Sarkofag (Thriller, 18+)

1
Mój debiut na tych łamach. Test pierwotnie brał udział w konkursie literackim, co przekłada się na dosyć poetycką w zamierzeniu formę. Zapraszam do lektury :)
* * *
Gdy przekraczam próg mieszkania, czuję się dziwnie nieswój, jakbym był na kacu.
Nie zaglądałem tu już od dwóch miesięcy, ale na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło. Drzwi trzeszczą, tak jak trzeszczały, grzyb pochłania kolejne centymetry sufitu i nawet wizerunek Ojca Świętego dalej obserwuje mnie, gdy przechodzę przez hol. A jednak to tylko iluzja; nic nie jest już przecież takie samo. Gdzie podział się wiercący dziurę w głowie szum telewizora, gdzie puszki po piwie, gdzie przeszywający smród papierosowego dymu?
Gdzie matka?
W mieszkaniu stoi ktoś inny. Wszedł tu chwilę przede mną; właściwie od miesięcy zawsze wyprzedza mnie o kilka kroków. Ma na sobie dopasowany, czarny garnitur, twarz zdobią okulary w oprawkach, zza których rejestruje każdy najmniejszy ruch. Szkoła próbowała mi wpoić, że to właśnie jemu powinienem zaufać, i że to on powinien zostać powiernikiem moich kłamstw i sekretów… Nigdy nie potrafiłem w to uwierzyć.
– No, chyba możemy zaczynać. Kamera włączona? – Mężczyzna zwraca się do jednego ze swoich ludzi. Oni również się tutaj znajdują, ale jednak jakoś inaczej, płycej. Właściwie niemal ich nie dostrzegam. – Świetnie. Nazywam się Jan Zybertowicz i jestem prokuratorem na rejon Pruszkowa. Znajduję się na ulicy Andrzeja, mieszkania czterdzieści przez dwanaście i rozpoczynam wizję lokalną w sprawie zabójstwa pani Janiny Kowal. Na miejscu jest również syn zabitej i główny podejrzany: Jacek Kowal. – Wskazuje na mnie dłonią, a następnie pyta: – Czy podejrzany czuje się już gotów?
Nie. Łeb mi pęka, przeklęta podłoga nie chce przestać się trząść, a stojący przede mną wilk czyha na najsłabszą nawet woń strachu. Najchętniej bym stąd wybiegł, oparł się o ścianę i wyrzygał całą papkę z więziennej kantyny. Potem wypaliłbym kilka szlugów, jednego po drugim… Może wtedy udałoby mi się odzyskać spokój.
Ale nawet wtedy nie czułbym się gotów na to, co mnie zaraz czeka.
– Tak. – Przecieram nos rękawem. – Co mam robić?
– Niech podejrzany przedstawi po kolei wszystkie wydarzenia i zademonstruje, jak do nich doszło. Ze szczególnym uwzględnieniem przestępstwa.
Kiwam głową i ruszam w stronę drzwi wejściowych, a prokurator, kamerzysta i reszta moich prześladowców podążają za mną niczym cienie.
Pamiętam dzień, dobre dziesięć lat temu, gdy bałem się równie mocno. Grałem w gałę z drużyną w zawodówki i wracałem z meczu; nic nadzwyczajnego, zwykły towarzyski z ogólniakiem z Grodziska. No więc szedłem, trochę zamulony, myślami już na kolejnym meczu, gdy nagle usłyszałem karetkę na sygnale. „Wyłącz ten zasrany głośnik” – tyle pomyślałem w pierwszej chwili. Dlaczego miałbym się przejmować losem jakiegoś korposzczura z mordoru czy starą babą, której wypadł dysk, gdy schodziła ze schodów?
Jakież było moje zdziwienie, gdy wszedłem na nasze osiedle i zobaczyłem matkę leżącą w kałuży krwi z rozbitą butelką przy dłoni… Chciałem podbiec, spytać się jak do tego doszło, ale zanim zdążyłem choćby unieść stopę, jeden z lekarzy odciągnął mnie na bok.
– Niech pan się opanuje… Już dobrze? – zapytał, ale ja zdecydowanie nie czułem się spokojny; najchętniej staranowałbym go i pobiegł w stronę leżącej matki.
Z największym trudem, korzystając z treningu, który przechodziłem codziennie w moim zasranym życiu, stłumiłem drzemiące we mnie emocje. Wtedy zaczęło się przesłuchanie:
– Kim pan jest? Skąd pan zna tę kobietę? Mieszka pan z nią? Czy to pierwszy incydent z użyciem alkoholu?
Słyszałem pytania, każde wbijało się we mnie jak strzał z pistoletu, ale nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
– T… To tutaj. – Wskazuję na drzwi. – Wracałem od Nataszy, mojej dziewczyny. Pochodzi z Ukrainy, cały dzień załatwiałem papier do pobytu czasowego. Trochę mi zeszło, nie chcę nawet zaczynać o kolejkach w urzędzie…
– Gdzie stała matka podejrzanego?
– Oglądała telewizję. Zadzwoniłem do drzwi, usłyszałem, jak wstaje z fotela…
Dzieje się coś dziwnego. Cały czas mówię, słowa wyraźnie wypływają z ust, ale już ich nie słyszę; czuję się, jakbym przelatywał wysoko nad nimi, żył w innym świecie, z inną perspektywą i innymi problemami. Twarz prokuratora blednie, puste mieszkanie powoli zanika; po chwili widzę już tylko zarysy okrytych folią mebli. Biorę kilka głębokich oddechów i przymykam oczy.
Czuję… Czuję spokój.
– A któż to, khe, khe, postanowił przyjść do domu? – Dobiega do mnie przytłumiony głos, dawno temu zniszczony od nadmiaru nikotyny. – Głupia ja. A mówiłam, że już nigdy cię nie wpuszczę…
Spokój niknie. Powietrze staje się duszne, podłoga drży w posadach. Chcę wziąć papierosa, ale coś, jakaś niewidzialna siła, trzyma mnie za ręce, skuła je chyba kajdanami. Czuję się jak małe dzieckiem przerażone perspektywą nadciągającej nieuchronnie kary.
Boję się.
– Właź – matka otwiera drzwi, łańcuch obija się o płytę – i mów, gdzieżeś się podziewał.
Gdy przekraczam próg, lustruje mnie od stóp do głów; intuicyjnie chcę się zakryć, jakbym stał przed naprzeciwko niej nagi. W oczach kobiety widzę całe uczucie, które kiedykolwiek potrafiła wykrzesać, gdy mnie widziała – na pewno nie jest to miłość, ale też nie nienawiść; to coś pomiędzy, jakaś forma uzależnienia, matczyne przywiązanie wynikające chyba tylko z tego, że dwadzieścia szczeć lat temu wyszedłem na świat przez jej pochwę.
– Daj spokój. – Przecieram nos rękawem. – Nataszy pomagałem.
Ściągam buty i wieszam kurtkę na haczyku, a matka cały czas międli to imię na języku; wygląda, jakby przełykała właśnie gorzkie lekarstwo. W końcu zauważa mój wzrok i rusza z powrotem do swojego królestwa, do zmasakrowanego fotela i starej plazmy; akurat leci na niej kolejny odcinek Uwagi TVN. Idę za nią.
– W garze masz resztki po ogórkowej – rzuca jeszcze i zapada się w obiciu.
Podchodzę do kuchenki i nakładam sobie dwie łyżki. Zupa dawno wystygła, gdzieś między ziemniakiem i poćwiartowanym ogórkiem pływa mucha, ale nie będę wybrzydzać. Zaraz skończę jeść i ucieknę do swojego pokoju, do komputera, do odrobiny świętego spokoju…
