2
Bardzo ładne opowiadanie. Dziwie się, że nikt nie miał odwagi go skrytykować... może przez temat? Może dlatego, że jest mało sztampowe? Zbyt odważne? Że zaciekawia, ale dopiero po przeczytaniu pierwszej części? Dopiero wtedy, gdy jesteś blisko końca i dowiadujesz się rzeczy, które zmieniają sens wszystkiego i zmuszają cie, myśleć o twoim opku przez następny tydzień? Cholera, nie wiem.. Takie są moje odczucia lajka... eksperci na pewno więcej ci powiedzą...

Anyway.. up...

3
Nie za długie i nie nudne.
Podobało mi się. Wciąga już po kilku pierwszych zdaniach.
Ponieważ jestem z natury leniwy zawsze najpierw czytam komentarze, by dopiero potem przejść do opowiadania, jeśli były pozytywne :) Nie zawsze docieram do końca opowiadania, tu dotarłem bez problemu i ciekaw jestem co było dalej.

Będzie coś dalej?

4
Cieszę się, że wam się podoba. W paru zdaniach tzreba poprawić szyk, bo zgrzytają trochę.
Ciąg dalszy? Owszem, ale niepubliczny. Może kiedyś jakiś wydawca sie upomni, choć wątpię, nie mam szczęścia w tej materii.
skazany na potępienie...

6
Okej, to zaczynam:
wiwatujące na jego cześć tłumy.
Szyk, ale na to sam już zwróciłeś uwagę :)
różańca, zbudowanego z malutkich kuleczek, złączonych w jeden łańcuch, nie większy od długości ludzkiego ramienia
Nie jestem pewna, czy różaniec można zbudować, chyba raczej zrobić. Co do "większy od długości" jakoś mi nie pasuje, może lepiej "nie dłuższy niż ludzkie ramię", jeśli koniecznie to ramię musi być ludzkie ;)
Wspomnienia stanęły jak żywe, gdy wiadomistrz stanął przed drzwiami ich domu i wyrecytował głośno nowinę o jego sportowych osiągnięciach.
Coś mi tu nie gra. Przed oczami, jak żywe stanęły Jonaszowi wspomnienia o wiadomistrzu stojącym przed drzwiami, recytującym głośno nowinę o jego sportowych dokonaniach, tak? Chyba trochę to zakręciłam, ups...
Długie, przetłuszczone włosy spadały do ramion
Może lepiej: sięgały ramion albo opadały na ramiona?
Przez chwilę poczuł zazdrość, że teraz on, jego następca, będzie zbierał Ducha Świętego od wiernych.
Błąd następstwa podmiotów? Tak mi się coś nasuwa (ale nie jestem pewna). We wcześniejszych zdaniach opisujesz młodego ministranta, a tu już wskakują uczucia Jonasza.
Korytarze
Chyba powinno być 'Korytharze'
- O, widzę! Dobrze się sprawiliście. – Spojrzał na kocioł, wypełniony po brzegi Duchem Świętym.
Czy ojciec Mateusz był zaskoczony tym, że widzi?
I bez przecinka, moim zdaniem.
- Na wieki wieków[.] – odparł odruchowo.
Bez kropki, 'odparł' z małej litery
Wiedział już, że niczego się nie wskóra.
Nie bardzo rozumiem czego dotyczy to zdanie.
Dzisiaj, Jonasz nie
Bez przecinka.
Ojciec wyjął spod pazuchy mannę,
Ładniej będzie 'zza pazuchy'.
- Jożefina, na obiad! – krzyknął przed siebie.
Kto krzyknął? Nie wynika to z wcześniejszych zdań.
- Ojcze, przecież jest nas czworo! – zdziwił się Jonasz.
Wykrzyknik sugeruje, że Jonasz raczej krzyknął niż się zdziwił.
Jeden z nich, ubrany w skórzany, czarny płaszcz, pewnie ich dowódca, spojrzał surowo na Jożefinę.
Bardzo dużo tu przecinków, może użyj pauzy:

'Jeden z nich, ubrany w skórzany, czarny płaszcz - zapewne dowódca - spojrzał...'
- To ty zgłosiłaś dokonanie grzechu nieczystości przez rodziców?
Słowo – kopulacja - nie mogło przejść mu przez gardło.
Zgromadzona publiczność natychmiast ucichła, gdy do niedawna jeszcze całkiem młoda kobieta w zawrotnym tempie czerniała, marszczyła się na ich oczach, stając się wysuszoną mumią.
Chrzęści przy czytaniu, że tak się wyrażę ;). Może lepiej tak:
Zgromadzona publiczność ucichła natychmiast, gdy na ich oczach - do niedawna jeszcze całkiem młoda kobieta - w zawrotnym tempie czerniała i marszczyła się, zmieniając w wysuszoną mumię.

