padaPada pisze:
Nie wiem, nie znam się, zarobiony jestem

Ale ostatnio przeczytałem jego Boginię z Labradoru i całkiem fajna była

Ja z cyklu o Drwęckim przeczytałem "Magnetyzera" - początek "bogini" (tu się nie wypowiem).
Widać nieźle odrobioną lekcję jeśli chodzi o realia - ale moim zdaniem np. Wroński z "lubelskim" cyklem o komisarzu Maciejewskim bije Lewandowskiego o dwie długości.
Szczegółów "Magnetyzera" nie zdradzę - ale wygląda jakby w 2/3 objętości nagle Autor pomyśłał że napisał już tyle ile wynika z umowy i zamknął. Przekonstruowana. Bardzo fajne, ale książka urywa się kompletnie nagle.
Z wcześniejszych pozycji - bardzo przywoita jest "Misja Ramzesa" - tylko znowu czepiłbym się zakończenia. Zanadto
deus ex machina.
"Bo kombinerki były brutalne" czytałem na etapie maszynopisu i conieco zasugerowałem Autorowi - ale moje sugestie odrzucił - miał inną koncepcję. Ale jest tam kultowa scena w której bohater hartuje "wacusia" w kwasie. POLECAM (ten fragment)!!!
W ogóle cykl o Tomaszewskim to straszliwie zmarnowany potencjał. Powstało bodaj siedem naprawdę DOBRYCH opowiadań i jedna powieść, podczas gdy jest to postać samograj - siedemdziesiąt by machnął.
Ja z
gorszej postaci jaką jest Wędrowycz wycisnąłem 70 opowiadań i 3 powieści.
Że o zupełnie innej kasie nie wspomnę.
Ciekawym eksperymentem była "Królowa Joanna...", za niewypał uważam "Czarną psychozę". (choć imponująca wiedza chemiczna Autora zasługuje na szacunek).
Cykl o kotołaku mi nie podszedł - sorry - fantasy to nie moja działka.
Ale ludzie którzy czytali bardzo chwalili.
Tak czy inaczej facet machnął 19 książek. Kiepskie, niezłe, dobre, świetne. Jak każdy.
Ja (pod nazwiskiem) napisałem 20.
Moje ukazują się w normalnym wydawnictwie, w jednolitej serii, rozchodzą się sensownymi kanałami dystrybucji. Są w księganiach (ostatnio też w "żabce").
On wydaje w jakichś dziwnych oficynach, w księgarni zdobyć je trudno, kilka widziałem w jatkach z tanią książką - wydawca utracił kontrolę nad dystrybucją albo i nie umiał sprzedać.
Teraz popatrzmy chronologicznie.
Lewandowski jest 8 lat starszy. Pierwszą książkę wydał w 1991 roku - pięć lat wcześniej niż ja sprzedałem pierwsze opowiadania i dekadę wcześniej niż ja wydałem pierwszą ksiązkę pod nazwiskiem.
Gdy ja zaczynałem coś skrobać dla "Fenixa" pewnego wieczora (jesień 1996 chyba) wparował do redakcji z beczułką piwa by oblać właśnie wydaną książkę. (chyba pierwszy zbiór o Tomaszewskim). Był wtedy pisarzem powszechnie w środowisku znanym. Po bezkonkurencjnym już wówczas Sapkowskim On i Kres stanowili pierwszą ligę polskiej fantasy.
Jeszcze inaczej: Sapkowski wydał w 1990 roku "Wiedzmina" (zbiór opowiadań)(falstart). Lewandowski w 1991 "Ksina" i zaraz w 1992 dobił "Różanooką". A dość szybko był jeszcze "Most nad odchłanią". W 1993 roku Sapkowski wydawał w Supernovej ponownie pierwszy zbiór opowiadań o Wiedźminie. W tym czasie Lewandowski miał dwie książki, Feliks W. Kres bodaj też dwie, obaj pracowali nad kolejnymi. Sapkowski w tym czasie coś tam sobie powoli skrobał i trzecią książkę wydał bodaj w 1995-tym.
W dodatku Kres zgarnął całą półkę różnych nagród literackich za opowiadania.
Sapokowski miał bodaj dwie.
Ergo: na poczatku lat 90-tych powiedzmy do roku 1995-tego pozycja Lewandowskiego była w polskiej fantasy bardzo mocna, a jego głównym konkurentem był Kres.
Minęło zaledwie 14 lat. Obecnie Sapkowski jest nadal bezkonkurencyjny. (ale dogonimy nie jakościa to ilością uziemię). Ja mimo startu z ogromnym opóźniniem (4 lata usiłowałem wydać moją pierwszą książkę). jestem powiedzmy w pierwszej lidze, Lewandowski - sorry.
Jego nazwisko kojarzą dziś tylko wytrawni znawcy gatunku.
Z kryminałem też kariery nie zrobił.
Błędy?
1) zaniechanie
Wydawali Mu książki. W marnych nakładach ale wydawali. (ja mogłem sobie wtedy pomarzyć...) Powinien albo wydawać dalej i budować sobie grupę odbiorców, albo pisać do szuflady by mieć czym uderzyć gdy pojawi się sensowny wydawca (ja tak zrobiłem).
2) rozproszenie sił.
Pisał publicystykę, artykuły do gazet - etc. - cóż rodzina na utrzymaniu prawie każdy pisarz od początkujących szczurków po stare wygi wtedy dorabiał dziennikarstwem lub redagowaniem. Ale należało inaczej rozplanować proporcje prac.
W dodatku wydawał w różnych oficynach - tłumacząc mi to ...potrzebą dywersyfikacji dochodów - któryś wydawca w końcu zapłaci. Może nawet dwu na trzech.
3) postawienie na złego konia.
Miał wybitnego pecha do wydawców. A gdy w końcu dostał propozycję od sensownego to(----)* no, w każym razie szansę przez duże "SZ" dwukrotnie zmarnował.
4) bujna osobowość.
Średni czas przyjaźni z Przewodasem - dwa lata. Wyjątek A.Pilipiuk - 400% normy - 8 lat. Ekspresyjność i ekspansywność sprawiły niestety że niemal całe środowisko fandomowe oblozylo go klątwą, infamią i anatemą.
A osobiste kontakty z czytelnikami są jednak potrzebne.
5) rozproszenie sił cd.
Piszę dużo. W chwili gdy zbuduję mocną pozycję w jednym podgatunku ostrożnie proboję czegoś innego. Idę etapowo i stopniowo ostrożnie wprowadzam nowe projekty. Najpierw zbudowałem markę wedrowycza, potem były "kuzynki", opowiadania bezjakubowe wreszcie Oko Jelenia.
Lewandowski się miotał. Zaczął od fantasy. W chwili gdy był to gatunek wschodzący machnął koejno: historię alternatywną, spaceoperę, niezbyt udaną powieść, zbiorek wierszy, horror chemiczno-psychiatryczny...
*
Uczcie się na cudzych błędach. To mniej boli niż na własnych.
__________________________
*pomińmy drastyczne szczegóły co robi autor przekonany o swej genialności w starciu z redaktorem.