16

Latest post of the previous page:

Ja się przyznam, że podobnie jak zuzanna robię plany. Jak jest jakaś walka, to nawet rozrysowywuję, co by sięnie pogubić i dobrze opisać. Natomiast zanim cokolwiek napiszę dla danego pomysłu, choćby pierwszy punkt fabuły, stwarzam całe tło najpierw - czyli gdzie, kiedy, co, dlaczego. Potem wymyślam dopiero historię, zdarzenie po zdarzeniu - wymyślam niekoniecznie liniowo, ale jakoś to leci. Składam w umyśle (i chociaż wiele rzeczy zapominam chwilowo, ostatecznie wszystko jest na miejscu), dopiero potem zapisuję. Nigdy już nie piszę nieliniowo, na frankensteina - przekonałam sie, że dla mnie to nie skutkuje (napisałam najfajniejsze sceny, ale żeby połączyć, to już weny brakło).

Jak zaskoczyć czytelnika? Nie wiem. Nigdy jakoś nie próbowałam, bo i sama nie wnioskuję o historiach, nie umiem więc wczuć się w sytuację. Najczęściej staram się tworzyć fabuły poprostu spójne i logiczne, ewentualnie pokuszę się o jakiś mały zwrot akcji czy inne rozwiązaniue zupełnie na końcu. To chyba najwredniejsze: cały czas razem z czytelnikiem święcie wierzę w jedną wersję, by w zakończeniu podać inną.

Jeśli chodzi o proces tworzenia bohatera, to właściwie takiego nie ma. Zapisuję conajwyżej najważniejsze cechy charakteru (on będzie próżny i oderwany od świata, ona cicha i filozofująca, a tamten usłużny, spokojny i inteligentny), reszta wychodzi w praniu. Potem badam tylko tekst i dialogi pod kątem niespójności bohaterów, przy korekcie czasem zauważam, że w sumie któryś zachował sie nie tak, jak trzeba (najczęściej jednak wychodzi już przy pisaniu).



Więc w fabule - pełna dyscyplina, a postaciach - zupełny brak.
Never do something you wouldn't want to explain to paramedics.

---

"Mała dawka filozofii czyni z człowieka ateistę,

duża zwraca go ku religii."

Francis Bacon

17
To chyba najwredniejsze: cały czas razem z czytelnikiem święcie wierzę w jedną wersję, by w zakończeniu podać inną.


O, to to! Ale jak to robisz? Najciekawsze powiedziałś jednym zdaniem :D

Jak przebiega u Ciebie ten proces? Piszesz, piszesz i nagle bum, odwracasz o 180 stopni?
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

18
Najłatwiej podać na własnym przykładzie, dlatego przedstawię pokrótce jak wyglądało zjawisko pewnego zwrotu akcji w moim przypadku.



Opisuję pojedynek na rapiery, między duchem a człowiekiem, mamy zatem ogromne pole do popisu. Mimo to wiem, że najpierw taki chwyt, potem taki i następny, aż finito. I faktycznie, piszę jak planowałem. Nagle, kiedy mam już kończyć, wyobrażam sobie całą scenę. A bohaterowie robią coś, co nie mieści mi się w głowie. Dokonali sami z siebie zwrotu akcji, którym potem podniecałem się przez pół wieczoru. Oczywiście go zapisałem i wszystko mu podporządkowałem.



Jeśli już idziemy o poradę, wiem, że dużo osób planuje, ale spróbuj Zuz puścić cugle wyobraźni. Niech twoi bohaterowie ożyją, pozwól sobie zwariować. Ja często jak pisze coś intensywnie, wyobrażam sobie czasami scenki zupełnie odrębne od samego opowiadania, ale to są wciąż ci sami bohaterowie. Poznaję ich, bo pozwalam im szaleć w wyobraźni. Dlatego potem robią mi różne świństwa i sam się im dziwię, czemu postępują tak, a nie inaczej.
http://krainaslow.wordpress.com

19
Ja już nie wiem co mam powiedzieć, bo pytanie mnie zabiło. Nie mam bohaterów, nie mam fabuły. Dusi mnie pragnienie pisania, to siadam i piszę, potem stawiam kropkę i robię korektę. Czasem dusi mnie co chwilę, czasem wcale mnie nie dusi miesiącami, to wtedy piszą się wierszyki. Dialogów pisać nie umiem, bohaterów nie wymyślam. Albo real, albo surrealizm, albo both. Zawsze mam notesik na wszelki wypadek i zapisuję, co mi przyjdzie do głowy. Przepisując tworzę zdania i powiększam akapity. Zwykle piszę 6-9 stron. Ale potem kontynuuję w innym tekście, nawiązuję. Albo pisze mi się łatwo, albo w ogóle nie piszę. Mam też zwykle przeświadczenie, że pokażę tylko jakiejś jednej osobie, a nie wielu. Dedykuję. Potem nie wiem jak nazwać gatunek. Chyba "GROteska" zawsze :-)
'ad maiora natus sum'
'Infinita aestimatio est libertatis' HETEROKROMIA IRIDUM

'An Ye Harm None, Do What Ye Will' Wiccan Rede
-------------------------------------------------------
http://g.sheetmusicplus.com/Look-Inside ... 172366.jpg

20
Dobra, ale jak podchodzić do problemów, które znajdujecie w opowiadanych historiach? Tzn - masz bohatera, on coś robi, powiedzmy... idzie. Wpada do dołu. I teraz - możliwości jest tyle, skąd wiesz, którą wybrać? Skąd wiesz, że on np nagle zacznie płakać albo odwrotnie - nagle zacznie budować sobie schodki, drabinę, żeby wyjść? Czy cofasz akcję, żeby wrzucić wcześniej do dołu szpadel - żeby dać mu jakieś narzędzie, czy zostawiasz go, niech się męczy? Czy stawiasz sobie pytanie: o czym właściwie chcę opowiedzieć?

Czy np dobierasz z premedytacją słowa - klucze, które mają coś wywołać w Czytelniku, jakiś nastrój czy domysł, czy dzieje się to niejako instynktownie?



To ja też podam przykład: jeden z bohaterów w bardzo ważnej scenie okazuje się kimś innym, niż był. Najpierw myslałam, że po prostu pokażę, że przez cały czas jego motywacja była fałszywa, z gruntu - mówił coś, w co nie wierzył - żeby osiągnąć efekt wkradzenia się w łaski innych bohaterów i pośrednio czytelników. Ale na końcu postanowiłam, że będzie w swoich poglądach konsekwentny. Jego motywacja pozostała niezmieniona, ale aby zrealizować swoje cele sięga po środki drastyczne. "robię to dla nas wszystkich" - wyznaje (chodzi o sytuację, kiedy musi "poświęcić kilka osób dla wyższego dobra").

Nie wiedziałam tego od początku - samą mnie to zaskoczyło, ale to nie działało w ten sposób, że to bohater mnie poprowadził. Zastanawiałam się, jaki sens nadać tej historii. O czym ona opowiada. I pomyślałam, że zła nie można tak łatwo zdefiniować, tak oddzielić od dobra itd, itd (dużo gadania o etyce i takich tam) - dlatego chciałam rozmazać taką jednoznacznie malującą się granicę między jedną a drugą postawą. Bo ostatecznie ktoś jednak ginie - i jest to ostatecznie własnie wytłumaczone jako wybór mniejszego zła, mniejszego zagrożenia :)



Stawiam też sobie pytania na przykład, czy mój bohater powinien nosić znaczące ubranie. Kiedyś poświęciłam dwa dni na szukanie odpowiedniego ubrania dla bohatera, taki smaczek, który ewentualnie wyłapią niektórzy czytelnicy. A może nikt poza mną? Może - ale dla mnie to było ważne.



Tydzien zabrało mi grzebanie w materiałach o voo-doo zanim znalazłam nazwisko i kilka cech dla swojego bohatera :) Po co się tak męczyłam? Bo już na początku wiedziałam, że w jednej z ostatnich scen ten bohater musi coś zrobić. I chciałam dać mu pewien kontekst, jakby... krzywe lustro, w którym się odbije tak, żeby Czytelnik miał frajdę.



Teraz na przykład zastanawiam się, czemu mój bohater nie jest jeszcze aresztowany? Czemu? Nie wiem. Powinien być. Ale nie może, bo będąc w zamknięciu - nie może działać tak, jak działa. Duża zagwozdka :)
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

21
Wpada do dołu. I teraz - możliwości jest tyle, skąd wiesz, którą wybrać? Skąd wiesz, że on np nagle zacznie płakać albo odwrotnie - nagle zacznie budować sobie schodki, drabinę, żeby wyjść? Czy cofasz akcję, żeby wrzucić wcześniej do dołu szpadel - żeby dać mu jakieś narzędzie, czy zostawiasz go, niech się męczy? Czy stawiasz sobie pytanie: o czym właściwie chcę opowiedzieć?
Wybieram jedną możliwość, która mnie się najbardziej podoba! Najbardziej ją "czuję", przejmuje dreszczem czy wręcz podnieca. I w konsekwencji bywa, że cofam akcję, kombinuję. Nie ruszę dalej, jeśli nie jestem pewien, że do aktualnego momentu wszystko się zazębia. I nikogo nie pytam o zdanie. To nie jest kwestia arogancji, chyba... raczej wiary we własnego nosa i świadomości, że na etapie tworzenia opinie mogą, i na pewno będą skrajnie odmienne.


Czy np dobierasz z premedytacją słowa - klucze, które mają coś wywołać w Czytelniku, jakiś nastrój czy domysł, czy dzieje się to niejako instynktownie?
Nie cały czas, ale często, szczególnie, rozpoczynając i zamykając wątki, zwracam ogromną uwagę na odcienie znaczeniowe słów, ich zestawienie, właśnie nastrój, który u mnie samego wywołują, zostawianą przestrzeń.



Bywa, owszem, że napotykam ścianę, podobne zagwozdki, jak u Ciebie. I trudno, nie ma drogi na skróty. Kombinuję, zasypiam i budzę się z myślą, jak u licha mam z tego wybrnąć?! Odrzucam kolejne pomysły, walę głową w mur, ale nie podejmuję pracy w innym miejscu. Próbowałem, nie umiem. Obawa, że fabuła rozejdzie się w szwach, a postacie w konsekwencji utracą wiarygodność, nie pozwala mi skupić się wystarczająco.

23
Najlepiej stosować się do zasady - jedna strona, jedna niespodzianka i pisać pod presją czasu, czyli przeznaczyć na napisanie jednej strony godzinę czasu. Po pewnym czasie stosowania się do tych reguł pomysły same się znajdują.


Rada, jak sądzę, z własnego doświadczenia? I jak efekty w praktyce?
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

24
Rada, jak sądzę, z własnego doświadczenia? I jak efekty w praktyce?
Efekt jest następujący: piszę systematycznie i codziennie. Nie jestem jeszcze zadowolona z tego, co napisałam, ale podobno praktyka czyni mistrzem. Za rok powinno być dobrze.
https://pisarzdowynajecia.com

25
zuzanna,
Dobra, ale jak podchodzić do problemów, które znajdujecie w opowiadanych historiach? Tzn - masz bohatera, on coś robi, powiedzmy... idzie. Wpada do dołu. I teraz - możliwości jest tyle, skąd wiesz, którą wybrać? Skąd wiesz, że on np nagle zacznie płakać albo odwrotnie - nagle zacznie budować sobie schodki, drabinę, żeby wyjść? Czy cofasz akcję, żeby wrzucić wcześniej do dołu szpadel - żeby dać mu jakieś narzędzie, czy zostawiasz go, niech się męczy? Czy stawiasz sobie pytanie: o czym właściwie chcę opowiedzieć?

Czy np dobierasz z premedytacją słowa - klucze, które mają coś wywołać w Czytelniku, jakiś nastrój czy domysł, czy dzieje się to niejako instynktownie?


Powtórzę się, ale odniosę konkretnie do twoich słów. Po pierwsze widzę sytuację jak scenę filmową. I kolejne sceny spływają mi właśnie jedna po drugiej. Lawinowo. Przy obecnej ilości wolnego czasu (matura) mam naprawdę więcej pomysłów niż jestem w stanie zapisać. Wszystko płynie naturalnie, a bohaterowie to moi przyjaciele. No nie wiem, najlepszy przykład to, że jak dwaj chłopcy bawią się w komandosów, to nie zastanawiają się, co teraz, co teraz, tylko "coś" robią, to co w ich mniemaniu zrobiłby komandos. No i tak jest ze mną i moimi historiami. One piszą się same, ja tylko kaleczę je warsztatem.



Poradzić mogę tylko, żeby na lajcie puścić fabułę. Przestać się tak strasznie zastanawiać i poszarżować do przodu. Fabuła niesie wtedy samą siebie. Być może będą potem cholerne nielogiczności, czy lapsusy, ale od tego właśnie jest korekta, prawda? I piszę podobnie jak katamorion. Dzień w dzień, codziennie minimum godzinę minimum stronę. To naprawdę pomaga i polecam taką formę pracy wszystkim młodym autorom.
http://krainaslow.wordpress.com

26
Dzięki za porady, może faktycznie powinnam spróbować iść na żywioł? :) I mniej przejmować tym wszystkim, ale jednakowoż chciałabym zrozumieć mechanizmy, które powodują, że nie tylko widzę ale wiem dlaczego widzę takie a nie inne rozwiązania. I dlaczego wybieram właśnie te a nie inne - bo tylko to - tak sądzę, ale mogę się mylić - spowoduje, że będę pisać lepiej.
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

27
Co do przykładu z tą łopatą i dołem, to najlepiej wczuć się odrobinę w postać (masz z tym problemy to weź coś gotowego: znajomą, idola, siebie, jakąś postać literacką czy filmową i przypisz jej kilka cech wziętych z pierwowzoru), potem pozwól już działać jej samej. Niech zacznie płakać, szukać po kieszeniach telefonu, wspinać się albo wołać o pomoc. W książce Kinga "Jak pisać..." jest po temu proste ćwiczonko: King opisuje sytuację gdzie mąż znęca się nad żoną, trafia do pudła lub psychiatryka, lecz udaje mu się uciec i następuje konfrontacja małżonków. King radzi by odwrócić role i z kobiety zrobić jędzę a z faceta ofiarę. Resztę sobie dopisz: czym on się zajmuje, jakie kobitka ma plany względem męża, czy mają dzieci, czy znalazł sobie inną, czy nadal ją kocha... itp. itd. Mnie też wydawało się kiedyś że nie da się napisać niczego bez planu, ale niedawno skończyłem opowiadanko o którym wspomniałem wyżej i stwierdzam że się jednak da, więcej bowiem takie pisanie jest o wiele przyjemniejsze.
-Hej, ty. Kimkolwiek jesteś, wiesz, co Freud pisał o snach o lataniu? Znaczą one, że naprawdę śnimy o seksie.

-Naprawdę? Powiedz mi zatem, co znaczą sny o seksie?

N. Gaiman "Dom lalki"



http://i12.tinypic.com/314tbh5.jpg - R`lyeh na Google Maps

28
Nie zgadzam się. Obserwuję produkcję opowiadań na forum i choć jest tu dużo dobrych tekstów, to jednak wydaje się, że właśnie chodzenie na żywioł jest przyjemne i łatwe dla Autorów ale daje marne efekty.
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

29
Nie mówię żeby wpadać w szał tworzenia i pisać wszystko od A do Z w ten sposób, bo wyjdzie nam "moda na sukces", mam na myśli raczej prowadzenie postaci w miejscach które nie wymagają ścisłego trzymania się planu fabularnego. Natomiast ciągłe zerkanie w plan by nie przegapić momentu, w którym pan Józef stara się podrapać swędzący pośladek, tak by inni biesiadnicy nie zauważyli, i potem przez pół godziny rozmyślać nad tym czy ktoś zobaczy i jakie będą tego konsekwencje, to dobre dla tych co lubią cierpieć za miliony (czytaj - masochistów). Swoją drogą to że jest to przyjemniejszy sposób, nie oznacza od razu że będzie się trzaskać dwa bestsellery tygodniowo, taki sposób jak każdy inny wymaga wprawy i nie wiem czy zdaje egzamin w bardzo krótkich formach.
-Hej, ty. Kimkolwiek jesteś, wiesz, co Freud pisał o snach o lataniu? Znaczą one, że naprawdę śnimy o seksie.

-Naprawdę? Powiedz mi zatem, co znaczą sny o seksie?

N. Gaiman "Dom lalki"



http://i12.tinypic.com/314tbh5.jpg - R`lyeh na Google Maps

30
Natomiast ciągłe zerkanie w plan by nie przegapić momentu, w którym pan Józef stara się podrapać swędzący pośladek, tak by inni biesiadnicy nie zauważyli, i potem przez pół godziny rozmyślać nad tym czy ktoś zobaczy i jakie będą tego konsekwencje,


No tak, z tym się zgodzę, ale nie o tym jest mowa (przynajmniej ja nie o tym mówię), bo chodzi o punkty kluczowe dla akcji, choć być może nie zawsze leżące na pierwszym planie.

Chodzi o to, czy pojawiają się, jeśli tak to kiedy problemy z fabułą - i jak są rozwiązywane. Czytałam kilka takich rozważań różnych autorów i to są dla mnie ciekawe rzeczy warsztatowe. Kiedy czytam np u Eco, jak podchodził do różnych zagadnień i jak dochodził do ostatecznej wersji Imienia róży - to jest to fantastyczna lektura o tym - jak pisać, choć on nie piszę w ogóle JAK PISAĆ, PODRĘCZNIK TWORZENIA BESTSELLERA tylko pisze notatki na marginesie napisanej już historii.



W niektórych gatunkach zresztą, np w obyczaju - można swobodnie płynąć w temat, w niektórych np w kryminale, w suspensie - nie wyobrażam sobie aby nie mieć jakiejś już mniej więcej wymyślonej akcji, puenty, historii zamkniętej. Fakt, ona może ewoluować, ale im więcej się zmienia, tym - tak sobie wyobrażam - więcej poprawek wstecz trzeba nanosić, aby motywy, wątki, słowa-klucze, postacie, miejsca, czasy i narzędzia się zgadzały.



W opowiadaniu łatwiej popłynąć, niż w powieści, gdzie trzeba opanować wątki poboczne i postaci, których jest raczej więcej niż mniej.



Dlatego o to pytam, bo nie zadowala mnie odpowiedź, że "siadam i piszę i na bieżąco wymyślam". Odczuwam tu głęboką naiwność, albo pisze to ktoś o formacie Pilipiuka. Tak, jemu, który napisał dwucyfrową liczbę książek (i wydał drukiem) mogłabym uwierzyć. Ale bardziej jeszcze wierzę np Eco, np Kingowi, którzy zdają sobie sprawę z przeszkód czekających na pisarza w trakcie konstruowania fabuły. King w pamiętniku rzemieślnika opowiada min o tym jak zmagał się z Carrie oraz jak utknął pisząc Bastion.



Rozwiązaniem jest pisanie z planem - ale nie jedynym. Ja piszę z planem, robię notatki, ale to pewnie min dlatego, że piszę na frankesteina (ha ha ha, podoba mi się to wyrażenie) czyli scenami, które powstają nieliniowo i niechronologicznie. Może, gdybym brała jakieś preparaty na pamięć i koncentrację to nie potrzebowałabym notatek...



Ale wciąż, jak pisałam wcześniej - nie o tym chcę rozmawiać, bo to są nieistotne technikalia, czy ktoś zagląda do natatek, czy nie. Czy robi, czy nie. Mi chodzi raczej o stawianie sobie pytań problemowych i rozwiązywanie ich.



Teraz myślę, że faktycznie, osoby piszące np obyczaje inaczej na to patrzą niż osoby piszące np kryminał z trupem w szafie lub SF o nowych technologiach i zagrożeniach czyhających np na statku kosmicznym. Zawsze jednak gdzieś czai się haczyk...



Zuz
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

31
Mam znajomego który chcąc opowiedzieć co się zdarzyło godzinę wcześniej, zaczyna we właściwym momencie lecz zaraz przeskakuje dwa dni wstecz, potem osiem godzin, itd. itp. - bo wszystko ma związek z tym co się działo przed godziną, po czym on jak i rozmówca zazwyczaj się gubią. Dobra ale nie o moim znajomym ma tu przecież być. Gdybym miał napisać powieść (bo jeszcze nie udało mi się napisać choćby długiego opowiadania) to przy jej pierwszej wersji pozwoliłbym sobie pójść na żywioł i trzymałbym się planu, aczkolwiek nie zbyt mocno, bo w trakcie pisania mogłoby przyjść mi do głowy coś co będzie ciekawsze niż zdarzenie zawarte w planie. Jeśli by w tym czasie przyszedł mi do głowy genialny pomysł dotyczący wcześniejszych zdarzeń, to bym go sobie zanotował by nie wracać z rozdziału 20-go do 5 tego, bo by mnie to wyrwało z ciągnięcia bieżącej akcji. Gdybym ukończył pierwszą wersję, to dopiero przy redagowaniu, zająłbym się ujmowaniem tego co zbędne, dodawaniem niezwykłych zwrotów akcji, przebiegłym knuciem spisków i zaskakiwaniem czytelnika. Przynajmniej w taki sposób powstają moje opowiadanka w klimatach zbliżonych do thrillera, a maźnięte lekkim odcieniem horroru.
-Hej, ty. Kimkolwiek jesteś, wiesz, co Freud pisał o snach o lataniu? Znaczą one, że naprawdę śnimy o seksie.

-Naprawdę? Powiedz mi zatem, co znaczą sny o seksie?

N. Gaiman "Dom lalki"



http://i12.tinypic.com/314tbh5.jpg - R`lyeh na Google Maps
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”

cron