...albo jakoś tak :D (niezbyt mi wyszła ta poprawka).
[Jonasz] Uświadomił sobie, że ich dom na pewno pójdzie do licytacji, a jego siostra trafi na miastową loterię.
A, to dzisiaj mają stawiać nowy budynek[.] – p[P]rzemknęło mu przez głowę.
Tuż za rogiem wyłoniła się chałupnica wielka jak dom
Tuż zza rogu wyłoniła się... lub Tuż za rogiem pokazała się... (moim zdaniem)
biegając wokół [nich] i przedrzeźniając
Usuń zaznaczone.
Zręcznie manipulował uzdą, przymocowaną do wystających czułek jak rasowy woźnica.
Napisałabym raczej: 'Przymocowaną do wystających czułek uzdą manipulował jak/niczym rasowy woźnica.'
Z daleko chałupnica
Literówka.
Wreszcie orszak budowlańców zatrzymał się przy rozpadającej ruderze.
dotarł do rozpadającej się rudery, albo stanął przy rozpadającej się ruderze. W obecnej formie zdanie trochę kuleje bez 'się' przed ruderą.
skrzynią - loterynką[,] - do której
'loterynka' pełni tu funkcję przecinka/ przerywnika.
Tłum zafalował. Część osób odchodziła wyraźnie niezadowolona, bo znowu stracili wpisowe. Dla nich loteria zakończyła się niepowodzeniem.
Może zmień osób na ludzi ??
Nic tu po mnie. - Jonasz westchnął
Bez myślnika albo jako wypowiedź, czyli myślnik przed całością i bez kropki po 'mnie'.
Tylko niektórzy bogacze mogli sobie pozwolić na podobne rezydencje.
Dach [magistratu] zwieńczono
Można wyrzucić, wiadomo o czym mówisz.
Zastanawiał się, co takiego w nim jest, że opat poświecił tyle czasu na jego edukację.
Jeżeli Jonasz, nie potrafi czytać w myślach, to zmieniasz punkt widzenia narratora tylko na jedno zdanie. Nie wiem czy to jest poprawne.
Grzęzawisko było wielkim portem morskim [...] Swoją nazwę zawdzięczał bardzo
powodującym regularnie powtarzające się
Regularnie znaczy że się powtarzają (czy jakoś tak). Zrezygnowałabym z jednego.
Puszyste pianą fale uderzały o falochrony, strzelając w górę fontannami wody.
Niezgrabne jakoś i powtórzenia w tym i następnym zdaniu.
Nigdy wcześniej nie miał okazji zobaczyć prawdziwego portu na własne oczy. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy
Przypuszczam, że na 'cudze oczy' też nie miał okazji zobaczyć portu ;)
słońca stało już
Literówka
- Nie ma juz wolnych
Literówka
- O, proszę o wybaczenie ojcze Myrmidonie, nie poznałem was z
daleka – odrzekł


Uff... Dotarłam do końca.
Szczerze? Ciekawe, nawet bardzo, ale dosyć ciężkie. Ilość fantastycznych ślimakopodobnych, bąblowatych stworów, w pewnym momencie przekroczyła możliwości przyswajania mojego mózgu (przegrzewał się, zupełnie jak mój lapek).

Czytając Twoje opko, miałam przed oczami "Z mgły zrodzonego" B. Sandersona i "Inne Pieśni" Dukaja (przez które, notabene, nie udało mi się przebrnąć, jakoś do mnie nie przemawia ta forma). Na dłuższą metę, taka kumulacja 'inności' może męczyć, przynajmniej mnie.

