Uni Akbar! [science fiction]

1
Dziełko jednego, nudnego wieczora.

Zapraszam do lektury! :)

   Siedzący po drugiej stronie pleksi Mochikoplekanin ma krótko przystrzyżone macki, dużą seledynową głowę i nosi gustowny turban. Jak wszyscy Mochikoplekanie, jest tak duży, że z trudem mieści się na krześle. Wygląda kubek w kubek jak ten, którego odprawiłem dwie godziny temu. Taki już urok tej rasy, myślę, po czym otwieram połączenie.
- Dzień dobry, panie Mochiko Asdfghjkl! – mój głos aż kipi wystudiowanym animuszem – Witam w imieniu szlachetnych mieszkańców planety Ziemia!
- Dobry. – odburkuje Mochikoplekanin, wyraźnie nieobyty z nowomową. Przynajmniej rozumie, pocieszam się.
- Czym mogę panu służyć?
- Ja... chciał czasówę. Powiedziano, że rozdajecie.
- Ależ musi pan mieć na myśli wizę czasowego pobytu! I tym razem zmysł mnie nie mylił! – tym tonem równie dobrze mógłbym sprzedawać pralki, ale cóż poradzić, odgórne przepisy. – Proszę, nim dopełnimy formalności, poczęstujcie się coca colą! Jest w pojemniku, tuż koło pańskiej środkowej płetwy.
   Mochikoplekanin dosyć szybko uwinął się z wyciągnięciem puszki. Nie wypił jej jednak, tylko postawił na blacie.
   Teraz, kiedy celebracje wstępu mam już za sobą, mogę z czystym sumieniem przejść do kolejnego punktu rozmowy.
   Na wszelki wypadek wciskam zielony przycisk.
- A więc panie Mochiko, chciałby się pan osiedlić na Ziemi, prawda?
- Nie osiedlić... pozwiedzać.
- To dziwne, wydawało mi się, że biuro turystyki znajduje się na innej kondygancji.
- No.
- Gdzie pański sponsor?
   Mochikoplekanin nerwowo drapie się po mackach. Punkt dla mnie, robaczku!
   Przyciskam żółty guzik.
- Pan nie rozumie, prawda? Proszę dać sobie wyjaśnić. Zazwyczaj istoty pańskiej rasy podróżują za poruczeniem zaufanego Ziemianina. Wystawia on panu referencję, uzasadniając przy tym cel waszego pobytu na Błękitnej Planecie. Sądząc po pańskiej reakcji, nie miał pan o tym pojęcia, co?
- No.
- Ależ proszę się nie stresować, to tylko drobna niedogodność – uśmiecham się od ucha do ucha. Teraz czuję, że żyję. Czuję się jak cholerny święty Piotr z kluczem do bram raju.
- Panie Mochiko, proszę mi zdradzić, dlaczego chce pan udać się na Ziemię?
- Ja. Chciał odwiedzić rodzinę. W Siedlisko Aniołów. Dawno nie widziałem.
- Z pańskich dokumentów wynika, że nigdy nie był pan na Ziemi.
- Nie rozumiem.
- Taki żarcik, proszę się nie obrażać. – tylko by spróbował. – Pańscy krewni pracują w cyrku, zgadza się?
- Jak wy! Ach... nie. Mają dobrą pracę. Godną.
- Bardzo mi przykro, ale z danych, które nam przysyłają jasno wynika, że pańscy ziomkowie nie przyjeżdżają na Ziemię pracować w biurach.
   Zauważam pot na twarzy rozmówcy. Ohydna jasnozielona maź oblepia czoło, ściekając po perkatych policzkach. Przydałaby się mu dezynfekcja, lecz wątpię czy jej dostąpi. Coś jest w nim nie w porządku.
   Wciskam pomarańczowy przycisk.
- Gdzie pracują wasi krewni? – pytam zatroskanym głosem.
- Są bardzo dobrze prosperującymi handlowcami! – odrzeka butnie Mochikoplekanin.
- Pozwolę sobie sprawdzić w bazie danych. Proszę mi podać ich tożsamość.
- Mochiko i Mochiko Qwerty.
   I tu cię mam, kosmito! Od razu wiedziałem, że coś z tobą nie tak! Gdybyś faktycznie posiadał rodzinę na Ziemi, uprzedziliby cię zawczasu o tym, że w konsulacie należy podać ich numer rejestracyjny! Otrzymuję go każdy obcy przebywający na Ziemi i tylko pod nim figuruje w urzędowej dokumentacji!
- Proszę poczekać chwilkę... – udaję, że sprawdzam coś na ekranie. Mój palec niepostrzeżenie ląduje pod blatem.
   Naciskam czerwony przycisk.
   Cała akcja trwa niecałe dziesięć sekund. Ochroniarze Tom i Jerremy w mgnieniu oka dopadają pana Mochiko i w iście futbolowym stylu kładą go na łopatki. Uwielbiam patrzyć jak to robią. Mochikoplekanin szarpie się i próbuje stawiać opór, lecz paraliżująca obroża natychmiast go uspokaja. Ochroniarze chwytają za bark i wynoszą obezwładnionego na zaplecze. Stłoczeni w kolejce petenci, obserwują wszystko z usłużną obojętnością.
   Robię sobie regulaminowe pół godziny przerwy.
   George, mój przełożony, wchodzi do pomieszczenia socjalnego w niedługi czas po mnie.
- I jak? – pytam, po czym zanurzam nos w filiżance. Kawa smakuje jak niebo. Brazylijska.
- Tak jak przypuszczałeś. Znaleźliśmy ładunek z dwoma setkami groźnych wirusów i bakterii.
- Miał go w turbanie?
- W sobie.
- Aha.
- Gdyby mu się udało, mógłby unicestwić cały Kair.
- No, ale się nie udało.
- Tak, dobrze się spisałeś. Martwi mnie jednak inna rzecz.
- Hę?
- Odkąd spacyfikowaliśmy powstanie w gwiazdozbiorze Erydanu, liczba prób zamachów gwałtownie wzrosła. Przodują w tym głównie ugrupowania z naszego sektora.
- Sam w tej dekadzie wykryłem co najmniej cztery a mamy przecież dopiero czwartek.
- To prawda, robimy, co możemy i na razie z sukcesem, ale wystarczy jedna pomyłka i...
   Nie musi dopowiadać. Wszyscy doskonale rozumiemy odpowiedzialność.
   W milczeniu dopijam kawę.
- Wracam do roboty.
- Bądź czujny!
   Siedzący po drugiej stronie pleksi Mochikoplekanin ma krótko przystrzyżone macki, dużą seledynową głowę i nosi gustowny turban...
"Przez życie trzeba przejść z godnym przymrużeniem oka, dając tym samym świadectwo nieznanemu stwórcy, że poznaliśmy się na kapitalnym żarcie, jaki uczynił, powołując nas na ten świat." - Stanisław Jerzy Lec

