Nie uważam i nigdy nie uważałem Harrego Pottera za dobrą książkę. Jest lekka -fakt. łatwo się czyta - prawda. Szybko zapomniałem - bywa.
Ale kiedy lata temu, przeczytałem w jakimś amerykańskim dzienniku, że za oceanem ( a Anglii ) zaczyna panować Potteromania, sądziłem, że wreszcie powstała książka, która obudzi we mnie dziecko i niespełnione marzenia. Tak się nie stało, gdy przeczytałem pierwszy tom. Przede wszystkim nie dotarło do mnie oddzielenie Hoghwartu od świata rzeczywistego - czyli walki Pottera (jako młodego adepta sztuki magii) z jego przeciwnikami. Fakt, że udało mu się parę razy użyć magii w świecie normalnym nie podniósł notowań owej opowieści. Tworzenie sztucznego świata z jego sztucznymi problemami jakoś mnie nie przekonało. Nie wróciłbym do tej książki (a takie The Goonies- to jest coś!)

)
PS: jest jeszcze jedna straszna rzecz. Wpierw - zanim przeczytałem I tom Harrego, i postanowiłem poznać jego losy poprzez książkę, zobaczyłem Film z dubbingiem. To jest traumatyczne przeżycie. Podczas lektury wspomnianego tomu, CAłY czas miałem w głowie głos dubbingu :(
Sądzę (co pisałem nie raz), że na sukces tej serii nałożyły się dwie rzeczy:
Pierwsza, to luka jaka w tym czasie panowała w literaturze dziecięcej. Górowały stare i "sprawdzone" bajki, oraz miniatury nowych autorów (często byli to autorzy "wynajęci" do pisania konkretnych tematów), a obok tej półki niepodzielnie rządziły bajki animowane (nazywane "odmóżdżaczami"), które po prostu stały się nieodłączną częścią dzieciństwa (czasem, zbyt wcześnie na nieszczęście dzieci). Stąd też nowa, jakże świeża pozycja stała się z marszu pozycją obowiązkową w domowych biblioteczkach - najwyraźniej była to doskonała łatka, na wspomnianą lukę.
Drugą rzeczą, to zdecydowanie marketing: sztab ludzi zajmujący się tym, wiedział o panującej luce - a że w Ameryce można sprzedać wszystko, co się reklamuje to Harry Potter właśnie tam zaczął swoje podboje. Produkt, który a Ameryce odniósł niewyobrażalny sukces ( jak na swoją branże i target) musiał prędzej czy później zawitać do Europy. Tak też się stało.
Chciałbym (Kurde! I to jak BARDZO!!!), aby kiedyś, któraś z moich post-apokaliptycznych powieści załatała taką lukę
