze, krzycząc coś. Mówili w jego języku, ale w ogóle ich nie słuchał. Patrzył pustym wzrokiem przed siebie, a po jego policzkach z wolna toczyły się łzy. Jeden zsiadł, trzech kolejnych przybiegło do obejścia pieszo. Ten, który zsiadł, podszedł w jego kierunku, krzykiem pytając, gdzie są wszyscy. Popchnął mocno starca tak, aż ten upadł z ławki na ziemię. Zaraz i inni podeszli, by szturchać go nogami i zasypywać pytaniami. Milczał, tak naprawdę jego już tam nawet nie było. Zostało tylko ciało, a choć nadal żywe, to już puste. Jeden nagle chwycił topór, podniósł go do góry i z impetem wbił ostrze w pierś starca. Bryzgnęła krew, a trzask pękających kości zlał się z charczącym stęknięciem leżącego człowieka. Rechot oprawców zagłuszył kolejne ciężkie tchnienie. Następnego oddechu już nie było, płuca zalała krew, która po chwili wystąpiła też na usta. Długi żywot Thardo zwanego Kółkiem dobiegł końca. Stary kołodziej leżał pod lipą, a jego martwe oczy, mimo iż zdawały się wpatrywać w gałęzie szumiące nad głową, nie widziały już nic.
Rem tene, verba sequentur (Trzymaj się tematu, a słowa przyjdą same)
Katon Starszy, zwany Cenzorem

Opowiadanie wyjęte z pewnej poweści fantasy

2
Na samym wstępie chciałbym zakwestionować sens i celowość zapodawania nam fragmentów wyrwanych gdzieś ze środka utworu - tak, że w ogóle nie znamy kontekstu ani nie wiemy, o co tu w ogóle chodzi. Naprawdę nie lepiej byłoby pokazać po prostu pierwsze kilka rozdziałów?

Czytając ów tekst, zauważyłem ponadto, że jest to niestety kolejny z rzędu przypadek, gdy ktoś bierze się za pisanie klasycznego fantasy osadzonego w realiach (pseudo) średniowiecza... po czym zdradza brak znajomości realiów tej epoki i dokonuje (świadomie lub nie) jej mariażu ze współczesnym światem. W efekcie mamy tu kompletny bałagan, a różne elementy świata przedstawionego nie pasują do siebie nawzajem. I jeżeli reszta twojej powieści jest napisana podobnie... I effin' cringe.
Michał123 pisze: (sob 22 sty 2022, 11:32) Sam kasztelan Ulyan miał dziś zjawić się w obejściu Kołodzieja, by odebrać cztery nowe koła do wozu jego żony. Był w końcu cenionym przez wszystkich rzemieślnikiem i szanowanym człowiekiem.
I już w tym momencie zapytam - jaki kasztelan miałby we wsi inny interes, niż na przykład zebrać pańszczyznę? Co w ogóle robi jakiś kołodziej gdzieś we wsi? Rzemieślnicy to skupiali się generalnie w miastach, natomiast we wsi pomieszkiwali chłopi - zajmujący się w przytłaczającej mierze po prostu uprawą roli i nie posiadający środków, żeby tak po prostu sobie kupować w sklepie (czy też zamawiać od rzemieślnika) wszystko, czego potrzebowali. Jeżeli był im potrzebny jakiś przedmiot codziennego użytku, wyrabiali go co do zasady sami. Gdzie zatem ów rzemieślnik miałby znaleźć klientelę? Jak w ogóle stał się tak ceniony i szanowany? Kto poświadczył za niego - grupka kmieci? A gdzie się podział cech, do którego niewątpliwie musiałby należeć? I tak całkiem na marginesie, bo jestem przecież złośliwym skurczybykiem - kołodziej o nazwisku Kołodziej? Naprawdę?
Michał123 pisze: (sob 22 sty 2022, 11:32) Kółko, mimo iż był szanowanym kołodziejem i na brak roboty nie narzekał, to żył skromnie, bo i wiele od życia nie oczekiwał
No, przecież. W końcu był zwykłym rzemieślnikiem. Zwykli rzemieślnicy kokosów nie zbijali na swojej pracy. To kwestia prozy życia, a nie oczekiwań. Równie dobrze mógłbyś napisać dokładnie takie samo zdanie, traktujące o jednym ze wspomnianych kmieci.
Michał123 pisze: (sob 22 sty 2022, 11:32) Zarobione pieniądze przeznaczał głównie na pomoc sierotom, których w jego wsi, leżącej przy głównym trakcie biegnącym od Południowych Wrót aż do samej stolicy Balii, nigdy niestety nie brakowało.
Jakie pieniądze, jak w bonie dydy? Pieniądze w średniowieczu jeszcze nie zdążyły się przyjąć jako uniwersalny środek płatniczy - i to z diablo dobrych powodów. W końcu monety wybijano przeważnie z drogocennych metali, takich jak srebro czy złoto - a zatem czegoś, czego prości ludzie często na oczy nie widzieli. Stąd kwitł jeszcze naonczas - a już zwłaszcza na wsi - handel wymienny. Naprawdę, odłóż na chwilę te wszystkie komputerowe RPG, w które grasz i poczytaj trochę mądrych książek o tym, jak się w owych czasach rzeczywiście żyło.
Michał123 pisze: (sob 22 sty 2022, 11:32) Cienie nocy poczęły ustępować szarości, a ta powoli odsłaniała kolory świata. Wstawał nowy dzień. Nagle Kółko usłyszał jakieś krzyki z oddali, a za chwilę dostrzegł też blask pochodni.
Zdaje się, że ktoś inny pod twoim drugim fragmentem tej samej powieści wskazywał na brak akapitów. Tutaj też widzę ów brak.
Michał123 pisze: (sob 22 sty 2022, 11:32) Brzozowo to duża wieś, zamieszkiwana przez prawie dwie setki dusz.
Zaiste, musiała ci to być naprawdę bardzo duża wieś. Pamiętajmy bowiem - wieś to była (i często nadal jest) dosłownie garść chałup, usytuowanych przy trakcie. W dodatku w dość sporych odstępach, bo przecież gdzieś muszą się rozłożyć tymi polami uprawnymi tak, aby nie wchodzić sobie w drogę. Zapomnijmy w związku z tym o jakichś skrzyżowaniach czy bocznych uliczkach, jak to w mieście, żeby na stosunkowo małej przestrzeni upchnąć sporo zabudowań. Nie mówię, że średniowieczna wieś licząca dwie setki mieszkańców jest czymś niemożliwym, ale... no, zwraca uwagę, co najmniej.
Michał123 pisze: (sob 22 sty 2022, 11:32) Syn był wysokim urzędnikiem gdzieś w Nerrvarze, mieście oddalonym o pięć dni drogi stąd, wiecznie zapracowany, nie miał czasu odwiedzać ojca na wsi
Wat? Czyli facet jest zwykłym rzemieślnikiem, który - z sobie tylko znanych powodów - opuścił cech i wyemigrował z miasta na wieś, ale jego syn jakimś cudem jest wysoko postawionym urzędnikiem? Jak to w ogóle działa? Kto w ogóle dopuścił syna kmiecia (czy też faceta z pospólstwa) do pełnienia ważnej funkcji? Kto opłacił jego - niewątpliwie kosztowną - edukację? W końcu to nie jest tak, że w średniowieczu był powszechny dostęp do edukacji, a dzieci miały wręcz obowiązek chodzić do szkoły. O tym, że pełnienie ważnych funkcji było zarezerwowane dla szlachetnie urodzonych (albo przynajmniej bogatych i wpływowych) wspominać już nawet nie będę. Naprawdę, czy to opowiadanie nie może pozostawać w zgodzie nawet z elementarnymi wiadomościami o tym, jak wyglądało społeczeństwo w epoce, na której ów świat jest bazowany?
Michał123 pisze: (sob 22 sty 2022, 11:32) wymieniał więc tylko listy z synem
I beg you pardon... listy? To on - zwykły rzemieślnik i wieśniak, powtarzam - posiadł elitarną jak na realia średniowiecza umiejętność pisania i czytania? Na dokładkę mają tu tak sprawną (i tanią!) komunikację tudzież służbę pocztową, że synek z ojcem mogą - ot, tak po prostu - regularnie wymieniać się listami? Może jeszcze e-maile piszą i e-booki czytają?
Michał123 pisze: (sob 22 sty 2022, 11:32) Trepko, który słynął z zamiłowania do materialnych rzeczy, wziął jedynie beczkę kiszonej kapusty, dwa worki ziemniaków i nieduży worek złotych monet, który chował pod podłogą
Worek monet. Szczerozłotych. W chałupie ubogiego, wiejskiego kowala, który na co dzień pewnie co najwyżej podkuwa konie albo naprawia sprzęt rolniczy. No, litości. Faktu, iż ten sam kowal ma w domu tapicerowane meble, komentować nawet nie będę. Jeśli się jeszcze okaże, że ma tam łoże z baldachimem, porcelanową zastawę i plantację tytoniu, nawet się nie zdziwię.
Michał123 pisze: (sob 22 sty 2022, 11:32) Chociaż żył prosto, to był zadowolony ze swego żywota.
I znowu - facet jest kołodziejem. Prostym rzemieślnikiem. Mieszkającym na wsi. Jak miałby nawet rozważać inny tryb i styl życia, niż prosty?
Michał123 pisze: (sob 22 sty 2022, 11:32) Co najmniej pięć tuzinów wrzeszczących wojowników w czarno-czerwonych barwach z chustami na twarzach.
Red and Black and Evil All Over, jako rzecze TV Tropes. A te chusty to chyba z westernu jakowegoś tu przywędrowały...