Trochę też zawiodłam się zakończeniem. W komentarzu napisałeś, że nie masz zamiaru kontynuować, a tu taki niedosyt po ostatnim zdaniu i po wcześniejszych słowach ojca Mateusza:
Ale w głębi ducha przeczuwał, że Jonaszowi nie będzie dane recytowanie świętych wersetów.
i
- Pamiętaj czego cię nauczyłem i nie ufaj nikomu.
Wiem, że trzeba zostawić pole do popisu wyobraźni czytelnika, ale jednak brakuje takiego 'łup' na koniec, albo chociaż... no nie wiem, czegoś tam brakuje na końcu.

Ciekawa też jestem, jak rozwinie się bohater - na wskroś przesiąknięty zakonną propagandą - który tak beznamiętnie przygląda się śmierci rodziców i licytacji siostry.

Temat ciekawy, fajne spojrzenie na... (och, uciekło mi słowo, chyba już mi się mózg lasuje;) ). Niech będzie - fajne spojrzenie na temat, hihihi.

Mam nadzieję, że choć odrobinkę pomogłam - może tylko w kwestii literówek i cichutkich zgrzytów, ale zawsze.

Jest to moja całkowicie subiektywna ocena. Nie jestem Weryfikatorem, ani doświadczonym pisarzem, ale zaznaczyłam co mi - czytelnikowi - najbardziej rzuciło się w oczy.

P.S.
Nie wiem dlaczego, ale łatwiej szukać błędów u innych niż u siebie. To znaczy wiem - u siebie po prostu nie chcemy ich widzieć :D

Pozdrawiam malika

7
malika, dziękuję za poświecony czas, napracowałaś się...tutaj nie da sie robić edycji i poprawić, więc sobie pozmieniam w wersji blogowej. Jeszcze raz głeboki ukłon za włożoną pracę nad weryfikacją tekstu.
skazany na potępienie...

8
- No umiem, dzisiaj już cztery razy grałem. – bąknął ministrant.
Jeżeli opisujesz dialog, nie używasz kropki. Bąknął odnosi się do formy wypowiedzi.
- Zobaczysz, jeszcze zostanę zawodowcem w ekstraklasie. – Powiedział.
- Zobaczysz, jeszcze zostanę zawodowcem w ekstraklasie – powiedział.

- Możecie już zmykać. No, już was nie ma! – kapłan uśmiechnął się do nich dobrodusznie.
- Jonaszu, poczekaj!
- Pamiętaj czego cię nauczyłem i nie ufaj nikomu.
Tutaj zgubiłeś, kto tę kwestię wypowiada (wychodzi na to, że opat - tylko dlaczego zrobiłes trzy linijki?)
Miasto rozwijało się gwałtownie ostatnimi czasy, zaś peryferia podupadły w wierze i stawały się schronieniem dla degeneratów, ściganych przez lokalne siły porządkowe - katechetów.
Określenie tutaj nie pasuje - błąd czasu poza tym. Gwałtownie odnosi się do ruchu wykonanego, miasto natomiast, jak piszesz, rozwija się.


Wizja jest bardzo niebezpieczna - żonglujesz tematem wiary w świecie fantasy - ale przyznam, iż temat dla mnie niestrawny, czytało się z zaciekawieniem. Dobrze przygotowałeś technikalia w tekście - świat ma ręce i nogi. Czasem zmuszony byłem do wracania w tekście, aby zobaczyć, czy wszystko się zgadza - jednak dałeś rade w kreowaniu otoczenia i jego mechaniki.

Dla mnie jest tutaj za mało Jonasza, a intryga kreślona od początku w ogóle się nie wyjaśnia - przecież opat wyraźnie mówi, że nie będzie dane bohaterowi recytować tej księgi - a w tekście, w dalszej części, nic o tym nie ma.

Strona fantastyczna opowiadania jest bardzo plastyczna, dobrze przedstawiona i zrobiła na mnie wrażenie - bez dłużyzn, są też emocje i kilka zwrotów akcji, która daje do myślenia (szczególnie sprawa niepokalanego poczęcia).

Do tych pozytywnych rzeczy dodam sposób narracji - jest naturalna, zwięzła i doskonale oddaje klimat, który chcesz przekazać. Trochę męczył mnie powtórzenia, zwłaszcza z początku - nad tym bym popracował. Ogólnie, mimo okropnego dla mnie tematu, tekst podobał mi się.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”