2
RafBoch pisze:- Dobry[.] – odburkuje Mochikoplekanin, wyraźnie nieobyty z nowomową.
[.] Nie powinno być tej kropki. W związku z tym, że takie błędy jeszcze się powtarzają, polecam zajrzeć tutaj: http://piorem-feniksa.blog.onet.pl/2,ID ... index.html
RafBoch pisze:Uwielbiam patrzyć jak to robią.
Brak przecinka. Zajrzyj tutaj: http://piorem-feniksa.blog.onet.pl/2,ID ... index.html , ponieważ zauważyłem jeszcze parę takich błędów. :)
RafBoch pisze:- Sam w tej dekadzie wykryłem co najmniej cztery a mamy przecież dopiero czwartek.
Nie bardzo rozumiem o co chodzi. Dekada to 10 (dziesięć), ale co tu do rzeczy ma czwartek? Czy jest więcej niż siedem dni czy co? :)
_____________________________________________________________________________
Muszę powiedzieć szczerze, że dziełko jest w sam raz jako jakiś przerywnik w pracy, czy przeglądania jakichś innych forum. Jest krótki, błędów prawie nie ma (poza kilkoma przecinkami). Fabuła nie jest rozbudowana, ale przecież wszyscy wiemy, że nie o to w tym utworze chodzi i wcale nie był tworzony jako jakieś "epokowe dzieło".
To po prostu taki miły przerywnik.
Mi się podobał! :D
[img]http://www.cdaction.pl/userbar/strona/userbar/15j3pcp0_user6.jpg[/img]
----------------------------------------------------------------------
[img]http://www.cdaction.pl/userbar/strona/userbar/15j3phuz_userbar(2)b.jpg[/img]