To tyle, jeśli chodzi o wiarygodność świata przedstawionego. Niestety, są tu też inne mankamenty. Widać wyraźnie, że naprawdę się starasz, aby postacie w tym utworze przemawiały cokolwiek staroświecką polszczyzną, ale efekt jest... cóż, nierówny. Stąd na przykład pośród czegoś, co generalnie całkiem nieźle udaje wiejską gwarę, zdarzają się takie anachronizmy, jak "alarm" (a "larum" na przykład nie brzmiałoby lepiej?). W innych wypadkach stosujesz formy, co do których jestem pewien, że są po prostu błędami językowymi, a nie przestarzałą formą odmiany (vide "z dzieciami uciekam").

W kwestii ogólnie językowej jest natomiast... no, ogólnie nieźle, ale i bez zachwytów. Jak napomknąłem wcześniej, masz ewidentny problem z umiejętnym wykorzystaniem składni czy też akapitów, przez co tworzą się tutaj albo zdania złożone, które można by spokojnie rozbić na dwa mniejsze (na przykład już pierwsze zdanie), albo ściany tekstu, które wyglądają na nieprzyjazne użytkownikowi. Miewasz też ciągoty do nadużywania pewnych form ekspresji, na przykład przymiotników lub form pochodnych (vide inwazja imiesłowów w zdaniu "Bryzgnęła krew, a trzask pękających kości zlał się z charczącym stęknięciem leżącego człowieka"). Co gorsza, są to częstokroć błędy zauważalne już na pierwszy rzut oka. Naprawdę, czasem wystarczy po prostu samemu uważnie przeczytać tekst przed pokazaniem go komukolwiek, żeby wyłapać takie kwiatki.

Ale głównym mankamentem wydaje mi się nadal to, o czym mówiłem na samym wstępie - nie widać, żeby autor miał dostateczne rozeznanie w tym, o czym pisze.

Opowiadanie wyjęte z pewnej poweści fantasy

3
W ocenie ogólnej: fragment jest zwyczajnie nudny. Jakaś historia z życia zupełnie nie obchodzącego mnie bohatera, poranne rytuały tego samego, nie obchodzącego mnie bohatera, jego śmierć (muszę zaznaczać, że szczególnie mnie nie wzruszająca?). Brakuje temu wszystkiemu albo emocji (bo te z przemyśleń kołodzieja są bardzo wymuszone), albo dynamizmu.
Michał123 pisze: (sob 22 sty 2022, 11:32) Zarobione pieniądze przeznaczał głównie na pomoc sierotom, których w jego wsi,
To jak dla mnie takie bardzo, bardzo na siłę wciskanie czytelnikowi: patrzcie, ten bohater to taki dobry człowiek, przejmujcie się nim!
Michał123 pisze: (sob 22 sty 2022, 11:32) Wpadli do wsi z impetem, zrazu zaskoczeni, że nikogo nie zastali.
Strasznie głupi ci najeźdźcy. Dali uciec ludziom z sąsiedni wsi, nie śpieszyli się szczególnie i zaskoczeni, że tutaj prawie wszyscy uciekli?
Michał123 pisze: (sob 22 sty 2022, 11:32) a jego martwe oczy, mimo iż zdawały się wpatrywać w gałęzie szumiące nad głową, nie widziały już nic.
Porównując ze zdaniem z drugiego wrzuconego na wery fragmentu
Michał123 pisze: (czw 20 sty 2022, 12:09) Martwe twarze pokonanych nie mówią nic.
To bardzo podobne konstrukcje. Nie przywiązuj się za bardzo do jednej, poetycko brzmiącej frazy, bo podejrzewam, że użyłeś jej jeszcze w pary miejscach. Zwróć na to uwagę.
Michał123 pisze: (sob 22 sty 2022, 11:32) Sam kasztelan Ulyan miał dziś zjawić się w obejściu Kołodzieja, by odebrać cztery nowe koła do wozu jego żony. Był w końcu cenionym przez wszystkich rzemieślnikiem i szanowanym człowiekiem.
Michał123 pisze: (sob 22 sty 2022, 11:32) tłumacząc się, że nie zniesie podróży. Po prawdzie miał trochę racji, bowiem gdy był młodszy, regularnie odwiedzał syna, jego żonę i dwie wnuczki. (...) Jednak już od czterech lat nie podróżował do miasta z uwagi na słabnące zdrowie, wymieniał więc tylko listy z synem, a z czasem i to coraz rzadziej.
Poprawcie mnie, jak się mylę, ale ja jednak robienie kół wiążę z wysiłkiem fizycznym. Więc albo bohater jest jeszcze sprawnym rzemieślnikiem, albo zniedołężniałym dziadkiem.
Jagoda, elfy i świnki morskie

Opowiadanie wyjęte z pewnej poweści fantasy

4
Der_SpeeDer pisze: (pt 28 sty 2022, 14:29) Na samym wstępie chciałbym zakwestionować sens i celowość zapodawania nam fragmentów wyrwanych gdzieś ze środka utworu - tak, że w ogóle nie znamy kontekstu ani nie wiemy, o co tu w ogóle chodzi. Naprawdę nie lepiej byłoby pokazać po prostu pierwsze kilka rozdziałów?
To opowiadanie samo w sobie jest w dużym stopniu wyjęte z kontekstu całej powieści, o czym napisałem wcześniej. Dlatego uznałem, że to dobra próbka, którą mogę przedstawić na forum, a która nie wymaga od czytelnika znajomości szerszego tła powieści.
Der_SpeeDer pisze: (pt 28 sty 2022, 14:29) kolejny z rzędu przypadek, gdy ktoś bierze się za pisanie klasycznego fantasy osadzonego w realiach (pseudo) średniowiecza... po czym zdradza brak znajomości realiów tej epoki i dokonuje (świadomie lub nie) jej mariażu ze współczesnym światem.
Nie zamierzam kopiować tu średniowiecza, czy wyłącznie średniowiecza. Czerpię zarówno ze Średniowiecza, jak i starożytności, zwłaszcza cywilizacji Rzymu, ale nie tylko. Średniowiecze, powiedzmy, jest górnym limitem poziomu technologicznego, chociaż jak dobrze wiemy, w niektórych kwestiach osiągnięcia starożytności stały wyżej od epoki Średniowiecza. Niemniej czerpię z historycznych wzorców ostrożnie i świadomie, jednak nie jest to w żadnym wypadku powieść historyczna bo od tego tylko krok do dyskusji, czy mówimy bardziej o średniowieczu na obszarze Świętego Cesarstwa Rzymskiego, czy może o średniowieczu na terenach Chanatów i będziemy roztrząsali porządki polityczne, struktury społeczne i całą resztę. A nie o to tutaj chodzi.

Toteż wszelkie uwagi dotyczące zwyczajów, prawa, ustroju, zastosowania pieniędzy, obecności tapicerowanych krzeseł i całej reszty, pozwolę sobie pominąć...
Der_SpeeDer pisze: (pt 28 sty 2022, 14:29) Naprawdę, odłóż na chwilę te wszystkie komputerowe RPG, w które grasz i poczytaj trochę mądrych książek o tym, jak się w owych czasach rzeczywiście żyło.
...a takie uwagi są zwyczajnie niepotrzebne i jakby to powiedzieć... trochę mało eleganckie. Dlaczego? O tym wyżej.
Der_SpeeDer pisze: (pt 28 sty 2022, 14:29) Zdaje się, że ktoś inny pod twoim drugim fragmentem tej samej powieści wskazywał na brak akapitów. Tutaj też widzę ów brak.
Opowiadanie złożone jest z pięciu akapitów. Najkrótszy ma 117 słów, zaś najdłuższy 697 i to dlatego, gdyż posiada część dialogową. Co jest tutaj nie tak?
Der_SpeeDer pisze: (pt 28 sty 2022, 14:29) Nie mówię, że średniowieczna wieś licząca dwie setki mieszkańców jest czymś niemożliwym, ale... no, zwraca uwagę, co najmniej.
No spójrz sam - zwraca uwagę, a w tekście stoi jak byk, że to "duża wieś". Nie jest wspomniane, że to po prostu wieś, nie mówiąc o tym, że nie napisałem "niewielka osada". Napisałem "duża wieś", co samo przez się sygnalizuje, że nie jest to zwykła sprawa.
Der_SpeeDer pisze: (pt 28 sty 2022, 14:29) Red and Black and Evil All Over, jako rzecze TV Tropes. A te chusty to chyba z westernu jakowegoś tu przywędrowały...
Wychwyciłeś, że zestawienie czarno-czerwonych kolorów nie jest przypadkowe, lecz z jakiegoś powodu postanowiłeś wykorzystać to jako przytyk. I zdaje się, że chusty na twarzy nie są wynalazkiem westernowym. Chyba że o czymś nie wiem, A 3/4 twojej wypowiedzi próbuje mi udowodnić, że wiem niewiele. Wykładowcą akademickim na wydziale historii nie zostanę i nie twierdzę, że wiem dużo, natomiast z tym, że wiem niewiele mimo wszystko nie mogę się jednak zgodzić ;)
Der_SpeeDer pisze: (pt 28 sty 2022, 14:29)alarm
Przyznaję, tutaj "larum" sprawdziłoby się lepiej, chociaż też samo słowo alarm, umówimy się, nie jest jakimś kardynalnym błędem.
Der_SpeeDer pisze: (pt 28 sty 2022, 14:29) W innych wypadkach stosujesz formy, co do których jestem pewien, że są po prostu błędami językowymi, a nie przestarzałą formą odmiany (vide "z dzieciami uciekam").
Owszem, są to błędy, a jeśli nie błędy, to na pewno niepoprawne formy. Tylko czy anachronizmy są jakiś sztywnym zbiorem słów i reguł? Jeśli chodzi o narzędnik rzeczownika "dzieci", to u wielu starszych osób pochodzących ze wsi z obszarów wschodnich słyszałem dokładnie taką formę "z dzieciami".

Der_SpeeDer pisze: (pt 28 sty 2022, 14:29) Jak napomknąłem wcześniej, masz ewidentny problem z umiejętnym wykorzystaniem składni czy też akapitów, przez co tworzą się tutaj albo zdania złożone, które można by spokojnie rozbić na dwa mniejsze (na przykład już pierwsze zdanie), albo ściany tekstu, które wyglądają na nieprzyjazne użytkownikowi. Miewasz też ciągoty do nadużywania pewnych form ekspresji, na przykład przymiotników lub form pochodnych (vide inwazja imiesłowów w zdaniu "Bryzgnęła krew, a trzask pękających kości zlał się z charczącym stęknięciem leżącego człowieka").
Za te uwagi szczerze dziękuję. Są cenne. Natomiast czy to są błędy i jaką mają wagę - "inwazja imiesłowów" - zgrabnie powiedziane. Tylko czy w przytoczonym przez Ciebie zdaniu to tak autentycznie kłuje w oczy? Być może nadużywam owych pewnych form ekspresji? Niewykluczone.
Der_SpeeDer pisze: (pt 28 sty 2022, 14:29) Naprawdę, czasem wystarczy po prostu samemu uważnie przeczytać tekst przed pokazaniem go komukolwiek, żeby wyłapać takie kwiatki.
I szczerze nie wiem, o jakich kwiatkach mówisz. Być może po prostu nie dostrzegam tego, co Ty. "Bryzgnąć" jest tak samo poprawną formą "jak bryznąć".
Der_SpeeDer pisze: (pt 28 sty 2022, 14:29) Ale głównym mankamentem wydaje mi się nadal to, o czym mówiłem na samym wstępie - nie widać, żeby autor miał dostateczne rozeznanie w tym, o czym pisze.
Cóż... może po przeczytaniu mojego komentarza spojrzysz nieco inaczej. W każdym razie - nie robię z tego kroniki historycznej umiejscowionej w ramach średniowiecznej Europy Środkowo-Zachodniej.

