Nowy Początek [obyczaj]

1
Cóż, tekst napisany jeszcze przed świętami - jako prezent dla użytkowników na innym forum, gdzie moje teksty ubóstwiają ^^ Jak dotąd wszystkim się podobało. Czas przedstawić go bardzej ambitnej widowni.

Jest jeszcze w stanie surowym. Moje skromne poprawki wychwyciły mało błędów - zdaję się na was ^^ Tekst widziała już Arri na PW, jednak nie raczyła pomóc mi w jego poprawie, za co nie mam do niej absolutnie żalu (!) :wink:

Jest świątecznie.

Miłego czytania.



Nowy Początek



Chris samotnie przemierzał zaśnieżoną ulicę Houston Street słuchając jedynie skrzypienia świeżego śniegu rozgniatanego w równych odstępach czasu pod butami. Z nieba leniwie sypało małymi płatkami, które spadając zygzakiem wpadały prosto za kołnierz kurtki, sprawiając, że chłopakowi po karku przeszedł lodowaty dreszcz. Co druga latarnia dawała niewyraźny, przytłumiony blask żółtej żarówki, rzucając we wszystkie strony rozmaite cienie, które nieraz przybierały całkiem ciekawe – jak się zdawało Chrisowi – kształty. Na przykład taki żywopłot odgradzający chodnik od piaskownicy. Z jednej strony jego drobne listki ozdobione lśniącym, przymrożonym śniegiem oświetlone były bardzo wyraźnie, zaś z drugiej ta plątanina rzucała na piasek cień kojarzący się z kilkoma nakładającymi się na siebie pajęczynami. Czarnowłosy westchnął przeciągle, wydmuchując z ust potężny obłok widzialnej na takim mrozie pary. Zeskoczył z krawężnika, poślizgnął się na oblodzonej jezdni, złapał równowagę i przekroczył pustą ulicę, przechodząc na chodnik po drugiej stronie, skręcając w ulicę, której nazwy nie pamiętał. Niebo było zachmurzone, całe czarne. Pierwszej gwiazdki na pewno widać nie będzie, pomyślał spoglądając do góry, ponad szczyty otaczających go oszklonych wieżowców. Przemierzał dalej samotnie tę ulicę. Nie było żywej duszy. żadnego człowieka, żadnego samochodu, nawet bezpańskiego kota, czy psa. No tak, pomyślał znowu, przecież w taki dzień wszyscy ludzie wpuszczają w swoje progi wędrowców i pozwalają zasiąść im do wspólnego stołu, uśmiechając się szeroko i częstując wszystkim tym, co na owym blacie się znajduje. Tylko takie zero jak ja włóczy się o tej godzinie po ulicy.

Nagle zatrzymał się i zdumiony spojrzał na drugi koniec ulicy. Mały bar, właściwie klub wciśnięty na siłę pomiędzy dwie wysokie siedziby dwóch konkurencyjnych banków. Niewielki, neonowy szyld głosił „Cassino club”. Drzwi były uchylone, światło ze środka rzucało na ulicę żółtawy blask, a napis przy drzwiach informował, że jest czynne. A to ci nowina, pomyślał Chris i skierował się w tamtą stronę rozcierając ręce, aby odzyskać czucie w opuszkach palców. Gdy doszedł ściągnął czapkę i zaczął wspinać się po kilku pokrytych grubą warstwą śniegu stopniach, drążąc w nich odciski swoich traperów. Obok były lekko przysypane ślady innych, nieco mniejszych i smuklejszych nóżek, niewątpliwie należących do kobiety.

Złapał dłonią za zimną klamkę i pchnął, przestępując przez próg i wchodząc do środka. Wnętrze było miłe, przytulne, w odcieniach czerwieni, obite boazerią na wysokość głowy, oświetlone kilkoma nastrojowymi lampkami. Stał tam mały bar z dwoma dystrybutorami markowego piwa „prosto z beczki” oraz jednoręki bandyta, stojący w rogu. Chris pogmerał w kieszeni i stwierdził, że ma sporo drobniaków, które mógłby wykorzystać, a raczej zmarnować w głupi sposób. Co mi pozostało, pomyślał ironicznie. W pomieszczeniu było chłodno, nie działało ogrzewanie, a mróz, który wpełzł przez drzwi jeszcze potęgował to uczucie. Ważne jednak, że jest cieplej niż na zewnątrz.

Chris domknął cicho drzwi, usiadł na fotelu przy jednorękim bandycie i wrzucił dolara. Poczekał chwilę i pociągnął „rękę” w dół. Dupa. Cytryna, siódemka i winogrono. Bandyta cyknął i wydał z siebie wesołą melodyjkę, która przypominała Chrisowi szyderczy śmiech. Coś w stylu „pudło, kretynie, spróbuj kolejny raz”.

- O proszę, a któż to do mnie zawitał..?

Chris aż podskoczył, gdy usłyszał głos. Obrócił się i ujrzał ładną, młoda dziewczynę w wieku około dwudziestu, może dwudziestu pięciu lat. W oczy biło jej piękno, które aż pobudzało do pracy narząd między udami. Miała delikatne rysy twarzy, aksamitną skórę bez ani jednego defektu, duże, ogromne oczy koloru ciemnego brązu i czarne, długie włosy. Delikatny makijaż podkreślał jej długie rzęsy. Ubrana była w beżowy, gruby, wełniany golf.

- Yyy… ja tylko… eee…

- Nie połknij języka – uśmiechnęła się. Chris zaśmiał się, spoglądając na nią miło.

- Nie połknąłem.

Połknął, ale ona nie musiała tego wiedzieć.

- Słuchaj – zaczął. – Jeśli jest zamknięte mogę wyjść, nie ma problemu.

- Nie, spokojnie – odparła. – Nie musisz, przyda się jakiekolwiek towarzystwo. Patrząc na statystyki to osoby twojego pokroju są tutaj raczej niespotykane.

Chris nieco się zdziwił. W swoich jeansach, brązowej kurtce i traperach nie widział nic. Absolutnie nic skłaniającego do myślenia, że pochodzi z wyższych swer burżuazji.

- Zazwyczaj – ciągnęła – witają tutaj staruchy, którzy przegrali życie, meliniary i zdesperowani nastolatkowie, którym nie sprzedano alkoholu i próbują wykorzystać ostatnią rozpaczliwą okazję. Lub tacy, którzy za parę chwil zamiar mają odebrać sobie życie.

