Początek czegoś wielkiego, czyli zaczynam i nie kończę...

1
Kiedyś sam przez to przechodziłem, szczęściem, przeszedłem z sukcesem, a widzę, że nie byłem samotny z tym problemem. Otóż z obserwacji widzę, że spora część tekstów tu zamieszczanych nosi nagłówki w stylu "Rozdział pierwszy czegoś większego", "Wstęp do powieści" itp. itd., ale... czy to aby przypadkiem nie zabija dalszego pisania tejże właśnie powieści? Chodzi mi o to, że jak już stworzyliśmy wstęp, a jednocześnie mamy pomysł na dalszą akcję, to jednak ciągnie nas wstęp chcemy, by ktoś zweryfikował, tylko wydaje mi się, że taka weryfikacja burzy wenę i chęci, jakakolwiek by nie była. Oczywiście doświadczony autor, niekoniecznie ten, który coś wydał, ale ten, co po prostu pisze nie od dziś, sobie z tym poradzi. Ja poradziłem tak, że dopóki nie napiszę czegoś w całości, to tego nie pokazuję nikomu - krótkie opowiadania wyciągam na światło dzienne, powieści, do których mam tylko wstęp, rozdział, zostawiam dla siebie. Większość z początkujących ma aspiracje na stworzenie wielkich tomisk, ale boję się, że te tomiska umierają już na początku (tu się rodzi pytanie, czy zielony pisarz powinien porywać się na powieści czy pozostać przy opowiadaniach, ale to nie temat postu).
Dla mnie osobiście weryfikacja już samego wstępu, bez posiadania kontynuacji, była zabiciem dalszych chęci, bez względu na to czy była pozytywna, czy totalnym jechaniem. A jak się cieszyłem, kiedy napisałem coś, co miało około stu stron, choć niekoniecznie dobre, z perspektywy czasu stwierdzę, że nawet kiepskie, to duma mnie rozpierała, że ktoś mógł na to spojrzeć! Bo to było moje pierwsze coś długiego, co skończyłem, a wiem teraz, że skończyłem dlatego, że nikt tego nie widział, kiedy tworzyłem.
Poza tym, zawsze istnieje ewentualność, że jakiś ktoś, stawiający pierwsze kroki w pisaniu, wrzuci tu rozdział i ten rozdział okaże się sukcesem. Prawdziwym sukcesem, co wtedy? Czy pomysł przedstawiony w rozdziale nie będzie przekreślony dla wydawców, którzy przecież po to, co pojawiło się internecie raczej nie sięgają?
"Ludzie się pożenili albo się pożenią i pozamężnią, pooświadczali się... a ja na razie jestem na etapie robienia sobie kawy...jakkolwiek można to odnieść do życia" - Hipolit

2
Zbieg okoliczności... Przed chwilą czytałem początek powieści i zastanawiałem się nad tymi kwestiami.

Właściwie to się z tobą nie zgadzam. Żółtodziób nie poradził by sobie bez szczerej krytyki. Sam niczego takiego nie napisałem, ale znam osobiście kilka osób, które tworzyły powieść i miały podobne dylematy.

3
Cóż, generalnie uważam, ze teksty można publikować lub w ogóle "pokazywać światu" dopiero wtedy, kiedy są skończone. A już zwłaszcza jeśli się jest żółtodziobem. Wiem po sobie, ze jeśli piszesz coś, tzn jesteś w trakcie, i jakiś tam napisany już fragment ktoś miał okazję przeczytać i ocenić to może być fatalnie, jeśli ocena jest negatywnie. W jednej chwili potrafisz stracić chęć do dalszej pracy, tłumacząc sobie, że "po co mam dalej pisać, skoro to się nie podoba". Piszesz, pisz. A jak napiszesz, to wtedy daj do oceny. :D
[img]http://www.cdaction.pl/userbar/strona/userbar/15j3pcp0_user6.jpg[/img]
----------------------------------------------------------------------
[img]http://www.cdaction.pl/userbar/strona/userbar/15j3phuz_userbar(2)b.jpg[/img]

4
Gwynbleidd12, się nie zrozumieliśmy. Nie twierdzę, żeby nie krytykować, bo obiektywna krytyka, nawet ostre jechanie, ale obiektywne, jest wskazana, zarówno dla żółtodzioba czy doświadczonego pisarza. Zastanawiam się, na podstawie własnego doświadczenia, czy wystawianie nieskończonego tekstu na ocenę ma sens? Nie wiem czy sam sobie to wymyśliłem, czy panuje taka opinia, ale dzieła w trakcie tworzenia się nie pokazuje, prawda? Uważam, że wklejanie tekstów w stylu "Pierwszy rozdział powieści, którą zamierzam skończyć" jest błędem.
"Ludzie się pożenili albo się pożenią i pozamężnią, pooświadczali się... a ja na razie jestem na etapie robienia sobie kawy...jakkolwiek można to odnieść do życia" - Hipolit