Dodano po 1 godzinie 13 minutach 34 sekundach:
jagoda139 pisze: (pt 28 sty 2022, 15:19) W ocenie ogólnej: fragment jest zwyczajnie nudny. Jakaś historia z życia zupełnie nie obchodzącego mnie bohatera, poranne rytuały tego samego, nie obchodzącego mnie bohatera, jego śmierć (muszę zaznaczać, że szczególnie mnie nie wzruszająca?). Brakuje temu wszystkiemu albo emocji (bo te z przemyśleń kołodzieja są bardzo wymuszone), albo dynamizmu.
Kurczę, szkoda ;)
jagoda139 pisze: (pt 28 sty 2022, 15:19) To jak dla mnie takie bardzo, bardzo na siłę wciskanie czytelnikowi: patrzcie, ten bohater to taki dobry człowiek, przejmujcie się nim!
No trochę tak. Taki był zamiar.
jagoda139 pisze: (pt 28 sty 2022, 15:19) Strasznie głupi ci najeźdźcy. Dali uciec ludziom z sąsiedni wsi, nie śpieszyli się szczególnie i zaskoczeni, że tutaj prawie wszyscy uciekli?
No jak widać spodziewali się kogoś, więc byli zdziwieni, że wieś stoi zupełnie pusta. Spieszę z wyjaśnieniem - nie ma tu przypadku ;)
jagoda139 pisze: (pt 28 sty 2022, 15:19) To bardzo podobne konstrukcje. Nie przywiązuj się za bardzo do jednej, poetycko brzmiącej frazy, bo podejrzewam, że użyłeś jej jeszcze w pary miejscach. Zwróć na to uwagę.
Tak, to bardzo słuszna uwaga :) Sam złapałem się na tym dopiero wrzucając tutaj to drugie opowiadanie. Tylko że od prologu oddziela je blisko 100 stron, a w całym tekście, jaki mam obecnie, tj. prawie 300 stron, podobne zwroty nie pojawiają się ani razu. Nie kłamię! ;)
jagoda139 pisze: (pt 28 sty 2022, 15:19) Poprawcie mnie, jak się mylę, ale ja jednak robienie kół wiążę z wysiłkiem fizycznym. Więc albo bohater jest jeszcze sprawnym rzemieślnikiem, albo zniedołężniałym dziadkiem.
Tak, to prawda. Natomiast wyszedłem z założenia, że wysiłek związany z rzemiosłem to inna kwestia, niż niedogodności podróżowania, które to w czasach około średniowiecznych do łatwych nie należały. I tym założeniem się kierowałem. Dorzucając do tego niechęć do zmiany miejsca i przemieszczania się na znaczne odległości właściwą dla ludzi starszych nasz bohater siedzi we wsi na tyłku. Z uwagi na ową niechęć właśnie dodałem "miał trochę racji".

Dzięki za poświęcony czas i komentarz :) No widzę, że ewidentnie pojawia się tu i w prologu problem "nieatrakcyjności". Tekst nie zaciekawia, nie wzbudza emocji, nie zatrzymuje. To trudna kwestia, którą będę musiał przerobić ;) Chociaż niewykluczone, że wynika to z faktu, iż oba teksty są bądź co bądź trochę wyrwane z całości.
Rem tene, verba sequentur (Trzymaj się tematu, a słowa przyjdą same)
Katon Starszy, zwany Cenzorem

Opowiadanie wyjęte z pewnej poweści fantasy

5
U mnie brak emocji w odbiorze wynika z faktu, że bohater nie działa, nie ma celu, do którego dąży w scenie i nie ma wpływu na żadne wydarzenia. Po prostu wstaje rano, tylko przygląda się wszystkiemu (wspominając przy tym, jak to kiedyś, czyli w młodości, było lepiej ;)) i na końcu z rezygnacją poddaje się swojemu losowi (a mógłby mieć na przykład zadanie okłamania/zwodzenia najeźdźców). W życiu tak zwykle jest, natomiast w opowieści prozaiczność nie jest szczególnie atrakcyjna.
Oczywiście, w przypadku, gdy prowadzi się od początku do końca powieści jednego/dwóch bohaterów, takie przestoje „wyjaśniające” mogą się zdarzyć, natomiast przy bohaterze, który ma wystąpić na kilku raptem stronach i zginąć, to ryzykowne.
Był kurier u Sapkowskiego, wprowadzony na takiej właśnie zasadzie, przy czym był zapamiętywany, bo miał cel i działał w swoje scenie, choć celu nie osiągnął (ale to jest inna sprawa, plus dochodzi też kwestia charakterystycznego stylu autora).

Jeśli chodzi o scenografię, to nie musi być traktat historyczny, lecz realia powinny zostać opisane w sposób przekonujący. Dla mnie nie są, zarówno jeśli chodzi o specyfikę pracy kołodzieja, jak i ogólną organizację życia w takiej wsi.
A z detali, uciekinierów było prawie dwa tuziny, czyli koło 20, lamentujących i przekrzykujących się ludzi (czyli chaos), ale nasz bohater w jednym spojrzeniu widzi, że:
Michał123 pisze: (sob 22 sty 2022, 11:32) Niektórzy mieli zakrwawione odzienie, nikt nie był jednak wyraźnie ranny.
"Kiedy autor powiada, że pracował w porywie natchnienia, kłamie." Umberto Eco
Więcej niż zło /powieść/
Miłek z Czarnego Lasu /film/

Opowiadanie wyjęte z pewnej poweści fantasy

6
Jak widać niektórzy krytykę wykorzystują jako wymówkę do robienia przytyków autorowi i łechtania własnego ego. Tyle rzeczowych porad obtoczonych buractwem. Znajomość realiów średniowiecza zgłębiona, teraz może czas na naukę kultury osobistej. Myślimy schematycznie i w ten sam schematyczny sposób uchodzą naszej uwadze pewne oczywistości, nieważne ile razy przeczytamy tekst. Czasami brakuje nam po prostu perspektywy kilku dni a czasami paru miesięcy. Po to potrzebna nam druga osoba, żeby od razu je wyłapać. Wydawało mi się, że to forum służy między innymi do pomocy i zachęty początkującym pisarzom.