- Przez dziewczyny?

- Różnie to bywa. Zazwyczaj chodzi o zdradę. Płeć w tym momencie chyba jest mało ważna – powiedziała czarnowłosa siadając za barem na krzesełku, którego Chris nie widział. Obrócił się do niej i rozpiął kurtkę.

- Wow – zachwyciła się sztucznie, widząc jego oryginalną bluzę. – Nie myliłam się, co do twojego stanu majątkowego.

Milczał.

- Oryginalne ciuchy, nienaganna fryzura, super perfumy, a i w dodatku jesteś gładko ogolony. Aż bym cię pogłaskała po brodzie, gdybym cię znała. No ludzie, jaki przystojny, no popatrzcie, jakie ciacho zawitało w te progi – powiedziała nieco ironizując. Chris słysząc komplement od tak urodziwej pani nieco się zarumienił, ale nie dał zbić się z tropu.

- Przesadza pani.

- Czyżby?

Pokiwał głową.

- A cóż taki pan robi w takim miejscu i o takiej porze? Sądzę, że podobni panu powinni siedzieć teraz przy wielkim stole zasłanym dwunastoma daniami, mając u boku piękną żonę i wypatrując razem z gromadką dzieciaków pierwszej gwiazdki na niebie. Mylę się?

- Twe myśli w złą stronę. Na marginesie mówiąc jestem zachwycony twoim słownictwem.

- Jestem absolwentką, ale nie o to teraz pytałam.

- Wiesz – westchnął. – W każdym społeczeństwie są outsiderzy, są ludzie, który nie potrafią się odnaleźć, są indywidua, samotnicy, pustelnicy współczesnego świata.

- I ty jesteś jednym z nich?

- Jestem Chris.

- Natalie, miło mi cię poznać.

- Tak, można powiedzieć, że jestem jednym z nich. Wyjątkiem potwierdzającym regułę.

Zaśmiała się.

- Napijesz się?

- Nie, dziękuję. Jest wigilia.

- I co z tego?

Wzruszył ramionami. Zabrakło mu chwilowo gotowych zdań, jakie zawsze sobie wymyślał przed spotkaniami z pięknymi kobietami. Był w ich obecności nich nieco nieśmiały, skrępowany nawet.

- Mówiłaś – zaczął po chwili. – że jesteś absolwentką. Co studiowałaś?

Uśmiechnęła się i podparła brodę na piąstkach. Miała smukłe ręce i bardzo delikatne usta. Lecz w oczach wyłapał dziwny smutek. Nie było w nich ani krzty blasku, tak przecież charakterystycznego dla młodej i pięknej, pełnej ambicji kobiety.

- Prawo – stwierdziła. – Wywalili mnie po dwóch latach.

- Dlaczego?

- Nie miałam pieniędzy na ukończenie. A dupą studiować nie zamierzam.

- I bardzo dobrze.

Chris wstał i przysiadł się do baru. Usiadł dokładnie naprzeciwko niej. Miała ładny zapach, aż poczuł rumieńce na twarzy. Patrzył głęboko w jej oczy.

- Mimo wszystko tak piękna dziewczyna nie powinna siedzieć w takiej dziurze. W tej okolicy czai się wielu zboczeńców, zwłaszcza po zmroku. Nie jest bezpiecznie.

- Na ulicy nie ma żywego ducha. Zresztą, kto by chciał mnie zgwałcić?

- Ogólnie mówię. Co do gwałtu – bardzo wielu. Uwierz.

- Umiem zadbać o siebie – uśmiechnęła się zadziornie. – Faceci mają pewien słaby punkt. – Znowu uśmiech.

Podobał mu się.

- Masz ładny uśmiech, wiesz?

- A ty tanie teksty, wiesz?

- Nie próbuję cię poderwać. Słynę po prostu ze szczerości. I walenia prosto z mostu.

- Walenia tego mostu od tyłu?

- Zależy gdzie.

- W dupę!

- Nieeee…

- Dobrze.

Patrzyli na siebie. Przez sekundę była absolutna cisza, przerwana parsknieciem śmiechu obojga.

- Więc? – zaczął Chris gdy się uspokoił.

- Co „więc”? – spytała jakby nie wiedziała o co chodzi, tłumiąc resztki odruchu śmiechu, kryjąc usta dłonią.

- Dlaczego pracujesz w takiej norze?

- życie nie rozpieszcza – spoważniała.

- Masz problemy finansowe?

- żadnego sponsoringu, zboczeńcu!

- Nie jestem zboczeńcem – zaśmiał się lekko. – Pytam tylko.

- Nie no – zamyśliła się na chwilę utkwiwszy wzrok w ścianie, przyozdobionej rzędami butelek z napojami chłodzącymi. – Szczerze? – spytała

- Jest wigilia. Podobno zwierzęta przemawiają ludzkim głosem. Ludzie z kolei mogą być szczerzy dla innych. Mogliby – ten jeden dzień.

- Dobrze, więc. Jestem sierotą od siedemnastego roku życia. Ojciec pijak zmarł na wylew krwii do mózgu, choć ja podejrzewam, że to była wódka. Matka też umarła, jeszcze wcześniej niż on. Bił ją. Bił też mnie.

- Zrobił ci coś? – przerwał jej nagle.

- Co?

- No.

- Ach! To. Nie, nie. Był sukinsynem, ale brzydził się zbrodnią. Szkoda, że bicie to dla niego nie zbrodnia – zironizowała ostatnie zdanie.

- Co było dalej? – pytał Chris.

- Ci z opieki społecznej stwierdzili, że do pełnoletności zostało mi bardzo niewiele, co za odkrycie, więc postanowili zostawić mnie samej sobie. Miałam zasiłek po rodzicach, jakoś dawałam radę. Mieszkałam z koleżanką, dzieliłyśmy dom na pół i szło. Gdy znalazłam pracę było z górki. Mogłam zacząć studiować wieczorowo, było wspaniale.

- Amerykański sen. Znam go aż za dobrze.

- Ale oczywiście wszystko musiało się spieprzyć.

- życie, moja droga.