– Jedz, jedz – pogania mnie matka – bo wystygnie.
No więc jem. Głos podekscytowany dziennikarki cały czas wybija mnie z czegoś, co z braku lepszego określenia można nazwać spokojem. Zupa okazuje się wodnista, nie potrafię skupić uwagi na smaku.
Kręcę łyżką w talerzu, aż w końcu z braku laku zaczynam przyglądać się odwróconej do telewizora kobiecie. Już sam widok dawno niepranego szlafroka sprawia, że chcę zatkać nos, na jej plecach pojawia się coraz to wyraźniejszy garb. Nie umyła dziś głowy, włosy sprawiają wrażenie przetłuszczonych, kolejne siwe pasma coraz wyraźniej rzucają się w oczy. Zapuściła je z powrotem chwilę po rozwodzie z ojcem…
Niespodziewanie matka ścisza telewizor, natychmiast podnoszę wzrok znad talerza.
– Wiesz co? – Pierwszy raz dzisiaj jej głos brzmi, jakby nakładała sobie właśnie balsam na serce. – Czułam, że dzisiaj się pojawisz. Jakieś, cholera, dziwne przeczucie. Do dwunastej stałam nad kuchenką, wcześniej zerwałam się z samego rana, żeby pójść po składniki. – Odwraca się do mnie. – No, powiedz coś w końcu. Co u ciebie?
Cisza.
– Co tu gadać? – Wzruszam ramionami. – Po staremu.
– A u Nataszy?
– Też. – Przecieram nos rękawem. – Stare gówno.
Wpatruje się we mnie jeszcze przez chwilę, ale z każdą kolejną sekundą nadzieja na rozmowę wygasa. W końcu odwraca się i podkręca głośność; w jedzeniu towarzyszy mi już tylko nieprzyjemny głos lektora.
W głowie pojawiają się coraz to mniej przyjemne myśli. Drążą mi dziurę w głowie, są jak dźwięk wiertła po pięciu godzinach spędzonych na budowie. Czy jestem dobrym synem? Czy mogę robić to, co robię? Dlaczego nawet teraz nie potrafię się do niej odezwać? Cały jej świat mieści się na dwudziestu metrach kwadratowych mieszkania, dlaczego nie przychodzę częściej, choćby tylko po to, by zamienić z nią kilka słów?
Miraż powoli się rozmywa. Mrugam oczami, rozglądam się dookoła i powoli uświadamiam sobie, że wróciłem do teraźniejszości. Jestem z powrotem z mężczyzną w czarnym garniturze, najeżdżającą ciągle kamerą i resztą nienawidzącego mnie świata. Prokurator rozgląda się po mieszkaniu, aż w końcu jego wzrok osiada na jednym, jedynym zdjęciu, na którym stoję wspólnie z matką. Zrobiliśmy je nad zalewem; oczy kobiety śmiały się do obiektywu, ja trwałem w jej uścisku. Pamiętam ten moment; myślałem tylko o tym, dlaczego z nią stoję, zamiast leżeć koło Nataszy.
W końcu prokurator się odzywa:
– Wygląda na to, że podejrzany nie miał specjalnie bliskiej relacji z matką?
Przez chwilę milczę, wyglądam, jakbym nie dosłyszał pytania, ale na moim języku trwa prawdziwa walka sprzecznych ripost i protestów. W końcu otwieram usta:
– T… To nie tak. Odwiedzałem ją, dzwoniłem. Bardzo ją kochałem, naprawdę. – Słowa brzmią płasko, tak jakbym wyrażał nimi abstrakcyjne, nieznane ludzkości uczucie. – To wszystko, co się stało, to wszystko to tylko nieszczęśliwy wypadek. Gdyby nie efekt szoku, nigdy nie dociągnąłbym tego do ko…
– Podejrzany nie musi mi się tłumaczyć. Proszę mówić dalej.
Wraca poprzednia scena. Wkładam do ust kolejne łyżki zupy, telewizor jazgocze, kobieta nie odrywa od niego wzroku. A jednak coś się zmieniło; zwracam wzrok w kierunku wychudłej szyi, która nagle, ni stąd, ni zowąd zaczyna… drżeć? Przyglądam się uważniej. Już po chwili nie tylko głowa, ale dłonie, ramiona, w końcu całe ciało trzęsie się; matka wygląda, jakby cały zgromadzony w niej ból miał zaraz wykipieć.
Wmuszam w siebie kilka ostatnich łyżek zupy, niestety za późno; matka odwraca się w moją stronę.
– Ta Natasza… – Akcentuje imię w dziwny sposób, jakbym kazał jej przeczytać wypracowanie w cyrylicy. – Ona znalazła już pracę?
Przełykam ślinę.
– Nie. Ale Szuka. Cały czas szuka.
Kiwa głową.
– Widziałam takie już wcześniej, nie raz i dwa razy. Przyjeżdżają do Polski i szukają naiwniaków, którzy będą je utrzymywać. Stroją się, szepczą miłe słówka, kuszą na każdy ze znanych kobiecie sposobów. – Przerywa na chwilę, oczekując chyba na moją reakcję. Gdy orientuje się, że nic nie powiem, kontynuuje, tak jakby nic nie zaszło: – Problem zaczyna się, gdy ktoś się z nimi zwiąże. Nagle z księżniczki robi się oporna na pracę świnia, która nie widzi świata poza kolejnymi wypłatami pięćset plus. – Wyciąga papierosa z paczki. – Wykorzysta cię. Wykorzysta, a potem zostawi.
Drżę. Chcę podnieść wzrok i stanąć w obronie jedynej osoby, która stanowi jakąkolwiek wartość w moim życiu i wyzwać matkę tak jak ona wyzywała niegdyś ojca. Niech zrozumie w końcu, że nie pozwolę się tak traktować, że również noszę w sobie ten przekazywany z pokolenia na pokolenie gen spierdolenia i jeśli tylko zechcę, mogę go przeciw niej wykorzystać… Niestety, nie potrafię. Słyszę, jak z moich ust wypływa tylko jedno, przepełnione żalem słowo:
– Skończyłaś?
Spogląda na mnie i przez krótką chwilę wygląda, jakby miała absolutną władzę nad wszystkim i nad każdym, jak jakaś pierdolona królowa Kleopatra.
– Nie. Właściwie jest jeszcze coś. – Podnosi się z fotela i rusza w moją stronę. – Wiem, że straciłeś robotę i nie mogę już na ciebie liczyć w kwestii pieniędzy. Ale powiedz mi: Dlaczego nigdy nie mogę na ciebie liczyć? Dlaczego zawsze zamykasz się w swoim pokoju i nie pomyślisz nawet, w jaki sposób mógłbyś mi pomóc? – W oczach stają jej łzy; wskazuje na torbę leżącą na środku pokoju, którą miałem wynieść miesiąc temu. – Dlaczego znajdujesz czas tylko dla niej?
Chciałbym coś powiedzieć, ale nie mogę wydobyć z ust choćby jednego słowa.
– Tak myślałam. – Kiwa głową. – Wiesz, właściwie to odwołuję wszystko, co o niej powiedziałam. Dobraliście się wprost idealnie. – Szczerzy się, odsłaniając pożółkłe zęby. – Dwóch nieudaczników i oszustów prowadzą się nawzajem przez swoje zasrane ży…
Nie kończy ostatniego słowa. Przez ułamek sekundy patrzy na mnie, w jej oczach widzę coś na kształt osłupienia, szoku, że syn byłby zdolny do czegoś tak potwornego. Potem bez krzyku, wrzasku czy próby samoobrony pada na ziemię; jedynym słyszalnym dźwiękiem okazuje się odgłos głowy uderzającej prosto w stojący nieopodal blat.
Po latach tłumienia emocji złość w końcu we mnie wybuchły.
– Co podejrzany czuł w tamtej chwili? – pyta prokurator.