Dla mnie fragment całokształtem stoi wyżej niż poprzedni z mewą. Nie nudził, ale nazbyt interesujący też nie był. Wydaje mi się, że spotykałem się z takimi pobocznymi mikro wątkami w książkach i były przedstawione wg podobnych schematów. Też nienadmiernie ciekawie, właśnie jako odskocznie między rozdziałami lub poszerzenie perspektywy jakiś znacznych decyzji, skutków wydarzeń oraz jako zwolnienie tempa narracji. Dlatego nie uważam by brak zaangażowania w losy postaci przez czytelnika był tu czymś bardzo złym.
Nie mam problemów z akapitami. Poza tym zgadzam się z powyższymi zarzutami, nic produktywniejszego nie wymyślę. Stylistycznie brzmi to lepiej niż ostatnio. To tak ku pokrzepieniu.

Rubia edit: Uprzejmie proszę o powstrzymanie się od wypowiedzi na temat komentarzy innych użytkowników. Autor krytykowanego tekstu sam ma możliwość reagowania w sytuacji, gdy poczuje się dotknięty czyimś komentarzem. Oceniamy tutaj wyłącznie teksty, a zarzucanie innym komentatorom, że działają z niskich pobudek narusza dobre obyczaje, jakich staramy się tu przestrzegać. Polecam ponowną lekturę regulaminu.
Przecinki. A niech was diabli.

Opowiadanie wyjęte z pewnej poweści fantasy

7
Aktegev pisze: (pt 28 sty 2022, 18:22) U mnie brak emocji w odbiorze wynika z faktu, że bohater nie działa, nie ma celu, do którego dąży w scenie i nie ma wpływu na żadne wydarzenia.
Owszem, jest bardzo pasywny. Taki był mój zamiar :) Jak napisałem na początku, ta historia ma związek z tytułem rozdziału ("Trudne Wybory"), no i nasz bohater dokonał takiego wyboru, posługując się cudzymi rękoma. Niemniej szkoda, że treść nie jest angażująca ;)
Aktegev pisze: (pt 28 sty 2022, 18:22) Jeśli chodzi o scenografię, to nie musi być traktat historyczny, lecz realia powinny zostać opisane w sposób przekonujący. Dla mnie nie są, zarówno jeśli chodzi o specyfikę pracy kołodzieja, jak i ogólną organizację życia w takiej wsi.
Kołodziej - ok, tu już wyżej zostało powiedziane. Natomiast jeśli chodzi o organizację życia wsi - mogłabyś wskazać coś konkretnego, co rzuca Ci się w oczy? Pytam, by złapać jakiś punkt zaczepienia, a być może znów jest coś, czego nie widzę :)
Aktegev pisze: (pt 28 sty 2022, 18:22) A z detali, uciekinierów było prawie dwa tuziny, czyli koło 20, lamentujących i przekrzykujących się ludzi (czyli chaos), ale nasz bohater w jednym spojrzeniu widzi, że:
Tworząc w głowie tę scenę wysnułem obraz grupy, gdzie wszyscy stoją prosto i nikt nie odstaje tempem, ergo wszyscy są sprawni = nie są poważnie ranni. Być może ze wsi uszli również ludzie ciężko ranni, ale zostali pozostawieni przez resztę uciekinierów? To pozostawiam w nawiasie, w sferze domysłów.

Kyre,
Dzięki ;)
Rzecz właśnie w tym, że choćby i najcięższą krytykę da się przedstawić życzliwie, a przynajmniej mniej agresywnie, ale jak widać, nie każdy czuje taką potrzebę. Nie ma co ;)
Kyre pisze: (pt 28 sty 2022, 18:35) Dla mnie fragment całokształtem stoi wyżej niż poprzedni z mewą.
Przynajmniej tyle, że mogę uznać, iż na przestrzeni stu stron dzielących prolog od tego tekstu zrobiłem jakiś postęp ;) Ale też dzięki komentarzom tutaj i pod poprzednim tekstem widzę, ile jeszcze pracy przede mną. Nie pozostaje nic innego, jak wyciągnąć odpowiednie wnioski i brać się do roboty :)
Rem tene, verba sequentur (Trzymaj się tematu, a słowa przyjdą same)
Katon Starszy, zwany Cenzorem

Opowiadanie wyjęte z pewnej poweści fantasy

8
Nie podoba mi się stylizowanie na "słowiańszczyznę" - Thardo Kołodziej kojarzy się z Piastem Kołodziejem. To samo stylizowana mowa. I tu przytaknę Der_ SpeeDerowi - co prawda to Twój świat - ale jeśli to ma być (pseudo) średniowiecze, to po prostu jest ten tekst niewiarygodny. Garniec ze złotem, tapicerowane krzesła, syn urzędnik itp. itd. Fabularnie? Może być. I przyznam, że piszesz całkiem ok, czytałem gorsze opowiadania. Tyle ode mnie - powodzenia i pozdrawiam.

Opowiadanie wyjęte z pewnej poweści fantasy

9
RebelMac pisze: (sob 29 sty 2022, 12:45) Thardo Kołodziej kojarzy się z Piastem Kołodziejem.
Przyznaję - podobieństwo przypadkowe i zupełnie niezamierzone.
Natomiast stylizowanie - piszę po polsku i korzystam z dobrodziejstw naszego bogatego języka. Chłopi, występujący w ten scenie, mówią po chłopsku. Rycerze, urzędnicy, wszelkiej maści wyżej urodzeni mówią właściwym sobie stylem.
RebelMac pisze: (sob 29 sty 2022, 12:45) ale jeśli to ma być (pseudo) średniowiecze, to po prostu jest ten tekst niewiarygodny. Garniec ze złotem, tapicerowane krzesła, syn urzędnik itp.
Pseudo-średniowiecze to najprostsza rama, w jaką można wcisnąć powieść fantasy. Natomiast jak napisałem wyżej, nie chcę ograniczać się do tego jednego kawałku świata w tym jednym odcinku czasu. Jeśli mój tekst kiedyś się ukaże, czytelnicy z pewnością odnajdą tam równie wiele odwołań chociażby do Starożytnego Rzymu. Te nieszczęsne tapicerowane krzesła - pojawiały się chociażby właśnie Rzymie, Grecji, również w Chinach. Nie jako coś powszechnego, ale właśnie wyjątkowego, chociaż też nie nieosiągalnego. Wydaje mi się, że w tekście zaznaczyłem dość wyraźnie, że nie jest to typowy mebel na wyposażeniu standardowej, wiejskiej chaty ;) Czy to przesada? Być może.
Zaś sama nasza wieś - leży niedaleko granicy, blisko głównego szlaku wylotowego. Nie jest to namiastka Jedwabnego Szlaku, ale też nie mówimy o wsi na końcu świata. Zanim czytelnik dotrze do tego opowiadania będzie miał okazję przekonać się, że przedstawiony w książce kraj jest cywilizowanym i uporządkowanym państwem. Co do jednego mogę się zgodzić w 100% - ze złotymi monetami trochę mnie poniosło. Ale też sam pieniądz nie jest wynalazkiem XX wieku. Zdaje się, że te jako takie wymyślili Fenicjanie dobrych kilkaset lat przed tym, jak Romulus i Remus wbili pierwsze łopaty nad brzegiem Tybru.
Nie wiem, być może na podstawie tego krótkiego opowiadania odnieśliście wrażenie, że na lekcjach historii regularnie spałem na wszystkich poziomach edukacji, ale chcę to zdementować ;) Chociaż nie przeczę, że pewne kwestie nadal powinienem dopracować.
Także dzięki za komentarz :)
Rem tene, verba sequentur (Trzymaj się tematu, a słowa przyjdą same)
Katon Starszy, zwany Cenzorem