5
A moim zdaniem, właśnie zwłaszcza w przypadku żółtodziobów, warto zamieszczać początki swoich prac. Przynajmniej wtedy jeśli już na wstępie fragment zostanie zjechany od góry do dołu, to delikwent nie straci tygodni/miesięcy na dalsze pisanie w tym samym stylu i powielanie tych samych błędów.
Oczywiście taki kubeł zimnej wody może niektórych zniechęcić, ale powiedzmy sobie szczerze, jeśli ktoś chce pisać, to będzie pisał, a krytyka tylko pozwoli mu pisać lepiej.

Akurat czytając ten temat przypomniał mi się jeden fragment powieści zamieszczony na WM z opisem w stylu: początek mojej powieści, której mam już 200 stron (coś w tym guście, nie pamiętam szczegółów). Niestety tekst był bardzo marny, a mnie się normalnie żal autora zrobił, bo właśnie dowiedział się, że ma 200 stron makulatury.
W tym kontekście uważam, że wstawianie początkowych fragmentów jeszcze w trakcie pisania ma sens.
Szczęście nie jest zarezerwowane dla wybranych.

6
Miko pisze:A moim zdaniem, właśnie zwłaszcza w przypadku żółtodziobów, warto zamieszczać początki swoich prac.
nie zgodzę się, droga Miko. Z doświadczenia wiem, że trudniej jest napisać całość czegokolwiek, niż fragment czegoś dobrego. Wielu autorów z WM zaczyna i w ferworze twórczości daje teksty do "pokazania" a następstwem tego jest kubeł zimnej wody. Wówczas, jak ogień, gasną. Sztuką, tak naprawdę, jest skończenie tekstu, a następnie odpowiednie podejście do własnego tworu. Zauważ (a wiem, że czytasz), że większość tworów jest kawałkami, niby, czegoś większego - co w rzeczywistości obraca się w wielkiej nic. Nie sztuką jest tworzyć - sztuką jest skończyć. Takie moje zdanie.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

7
A ja myślę, ze wszystko zalezy od konkretnej osoby. Jeśli ktoś się nie spina, to nie bedzie mu przeszkadzało wytknięcie będów już na początku. Będie wdzięczny, że nie musi ich już dłużej popełniać, dzięki czemu będzie miał mniej roboty przy etapie poprawek i szlifowania zakonczonego tworu.

Niestety większość ludzi od razu ma urojoną wizję w głowie, że książkę napisze, wyda, dobrze sprzeda, będzie bogaty, kupi sobie za to mieszkanie, będzie ekranizacja, kupi se samochód... Przez to są bardzo przywiązani do tego co piszą. Tak przywiązani, ze nie widzą błędów. Wydaje im się, że to co pisza jest co najmniej świetne, a że się nie znają, to nie są w stanie ocenić tego obiektywnie. Dla takich osób wszelka krytyka jest druzgocąca. Dużo włożyli w pisanie, jeszcze więcej w kreowanie iluzji okalajacej cały proces. Krytyka jest jak szpileczka przebijająca kolorowy balonik.

Pisanie to proces. Jeśli nie masz relanego podejścia do sprawy, to twój problem. Trzeba mieć świadomość, że jeśli nigdy się tego nie robiło, to nie stworzy się od razu nie wiadomo czego.

Moim zdaniem lepiej pokazać na początku, żeby potem nie było, że wszyscy mówią "wyszła kaszana", a ja spędziłem nad tym dwa lata i nie dopuszczam tego do wiadomości. Szkoda tracić czasu i energii. Co komu z kolejnej, źle napisanej książki, nawet napisanej do końca?
Leniwiec Literacki
Hikikomori

8
Ok, krytyka to jedno, ale ja nie do końca o tym chciałem... Chodzi mi o pokazywanie nie skończonego dzieła. Załóżmy, że napisałem rozdział, dwa, mam jakiś pomysł na dalszy ciąg i wrzucam już to, co stworzyłem, dajmy na to, tu na forum. Ludzie oceniają, dobrze, źle - nieważne - i co? Nagle ochota na dalsze pisanie mi przechodzi, wena gdzieś się ulatnia. W moim przypadku tak właśnie jest, jeśli cokolwiek pokażę komuś, a choćbym słyszał och i ach, to naprawdę musi minąć sporo czasu, bym do dalszego pisania tego czegoś wrócił. Kiedyś popełniałem ten właśnie błąd, pokazywałem ledwie parę zapisanych stron, teraz jednak póki nie skończę, nikt tego nie widzi, bo zwyczajnie wiem, że u mnie pokazanie czegoś praktycznie równa się z zaniechaniem tworzenia.
I nie ukrywam, jak widzę w temacie "Pierwszy rozdział czegoś tam wielkie", to zwyczajnie omijam tekst, to już na samym początku zniechęca.