Podnoszę wzrok, mimowolnie poruszam barkiem i wpadam na chwilę w osłupienie. Nie wiem, kto rządzi teraz moim ciałem – Bóg, jakieś chuja warte prawo sprawiedliwości, czy może po prostu pamięć układu nerwowego, ale w mięśniach pojawia się nagle nieprzyjemny skurcz… Dokładnie tak czułem się tamtej chwili.
– Nic – odpowiadam głucho.
Łapię się za kieszenie. Nie wiem już, gdzie się znajduję, w której czasoprzestrzeni utknąłem tym razem, ani kto stoi za tym drążącym mi dziurę w mózgu poczuciem winy. Liczy się jedynie ugaszenie rozrywającego pragnienia, które mnie teraz rozrywa. Muszę… Muszę zapalić. Brzęczący brelok z kluczami do mieszkania, które zaraz stracę, portfel bez pieniędzy, ale za to ze zdjęciem matki… Jest. Ręce drżą, jakby tuż pod moją skórą trwało właśnie trzęsienie ziemi, ale w końcu udaje mi się wyciągnąć z kieszeni paczkę czerwonych Marlboro. Wkładam jednego do ust, próbuję zapalić, palec osuwa się z zapalniczki, jakby matka w ramach ostatniej kpiny na mnie, oblała mi go olejem. Na szczęście w końcu pojawia się ogień…
Zaciągam się, dym roznosi się po moim organizmie, i dopiero wtedy uświadamiam sobie, gdzie w ogóle jestem. Matka leży na podłodze, z jej warg spływa ślina, która powoli z każdą sekundą coraz bliżej, spływa w stronę ziemi. Wpatruję się w twarz kobiety, najpierw przez sekundę, potem drugą, nie uświadamiając sobie nawet momentu, w którym upłynęło kilka minut. Nigdy, w całym moim życiu, nie widziałem jej tak spokojnej, pogodzonej z otaczającą ją rzeczywistością.
Papieros w końcu dogasa, a ja czuję, że nadszedł czas, bym zadał sobie to jedno kluczowe pytanie: „co teraz?”. Zadzwonić po psiarzy? Przed oczami staje mi blask czerwono-błękitnych świateł, mata okrywająca ciało matki i moje dłonie skute kajdankami. Może tak trzeba? Może tak będzie lepiej zarówno dla niej jak i dla mojego sumienia? Może choć raz w życiu powinienem zrobić w życiu to, co należy? Otrząsam się od tej myśli. Nie. Nie potrafiłbym.
Nagle patrzę na worek leżący na środku pokoju i uświadamiam sobie, co muszę zrobić. Wyciągam spod zlewu rękawiczki, worki, nóż, płyn do czyszczenia… Właściwie wyciągnąłem niemal wszystko, co było do wyciągnięcia – w tej chwili nie potrafię myśleć racjonalnie, jakby miał przed sobą do zrobienia tę jedną rzecz, która musi zostać zrobiona w moim życiu porządnie. Do matki podchodzę serią okrężnych ruchów i natychmiast karcę się w duchu; nawet po jej śmierci nie potrafię stanąć przed nią jak równy z równym. Wyciągam nóż, przełykam ślinę, a ona…
Dyszy nagle jednym płytkim oddechem.
– Jacuś? – pyta, albo to ja oszalałem już do końca. Jej głos okazuje się niewyraźny, z ust wypływa kolejna porcja śliny. Mówi coś dalej, ale nie potrafi otworzyć do końca warg; słowa przemieniają się w niezrozumiały bełkot.
– Podejrzany zapewne rozumie, że doszliśmy do najistotniejszego momentu. – Głos prokuratora znowu wyrywa mnie ze sceny. – Wiem, że to może być dla podejrzanego trudne, ale prosiłbym o przedstawienie wszystkiego w jak najdrobniejszych szczegółach.
Przełykam ślinę. Z wierzchu wyglądam na spokojnego, ale tuż pod powierzchnią skóry walczy we mnie tysiąc przeciwstawnych sobie sił.
– No – pogania mnie. – Niech podejrzany mówi.
– Sss… – Słowo nie chce opuścić gardła. – Stałem nad nią. Dłonie mi drżały, w gardle czułem zatrważającą suchotę, jakbym od kilku miesięcy nie miał w gardle nawet kropli…
Spoglądam mu głęboko w oczy. Szukam litości, współczucia… czegokolwiek, co wskazywałoby, że mam do czynienia z człowiekiem z krwi i kości. Przecież on również musi mieć matkę, on również przechodził w życiu przez różne trudności… A jednak nie. Prokurator to nie człowiek; to maszyna zaprogramowana do pięcia się coraz wyżej po niezrozumiałej dla mnie hierarchii.
Wszystko stracone.
Patrzę na niego ostatnim błagalnym spojrzeniem, po czym padam na ziemię na widmowe ciało mojej matki. W rękach ściskam niewidzialny nóż, który, mimo że nie istnieje, wyraźnie ciąży mi w dłoni. Zamachuje się, próbuję stłumić w sobie rozrywające mnie emocje, które przecież nie istnieją przecież jedynie w przeszłości i tak powinny pozostać. Patrzę jeszcze na ciało matki i…
Zabijam moją matkę po raz drugi.
Cisza. W obydwu wersjach teraźniejszości nie słyszę teraz absolutnie nic, zamarł każdy najmniejszy nawet dźwięk. Ludzie zastygli w bezruchu, auta przestały jeździć, nawet wiatr podporządkował się powadze chwili.
– Myślę… – Głos prokuratora pozostaje bezwzględny. – Myślę, że podejrzany pokazał scenę wystarczająco obrazowo. Możemy przejść dalej?
Kiwam głową.
– W takim razie – kontynuuje – proszę powiedzieć, co stało się dalej.
– Potem… – Uśmiecham się blado. – Potem przeżyłem najdłuższą pracę murarską w całym moim życiu.
Wydarzenia zlewają się ze sobą. Powoli, uważając na każdy kolejny krok, skradam się do piwnicy, prokurator idzie za mną, jego wzrok wydaje się spoglądać w głąb mnie. W dłoniach trzymam ciężki worek, niegdyś prawdziwy, z moją matką w środku, teraz jedynie wspomnienie. Dlaczego obydwa wydają się tak same ciężkie? Przez dłuższą chwilę szukam odpowiedniego klucza i otwieram skrytkę w piwnicy. Wduszam przełącznik, z lampy tryska surowe światło. Mogę zaczynać.
Murowanie trwa całą noc. Łomem niszczę pół ściany, walę młotkiem, wwiercam się w najmniej dostępne miejsca. Po jakimś czasie moje dłonie stają się białe od cementu i wapnia, z czoła spływa mi pot, ale trud wynagradza mi twarz matki – pierwszy raz jej spojrzenie sprawia wrażenie łagodnego i akceptującego. Gdy kończę, uświadamiam sobie, że to jeden z najpiękniejszych momentów, jaki z nią kiedykolwiek przeżyłem.
Rozkopują sarkofag. W pokoju roznosi się odgłos łomów, większość odwraca twarze, unikając wszechobecnego pyłu. W końcu kończą, a przed oczami staje mi obsypany piachem worek. Pod nim widzę matkę, która, pomimo świętokradztwa, które właśnie się tutaj odbyło, dalej patrzy w górę ze spokojem. Jeden z ludzi prokuratora podchodzi i zrywa z niej worek. Przed moimi oczami widzę martwe truchło, które przez miesiąc w ziemi zdążyły oblec robaki, ręce pokrywają czarne plamy. Roznosi się smród gnijącego ciała. Dlaczego muszą przerywać jej spokój?

Sarkofag (Thriller, 18+)

2
Językowo nieźle, ale na tym skończą się u mnie pochwały.

Nie jest to kryminał. Jest to bardziej opowiadanie psychologiczne.

Od strony psychologicznej - źle, bardzo źle, fatalnie. Postacie napisane byle jak, na kolanie, przejaskrawione w sposób absolutny i też nielogiczny, nieadekwatny, a przez to płaskie, przykład jak nie pisać i nie kreować napięcia.

Główny bohater - bydlak, prostak, nielogiczny nierealistyczny około trzydziestoletni stary koń, który po usłyszeniu niemiłych słów od starej, sfrustrowanej kobiety będącej na dnie życiowym, nieradzącej sobie z własnym rozgoryczeniem ma tak ekstremalnie malutkie i wrażliwe ego, by za coś takiego zabić, a właściwie bez mrugnięcia okiem dobić swoją matkę gorzej niż prosiaka w rzeźni. Ona jest po prostu złośliwa i raniąca, sfrustrowana bardzo, a on to bydle, gdyby była na jego poziomie, to pierwsza rozwaliłaby mu łeb i tłumaczyła, że bachorowi się należało, bo jej życie zmarnował, a takie matki alkoholiczki bywają, albo matki które opuściły dziecko zaraz po urodzeniu, ale przecież ten bohater to taki cierpiętnik to znaczy jest wydaje się być na takiego nieudolnie kreowany.

Z pewnością nie jest on ofiarą matki ani tej całej... mydlanej opery/telenoweli brazylijskiej.
Brak pomysłu na stonowanie postaci i danie powodu trzydziestoletniemu staremu koniowi do nienawiści która pociągnie do morderstwa.
A to by może podziałało, gdyby jego matka była np. szanowaną lekarką, która uwielbiają pacjenci, a nigdy nie miała czasu dla swojego syna i wolała wdzięczyć się do obcych, albo słuchać ich pochwał i próśb; lub matka jest bogatą kobietą sukcesu, ale np. jest skąpa i żałuje swojemu przymierającemu głodem synowi kilu gorszy, bo nie spełnił jej aspiracji i np. każe mu wrócić do rodzinnej firmy, wyśmiewa drogę życiowa jaką wybrał. Ale ten facet na serio czuje że ona jest wyżej, że ona nie robi tego z frustracji i samotności, tylko z wyrachowania i sadyzmu, dwulicowości filantropki jawiącej się na zewnątrz jako, serdeczny aniołem, a tylko on zna jej prawdziwą twarz, itd itp.
Tu można było się postarać, ale tobie, wcale nie chciało się postarać, pędziłeś do tej kulminacyjnej sceny , zupełnie jak ktoś tam inny z rzuceniem żydowskiego dziecka o wagon, tak tu wyszło z zaciukaniem matki przez bohatera.
On nic nie czuje. I ja, czytając to też nic kompletnie nie czuję, poza tym jak źle te postacie są sklecone. No może poza tylko jakąś zawoalowaną próbę uczynienia z bohatera cierpiętnika, gdy w istocie to słaby i obrzydliwy mizoginiczny typ, który właściwie jest fatalnie napisany i niewiarygodny.

N amiejscu dziewczyny spierniczałabym jak najdalej, bo szyko w niej zacznie dostrzegać matkę, ponieważ, niestety jest także... kobietą, ot cały powód spierniczenia takich typów to ich własne gigantyczne i skrajnie nadwrażliwe ego, a nie matka. No może ojciec czasem jest powodem, bo tchórz spakował manatki i niech się inni martwią o dziecko. Ale łatwiej wylać jad na matkę takiemu obleśnemu typowi.

Gdyby drastyczna scena pojawiła się w jego fantazji, a ta matka była dwulicową szanowaną kobieta sukcesu, która subtelnie podkreślam rujnuje syna, a nie jest rozgoryczonym wrakiem, który gada co jej ślina na język przyniesie, może to jeszcze jakoś by przeszło, ale też nie do końca.
Już w tym wieku inaczej by zareagował, nie jak trzynastolatek po dragach.

Kolejna analogia do innego tekstu mi się przypomina to z kolei ten czyjś o ojcu wykorzystującym córkę w sposób tak durny i obsceniczny, że aż ja tam tłumaczyłam, ze ojciec zachowujący się jak total idiota nie podporządkuje sobie dorastającej córki, tak samo matka wrak, której niczego nie można pozazdrościć i która gada, co jej niemal alzheimer na umysł przyniesie, to no niestety nie wywoła tejże morderczej reakcji u trzydziestoletniego nawiedzonego mizogina, o ile nie zwiał on z psychiatryka, zaciukawszy tam już kogoś i nie słyszy głosów.

Sarkofag (Thriller, 18+)

3
Przeczytałem, o matko! Nie wiem po co, męczarnia,jeszcze, żeby był jakiś morał, ukryta myśl, by coś przemówił, a tu takie tam opowiadanie, niby drastyczne, ale ono tonie w niepotrzebnych opisach codzienności, zbyt długich, które nic nie wnoszą a zniechęcają czytelnika do czytania, No, ale dałem radę, ciekawy jestem gdzie ta poetyckość o której autor na początku nadmienię?

Sarkofag (Thriller, 18+)

4
@Luiza Lemparska Bardzo dziękuję za pierwszą recenzję. Odpowiedź oczywiście ostra, ale... wow. Każde kolejne zdanie wydawało mi się niezwykle merytoryczne i ostatecznie muszę zgodzić się, a nie innym podsumowaniem. Jestem ci za to niezwykle wdzięczny. Nie będę tekstu bronił — po publikacji stanowi on własność czytelników i stanowi żywy dowód, jak wiele muszę się jeszcze nauczyć. Jeżeli znajdziesz czas, chciałem jeszcze dopytać o wspomniany przez Ciebie problem z dramaturgią: Czy wynika on tylko i wyłącznie z niedostatków fabuły, czy może problem wynika z niedostatków w operowaniu przeze mnie słowem?

Sarkofag (Thriller, 18+)

5
Językowo nie jest źle, choć na pewno jeszcze do szlifu. Zwracaj uwagę na powtórzenia, nie zaszkodzi też czasem pewnie poczytać sobie zdania na głos, by wychwycić jakieś mniej udane konstrukcje, fikołki gramatyczne itd. Niemniej, jest zrozumiale, w niektórych fragmentach nawet klimatycznie. Poniżej łapanka błędów, a dalej bardziej ogólna ocena.
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) twarz zdobią okulary w oprawkach, zza których rejestruje każdy najmniejszy ruch.
To "w oprawkach" do wywalenia. Nie rejestruje "zza oprawek", tylko zza okularów. A że okulary mają oprawki to się idzie domyślić.
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) Może wtedy udałoby mi się odzyskać spokój.

Ale nawet wtedy nie czułbym się gotów na to, co mnie zaraz czeka.
Powtórzonko "wtedy" można by wyczyścić.
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) drużyną w zawodówki
Literówka.
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) – Kim pan jest? Skąd pan zna tę kobietę? Mieszka pan z nią? Czy to pierwszy incydent z użyciem alkoholu?
To może być czepialstwo, ale z mojego doświadczenia, to policja i lekarze (zwłaszcza zgarniając alkusa z ulicy) raczej nie lecą do licealisty uprzejmie per "Pan".
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) Czuję się jak małe dzieckiem
dziecko
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) stał przed naprzeciwko niej nagi.
Chyba nadmiarowe "przed" zostało po przeróbkach zdania ;)
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) W końcu zauważa mój wzrok i rusza z powrotem do swojego królestwa, do zmasakrowanego fotela i starej plazmy; akurat leci na niej kolejny odcinek Uwagi TVN. Idę za nią.
Określenie "leci na plazmie" jakoś mi zgrzyta. I uważaj, bo z owej "plazmy" robisz po drodze podmiot domyślny, więc wychodzi na to, że bohater idzie za plazmą.
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) zapada się w obiciu.
Raczej po prostu "w fotelu". W końcu nie zapada się w samej tapicerce.
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) Głos podekscytowany dziennikarki
"głos podekscytowanej dziennikarki"
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) wzroku. A jednak coś się zmieniło; zwracam wzrok
Podmień, któryś wzrok na spojrzenie.
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) Niech zrozumie w końcu, że nie pozwolę się tak traktować, że również noszę w sobie ten przekazywany z pokolenia na pokolenie gen spierdolenia i jeśli tylko zechcę, mogę go przeciw niej wykorzystać… Niestety, nie potrafię.
O, to mi się emocjonalnie podoba.
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) Dwóch nieudaczników i oszustów prowadzą się nawzajem przez swoje zasrane ży…
Z jednej strony, wypowiedzi bohaterów nie muszą być poprawne gramatycznie. Z drugiej strony, wcześniej matka mówiła z grubsza poprawnie, więc jednak się przyczepię, bo wygląda mi to na przypadek, a nie zamierzony efekt. "Dwoje nieudaczników i oszustów, prowadzi się nawzajem przez swoje [...]"
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) Po latach tłumienia emocji złość w końcu we mnie wybuchły.
Znów jakiś artefakt po poprawkach chyba.
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) Ręce drżą, jakby tuż pod moją skórą trwało właśnie trzęsienie ziemi, ale w końcu udaje mi się wyciągnąć z kieszeni paczkę czerwonych Marlboro.
Zbyt emfatyczne to porównanie do "trzęsienia ziemi" w moim odczuciu. Wcześniej raczej nie wpadasz w takie tony.
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) palec osuwa się z zapalniczki, jakby matka w ramach ostatniej kpiny na mnie, oblała mi go olejem.
kpiny "ze mnie", jeśli już. Aczkolwiek też ten obrazek mi średnio gra. Trochę zbyt zawiłe skojarzenie, jak do sytuacji, że ktoś odpala papierosa za drugim razem.
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) na podłodze, z jej warg spływa ślina, która powoli z każdą sekundą coraz bliżej, spływa w stronę ziemi.
Powtórka "spływa".
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) Może choć raz w życiu powinienem zrobić w życiu to, co należy?
Powtórka "życia".
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) Może choć raz w życiu powinienem zrobić w życiu to, co należy? Otrząsam się od tej myśli. Nie. Nie potrafiłbym.

Nagle patrzę na worek leżący na środku pokoju i uświadamiam sobie, co muszę zrobić. Wyciągam spod zlewu rękawiczki, worki, nóż, płyn do czyszczenia… Właściwie wyciągnąłem niemal wszystko, co było do wyciągnięcia – w tej chwili nie potrafię myśleć racjonalnie, jakby miał przed sobą do zrobienia tę jedną rzecz, która musi zostać zrobiona w moim życiu porządnie.
Wiem, że część z tych powtórzeń jest zamierzona. Przez to jednak, że dochodzą do nich kolejne, przypadkowe, wszystkiego robi się za dużo i mamy efekt męczący zamiast celowego podkreślenia.
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) podchodzę serią okrężnych ruchów
W sensie, że okrąża ją? Bo zacytowane określenie nie ma sensu.
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) Zamachuje
ogonek uciekł
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) które przecież nie istnieją przecież jedynie w przeszłości i tak powinny pozostać.
Tu jest coś niedopracowane mocno. Albo zostały jakieś resztki po zmianie brzmienia zdania.

Zaznaczę na początek, że nie czytuję thrillerów, więc może mój brak obycia z gatunkiem coś mi z tekstu odbiera. Niemniej po tym wstępnie muszę powiedzieć, że... ja nie czuję w tym thrillera. Bardziej prozę obyczajową, skupioną na patorodzinie (a to już moje klimaty). Dlaczego? Bo mam wrażenie, że większe napięcie i emocje są w dziecięcych przeżyciach bohatera, opisach żałosnego życia jego matki itd. niż w scenie morderstwa czy chwil je poprzedzających. Do tego, niestety, kompletnie nie uwierzyłam w postać prokuratora. Nie wiem, jak wygląda wizja lokalna, ale nawet jeśli dokładnie tak, jak piszesz, to wciąż w scenie jest jakaś sztuczność, jakaś taka "filmowość"(?), która sprawia, że nie traktuję jej do końca poważnie. Ten prokurator robiący uwagi "nie musisz mi się tłumaczyć" czy idea ludzi ryjących ścianę i zrywających worek ze zwłok (leżących już miesiąc) ot tak, przy całym "remontowym" burdelu, przy podejrzanym... Żadnych techników, żadnego zabezpieczenia truchła? Nieee...
No a że wokół wizji lokalnej kręci się ta opowieść, to skoro ją traktuję z przymrużeniem oko, to rzutuje to na cały tekst.

To, co wydaje mi się mieć w tekście największy potencjał to te elementy bardziej przyziemne, życiowe. Opis tego zaciekłego milczenia bohatera. Próby zniuansowania sytuacji jakąś refleksją, że on też ją rani. Opis zupy. Wspomnienie o torbie leżącej od miesiąca. Myślę, że lepiej by mi ten tekst wybrzmiał, gdyby odpuścić dobijanie matki, kucie piwnicy, groźnego prokuratora itd., tylko skupić się na gęstych emocjach prowadzących do wybuchu, do wypadku/nieumyślnego zabójstwa.
Oczywiście, wszystkie te moje przemyślenia są czysto subiektywne, weźmiesz z nich, co Ci podpasuje.

Tyle na ten moment ode mnie. Życzę powodzenia w dalszej pracy :)
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

Sarkofag (Thriller, 18+)

7
Zawilec, Bardzo dziękuję. Widzę, że padły zarzuty ciężkiego kalibru. :) Postaram się poprawić w kolejnych opowiadaniach, chociaż po części wspomnianych przez ciebie problemów (np. opisami codzienności) wynoszę, że gustujemy po prostu w nieco różniących się tekstach.
Adrianna, Kolejny niezwykle merytoryczny komentarz :) Naprawdę cieszę się, że trafiłem w to miejsce. Zacznę od tego, że jestem bardzo wdzięczny za korektę językową. Chciałem natychmiast usunąć babole, ale po najechaniu na trzy kropki przy poście, nie widzę opcji korekty — może jest to spowodowane niechęcią do nazbyt dużych zmian w tekście? Pojawiły się też uwagi dotyczące stylistyki poszczególnych zdań, nad którymi nie pozostaje mi nic, tylko pochylić głowę. W każdym razie wskazana ilość usterek wskazuje, że do liczby przeprowadzanych autokorekt trzeba jeszcze dodać co najmniej jedną. Co do recenzji fabuły — wydaje mi się, że nauką, którą mogę wyciągnąć z waszych komentarzy, jest niezbyt udany sposób przeprowadzenia „kryminalnej” części opowiadania. Następnym razem na pewno postaram się wybrać mniej dramatyczny temat, pochylę się też nad dopracowaniem fabuły i bohaterów. Na koniec chciałem bardzo podziękować, postaram się wynieść jak najwięcej z Twoich uwag.

Sarkofag (Thriller, 18+)

8
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 19:53) Jeżeli znajdziesz czas, chciałem jeszcze dopytać o wspomniany przez Ciebie problem z dramaturgią: Czy wynika on tylko i wyłącznie z niedostatków fabuły, czy może problem wynika z niedostatków w operowaniu przeze mnie słowem?
Co do słownictwa to dostałeś już od Adiranny przydatne uwagi.

Jeśli chodzi o problem z dramaturgią, rozwinę, dlaczego tak mocno zbulwersował mnie tekst i czemu postawiłam się po stronie tej matki.

Teraz będę w stanie ująć to co mnie tu bardzo przeszkadza, a mianowicie dostrzegam subtelną ( ale wyczuwalną) pochwałę najcięższej formy przemocy - pozbawienia życia. A dlaczego? Już tłumaczę, przekaz, zapewne nie celowy, a przypadkowy z racji nieudolnego właśnie kreowania dramaturgii wyszedł ci taki:

"Jeśli czujesz się przez kogoś poniżany, masz prawo zabić tą osobę, bo to ty jesteś ofiarą i nie ma innej opcji uwolnić się z opresji jak poprzez zamordowanie tego, który źle wpływa na twój nastrój."

Dlatego tekst uważam za szkodliwy społecznie, bo jakiś zbuntowany nastolatek, czytając go, może uznać - no, ja też jestem poniżany więc chętnie zabiłbym swoją starą/starego, należy jej/mu to się. Taka akcja rozwiąże moje problemy będę się czuł jak swój własny wyzwoliciel, bohater.

Ale w kwestii dramaturgii, popracuj nad ta dojrzałą dramaturgią, pozbądź się infantylnej dramaturgii grubymi nićmi szytej = pokazowej, hałaśliwej.

Mogę podsunąć pomysł, jak bohater może zabić poniżającą go matkę, wcale nie zabijając jej. Już mówię. Na takie słowa, jakie usłyszał od rodzicielki odpowiada spokojnym, opanowanym głosem:
- Mamo, teraz już pójdę, bo nie zamierzam wysłuchiwać twoich pretensji i radzę ci zastanowić się nad swoim zachowaniem. Jeśli kiedyś tu przyjdę i potraktujesz mnie podobnie, nigdy więcej moja noga tu nie postnie, niezależnie w jak dużej potrzebie byś się znalazła.

Bohater bez zająknięcia się odchodzi. Dajemy literacki kadr na mamuśkę, która zaczyna ryczeć i uświadamia sobie, że syn to nie worek treningowy. Matusia wpada potem w szał i zaczyna rzucać przedmiotami, talerzami i wazonami o ścianę i takie tam. Potem kadr idzie na syna, który idzie droga i na jego ustach pojawia się delikatny uśmiech, a z daleka spogląda na niego jego ukochana i macha do niego, witają się i wpadają sobie w objęcia. Znowu kadr na matkę, wciąż wyje i wyciąga alkohol z kredensu, chla i rzyga na zmianę. Ma to, na co zasłużyła? Ma. Nie ma tu pochwały dopuszczenia się morderstwa przez "uciśnionych"? Nie ma, a wszystko, co miało wybrzmieć, wybrzmiewa wyraźnie i dobitnie.

Sarkofag (Thriller, 18+)

9
  1. Anemiczne wejście, możliwe że to przez stop dialogu z opisem, co w rezultacie daje ani czytelny opis, ani dialog.
  2. Nazywam się Jan Zybertowicz i jestem prokuratorem na rejon Pruszkowa
    | okręgu pruszkowskiego?
  3. Ożywiam się przy dialogu z matką i odtąd nawet nieźle się czyta.
  4. Zabójstwo za pięć złotych, albo że zupa była za słona? Cóż... Magazyny kryminalne są pełne takich przypadków.
  5. Mam wrażenie, że piszesz film z tymi wszystkim przejściami perspektyw. Średnio mi one podchodziły, ale ogólnie uszło. Może nawet ciekawa próba.
  6. Chyba tekst miał tylko szokować morderstwem matki. Tyle że czytałem gorsze rzeczy i wstyd przyznać, ale nie robi na mnie wrażenia. Pięcie się wyżej na drabinie okrucieństwa chyba nie ma sensu, z tym murem i robakami. Jak dla mnie ciekawe jest choćby pospolite zabójstwo, o ile tajemnicze. To chyba bardzo ważne w kryminałach. Wolałbym, aby sprawca na przykład mataczył. Co innego wspominał, co innego mówił – papkę dla gliniarzy, ale to też ryzykowne. ;)
  7. Właściwie spodziewałem się krwawych obrazków, ale nie posunąłeś się do pornografii śmierci kiczowatej jak w grach komputerowych, ale punkt graniczny blisko.
  8. Za drugim razem lepiej się czyta, co wskazuje, że gdzieś umyka ta warstwa wprowadzająca o co w ogóle chodzi. Chyba zyskałbyś sporo, mówiąc wprost, gdzieś na początku, że odbywa się wizja lokalna w sprawie morderstwa.
  9. Staranność i całkiem czysty zapis to dobry prognostyk na przyszłość.

Sarkofag (Thriller, 18+)

10
Przyszłam się odwdzięczyć :D postaram się nie dublować uwag.
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) Wszedł tu chwilę przede mną; właściwie od miesięcy zawsze wyprzedza mnie o kilka kroków. Ma na sobie dopasowany, czarny garnitur, twarz zdobią okulary w oprawkach, zza których rejestruje każdy najmniejszy ruch. Szkoła próbowała mi wpoić, że to właśnie jemu powinienem zaufać, i że to on powinien zostać powiernikiem moich kłamstw i sekretów… Nigdy nie potrafiłem w to uwierzyć.
To nigdy w kontekście wcześniejszych od miesięcy przesadzone.
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) – Czy podejrzany czuje się już gotów?
Może prościej: czy podejrzany jest gotów?
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) No więc szedłem, trochę zamulony, myślami już na kolejnym meczu, gdy nagle usłyszałem karetkę na sygnale. (...)„Wyłącz ten zasrany głośnik” – tyle pomyślałem w pierwszej chwili.
Bez tego wbrew pozorom jest dynamiczniej.
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) Jakież było moje zdziwienie, gdy wszedłem na nasze osiedle
Przestylizowane. Przecież to dzieciak z osiedla.
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) – Kim pan jest? Skąd pan zna tę kobietę? Mieszka pan z nią? Czy to pierwszy incydent z użyciem alkoholu?
Ten pan został już wytknięty. Mnie chodzi o to użycie alkoholu -- może prędzej z zażyciem? Ale w ogóle to pytanie wydaje mi się absurdalne.
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) Słyszałem pytania, każde wbijało się we mnie jak strzał z pistoletu, ale nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
Wbijały. Poza tym ten strzał mi nie leży. Bo w ciało wbija się kula, strzał to dla mnie bardziej mechanizm wyrzucenia kuli i dźwięk.
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) Dobiega do mnie przytłumiony głos, dawno temu zniszczony od nadmiaru nikotyny.
Ten nadmiar też niepotrzebny. Wystarczyłoby napisać zniszczony nikotyną czy tam papierosami -- w domyśle wiadomo, że chodzi o nadmiar.
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) Nie umyła dziś głowy, włosy sprawiają wrażenie przetłuszczonych, kolejne siwe pasma coraz wyraźniej rzucają się w oczy.
Powtórzenie znaczenia.
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) Pierwszy raz dzisiaj jej głos brzmi, jakby nakładała sobie właśnie balsam na serce.
Nie czuję tego porównania zupełnie. Wyobraźnia podsuwa mi dziwne obrazy.
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) Drążą mi dziurę w głowie, są jak dźwięk wiertła po pięciu godzinach spędzonych na budowie.
Czemu akurat pięciu? Oddly specific. Standardowe osiem, dziesieć z nadgodzinami -- ale najlepiej wyrzucić.
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) Nie kończy ostatniego słowa. Przez ułamek sekundy patrzy na mnie, w jej oczach widzę coś na kształt osłupienia, szoku, że syn byłby zdolny do czegoś tak potwornego.
To dopowiedzenie, takie ogólnikowe i moralizatorskie, zupełnie zabija klimat.
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) Wkładam jednego do ust, próbuję zapalić, palec osuwa się z zapalniczki, jakby matka w ramach ostatniej kpiny na mnie, oblała mi go olejem.
Przekombinowane.
WiktorWarchalowski pisze: (pt 15 wrz 2023, 14:23) Przed moimi oczami widzę martwe truchło, które przez miesiąc w ziemi zdążyły oblec robaki, ręce pokrywają czarne plamy.
Jestem zagubiona. Od morderstwa minął miesiąc? Najpierw jest coś o szkole (w kontekście prokuratora) i zawodówce, potem już praca na budowie... Coś tutaj nie gra. Ta pierwsza retrospekcja zlewa się z resztą -- chociaż jako przeszłość wyróżniona jest narracją w czasie przeszłym. Ale też potem, kiedy bohater wraca pamięcią do morderstwa, używasz czasu teraźniejszego, jak sądzę, żeby podkreślić, że bohater w silnych emocjach znajduje się jednocześnie w teraźniejszości i przeszłości, którą znów przeżywa. Rozumiem zamysł, ale wykonanie kuleje.

Również mam wątpliwości dotyczące wizji lokalnej. Wizję lokalną przeprowadza się po zabezpieczeniu dowodów, a nie jednocześnie dla bardziej dramatycznego efektu. Poza tym, jeśli jeszcze nie znaleźli ciała, a bohater nie bardzo chciał się przyznawać i szukał współczucia u prokuratora...
Nie klei mi się to. Podobała mi się próba połączenia różnych płaszczyzn czasowych i narracji terażniejszej z przeszłą; efekt momentami lepszy, częściej gorszy, ale pomysł interesujący.
Luiza Lamparska pisze: Mogę podsunąć pomysł, jak bohater może zabić poniżającą go matkę, wcale nie zabijając jej. Już mówię. Na takie słowa, jakie usłyszał od rodzicielki odpowiada spokojnym, opanowanym głosem:
- Mamo, teraz już pójdę, bo nie zamierzam wysłuchiwać twoich pretensji i radzę ci zastanowić się nad swoim zachowaniem. Jeśli kiedyś tu przyjdę i potraktujesz mnie podobnie, nigdy więcej moja noga tu nie postnie, niezależnie w jak dużej potrzebie byś się znalazła.

Bohater bez zająknięcia się odchodzi. Dajemy literacki kadr na mamuśkę, która zaczyna ryczeć i uświadamia sobie, że syn to nie worek treningowy. Matusia wpada potem w szał i zaczyna rzucać przedmiotami, talerzami i wazonami o ścianę i takie tam. Potem kadr idzie na syna, który idzie droga i na jego ustach pojawia się delikatny uśmiech, a z daleka spogląda na niego jego ukochana i macha do niego, witają się i wpadają sobie w objęcia. Znowu kadr na matkę, wciąż wyje i wyciąga alkohol z kredensu, chla i rzyga na zmianę. Ma to, na co zasłużyła? Ma. Nie ma tu pochwały dopuszczenia się morderstwa przez "uciśnionych"? Nie ma, a wszystko, co miało wybrzmieć, wybrzmiewa wyraźnie i dobitnie.
To brzmi jak coś, co można powiedzieć w gabinecie terapeuty, jedynie wyobrażając sobie, że matka siedzi obok -- a nie w prawdziwym życiu, w literaturze i w tych konkretnych warunkach, które zostały w tym tekście przedstawione. Poza tym uśmiechający się bohater wpadający w objęcia ukochanej i matka tłukąca wszystko w szale -- nie widzę tu dojrzalszej (tzn. subtelniejszej) dramaturgii.

Sarkofag (Thriller, 18+)

11
ledwo pisze: (pt 15 wrz 2023, 23:21) To brzmi jak coś, co można powiedzieć w gabinecie terapeuty, jedynie wyobrażając sobie, że matka siedzi obok -- a nie w prawdziwym życiu, w literaturze i w tych konkretnych warunkach, które zostały w tym tekście przedstawione. Poza tym uśmiechający się bohater wpadający w objęcia ukochanej i matka tłukąca wszystko w szale -- nie widzę tu dojrzalszej (tzn. subtelniejszej) dramaturgii.
Spokojnie, ledwo. Przykład obrazuje jak etycznie i bezkrwawo "zabić " złego rodzica w przeciwieństwie do tego, co autor pokazał w tekście. Czasem takie źle traktowane dziecko dojrzewa do etycznego "morderstwa" to wymaga bardzo dużo dojrzałości i zmierzenia się z licznymi demonami wewnetrznymi, ale to się zdarza, wyobraź sobie :)

Sarkofag (Thriller, 18+)

12
Luiza Lamparska, ależ ja się nie unoszę :D Po prostu nie zgadzam się z twierdzeniem, że tekst jest pochwałą dopuszczenia się morderstwa przez uciśnionych, jak to określiłaś, bo bohater zostaje przecież złapany (czy wręcz sam się przyznaje) i doświadcza żywych wspomnień matki (która nawet po śmierci stanowi dla niego obciążenie w sensie psychicznym), nawet jeśli twierdzi, że nic nie czuł, zabijając ją (co można odczytywać również jako brak kontaktu z własnymi uczuciami, a nie całkowity ich brak).
Nie neguję również, że można zabić matkę mniej dosłownie, ale w tych konkretnych warunkach zaproponowane przez Ciebie zakończenie -- chłopak z osiedla, całe życie nękany i pracujący na budowie, w sekundę tak po prostu dojrzewa i mówi do matki zdanie jak z psychoterapii dla bystrzaków, a potem odchodzi w stronę zachodzącego słońca w ramiona ukochanej -- wydaje mi się zwyczajnie naiwne i niewiarygodne.

Przede wszystkim jednak tekst jest dla mnie o niemożliwości uwolnienia się od matki (nawet poprzez morderstwo) -- ale oczywiście możesz interpretować go inaczej. A nowy kolega sam musi zdecydować, co wyciągnie z naszych sprzecznych opinii ;)

Sarkofag (Thriller, 18+)

13
W podejściu łączącym twoje i moje zdanie, da się pogodzić; jeśli chcemy uniknąć zbyt zaradnego wysławiania się nietrafionego co do postaci i zbyt słodkiego zakończenia, ale też infantylnej przejaskrawionej jatki, która jest słabym zabiegiem literackim i mogłaby nakłonić jakiegoś nastolatka do pojechania po bandzie.

Może powiedzieć matce coś w stylu:
- Mam dość twojego pierdolenia. Przez twoje niekończące się trucie i niezadowolenie zmarnowałaś życie moje i ojca. Ale teraz już naprawdę mam cię w dupie.
Wreszcie to powiedział. Sam nie mógł w to uwierzyć. Po tylu latach upokorzeń ta reakcja była dla niego czymś w rodzaju ponownych narodzin.
- Jak tak możesz się do mnie odzywać?! Jesteś niewdzięcznym gnojkiem! – warknęła z wyrzutem.
- Może po tobie odziedziczyłem to spierdolenie, co? Miej pretensje do swoich genów.
Tak! Teraz czuł, że zrobił, to co należało. Może to znajomość z Tatianą dodała mu sił? Ta dziewczyna była taka inna i dobra... Wspierała i doceniała go za małe rzeczy, zamiast poniżać na każdym kroku.
Sam nie wiedział, czemu tyle lat się wzbraniał przed powiedzeniem matce, co o niej myśli. Może miał nadzieje, że ona się zmieni? Że kiedyś go doceni, spojrzy na niego z szacunkiem?
W tym momencie zrozumiał, że ona zawsze pozostanie taka sama, taka… sukowata i podła. Do diabła z nią. Teraz ma Tatianę, wszystko zmieni się na lepsze.
[wychodzi, ale matka się drze za nim, że wyrodny syn, nieudacznik itd., a on zaciska pięści i ledwo powstrzymuje się, żeby nie wdać się w pyskówkę, ale mu się to udaje. I stwierdza że pora iść na piwo. I to piwo okazuje się pierwszym piwem które tak mu zasmakowało od lat, jakby jaki czeski browar dorwał, a nie siki z podrzędnego baru, ale potem, po minięciu alkoholowego haju pojawia się lęk: co jeśli ona zadzwoni i będzie milsza, jeśli zaoferuje pomoc Tatianie, jeśli uzna ja za synową, cholera, chciałby tego, tak bardzo. Nie, nie będzie sobie tyłka zawracał ta żmiją, nie pozwoli sobie na to...
Czy znowu nie da się wciągnąć w jej sidła? Może nie, może nie tak jak zawsze, bo jakaś jego cząstka na dobre się zmieniła, ale na razie to tylko cząstka. Może wypije jeszcze jedno piwo? Nie, nie będzie wracał w takim stanie do Tatiany, ona w niego wierzy.

Sarkofag (Thriller, 18+)

14
Max, Dziękuję za opinię. Cieszę się, że zobaczyłeś w tekście trochę zalet, to spora zachęta do kolejnych prób. Zainteresowała mnie opinia dotycząca początku, bo muszę przyznać, że staram się przywiązywać do nich dużą wagę. Postaram się pomyśleć, z czego mógł wynikać zgrzyt. Może faktycznie informację o wizji lokalnej trzeba było wprowadzić te dwa akapity wcześniej?
ledwo, Jestem bardzo chętny na takie współprace i postaram się zerknąć na twój kolejny tekst, gdy już się pojawi. :) Propozycje poprawek przeczytałem z przyjemnością. Mam wrażenie, że wypływa z nich coś, co określiłbym jako ekonomiczne podejście do słowa — bardzo dbasz o to, by nie przekazywać żadnej informacji więcej niż raz. Postaram się to zaaplikować przy kolejnych tekstach.

Z większości komentarzy wynika, że podjąłem się zbyt trudnego tematu, jak na początek rzeźbienia w słowie i brakuje mi jeszcze umiejętności kreowania wiarygodnych psychologicznie postaci. W kolejnych próbach na forum postaram się chyba podejść do czegoś lżejszego i zobaczę, dokąd mnie to zaprowadzi. :)

Sarkofag (Thriller, 18+)

15
Luiza Lamparska, widzę, że wkładasz dużo wysiłku w dywagowanie, czym tekst mógłby być, a czym nie jest :P Tyle że mnie osobiście akurat nie interesuje takie szczegółowe gdybanie i przepisywanie komuś tekstu. Nie zgadzam się z twierdzeniem, że ten tekst miałby kogokolwiek zachęcać do przemocy (nie ma tutaj barwnych opisów samego aktu przemocy, satysfakcji, korzyści z aktu zbrodni -- tylko karę i widmo matki) i że jest to jakaś odpowiedzialność autora, żeby jego bohaterowie na końcu zawsze postępowali słusznie i nie uciekali się do przemocy, bo tekst może kogoś do czegoś zainspirować. Oczywiście granica między opisywaniem przemocy, a jej gloryfikacją jest cienka i rozumiem, że wzbudza to w Tobie emocje -- mnie też triggeruje np. pretekstowe stosowanie gwałtu w fikcji czy w ogóle romantyzowanie przemocowych relacji. W tym konkretnym wypadku uważam jednak, że gloryfikacja rozwiązań przemocowych nie miała miejsca -- uznajmy więc zgodnie, że się nie zgadzamy i na tym zakończmy tę dyskusję ;)

WiktorWarchalowski, tak, można powiedzieć, że wyznaję ekonomię słowa, ale też jestem świetnym przykładem, że łatwej powiedzieć, niż zrobić. Walczę z tym usilnie, a wciąż zdarza mi się popłynąć :P Powodzenia!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”