- Tak... – westchnęła. – Szef okazał się skurwysynem, odpierdalał niestworzone rzeczy i próbował mnie szantażować.

- Względem czego?

- Miejsca pracy. Myślał, że trafił na pustą, niezaradną kobitkę, którą można rżnąć, kiedy się chce.

- Nie jesteś taka, to widać.

- Trzasnęłam mu drzwiami. Kilka miesięcy później odeszła przyjaciółka. Związała się z jakimś kolesiem i przeprowadzili się na zachód. Zostałam sama. Przy okazji odebrali mi zasiłek.

Milczał. Słuchał jej bardzo uważnie. Napajał się jej miękkim głosem.

- Z pomocą przyszedł mi właściciel tego klubu. Niezły sukinsyn.

Wciąż nie mówił nic, czekał na prawdziwy pocisk. Czuł się jak na celowniku zaczajonego gdzieś snajpera, który powoli zbliżał palec do spustu.

- Tak – uśmiechnęła się smutno. – Umowę zawarliśmy przez łóżko.

Westchnął.

- No nic. Potrzebowałam i potrzebuję tych pieniędzy. Muszę z czegoś żyć, utrzymywać się się. Za coś jeść.

- Nienawidzę tego świata.

- Oj, przestań – klepnęła go w ramię. – Nie łam się, to nic wielkiego.

Spojrzał jej w oczy. Były przeszklone.

- Tak, te słowa mają drugie dno – uśmiechnęła się szczerze. Poczuł, że wyjątkowo. Coś w tym uśmiechu było specjalnie dla niego.

- I pewnie teraz pracujesz za psie pieniądze.

- Cos ty. Płaci mi nawet nieźle. Jakoś udaje mi się wiązać koniec z końcem. Kolejnych razów jakoś nie żąda. Wiesz, to jest typek, który „zalicza laski”. Kolekcjonuje. Próbuje przelecieć wszystkie. Nie uda mu się, ale mawia, że warto próbować.

- I ciebie też ma w swojej kolekcji. Podłość ludzka nie zna granic.

- Mnie nigdy nie będzie miał. Tamte pięć minut byłam kimś innym. – Podrapała się w rękę przez sweter. – I kazał mi tu siedzieć w wigilię. W sumie dobrze, co bym robiła sama, w swoim mieszkaniu? Jadła kolację z maskotkami?

- Albo byś się włóczyła, tak jak ja.

- A tak przynajmniej poznałam fajnego faceta. Chcesz mój numer? – uśmiechnęła się słodko.

- Chcę. Napiszesz mi go później, jeszcze chyba trochę tu z tobą posiedzę.

- Jeszcze parę chwil. Zamykam po północy.

- To posiedzę z tobą aż do rana.

Zaśmiała się. Przetarła oczy, ziewnęła i przeciągnęła się, prezentując zgrabną figurę, ładnie podkreśloną przez zwisający luźno sweter.

- Odrobina muzyki? – zaproponowała.

- A jakże.

Wstała, podeszła do ściany i uruchomiła radio. W pomieszczeniu rozszedł się łagodny dźwięk soula. Zmieniła szybko stację na coś bardziej ciężkiego, aczkolwiek nic z rodzaju metalowego.

- Teraz ty – powiedziała żwawo, siadając naprzeciw niego i przechylając głowę.

- Co takiego?

- Co sprawiło, że nie masz tejże wspomnianej wspaniałej żony i dwójki małych pociech?

- Wypadek samochodowy. Jakiś debil gnał po mieście setką i pech chciał, że miał czerwone.

Zamrugała.

- Tak – westchnął Chris. – Miałem żonę i śliczna córeczkę. Jedną. Dwa samochody. ładny domek. świetną pracę. Amerykański sen…

- To… to smutne.

- Wiem. Ale nie przejmuj się. Smutek minął, wspomnienia bledną, z czasem wszystko wróci do normy.

- Ojej…

- Kiedyś może uda mi się odzyskać to, co straciłem. Jedno wiem – nic już nie będzie takie samo. Bez nich. Nigdy. Szkoda.

- Szkoda.

Chris chwilę milczał, po czym z uśmiechem stwierdził:

- Noc zwierzeń nam się zrobiła.

- No, wigilia jest, nie?

- No jest.

- No.

- No - kiwnął głową.

- No.

- No.

- No, no, no, kurwa! Przestań! – krzyknęła z szerokim uśmiechem.

- Kurwa, nie przeklinaj! – odkrzyknął jej z takim samym bananem na ustach.

- Kulwa, kulwa, kulwa! – zasepleniła specjalnie, jemu na złość.

Oboje jednocześnie wybuchli śmiechem. Czystym i radosnym, rozładowującym napięcie, rozświetlającym pomieszczenie bardziej niż jakikolwiek nowoczesny neonowy wynalazek. śmiali się długo, sami do siebie. Natalie przysłoniła usta wierzchem dłoni, patrząc na niego i jeszcze trochę się cichutko śmiejąc sama do siebie. On już się uspokoił, jednak na twarzy dalej bieliły mu się zadbane ząbki. Popatrzyli na siebie. I znowu zaczęli się śmiać aż padli na blat bez sił.

- Moja szczęka – jęknęła czarnowłosa rozcierając policzek.

Chris podniósł głowę i spojrzał na jej rozsypane włosy. Były ładne. Idealnie czarne.

- To co? Już północ, ludzie zapewne pokończyli swoje wigilie.

- A my co? – też uniosła głowę.

Wzruszył ramionami.

- Ojej – dalej się śmiała rozcierając poliki. – Daj mi sekundkę.

- Miałaś po północy zamykać.

- No miałam. Kilka godzin po północy – przechyliła głowę jak mały szczeniak, patrząc na niego wielkimi, szklistymi oczami. – A co? Chcesz mnie stąd zabrać?

- Nie, chce wrócić do domu i zasiąść przed komputerem.

- Tak myślałam! Faceci…

Podwinął lekko rękaw i spojrzał na zegarek.

- Trzy po. Załóżmy, że jest trzecia w nocy. Zamykaj ten burdel.

- Nie chcesz już ze mną gadać? – zrobiła smutną minkę. Wydęła usta.

Postanowił nie marnować okazji. A okazja była.

- Zamykaj – rozkazał. – Co powiesz na małą szklankę wina u mnie w domu?