Opowiadanie wyjęte z pewnej poweści fantasy

10
Michał123 pisze: (sob 22 sty 2022, 11:32) Leżał na swej ławie, patrzył się w stare belki pod strzechą i słuchał szumu potężnej lipy, która rosła obok jego chatki na uboczu.
"Swej" do wywalenia. To opcja domyślna. Gdyby leżał na cudzej, to warto by wtedy zaznaczyć.
Michał123 pisze: (sob 22 sty 2022, 11:32) cień wielkiego drzewa roztaczającego się nad skromną chałupą.
"roztaczający się" (cień)
Michał123 pisze: (sob 22 sty 2022, 11:32) Sam kasztelan Ulyan miał dziś zjawić się w obejściu Kołodzieja, by odebrać cztery nowe koła do wozu jego żony. Był w końcu cenionym przez wszystkich rzemieślnikiem i szanowanym człowiekiem.
Uważaj na podmioty domyślne. Podmiotem pierwszego zdania jest kasztelan. Więc z drugiego wychodzi na to, że kasztelan był cenionym rzemieślnikiem.
Michał123 pisze: (sob 22 sty 2022, 11:32) Był w końcu cenionym przez wszystkich rzemieślnikiem i szanowanym człowiekiem. Trzeba więc posprzątać i uporządkować obejście, aby dom i jego otoczenie, mimo iż skromne, mogły się prezentować jako tako. Kółko, mimo iż był szanowanym kołodziejem i na brak roboty nie narzekał, to żył skromnie, bo i wiele od życia nie oczekiwał.
Podkreślenie - na krótkim odcinku powielasz informację. Pogrubienie - powtórzenia.
Michał123 pisze: (sob 22 sty 2022, 11:32) Nagle Kółko usłyszał jakieś krzyki z oddali, a za chwilę dostrzegł też blask pochodni. Wstał z ławki początkowo chcąc wyjść hałasowi naprzeciw, schował się jednak zaraz za grubym pniem lipy, uznał bowiem, że lepiej zachować przezorność. Wzrok miał dobry, ze słuchem jednak było już gorzej, toteż źródło hałasu musiało zbliżyć się znacznie, by z krzyków zaczął rozpoznawać słowa. Jak się wkrótce okazało, było to rozpaczliwe wołanie o pomoc.
Jak dla mnie mocno przegadany fragment, co rozbija nieco ewentualne napięcie (jeśli chciałeś tu takowe zbudować).
Michał123 pisze: (sob 22 sty 2022, 11:32) grupa ludzi, na którą składali się mężczyźni i kobiety w każdym wieku wraz z dziećmi, natychmiast skierowała się ku niemu, przekrzykując się wzajemnie i lamentując. Niektórzy mieli zakrwawione odzienie, nikt nie był jednak wyraźnie ranny.
No i znowu. To brzmi jak opis z programu przyrodniczego. Nie oddaje chaosu, paniki, nie buduje napięcia.
Michał123 pisze: (sob 22 sty 2022, 11:32) Czuł w duszy, że takiej podróży, na jaką szykują się teraz sąsiedzi, mógłby nie wytrzymać. Odmawiał więc każdemu sąsiadowi, a serce jego radowało się, że komuś jednak na nim zależy.
Powtórzenie. I tu może słówko dodam, bo oczywiście jak się powtórzenie zaplącze, to to nie tragedia, ale... Grasz często powtórzeniami. W tym akapicie chwilę wcześniej powtarzasz "syna" raz czy drugi i to, przyjęłam, że świadomie. Zresztą tworzyło spoko rytm. Ale kiedy świadome powtórzenia mieszają się z przypadkowymi, to potrafi odjąć efekt tym pierwszym.
Michał123 pisze: (sob 22 sty 2022, 11:32) Siedział tak i myślał nad całym swoim życiem. Chociaż żył prosto, to był zadowolony ze swego żywota. Jedyne, czego żałował, to tego, że relacja z synem nie wyglądała najlepiej, wszak ten zupełnie nie interesował się starym ojcem w ostatnim czasie. Ale przynajmniej wiodło mu się w życiu, miał swoje sprawy.
No i tu już tego żyćka w najróżniejszych odmianach za dużo. Zwłaszcza w drugim zdaniu to wygląda źle.
Michał123 pisze: (sob 22 sty 2022, 11:32) Thardo widział, jak z chat i obejść wyprowadzane są zwierzęta oraz wynoszone są co bardziej wartościowe rzeczy, głównie zaś żywność, a po chwili splądrowane budynki stawały w ogniu.
Przydałoby się to zdanie podzielić.

Koncepcja, żeby pokazać człowieka, któremu już nie zależy, który poddaje się losowi i w oparciu o niego dać obraz bezwzględnego świata jest generalnie niezła. Ale niestety, w moim odczuciu realizacja zawodzi. Tekst jest przegadany, strach ludzi jest niewyczuwalny, bohater nie jest pogłębiony.
Jak ja to widziałam...
Wbiegli poranieni uchodźcy z krzykiem. Ktoś wrzasnął "cichajta" i już ucichli, wyjaśnili, co trzeba i razem z resztą wsi zbierają się w drogę. Ludzie ze wsi pakują się zgrabnie, raz-dwa, troszczą się o sąsiada, odchodzą. Żadnej histerii, płaczu, rozpaczy. Oni przecież tracą cały wielopokoleniowy (wspomnienie o pradziadku Thardo sugeruje, że wieś ma długą historię) dobytek. To ja już chyba byłam w większych emocjach jak raz mój budynek ewakuowała straż pożarna, choć raczej było wiadomo, że nic takiego się nie stanie, a alternatywne lokum miałam dwadzieścia minut od domu. I oczywiście reakcja tych ludzi może być uzasadniona (np. żyją w takim rejonie, gdzie najazdy są na porządku dziennym i jakoś się z zaczynaniem życia od nowa oswoili), ale w żaden sposób tego nie sugerujesz.
Dalej Thardo. Znów, moim zdaniem, niezrealizowany potencjał. Bo z takiego człowieka, który poddaje się śmierci, który woli życie krótsze od trochę dłuższego, ale spędzonego na poniewierce może być ciekawy bohater. Ale nie dajesz mu się rozwinąć. Dajesz pretekst "bo żona umarła" i już. Dla mnie za mało emocji w tej było nie było trudnej decyzji (nawet jeśli w jakiś sposób "podejmującej się" już od dawna).
No i koniec końców scena najazdu... Ma mało dynamiki, emocji już nie ma mieć skąd, bo ludzi dawno nie ma, a Thardo ma wywalone... Ani porywający opis, ani porywająca fabuła.
Finalnie, niestety, dla mnie nudne.

Do dyskusji o realiach się nie będę włączać. Daję Ci kredyt zaufania, że te realia się spinają i że w tym miejscu, w którym masz to umieszczone w powieści czytelnik już wie DLACZEGO to działa (i że jest to inna odpowiedź niż: "bo tak"). Zaznaczę tylko, że gdybyś chciał to czy podobne opowiadanie puszczać samopas (jako promocyjne, jako próbę do jakiegoś czasopisma/na portal), to musiałbyś to jakimś kontekstem podeprzeć solidnie. No ale póki co zakładam, że nie taki był cel.

Życzę powodzenia dalej i pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

Opowiadanie wyjęte z pewnej poweści fantasy

11
Nadal nie potrafię zawiesić niewiary z tymi ranami. Chodzi o to, że jeżeli podbiega do człowieka grupa lamentujących i przekrzykujących się ludzi (czyli, nie, wcale nie stoją prosto i nie czekają aż Kółko ich dokładnie obejrzy, nie tak ich opisałeś), w zbrudzonych od krwi ubraniach, naprawdę trudno tak przelotnie stwierdzić, czy to krew od ich ran, czy jednak nie. Tu też pojawia się pytanie o narrację, czy jest to narracja z punktu widzenia Kółko, czy narrator wszechwiedzący? W przypadku tego drugiego taka informacja może paść jak najbardziej, natomiast od początku sceny starasz się budować narrację przyklejoną do postaci kołodzieja (narrator patrzący jego oczami).

Co do wsi. Jest taki frazeologizm „wstawać razem z kurami” i on się nie wziął w naszym języku bez powodu – kiedyś, zwłaszcza na wsi, tak właśnie było, ludzie wstawali bardzo wcześnie. Mamy świt a na nogach jest tylko stary kołodziej i kowal, trudno w to uwierzyć. Gdzie dzieci, które mają ten irytujący zwyczaj budzenia się przed rodzicami i zabierania im snu? Gdzie starsi synowie kowala, a jeśli ich nie ma to parobkowie, którzy razem z nim pracują lub się przyuczają do zawodu. I dalej, jeśli wieś ma kowala i dobrego kołodzieja, to nie pierwsza lepsza wieś (piszesz, że ludzie mieszkają tu już kilka pokoleń), zatem, gdzie jakiekolwiek umocnienia wsi? Do kogo należy wieś, do kasztelana? Czy właściciel wsi, kimkolwiek jest, nie chroniłby lepiej takiej własności (dobry kowal i kołodziej jest swoje wart)? I właściwie, dlaczego kasztelan nie ma dobrego kołodzieja u siebie, tylko się fatyguje na wieś? Byłoby to dla mnie zrozumiałe, gdyby Lipowo leżało blisko kasztelu.

Uwagi odnośnie organizacji obronnej wsi, dotyczą również, a może przede wszystkim, Brzozowa. 200 osób to naprawdę spora osada, która może przynosić duży dochód. Takiej własności nie pozostawia się bez ochrony i nie powstają rozrzucone na mapie przypadkowo. Nawet jeśli wieś jest tworem na poły demokratycznym, to ludzie zorganizowaliby się obronnie sami, choćby przed przyrodą. Takiej osady nie bierze się tak łatwo z pędu. Zakładając jednak, że zbóje dali radę, to nie ma szans, żeby splądrowali ją przez noc i rano ruszyli na kolejną. Samo wyprowadzenie z niej żywego inwentarza już chwilę potrwa, chyba, że to jacyś ultra bogaci zbóje, którzy mogą sobie pozwolić na marnotrawstwo żywności ;)

Na koniec dodam, że jest to fragment wyrwany ze światotwórczego kontekstu, więc czytając, punktem odniesienia dla wyobraźni jest dla mnie historyczne średniowiecze. Dlaczego? Choćby kieruje na to tytuł „kasztelan”. Starożytna tytulatura była inna.
Michał123 pisze: (sob 29 sty 2022, 13:10) Zaś sama nasza wieś - leży niedaleko granicy, blisko głównego szlaku wylotowego. Nie jest to namiastka Jedwabnego Szlaku, ale też nie mówimy o wsi na końcu świata.
Nie jest to wieś na końcu świata, ale leży 5 dni od miasta? ;)
Michał123 pisze: (sob 29 sty 2022, 13:10) Te nieszczęsne tapicerowane krzesła - pojawiały się chociażby właśnie Rzymie,
W willach patrycjuszy, ewentualnie na pierwszych piętrach insuli (insulae) lub u dobrze prosperującego kupca.
"Kiedy autor powiada, że pracował w porywie natchnienia, kłamie." Umberto Eco
Więcej niż zło /powieść/
Miłek z Czarnego Lasu /film/