Natomiast co do krytyki, to jeśli ktoś jej nie potrafi wziąć na klatę, to sorry killer, niech się weźmie za coś innego, bo w pisaniu trzeba być twardym jak Rambo ;)
"Ludzie się pożenili albo się pożenią i pozamężnią, pooświadczali się... a ja na razie jestem na etapie robienia sobie kawy...jakkolwiek można to odnieść do życia" - Hipolit

9
No to ja mam problem z zakończeniem. Jeśli już wiem, co ma być na końcu, to mi się nie chce pisać. Tak długo, jak nie mam pewności, tak długo jest jakaś tajemnica do odkrycia. A moze bohateroowie jednak zachowają się inaczej, może coś pojdzie inaczej... Jeśli jednak wymyślę starannie końcówkę, to już nie chce mi sie jej przelweać na papier.
Leniwiec Literacki
Hikikomori

10
Martinius pisze:Sztuką, tak naprawdę, jest skończenie tekstu, a następnie odpowiednie podejście do własnego tworu. Zauważ (a wiem, że czytasz), że większość tworów jest kawałkami, niby, czegoś większego - co w rzeczywistości obraca się w wielkiej nic.
Oczywiście to prawda, bo prawie każdy człowiek w pewnym okresie swego życia próbował "coś" napisać i zazwyczaj (jakieś 80-90% jak przypuszczam) dało sobie spokój po kilku pierwszych stronach. Ale ich rezygnacja nie wynikała nawet z czyjejś krytyki, ale po prostu pisanie im się znudziło. I sądzę, że sporo nowych osób, które umieszczają na forum początek jakiegoś dziełka, właśnie do nich się zalicza. Tak zwany słomiany zapał odgrywa tutaj olbrzymią rolę. Dla nich kubeł zimnej wody jest prawdziwą przysługą. Przynajmniej mogą się spokojnie zająć czymś innym.
padaPada pisze:No to ja mam problem z zakończeniem. Jeśli już wiem, co ma być na końcu, to mi się nie chce pisać. Tak długo, jak nie mam pewności, tak długo jest jakaś tajemnica do odkrycia. A moze bohateroowie jednak zachowają się inaczej, może coś pojdzie inaczej... Jeśli jednak wymyślę starannie końcówkę, to już nie chce mi sie jej przelweać na papier.
Mam tak samo, choć nie koniecznie dotyczy to zakończenia. Czasami po prostu wymyślę jakąś super scenę/akcję/zwrot w fabule i tak długo o nim rozmyślam, że jak przyjdzie co do czego to wydaje mi się już nieciekawy i nie mam ochoty go opisywać. Dlatego staram się nie myśleć za wiele o tym co piszę (wiem brzmi to nieco abstrakcyjnie), skupiam się na pisaniu tylko w czasie pisania, przez resztę dnia powieść dla mnie nie istnieje.
Szczęście nie jest zarezerwowane dla wybranych.

11
padaPada pisze:No to ja mam problem z zakończeniem. Jeśli już wiem, co ma być na końcu, to mi się nie chce pisać. Tak długo, jak nie mam pewności, tak długo jest jakaś tajemnica do odkrycia. A moze bohateroowie jednak zachowają się inaczej, może coś pojdzie inaczej... Jeśli jednak wymyślę starannie końcówkę, to już nie chce mi sie jej przelweać na papier.
Witam w klubie. Ja również mam spory kłopot z wymyśleniem tego-co-ma-być-na-końcu. Jednak dużo inwestuję w początki opowieści i przede wszystkim w tło fabularne i klimat. Lubię mieszać by było ciekawie. Różne sprawy, mianowicie: o Bogu, życiu przed i po życiu, "faceci w czerni", kosmici, tajne organizacje i tajemnice świata itp. Jeśli powieść uderza przez fabułę w czytelnika z impetem i zwala z nóg, to dobrze, ale lepiej gdy i początek i koniec był podobnej jakości. Podobnej, bo wiem jak trudno wymyślić i opracować początek i koniec na równym poziomie, naprawdę trudno. To jest harówka i jak ktoś nie ma takiego zmysłu - ja to nazywam "zmysłem fajnych pomysłów" - to tym dłużej musi pracować nad dziełem. Równowaga obu końców powinna być, wtedy dzieło może być rzeczywiście świetne.
Jest taki film - Kroniki Riddicka z aktorem Vin Diesel'em w roli głównej. Warto obejrzeć bo zakończenie jest mistrzowskie.

12
Ja też mam spory problem z dokańczaniem swoich powieści. Zawsze jest tak, że jak już zaczynam coś pisać albo jestem gdzieś w środku, to w pewnym momencie się poddaję i sobie myślę "pier****, nie robię". Stwierdzam po prostu, że to, co napisałam, albo jest głupie albo zahacza o plagiat, albo po prostu nie mam weny. W rzeczywistości napisałam chyba tylko cztery czy pięć całych powieści (ale i tak musiałabym je przerobić). Zakończenie naprawdę trudno jest wymyślić...
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

13
Serena pisze:jak już zaczynam coś pisać albo jestem gdzieś w środku, to w pewnym momencie się poddaję i sobie myślę "pier****, nie robię". Stwierdzam po prostu, że to, co napisałam, albo jest głupie albo zahacza o plagiat, albo po prostu nie mam weny.
Mam to samo. :/
Serena pisze:Zakończenie naprawdę trudno jest wymyślić...
Ja mam raczej problem z wymyślaniem początku. :P
Adres e-mail: kontakt(M@ŁP@)weryfikatorium.pl
WeryfikatoriuM na Facebooku

Land of Fairy Tales

Eskalator.exe :batman:

14
Myślę, że powód znudzenia pisaniem powieści jest prosty. Po prostu zaczynasz bez dokładnego planu. Masz jakiś motyw na pewną cześć powieści, ale nie masz pojęcia co będzie na końcu albo w środku. Albo są to tylko zarysy, ogólne schematy. Wtedy cieszysz się natchnieniem i zapisujesz stronę po stronie. Co więcej, twoje pomysły są rzeczywiście świetne. Ale gdy dochodzisz do pewnego momentu, wszystko zaczyna się sypać. No dobra, to było mistrzostwo, fakt. Ale jak to rozwinąć? Jak wplątać w to poboczne wątki? I w końcu: jak to efektownie zakończyć?

Oczywiście, że niektórzy znani pisarze robią książki na tak zwanego szałaputa, czyli zaczynają nie myśląc nawet o tym, co będzie dalej. Pomysły przychodzą im w trakcie pisania. Ale to udaje się tylko w książkach fantastycznych, gdzie rzeczywistość można zmieniać bez konsekwencji. No i trzeba mieć skomplikowaną wyobraźnię.

Z drugiej strony... jeśli najpierw opiszesz sobie dokładnie fabułę, a dopiero po tym, trzymając się sztywno własnych reguł, zabierzesz się za pisanie... to będzie raczej bardzo nudne i monotonne zajęcie. Bo twoim zadaniem będzie tą fabułę ubrać w klimat i to wszystko.

15
Vialix pisze:Myślę, że powód znudzenia pisaniem powieści jest prosty. Po prostu zaczynasz bez dokładnego planu. Masz jakiś motyw na pewną cześć powieści, ale nie masz pojęcia co będzie na końcu albo w środku. Albo są to tylko zarysy, ogólne schematy. Wtedy cieszysz się natchnieniem i zapisujesz stronę po stronie. Co więcej, twoje pomysły są rzeczywiście świetne. Ale gdy dochodzisz do pewnego momentu, wszystko zaczyna się sypać. No dobra, to było mistrzostwo, fakt. Ale jak to rozwinąć? Jak wplątać w to poboczne wątki? I w końcu: jak to efektownie zakończyć?

Oczywiście, że niektórzy znani pisarze robią książki na tak zwanego szałaputa, czyli zaczynają nie myśląc nawet o tym, co będzie dalej. Pomysły przychodzą im w trakcie pisania. Ale to udaje się tylko w książkach fantastycznych, gdzie rzeczywistość można zmieniać bez konsekwencji. No i trzeba mieć skomplikowaną wyobraźnię.

Z drugiej strony... jeśli najpierw opiszesz sobie dokładnie fabułę, a dopiero po tym, trzymając się sztywno własnych reguł, zabierzesz się za pisanie... to będzie raczej bardzo nudne i monotonne zajęcie. Bo twoim zadaniem będzie tą fabułę ubrać w klimat i to wszystko.

Tak, ja to wszystko wiem. I dlatego właśnie teraz zrobiłam sobie rozpiskę, jak będzie wyglądać te moje fantasy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”