Klasnęła w dłonie.

- Tak!

Pobiegła na małe zaplecze, złapała za swój płaszcz, ubrała szybo czapkę, zgasiła światło, wyłączyła radio, zamknęła kasę, złapała go za rękę i wyciągnęła na zewnątrz. Chris zapiął kurtkę i patrzył jak ze szczękiem przekręca klucz w zamku.

- Chodź – chuchnęła mu parą z ust. – Ty prowadzisz.

- A jakże – uśmiechnął się łagodnie.

W czarnym całunie okrywającym niebo pojawił się prześwit, mała dziurka, przez którą nieśmiało wyjrzała pierwsza gwiazdka.



PS: Niech mi ktoś wyjaśni - jak krowie na miedzy - jak do cholery wstawić te akapity... Bardzo byłbym wdzięczny.



<Arri edit: Arri bardzo przeprasza. Arri żyje w innej strefie czasowej. Ostatnio bezczasowej :/>
"Siri was almost sixteen. I was nineteen. But Siri knew the slow pace of books and the cadences of theater under the stars. I knew only the stars." Dan Simmons

2
Za długie zdania.

Poprawne, ale zbyt rozwlekłe ciut, choć zaczynasz od podania informacji bohaterze i nie muszę zgadywać, o kim to. PLUS.

Widzę, że próbujesz narysować klimat, wychodzi prawie dobrze.



Słabo tu widać akapity, więc nie bardzo wiem, gdzie są (zgaduję po tym, gdzie kropka w poprzedniej linijce wypada mniej więcej w połowie) - ale wydaje mi się, że mogłyby być częściej. Mniejsze akapity - lepiej się czyta.


Stał tam mały bar z dwoma dystrybutorami markowego piwa „prosto z beczki” oraz jednoręki bandyta, stojący w rogu.
Czemu unikamy długich zdań i nadmiaru szczegółów:

po pierwsze - przegadujesz, nie zostawiając Czytelnikowi miejsca na uruchomienie wyobraźni. Jeśli napiszesz, że bar był przytulny, to co prawda każdy wyobrazi go sobie inaczej, ale będą wiedzieć o co chodzi. Wyliczając, że tu stał stół, tam krzesła a tam kontakty, a pod dywanem leżała pięciogroszówka... nic nie zyskasz. Tylko znużysz.

No i im więcej słów w tekście, tym trudniej uniknąć niepotrzebnych powtórzeń i podobieństw - jak w cytacie.


Chris domknął cicho drzwi, usiadł na fotelu przy jednorękim bandycie i wrzucił dolara. Poczekał chwilę i pociągnął „rękę” w dół. Dupa. Cytryna, siódemka i winogrono. Bandyta cyknął i wydał z siebie wesołą melodyjkę, która przypominała Chrisowi szyderczy śmiech. Coś w stylu „pudło, kretynie, spróbuj kolejny raz”.
Nieźle, krótkie zdania, konkretne informacje. Naturalny język. Dupa na swoim miejscu, że się tak wyrażę ;)

Unikaj cudzysłowów, lepiej w tekście dwukropek i normalnie piszesz lub kursywa.


zawitał..?
wielokropek to trzy kropeczki. Wielokropki traktuj jak najdroższą przyprawę, w dodatku cuchnącą i o okropnym smaku. Im mniej tym lepiej. Do aplikacji bardzo rzadko. Prawie nigdy.


Obrócił się i ujrzał ładną, młoda dziewczynę w wieku około dwudziestu, może dwudziestu pięciu lat. W oczy biło jej piękno, które aż pobudzało do pracy narząd między udami. Miała delikatne rysy twarzy, aksamitną skórę bez ani jednego defektu, duże, ogromne oczy koloru ciemnego brązu i czarne, długie włosy. Delikatny makijaż podkreślał jej długie rzęsy. Ubrana była w beżowy, gruby, wełniany golf.
Tak, co by tu rzec. Po pierwsze: nie wyliczaj cech, bo to nie katalog wysyłkowy. Uważaj na stopniowanie, najpierw używasz słowa ładna a za chwilę w oczy bije jej piękno... Bądź konsekwentny i precyzyjny. Ostrożnie dobieraj słowa, aby współgrały ze sobą - nie tylko brzmieniowo ale i znaczeniowo.

Widzę już, jaki jest Twój typ idealny, ale znów - daj popracować wyobraźni Czytelnika. Nie opisuj jej tak, jak Ty ją widzisz, ale jakie wrażenie robi na Twoim bohaterze. Z tego fragmentu usunęłabym wszystkie przymiotniki dotyczące jej wyglądu - wystarczy, że zostawisz baaardzo znaczące dla Czytelnika zdanie o ehm, ehm, narządzie. To wyznanie jest aż nadto obrazowe, uwierz.


uśmiechnęła się. Chris zaśmiał się, spoglądając na nią miło.
I ja się tu uśmiecham, od razu widząc rękę amatora. Ona się uśmiecha, on się śmieje, jest miło. Niezgrabne to i wyświechtane. Dobra, opowiedz coś, czego nie opowiedział jeszcze nikt. Albo wywal to, co oczywiste lub niegodne zauważenia.

Zresztą, to samo można zapisać zupełnie innymi słowami, np tak:

Błysnęła zębami. Szybka risposta. Jak miło.

Albo tak:

Błysnęła zębami. Ja też. Jak w reklamie winterfresh.

Nie mówię, że to najbardziej wyszukane zdania, ani dowcipne, ale chcę pokazać, że można trochę podkręcić tekst i napisać o wymianie uśmiechów nie używając wprost słów uśmiechać się, śmiać itd. Wtedy powstaje literatura a nie raport wydarzeń :)


nie widział nic. Absolutnie nic skłaniającego
Tu bym jednakowoż nie stosowała kropki, tylko przecinek. To tylko sugestia.


z wyższych swer burżuazji
A jednak warto robić korektę :)


- Zazwyczaj – ciągnęła – witają tutaj staruchy
Witają? Zawitać gdzieś ok, ale witać - to nie to samo, choć źródłosłów jest faktycznie wspólny i znaczenie podobne. Nie możesz użyć: zazwyczaj zawitywają itd - rozumiesz? :) Trzeba by to zmienić na coś... prostszego. Pisarz nie utrudnia życia ani sobie, ani Czytelnikowi :)


którzy za parę chwil zamiar mają odebrać sobie życie
Inwersja sama w sobie nie jest grzechem, dopóki zdanie jest zrozumiałe. Zawsze jednak patrz kto mówi. Do kogo, gdzie, w jakim czasie, w jakiej sytuacji, jaką stylistykę przyjmujesz. Tu, w postaci tej bohaterki lepiej mówić prosto, współcześnie, nie wydziwiać.