Opowiadanie wyjęte z pewnej poweści fantasy

12
Adrianna pisze: (sob 29 sty 2022, 14:13) "roztaczający się" (cień)
Wybacz, obawiam się, że nie rozumiem, co masz tutaj na myśli.
Adrianna pisze: (sob 29 sty 2022, 14:13) Uważaj na podmioty domyślne. Podmiotem pierwszego zdania jest kasztelan. Więc z drugiego wychodzi na to, że kasztelan był cenionym rzemieślnikiem.
Słuszna uwaga.
Adrianna pisze: (sob 29 sty 2022, 14:13) Podkreślenie - na krótkim odcinku powielasz informację. Pogrubienie - powtórzenia.
Tutaj to w ogóle - pozostawię to bez komentarza ;)
Adrianna pisze: (sob 29 sty 2022, 14:13) No i znowu. To brzmi jak opis z programu przyrodniczego. Nie oddaje chaosu, paniki, nie buduje napięcia.
Hm... i znów - trudno się nie zgodzić ;)
Adrianna pisze: (sob 29 sty 2022, 14:13) Powtórzenie. I tu może słówko dodam, bo oczywiście jak się powtórzenie zaplącze, to to nie tragedia, ale... Grasz często powtórzeniami. W tym akapicie chwilę wcześniej powtarzasz "syna" raz czy drugi i to, przyjęłam, że świadomie. Zresztą tworzyło spoko rytm. Ale kiedy świadome powtórzenia mieszają się z przypadkowymi, to potrafi odjąć efekt tym pierwszym.
Tak, w przypadku "syna" jak i w różnych innych miejscach, stosuję te powtórzenia celowo. W tym przytoczonym fragmencie niestety, jak słusznie zauważyłaś, jest to dzieło przypadku. Ech... :)
Adrianna pisze: (sob 29 sty 2022, 14:13) Jak ja to widziałam...
No to tu niestety również muszę Ci przyznać rację - trochę kiepsko to wypadło. Gdzieś po drodze, skupiając się na głównym bohaterze opowiadania zapomniałem, że reszta wsi ma trochę inny pogląd na tę sprawę.
Adrianna pisze: (sob 29 sty 2022, 14:13) No i koniec końców scena najazdu... Ma mało dynamiki, emocji już nie ma mieć skąd, bo ludzi dawno nie ma, a Thardo ma wywalone... Ani porywający opis, ani porywająca fabuła.
A tu dynamiki jako takiej nie ma właśnie z tego powodu - oglądamy to z perspektywy zawężonej oczami głównego bohatera opowiadania. A ten siedzi i ma to gdzieś. Chociaż zgadzam się, na pewno da się tu coś więcej zrobić, by wyglądało to lepiej ;)
Adrianna pisze: (sob 29 sty 2022, 14:13) Zaznaczę tylko, że gdybyś chciał to czy podobne opowiadanie puszczać samopas (jako promocyjne, jako próbę do jakiegoś czasopisma/na portal), to musiałbyś to jakimś kontekstem podeprzeć solidnie. No ale póki co zakładam, że nie taki był cel.
Absolutnie nie taki był cel. Celem było wystawienie do oceny ogólnego poziomu, warsztatu i całokształtu jako takiego. Chociażby to, czy historia i sposób jej przedstawienia w jakiś sposób angażuje czytelnika - już wiem, że średnio. Swoją drogą wcześniej wydawało mi się, że to opowiadanie sprawdza się całkiem dobrze jako samodzielny utwór. Już wiem, że nie. A przynajmniej nie, wtedy gdy pojawiają się pytania o tło. Tutaj tło jest przedstawiane w innych miejscach.

Dzięki :) I również pozdrawiam ;)
Rem tene, verba sequentur (Trzymaj się tematu, a słowa przyjdą same)
Katon Starszy, zwany Cenzorem

Opowiadanie wyjęte z pewnej poweści fantasy

13
Uzupełniając, co napisałam niejasno:
Michał123 pisze: (sob 22 sty 2022, 11:32) Thardo, mimo iż sam był już słusznego wieku, od zawsze pamiętał cień wielkiego drzewa roztaczającego się nad skromną chałupą.
Powinno być: "cień wielkiego drzewa roztaczający się nad skromną chałupą", bo jak rozumiem to cień się tu roztacza, a nie drzewo (drzewo to roztacza ten cień, a nie siebie samego).
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

Opowiadanie wyjęte z pewnej poweści fantasy

14
Adrianna pisze: (sob 29 sty 2022, 14:50) bo jak rozumiem to cień się tu roztacza, a nie drzewo
Tak, masz absolutną rację :ups:
Aktegev pisze: (sob 29 sty 2022, 14:39) Co do wsi (...) Samo wyprowadzenie z niej żywego inwentarza już chwilę potrwa, chyba, że to jacyś ultra bogaci zbóje, którzy mogą sobie pozwolić na marnotrawstwo żywności ;)
Dzięki za to objaśnienie :) To są istotnie rzeczy, które zwyczajnie, ponownie wstyd się przyznać, gdzieś mi umknęły. Za bardzo chyba skupiłem się na zbudowaniu małej, zamkniętej formy opowiadania. Jedynie ostatnią rzecz mogę obronić i to zrobię ;) Na wieś napadła awangarda dużej, zorganizowanej armii, a nie zabłąkana grupa bandytów. Stąd chociażby uzasadniona szybkość przemieszczania się wojsk, bo nie chciałem tu powiedzieć, że grupa napadła w nocy na jedną wieś i w południe ta sama grupa plądruje kolejną osadę.

Kasztelan i cała inna - no to jest ciężki temat, który przypomina spacer po polu minowym. Dla przykładu tytuł "burmistrza". Burgmeister to niemieckie określenie na rządcę miejskiego. Dotyczyło to jednak miast lokowanych na prawie niemieckim. Więc pasuje średnio. Komes? Trochę naciągane, a i tak wykorzystałem ten tytuł do określenia zarządców prowincji. Powiedzmy taki odpowiednik naszego wojewody, który to wojewoda i tak bezpośrednio wywodzi się z łacińskiego comes palatinus, czyli "komesa pałacowego". Żeby tego było mało, kasztelan to również łacińskie określenie, tu akurat comes castellanus.

W każdym razie co zrobić z rządcą miejskim? Sam "rządca miejski" brzmi trochę jak sołtys - zasadniczo nikt ważny. Dosłownie przetłumaczyć burgmeistera jako Mistrza Miejskiego? Tu znów nieuniknione skojarzenie z mistrzem cechowym.
W końcu uznałem, że burmistrz nie jest taki straszny. Podparłem się tym, że u Tolkiena burmistrzowie również wielokrotnie się pojawiają ;) Także zupełnie świadomie, po długim zastanawianiu się wybrałem "burmistrza", a i tak jestem pewien, że znajdzie się wielu takich, którzy podważy ten wybór ;)

Dodano po 2 minutach 51 sekundach:
Aktegev pisze: (sob 29 sty 2022, 14:39) Nie jest to wieś na końcu świata, ale leży 5 dni od miasta? ;)
5 dni od tego, wymienionego w tekście miasta, ale nie od jakiegokolwiek miasta w ogóle ;)
Aktegev pisze: (sob 29 sty 2022, 14:39) W willach patrycjuszy, ewentualnie na pierwszych piętrach insuli (insulae) lub u dobrze prosperującego kupca.
No tak jak powiedziałem - nie był to powszechny mebel. Celowo wykorzystałem ten przedmiot jako chęć krótkiego, ale wyraźnego podkreślenia zamiłowania owego człowieka do zbytku i bogactwa. na które jak widać był w stanie sobie pozwolić, ale które zostawił bez zastanowienia w obliczu zagrożenia życia.
Rem tene, verba sequentur (Trzymaj się tematu, a słowa przyjdą same)
Katon Starszy, zwany Cenzorem

Opowiadanie wyjęte z pewnej poweści fantasy

15
Dla porządku dodam jeszcze, że nie chodzi o to, aby o wszystkich sprawach, o których wspomniałam wyżej, pisać w tak krótkiej scenie, ale żeby wybrać te, które stworzą spójny, prawdopodobny obraz. Na przykład w kwestii syna wystarczyłaby informacja, że nie widzieli się, odkąd tamten wywędrował w świat.
I druga rzecz, gdy bohater dobrze angażuje emocjonalnie, scenografia schodzi na dalszy plan i ewentualne niedociągnięcia mniej rzucają się w oczy :)
"Kiedy autor powiada, że pracował w porywie natchnienia, kłamie." Umberto Eco
Więcej niż zło /powieść/
Miłek z Czarnego Lasu /film/
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron