Jeżeli chodzi o imiona w fantasy, to sprawa wydaje się być prosta - wymyślamy jakieś kapitalne, niepowtarzalne i wsio charaszo! I zazwyczaj tak właśnie jest - wydaje się...
Sam zastanawiam się nad imieniem dla bohatera nie z tego świata. I tak główkuję - Randver, Ranvier... Ale to już gdzieś kiedyś było... I niedosyt pozostaje... A tu niektórzy też miewają fioła na punkcie znaczeniowym... I bądź tu mądry, człowiecze, i powiedz mi, cóż oznacza taki Altaman bądź rzeczony już Ranvier...
W świecie realnym też nie lepiej. Niektórzy biorą imiona i nazwiska jak leci. Inni zaś (jak ja

) bawią się w Dostojewskich i koniecznie wybierają godności przystające do charakteru postaci. Zatem szukają, jakie imię jest dla danej osoby najodpowiedniejsze. Nie zawsze się to udaje...
Najgorsze zaś jest to, że wielu czytelników w ogóle się nad tym nie zastanawia. Spodziewają się widzieć herosa, który niczego się nie boi bądź wrażliwego romantyka (zależy od gatunku). Powoduje to tworzenie imion pod powieść, a nie pod bohatera. Choćby przykład z kinematografii - w iluż to filmach akcji pojawiali się tacy goscie jak John (albo, o zgrozo, Johnny) Walker, Connor, Smith... Mięli krótkie imiona i nazwiska, ponieważ charakter filmu nie pozwalał na długie godności. Poza tym Johnny brzmi tak "cool"... Romanse - prosze bardzo! Tam aż roi się od Lucjanów, Wolfgangów bądź Amadeuszy. Bo to takie... hmm... ładne. To samo jest z literaturą...
Aby pisać historię, trzeba być więcej niż człowiekiem, ponieważ autor trzymający pióro wielkiego sędziego powinien być wolny od wszelkich uprzedzeń, interesów lub próżności.