3
A niech Ci ten przerywnik w pamięć zapadnie, shelion.

Dzięki za komentarz :)
"Przez życie trzeba przejść z godnym przymrużeniem oka, dając tym samym świadectwo nieznanemu stwórcy, że poznaliśmy się na kapitalnym żarcie, jaki uczynił, powołując nas na ten świat." - Stanisław Jerzy Lec

4
dziełko jest w sam raz jako jakiś przerywnik w pracy, czy przeglądania jakichś innych forum.


Dobrze powiedziane. ;)

Czuć, że opowiadanie napisane za jednym zamachem, w ramach treningu i urozmaicenia czasu. Na szczęście owocnego treningu.

Tekst przyjemny, zgrabnie napisany, zabawny.
– Proszę, nim dopełnimy formalności, poczęstujcie się coca colą! Jest w pojemniku, tuż koło pańskiej środkowej płetwy.
Ten fragment najbardziej mnie rozbawił. ;) Ogólnie humorystyczne fragmenty z opisem ciała Mochikoplekanina na plus.

Podoba mi się również ostatnie zdanie, idealnie pasuje do miniaturki - dobra puenta.
Są bardzo dobrze prosperującymi handlowcami!
Takie ładne zdanie jakoś nie pasuje mi do kosmity, biorąc pod uwagę, że wcześniej mówił "Ja. Chciał odwiedzić rodzinę. W Siedlisko Aniołów. Dawno nie widziałem."

I to chyba tak naprawdę tyle. Ot, solidna, śmieszna miniaturka. Bez fajerwerków i bez błota. Mi się podobało. Mogłeś tylko bardziej się wysilić, a nie nazywać bohaterów Qwerty i Asdfghjkl ;) (chociaż to drugie jeszcze ujdzie, bo nadaje trochę komizmu [trochę Pratchettowskiego]).

Dzięki za przyjemne pięć minut. :)

Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

5
Mnie mocno rozśmieszył imiona.
kondygancji
Literówka.
Sądząc po pańskiej reakcji, nie miał pan o tym pojęcia, co?
Jakoś nie pasuje mi to „co” do formalnej rozmowy.
Taki żarcik, proszę się nie obrażać.
Jaki żarcik? Nie rozumiem.

Generalnie zgodzę się z poprzednikami. Wprawka, zwykła miniatura. Zbyt słaba, żeby się nią zachwycać, zbyt poprawna, żeby pouczać i wytykać błędy. Chociaż uważam, że i tak było ich zbyt dużo jak na tak krótkie opowiadanie. Koncepcja świata, którą delikatnie zarysowałeś, nie podoba mi się. Nic specjalnego (chyba się zgodzisz?). No i sam nie wiem, co o tekście myśleć. Styl mnie nie powalił, ale był poprawny. Opowieść sztampowa, ale śmieszna. Jestem za, ale przeciw? Eee...
Za, niech będzie, że mi się podoba. Generalnie uważam, że najważniejszy jest warsztat. Tutaj nie jest najgorzej. Dlaczego? Ponieważ napisałeś poprawnie i wszyscy przeczytali do końca. Z drugiej strony jakbyś walną wyśmienitą fabułę w ohydnym stylu to i tak nikt by tego nie przeczytał. Nie dałby rady.
Sam sobie odpowiedz, co jest lepsze.
Piotr Sender

http://www.piotrsender.pl

6
Cieszę się, że tekst przypadł wam do gustu, a nawet rozbawił. Mnie tam osobiście lekko przeraża. ;)

Treść i forma może dalekie od wybitności, ale na większe pisanie nawet się nie porywałem. Potrzebowałem takiej wprawki przed poważniejszym pisaniem. Tak dla przyjemności.

Dziękuję za wskazanie potknięć i komentarze. :)
"Przez życie trzeba przejść z godnym przymrużeniem oka, dając tym samym świadectwo nieznanemu stwórcy, że poznaliśmy się na kapitalnym żarcie, jaki uczynił, powołując nas na ten świat." - Stanisław Jerzy Lec
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”