Ja bym nawet skróciła to zdanie do jednego słowa: samobójcy.


Oryginalne ciuchy, nienaganna fryzura, super perfumy, a i w dodatku jesteś gładko ogolony.
Hm, po co to piszesz? Zadaj sobie pytanie, po co Czytelnik ma to wiedzieć? Tylko tyle. Nie przelewaj swoich marzeń o idealnym Tobie z idealną dziewczyną u boku, jeśli nie chcesz pisać harlekinów albo reklam agencji do towarzystwa, gdzie zachwalanie hm, hm oferty dnia jest handlowo uzasadnione.


No ludzie, jaki przystojny, no popatrzcie, jakie ciacho zawitało w te progi – powiedziała nieco ironizując.
Dobrze, że nas informujesz, że ona ironizuje. Nie domyślilibyśmy się.

Teraz ja ironizuję. Nie ubliżaj Czytelnikowi nadmiarem wyjaśnień, zaufaj, że Czytelnik popracuje wyobraźnią i się domyśli.

Jeśli się nie domyśli, to znaczy, że nie jest Ciebie godzien :) [ironia]


Chris słysząc komplement od tak urodziwej pani nieco się zarumienił, ale nie dał zbić się z tropu.


Oj, harlekina piszesz!

Pani, pani... mazura tańczysz? [ironia] Powtarzanie psuje odbiór tekstu. Poza tym, patrz kto mówi. Czy to na pewno odpowiedni dobór słów dla dwojga młodych ludzi w jakimś podrzędnym barze? Nawet jeśli ona jest piękna, że on dostaje wzwodu na jej widok a on ma markowe ciuchy i wodę toaletową. [ironia]


- Twe myśli w złą stronę. Na marginesie mówiąc jestem zachwycony twoim słownictwem.

- Jestem absolwentką, ale nie o to teraz pytałam.
Jej riposta jest świetna. Naprawdę, podoba mi się.


Miała smukłe ręce i bardzo delikatne usta. Lecz w oczach wyłapał dziwny smutek. Nie było w nich ani krzty blasku, tak przecież charakterystycznego dla młodej i pięknej, pełnej ambicji kobiety.
Idealny facet spotyka idealną kobietę a nam, Czytelnikom ma kopara (pardon za kolokwializm) opaść z zachwytu i wzruszenia. Dobrze zrozumiałam?

Otóż, nie tędy droga. Naprawdę bohaterowie ze spiżu dobrzy są na pomnikach, nie w literaturze.


- Prawo – stwierdziła. – Wywalili mnie po dwóch latach.

- Dlaczego?

- Nie miałam pieniędzy na ukończenie. A dupą studiować nie zamierzam.
Ok, pomijam, że nie jest się absolwentką nie ukończywszy nauki. Dialog mi się podoba. żywy, prawdziwy. Wywal te ich opisy, jak wyglądają itd i zostaw dialogi - to wyjdzie tekstowi na dobre. Uwierz mi, proszę.


Miała ładny zapach, aż poczuł rumieńce na twarzy.
Do wywalenia, chyba, że napiszesz to w inny sposób. Jak? Nie wiem. To Ty jesteś Autorem :P

Ale podpowiem - poszukaj w literaturze, podpatrz mistrzów. Weźmy to, co się nasuwa pierwsze Pachnidło Suskinda. Jak on tam maluje urodę kobiet zapachami. I wcale nie pisze, że pachniały miło.


- Umiem zadbać o siebie – uśmiechnęła się zadziornie. – Faceci mają pewien słaby punkt. – Znowu uśmiech.

Podobał mu się.

- Masz ładny uśmiech, wiesz?
Hm, to co fajnie wygląda w głowie, nie wygląda już tak dobrze na papierze. Tekstom zawsze przydaje się sczytywanie na głos i wykreślanie takich topornych, chociaż poprawnych gramatycznie kawałków.

Wywal te całe didaskalia, albo poszukaj innego zapisu. Nie pisz banałów.


- Masz ładny uśmiech, wiesz?

- A ty tanie teksty, wiesz?

- Nie próbuję cię poderwać. Słynę po prostu ze szczerości. I walenia prosto z mostu.

- Walenia tego mostu od tyłu?

- Zależy gdzie.

- W dupę!

- Nieeee…

- Dobrze.
Dialog jest i fajny i niefajny jednocześnie. Fajny - bo żywy, ostry, szczery. Niefajny, bo dla tych mydłkowatych postaci, które nakreśliłeś za mocny, za wulgarny. Patrz zawsze, kto mówi, w jakiej sytuacji itd. Również - do jakiej publiczności kierujesz tekst. Ten tu prowadzony jak harlekin, ze słowami typu: uśmiechali się miło, było miło, ona piękna, on speszony i nagle bum!

Wypadasz z konwencji. Ktoś szukający takich tekstów nie dojdzie do niego, bo po pierwszym akapicie odłoży to opowiadanie z przekonaniem, że to nie ta bajka, nie ta konwencja. Ktoś, kto zdecydował się na ten tekst na tym dialogu raczej odłoży z poczuciem, że został oszukany, że to też nie ta bajka.

Tak, czy inaczej stracisz Ty, jako Autor.


wylew krwii
krwi. Korekta!


Ojciec pijak zmarł na wylew krwii do mózgu, choć ja podejrzewam, że to była wódka.
Miał wylew krwi, czy wylew wódki? Oj, niby rozumiem, o co Ci chodziło, ale rozumem tego nie pojmuję :)

Precyzja!


zironizowała ostatnie zdanie.
Wspominałam już o ironii?


