Andrzej Pilipiuk pisze:ale czego się boicie?
Och w tej kwestii można się bać wielu rzeczy. Dlaczego nie bierzemy sprawy w swoje ręce? Przykłady:
- jak spróbuję, to okaże się, że bardziej nadaję się do kolekcjonowania pękniętych kaloszy, ale... o kur*a! Przecież mi się podoba bycie pisarzem! Och! Muszę nim być, prawda? Jezu, bierze te kalosze i odwalcie się ode mnie!
- lenistwo. Po prostu się nie chce. Marzyć się chce, wyobrażać sobie, że się siedzi i podpisuje nowy bestseller - też się chce. Ale usiąść i napisać dwa tysiące stron wprawek a potem kombinować odnośnie debiutu - już nie koniecznie. Strach usiąść i pracować, człowiek od razu chce być najlepszy (no, teraz trochę demonizuję, bo to dość oklepana odpowiedź na zadane pytanie). Polska mentalność karierowicza, o której mówiłeś już nieraz.
- niska samoocena. Polityka myśli typu "jestem gównem to i gówno zrobię". Zjawisko coraz popularniejsze w kolejnych generacjach pokoleń (już w moim pokoleniu to masowy problem).
- zabawne, ale przeświadczenie, że jak pisarz, to od razu snob, pijak i ćpun (bo skąd brać te wszystkie pomysły? No jasne, że z haju i kaca) wciąż funkcjonuje. Prościej i delikatniej da się ukazać "problematykę" (?) bycia pisarzem: pisarz od ręki dużych sum nie zarabia, a żyć z czegoś trzeba... więc ktoś rezygnuje i szuka innego zawodu. Co ciekawsze, czasem strasznie trudno jest zauważyć, że można przecież być geologiem albo architektem a na boku (z mniejszą częstotliwością, niż np. Ty) wypuszczać książki. Jakaś kasa z tego dojdzie, a człowiek w końcu spełnia się w pewnym stopniu, prawda?
Chociaż w pewnym stopniu.
Podsumuję w egzaltowany sposób: kochani, jak się chce czegoś i pragnie, to trzeba coś z tym zrobić. Albo cisnąć w cholerę i zająć się czymś innym. To proste
