Opowiem wam niezły film. Wyświetlam go sobie codziennie, naciskam play zaraz po przebudzeniu, a pod wieczór wciąż nie widać końca. Kolejny odcinek nie przynosi nic nowego, chociaż akcja biegnie szybko, tempo nie daje oderwać zmęczonych oczu od ekranu. Ostatnio główny bohater szedł przed siebie poprzez miasto świateł. Szedł przeklinając, przeklinał idąc. Nabuzowany energią mógłby niszczyć i niszczyć i tak bez końca. Jak po speedzie, krew nie mieściła się w żyłach. Ulica wieżowców, drogich aut kusiła swoim sztucznie spreparowanym powabem. Jesteś fałszywa, moja droga panno Glamour- powiedział. Tapeciaro z gębą po operacji, kobieto z reklamy, nienawidzę cię. Ona, oni- wiedzą, jak nam zrobić dobrze. Dużo lukru i uśmiechu, przepis na sukces. Ocieramy się o siebie, mijamy, patrząc w ziemię. Są momenty, kiedy rodzinny dom jest już obcy, a obecny staje się niestrawny. Nie do przełknięcia. Spleśniały. Miasto wciąga żarłocznymi mackami, po czym wyrzuca zrzute, szare wraki. Warszawa chwilowo znów dla mnie jest dużo za duża- wrzeszczała mu do głowy pani Groniec. Ta piosenka może lecieć w tle. Teraz kurtyna opada, zdezorientowani widzowie nie wiedzą, czy bić już brawo, czy czekać. Rozglądają się niepewnie po sali, szukając w swoich smutnych twarzach jakiegoś potwierdzenia. Srebrny ekran hipnotycznie elektryzuje rzędem szarych pasków i czarno-białych zakłóceń, szmerów.
Po krótkiej przerwie na ekranie wielki wybuch. Ktoś powiedział, że z wystarczającą ilością mydła można wysadzić wszystko. Nitrogliceryna, warto było uważać na chemii. On uważał. Odłamki stali i szkła chciały oślepić, wgryzały się głęboko w ciało. Poprzez chmurę kurzu widział, jak zawalają się fundamenty jego pięciogwiazdkowego raju. W takim momencie pozostaje pozycja embrionalna, gotowość na nowe narodziny. Zobaczył przedmioty, które go na co dzień osaczały. Z hukiem wylądowało na ulicy wielkie, czterdziestocalowe cudeńko LG. Pralka whirpool skończyła na reklamie kfc. Laptop przejechany przez autobus, wiozący przyklejone do szyby nosy gapiów. Pod skórą czuł cichy jęk tuczącej się porcelany, przytłumione szepty płonących znaczków pocztowych. Wybuchały kolejne iluzje uroczej i wszechogarniającej konsumpcji. Ludzie padali jak muchy pod wpływem tej oczyszczającej, pierwotnej siły. Dawne ideały wygodnego życia sięgały bruku. Eksplozje naznaczały ogniem nową rzeczywistość. Chciał zapomnieć, spuścić dowód tożsamości z wodą w łazience.
Pewnie przeczuwał, że któregoś dnia przygniecie go ta ściana, którą odgrodził się od przeszłości. Ta ultranowoczesna ściana, przyozdobiona neonami i bilbordami. Ta ściana, pod nią leżał i czekał, co dalej. Jak gdyby nigdy nic, podniósł się, strzepując z płaszcza miejski, brudny pył. Szedł przeklinając, przeklinał idąc. Wsiadł do pociągu. Tu kończy się jego historia, a zaczyna moja. Też znam wieżowce i miejski szyk. I wiem, że są rzeczy, są miejsca, których się nie zapomina. Też wyjeżdżam. Konduktorze łaskawy, byle jak najdalej od Warszawy.
przedostatni odcinek (obyczaj/psychologiczne)
1Co możesz wiedzieć o życiu, jeśli nigdy się nie biłeś?