Napajał się jej miękkim głosem
Upajał. Napoić to nie to samo, choć podobnie. Napajać? Chyba nie znam takiej odmiany, ale weryfikator się uczy całe życie :)


Spojrzał jej w oczy. Były przeszklone.
Przeszklone, hm... Jest takie wyrażenie: oczy się szklą, szkliste spojrzenie itd, ale przeszklone? Lepiej nie eksperymentować przy tak błahych zwrotach. Zostaw sobie kombinacje na coś bardziej wartego skórki za wyprawkę.


uśmiechnęła się smutno.
uśmiechnęła się szczerze.
Wiem, dobra. Karuzela uśmiechów.


Podrapała się w rękę przez sweter.
To lepsze niż parada uśmiechów.


uśmiechnęła się słodko.
Jakieś wnioski?


Zaśmiała się. Przetarła oczy, ziewnęła i przeciągnęła się, prezentując zgrabną figurę, ładnie podkreśloną przez zwisający luźno sweter.
Znów o śmianiu się, to już drażni.

A potem? ładnie, miło, byle jak.


dźwięk soula
soulu


z szerokim uśmiechem
Jeszcze jeden uśmiech - przyjmuję go z rezygnacją.


Oboje jednocześnie wybuchli śmiechem. Czystym i radosnym, rozładowującym napięcie, rozświetlającym pomieszczenie bardziej niż jakikolwiek nowoczesny neonowy wynalazek. śmiali się długo, sami do siebie. Natalie przysłoniła usta wierzchem dłoni, patrząc na niego i jeszcze trochę się cichutko śmiejąc sama do siebie. On już się uspokoił, jednak na twarzy dalej bieliły mu się zadbane ząbki. Popatrzyli na siebie. I znowu zaczęli się śmiać aż padli na blat bez sił.
Muszę komentować?



Ząbki?


spojrzał na jej rozsypane włosy. Były ładne. Idealnie czarne.
Takie teksty zabijają tekst. Wiesz, co to kicz? To przykład kiczu w literaturze.


- A my co? – też uniosła głowę.
- A my co? – Też uniosła głowę.


- Ojej – dalej się śmiała rozcierając poliki. – Daj mi sekundkę.
- Ojej! – Dalej się śmiała rozcierając poliki. – Daj mi sekundkę.


Kilka godzin po północy – przechyliła głowę jak
Kilka godzin po północy. – Przechyliła głowę jak

i tak dalej - poćwicz zapis dialogów.


ubrała szybo czapkę
Założyła czapkę. Włożyła czapkę.

Ubiera się coś czymś lub w coś.


uśmiechnął się łagodnie
A jakże.



Całość? Masz pomysł. Wywal te idealizujące ich opisy, doszlifuj dialogi i jak na obyczaj, może być nieźle.

Na początek.



Amputuj uśmiechy. Co do jednego.
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

3
Przede wszystkim dzięki za taką,a nie inną opinię. Widać bowiem, że znasz się bardzo dobrze na rzeczy. Nie, nie podlizuje się teraz nikomu, wygłaszam swoje myśli ;) Otóż niejednokrotnie podając tekst ocenie... cóż czułem się jak uczeń wywołany celowo przez nauczyciela - wyśmiewany i poniżany przed całą klasą, co było bardzo nie miłe (stąd mój dawniejszy uraz, heh). Jak to czytałem, czułem się jakbym spotkał się na miłej pogawędce w kawiarni w celu przedstawienia przyjaciółce tego, co namąciłem. I jej szczerą opinie ze staraniem pomocy. Za to masz, u mnie bynajmniej, dużego + :wink:



Ale w końcu od tego tu jesteś, razem z resztą.



Dobra. Czytając twoją analizę, dochodzę do dwóch wniosków, a raczej dwóch poważnych wad które tekst niestety posiada. Zbyt dużo dokładnych opisów, co unieruchamia i zniewala czytelnika poniekąd, oraz zbytnie przesłodzenie tekstu uśmiechami. Reszta to błędy typowo kosmetyczne.

Cóż, z pierwszym się zgadzam i mam zamiar nad tym pracować. Opisy strasznie topornie mi wychodzą, ale co tam. Do wyćwiczenia.

Natomiast z tymi uśmiechami, to było poniekąd celowe ;) Taki miał być charakter tej obyczajówki. Miła, spokojna pogawędka w noc wigilijną między ludźmi, którzy naprawdę sobie wpadli w oko od pierwszego wejrzenia. Te wszystkie uśmiechy, miały to podkreślić. Jeśli zrobiłem to źle (acz zobaczymy jeszcze co inni powiedzą), to prosił bym o jakieś rady, wskazówki, enyłej. W przyszłości błędów takich nie chciałbym popełniać.



Btw ja uwielbiam idealne postacie stąd to przejaskrawienie :D



Dobra, wniosek... Następnym razem zamiast podawać ludziom coś na tacy, dam im bardziej do zrozumienia, podziałam na psychikę tak, żeby sami mogli wszystko pojąć.

Teraz najtrudniejsze. Jak to, do cholery, zrobić :wink:
"Siri was almost sixteen. I was nineteen. But Siri knew the slow pace of books and the cadences of theater under the stars. I knew only the stars." Dan Simmons

4
Czemu Chris? Czemu Natalie? Czemu USA? Równie dobrze to wszystko mogło dziać się w Polsce. Ech, te współczesne parcie na Zachód :/

Przez umieszczenie akcji w USA (czy tam Anglii) sam się wkopałeś. Wiesz czemu? Poprzez nieznajomość tamtejszych realiów, co w tekście widać jak na dłoni.



Po pierwsze Wigilia. Dużo ludzi nie jada tam kolacji z rodziną tylko wychodzi na miasto, do pubów, klubów, etc. Nie wiem, czy w Stanach też w takim stopniu, ale w Anglii na pewno, tam Wigilia praktycznie w ogóle nie istnieje. Poza tym USA to kraj wielu kultur i nie wszyscy obchodzą 24 grudnia jakiekolwiek święto, bo są innej religii. Więc co to za ściema z kompletnie pustymi ulicami miasta? I to centrum miasta.



Tak wygląda wigilia na Manhattanie:





Powiem nawet więcej niż niepuste ulice – tłumy na ulicach!



A właśnie, wiem, że jesteśmy we wspaniałym i cudownym Juesej, ale nawet tam oszklone wieżowce są tylko w centrum, a przy najmniej nie na przedmieściach, nie tam, gdzie są piaskownice dla dzieci. W sumie nigdy nie byłam w Stanach, ale np. w okolicach Pałacu Kultury i Nauki też nie widziałam piaskownicy. W każdym razie oszklone wieżowce i piaskownica z żywopłotkiem gryzą się ze sobą na tym obrazku.


Chris samotnie przemierzał zaśnieżoną ulicę Houston Street
Powtórzyłeś to samo słowo, w dwóch językach, ale jednak. „Ulicę” możesz spokojnie wywalić.


Z nieba leniwie sypało małymi płatkami, które spadając zygzakiem wpadały prosto za kołnierz kurtki
Powtórzenie. Poza tym za dużo tych czasowników dotyczących śniegu. Sypały, spadały i wpadały.


Tylko takie zero jak ja włóczy się o tej godzinie po ulicy.

Nagle zatrzymał się i zdumiony spojrzał na drugi koniec ulicy.
Powtórzenie


Obrócił się i ujrzał ładną, młoda dziewczynę w wieku około dwudziestu, może dwudziestu pięciu lat.
No to trochę różnica 20 a 25 lat. Zazwyczaj mówi się w ten sposób o czyimś wieku, kiedy obserwujący waha się niewiele, np. „miała 20, może 21 lat”. Ale raczej nie przy takiej różnicy. Już lepiej napisać „wyglądała na 20, ale równie dobrze mogła mieć 25 lat”, czy jakoś tak.


duże, ogromne oczy
Duże, ogromne, wielkie, olbrzymie, potężne, znaczne oczy – szkoda, że tak nie napisałeś.


długie włosy. Delikatny makijaż podkreślał jej długie rzęsy.
powtórzenie


Ubrana była w beżowy, gruby, wełniany golf.
A poniżej nic? żadnych spodni? Chociażby majtek?!

Jak już opisujesz ją tak dokładnie, to bądź konsekwentny.


Sądzę, że podobni panu powinni siedzieć teraz przy wielkim stole zasłanym dwunastoma daniami
I znów. To nie Polska i jej świąteczne tradycje.


- Twe myśli w złą stronę.
Zgubiłeś czasownik


Był w ich obecności nich nieco nieśmiały

- Tak – uśmiechnęła się smutno. – Umowę zawarliśmy przez łóżko.

Westchnął.

- No nic. Potrzebowałam i potrzebuję tych pieniędzy.
:/ Ta, parę linijek wyżej tak pięknie mówiła o tym, że nie zamierza studiować dupą. A Chris ją tak pochwalił. Potem znów mówiła, że zrezygnowała z poprzedniej pracy, bo nie chciała spać z szefem. A teraz nagle co? światopogląd jej się tak zmienił? Wiesz, to jest dosyć istotne, bo to nie jest błahostka. Chodzi o poważną sprawę, a mianowicie robienie kariery przez łóżko. Raz bohaterka jest temu stanowczo przeciwna, a za chwilę jak gdyby nigdy nic mówi, że właśnie tak zrobiła. I to, żeby pracować w jakimś zapomnianym barze. A kiedy chodziło o seks, żeby mieć pieniądze na studia to już nie, ona nie będzie się zniżać do takich niemoralnych procederów. Niech się bohaterka (w domyśle: Autor) zdecyduje.


Miałem żonę i śliczna córeczkę. Jedną.
To chyba oczywiste, że jedną, skoro powiedział o niej w liczbie pojedynczej. Czy też zalicza ją do swego spisu inwentarza wraz z dwoma samochodami i ładnym domem?



Wybacz, że niektóre uwagi nie są zbyt przyjemne, ale jak widzę tekst typu „duże, wielkie oczy” to bardzo trudno mi dojść do wniosku, co Autorowi chodziło po głowie, gdy to pisał. Czy może to wina złej korekty tekstu?
Moje skromne poprawki wychwyciły mało błędów - zdaję się na was
Wrr, nie lubię być wykorzystywana, bo Autorowi się nie chciało rzucić okiem na kilka linijek.



Zgadzam się z Zuzanną co do za długich zdań, szczególnie na początku. Za dużo informacji (a szczególnie przymiotników) starasz się upchać między wielką literą a kropką. Można klimatycznie i obrazowo opisać krajobraz czy otoczenie używając krótszych, a nieraz przez to dosadniejszych zdań.


Btw ja uwielbiam idealne postacie stąd to przejaskrawienie
Może Ty uwielbiasz, ale krytycy – uwierz mi, że nie.

Aczkolwiek w tym tekście nie uderzyła mnie aż tak ta „idealność” bohaterów. Ale na przyszłość z tym uważaj. Nie daj sobie wmówić, że to, co idealne, jest zjadliwe dla Czytelnika ;)



A sam pomysł? Nic wyszukanego, może być na okołoświąteczny czas, ale mogło być też lepiej i bardziej porywająco. Zjadliwe, ale bez oblizywania warg.



Co do moich rad: przenieś akcję do Polski lub jeśli tak bardzo koniecznie chcesz, żeby działa się ona w USA (chociaż nie wiem, po co, bo to kompletnie nie nadaje opowiadaniu splendoru czy czegokolwiek) to trzymaj się realiów.

I nie przesadzaj. Chodzi mi o opis, że na ulicach nie było ani jednego człowieka, ani jednego samochodu i ani jednego kota. Gdybyś napisał, że po ulicach wolno przesuwały się pojedyncze auta, bądź też od czasu do czasu przejeżdżał jakiś wariat z prędkością 100 km/h, byłoby to o wiele bardziej prawdopodobne niż to, co napisałeś, a nie ujęłoby to całej scenie klimatu, wręcz przeciwnie.

No i ćwicz, pisz, czytaj i nie przejmuj się mną, jeśli byłam niemiła ^^

5
Ależ trochę się przejąłem, bowiem każdą opinię biorę sobie niejako do serca. Ale spokojnie, skakał z mostu nie będę ^^

Pytasz "niemiło", dlaczego USA - odpowiem "niemiło": Bo tak.

To jest w całości fikcyjne miasto, stworzone w 10 sekund na potrzeby akcji ;) Polskie imiona mi tu nie pasują i ich po prostu nie lubię, ale cóż. Bywa.

Co do piaskownicy, cholera jasna! Sam to zauważyłem, niestety na kilka godzin po wciśnięciu "Wyślij" xD I jest jeszcze jedno, z ową absolwentką o której wspominała zuz.


Ta, parę linijek wyżej tak pięknie mówiła o tym, że nie zamierza studiować dupą. A Chris ją tak pochwalił. Potem znów mówiła, że zrezygnowała z poprzedniej pracy, bo nie chciała spać z szefem. A teraz nagle co? światopogląd jej się tak zmienił? Wiesz, to jest dosyć istotne, bo to nie jest błahostka. Chodzi o poważną sprawę, a mianowicie robienie kariery przez łóżko. Raz bohaterka jest temu stanowczo przeciwna, a za chwilę jak gdyby nigdy nic mówi, że właśnie tak zrobiła. I to, żeby pracować w jakimś zapomnianym barze. A kiedy chodziło o seks, żeby mieć pieniądze na studia to już nie, ona nie będzie się zniżać do takich niemoralnych procederów. Niech się bohaterka (w domyśle: Autor) zdecyduje.


O wypraszam sobie., Nie światopogląd, lecz sytuacja materialna. Wtedy mogła sobie na takie cuś pozwolić, w kryzysie musiała zrobić to, co musiała ;) Może krótko to przedstawiłem i w tłoku czytania coraz to kolejnych zlepek liter mogło to umknąć, ale takie informacje są, i myślę, ze powinnaś to zrozumieć ^^


Wrr, nie lubię być wykorzystywana, bo Autorowi się nie chciało rzucić okiem na kilka linijek


Wrr, nie lubię, gdy wrzuca się mnie do jednego wora z leniami. Starałem się jak mogłem, cóż mogę poradzić, ze widzę tylko te rażące błędy, a czytając tak wczuwam się w treść, że nie potrafię nic wychwycić.



A, i przede wszystkim dzięki wielkie za opinię ^^ I wzajemnie, przepraszam cię, jeśli którakolwiek z moich wypowiedzi cie uraziła ^^
"Siri was almost sixteen. I was nineteen. But Siri knew the slow pace of books and the cadences of theater under the stars. I knew only the stars." Dan Simmons

6
Z obyczajami mam tak, że dla mnie ten gatunek mógłby w ogóle nie istnieć i byłoby dobrze. Jeśli to w dodatku porusza tematykę około świąteczną, to robi się obrzydliwie. Ale spokojnie drogi BMF, wielu złych słów ode mnie nie usłyszysz. Bo tak jak drapieżniki czasem jedzą trawę, tak mi czasem może się spodobać "okołoświąteczny" obyczaj. I tak jest w tym przypadku.

Obywatelka AM zauważyła, że opowiadaniu nie zaszkodziłoby przeniesienie do Polski. I ma rację. Ale też Twój oderwany od rzeczywistości NY w kontekście całego tekstu nie razi. Moja rada jest taka - nie podawać nazwy jakiegokolwiek miasta. Jej obecność i tak nic nie wnosi.



Opowiadanie jest miłe, sympatyczne, ciepłe. Tak, to zdecydowanie mogą być wady. W tym przypadku jednak wszystko jest OK. Co poniektórych tekst nawet podniósłby na duchu. Historia pokazuje, że nie trzeba być kurewsko przystojnym, mieć piękny wóz i odwagę, by podbijać do ładnych dziewczyn. Czasem można ją spotkać przypadkiem, a znajomość zaczyna się niejako automatycznie, jest ciągiem zdarzeń, który dzieje się sam.

DObra, niech Ci będzie :wink:, podobało mi się.

Dodane po 16 minutach:

Teraz zauważyłem, że Ty jednak nie podałeś nazwy miasta. Słowa Obywatelki jakoś mi zamąciły w głowie, że to się dzieje w Nowym Jorku. Wybacz, mój bląd.

7
Jak zwykle jak Zuz i Obywatelka się zabiorą za weryfikację inni nie mają czego szukać w temacie.

Chyba czas na emeryturę.



Może uda mi się powiedzieć coś czego one nie ujęły w swoich komentarzach.



Grozi ci zaimkoza. Przykład:
Milczał. Słuchał jej bardzo uważnie. Napajał się jej miękkim głosem.

Zaśmiała się. Przetarła oczy, ziewnęła i przeciągnęła się, prezentując zgrabną figurę, ładnie podkreśloną przez zwisający luźno sweter.


Bardziej mi to wygląda na szkic, opis działań dla aktorów, niż integralna część opowiadania. Taka wyliczanka. Podobnie jak tutaj:
Pobiegła na małe zaplecze, złapała za swój płaszcz, ubrała szybo czapkę, zgasiła światło, wyłączyła radio, zamknęła kasę, złapała go za rękę i wyciągnęła na zewnątrz.

Czystym i radosnym, rozładowującym napięcie, rozświetlającym pomieszczenie bardziej niż jakikolwiek nowoczesny neonowy wynalazek
Cierpisz na "słowotok". Jak zaczniesz pisać, zapisujesz wszystko co ci ślina na język przyniesie. To jest tego przykład.



W sumie to mógłbym jeszcze dodać kilka rzeczy, które mi się rzuciły w oczy, ale pewnie powtórzę po poprzedniczkach, więc nie zrobię tego.



Ogólnie, według mnie, tak sobie.

Na tych słowach zakończę. Idę do pracy.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

8
Cierpisz na "słowotok". Jak zaczniesz pisać, zapisujesz wszystko co ci ślina na język przyniesie. To jest tego przykład.


Czy to źle? ;)
"Siri was almost sixteen. I was nineteen. But Siri knew the slow pace of books and the cadences of theater under the stars. I knew only the stars." Dan Simmons

9
Sam słowotok podczas pisania nie, tylko później trzeba coś okroić, oszlifować już na spokojnie.

Pozdrawiam.



Dokładnie. Dziękuję Lau. - Weber

10
Widzę dwa komentarze Weryfikatorów. Ktoś tu się chyba obija ;>





Nie obijanie, tylko zwykłe przeoczenie. Dzięki za pomoc. ;)
Ostatnio zmieniony wt 17 lut 2009, 21:18 przez BMF, łącznie zmieniany 1 raz.
"Siri was almost sixteen. I was nineteen. But Siri knew the slow pace of books and the cadences of theater under the stars. I knew only the stars." Dan Simmons
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron