Latest post of the previous page:
To nie krytyka. To zachęta do działania."Gadaczy" nigdzie nie brakuje.
W ogóle mam to gdzieś co napisałeś.
Nic mnie to nie rusza.
Raz by wystarczyłoMam to w czterech literach.

Latest post of the previous page:
To nie krytyka. To zachęta do działania.W ogóle mam to gdzieś co napisałeś.
Nic mnie to nie rusza.
Raz by wystarczyłoMam to w czterech literach.
hmm... Naprawdę sądzisz że dobra ocena z polskiego przekłada się na umiejętości przydatne przy zawodowym użytkowaniu tego języka?hongi pisze:Choć z drugiej strony, trochę załuję tego beztroskiego życia, bo jak bym wiedział, ze choć trochę zajmę się pisaniem, to bym więcej uważał na polskim i może bym miał nawet piątkę.
Bynajmniej. Uważam że masa ludzi rodzi się z róznymi zdolnościami a szkoła i otoczenie zamiast je rozwijać (lub choćby zapewnić minimum spokoju i życzliwiej neutralności) stają na uszach żeby je wybić z głowy.A. J. Wierny pisze: Niektórym, w tym Andrzejowi, wydaje się, że ludzie rodzą się z powołaniem i ukrytymi umiejętnościami, które wyjdą na powierzchnię bez względu na okoliczności.
to wolny kraj.A. J. Wierny pisze: Ja sam praktycznie aż do matury byłem największym leniem w okolicy i gdyby nie przymus chodzenia do szkoły, byłbym częścią osiedlowego folkloru zapijającego każdy dzień aż do usranej śmierci. .
zależy od podwórka.Bez tego nie odnalazłbym swoich pasji. Gdzie na podwórku dowiedziałbym się o czarnych dziurach? Gdzie na podwórku nauczyłbym się o wyprawach krzyżowych, które to zainspirowały mnie do głębszego zastanowienia nad historią naszej cywilizacji?.
ja jestem o tym przekonany.
Czyli rozumiem, że bez szkoły wyszedłbyś lepiej na tym całym interesie? Nauczyłbyś się posługiwać słowem, liczbami, mózgiem? .
sorry - a co z wiedzą ewidentnie fałszywą?Ta niepotrzebna wiedza, którą wbijają do głów, jest niezbędna do wypracowania przez młodych metod poznania świata,.
i tu jest pies pogrzenany. Po obróbce szkolnej każdy ma wiedzieć że Mickiewicz (dawniej Lenin) był geniuszem, wierzyć w ekologię i tolerować gejów.światopogląd i przystosowania do funkcjonowania w społeczeństwie. .
na gównianość autorytetu szkoła ciężko pracowała przez 3 pokolenia.To, że szkoła w Polsce ma gówniany autorytet i szerzą się w niej patologie, to inny temat..
a ze szkołą tworzy się nienormalne...Bez szkoły podstawowej (starym systemem), nie byłoby możliwe stworzenie normalnego społeczeństwa. .
jestem za dopuszczeniem elit do władzy (problem w braku tych elit), jestem za rządzeniem pięścią (byle w odpowiednim kierunku). Jestem za jeżdżeniem po chołocie czołgami. Sorry...Bez tego musielibyśmy wprowadzić rządy elit, rządy pięścią, czołgami i cenzurą, bo chołoty nie dałoby się inaczej opanować..
elita by czytałaA wtedy nie byłoby komu pisać, nie byłoby komu tworzyć i w ogóle nie byłoby sensu robić czegokolwiek, bo tylko niewielka grupka mądralińskich korzystałaby na całej sytuacji...
święte słowa.Jest to trzecia najgłupsza decyzja w historii polskiej edukacji po wprowadzeniu gimnazjów i obniżenu progów na maturze...
cóż ja z mojej archeologii coś tam wyniosłem - trochę umiejętności przydatnych przy pisaniu książek. 90% absolwentów nie pracuje w zawodzie ani w zawodach pozwalających wykorzystać tę wiedzę...Edukacja wyższa faktycznie powinna być dla elit a nie dla motłochu. Studiowanie powinno być nagrodą i przywilejem, a nie zwyczajem.
edukacja domowa stwarza lepszeSkySlayer pisze:Idea kształcenia sama w sobie zła nie jest. Szkoła, jaka by nie była, jakieś warunki do rozwoju stwarza, warto o tym nie zapominać. ..
postep techniczny już mógłby ją zabić.Szkoły przecież nikt nie usunie,
najlepiej: zamiast jałowo dumać sprawdzić jaki kraj ma najlepsze wyniki a potem skopiwać system.za to ktoś może zastanowić się, co w niej zmienić i owe zmiany wprowadzić.
nie załapałem.Wiedza już stała się wartością podrzędną, kartą przetargową w rywalizacji, pożeraniu siebie nawzajem.
Do tego kopanie za pisanie niewłaściwą ręką, inne nazwisko, akcent, wygląd etc.
ktoś się nie uczy i jest kopany w dupę (spokojnie, dajcie mi dokończyć, akurat tego nie neguję,). Zbiera się w sobie, bierze się do roboty i... dalej zalicza tyły, jest gnojony, w kółko udowadnia mu się, że tu i tu zabrakło Ci jakichś punktów, to powinieneś wiedzieć, ale nie wiesz, sieroto, to sobie doczytaj sam w domu, po co mam Ci to tłumaczyć, to tego, to srego, tu pewno kiepsko coś zdasz, co Ty ze sobą zrobisz, tu gówno mnie obchodzi, co umiesz, ja tu mam cyferki i z nich muszę wystawić ocenę.
dodałbym najodporniejszych psychicznie.W ten sposób do "dalszych etapów" dostają się:
a) najsilniejsi, a co się z tym łączy: najbrutalniejsi
b) lizodupy,
no właśnie: i jaki to jest kraj? jaki system? bo może się okazać, że takowych nie ma i wszędzie jest jednakowoAndrzej Pilipiuk pisze:najlepiej: zamiast jałowo dumać sprawdzić jaki kraj ma najlepsze wyniki a potem skopiwać system.
Kłamstwa? Może się wtrącę odrobinkę. Historia nauczana w szkołach jest jedynie konstruktem stworzonym właśnie na potrzeby nauczania. Wiem, brzmi dziwnie, ale wydaje mi się, że wiąże się to z ludzką tendencją do klasyfikacji i szufladkowania wszystkiego, do postrzegania świata jako uporządkowanego miejsca. Przeszłość tak naprawdę jest kompletnie chaotyczna - kiedyś działo się tyle samo co i obecnie, lecz do historii przeszły tylko te najważniejsze wydarzenia. Nikt nie zawraca sobie głowy szczegółami bez znaczenia (takimi właśnie jak pamiętniki i stare dokumenty) jeżeli naprawdę nie mają one znaczenia. Nikt prócz historyków i pasjonatów historii, oczywiście. Czy naprawdę uważa Pan, Panie Andrzeju, że możnaby historii uczyć w jakiś inny sposób niż serwując uczniom ów konstrukt właśnie? Moim zdaniem to nie jest stek kłamstw - na tej samej zasadzie możnaby powiedzieć, że cała ludzka wiedza w postaci usystematyzowanej jest kłamstwem... nie oddaje przecież całości zagadnienia. A - jeszcze fałszowanie geografii, które zdaje się napawać Pana tak wielkim oburzeniem. Nie da się inaczej. Geografia nauczana w szkołach jest, z konieczności, wielce uogólniona - co w sumie nie jest dziwne, przecież nie da się komuś przekazać wiedzy odnośnie do każdego skrawka jakiegoś terenu. Ba, nie jest nawet możliwe stworzenie stuprocentowo wiernej mapy danego terytorium - musiałaby ono uwzględniać to, że podlega ono ciągłym zmianom i być, z konieczności, mniej wiecej tych samych rozmiarów co sam mapowany teren. Pewne uogólnienia napotykane w nauczaniu szkolnym są nie do obejścia - inaczej trzebaby od razu wykładać uczniom całość danego zagadnienia, co dla większości (a zaryzyowałbym nawet stwierdzenie, że dla wszystkich uczniów) byłoby nie do ogarnięcia. Załóżmy jednak, że uczniów traktuje się jak nadludzi i wykłada się dla nich wszystkie karty w danej dziedzinie na stół - czy to jest w ogóle możliwe? Czy jakikolwiek umysł byłby w stanie poradzić sobie z takim ogromem wiedzy? Nie.Andrzej Pilipiuk pisze:Klamstwa historyczne - można zrozumieć. Ale FAŁSZOWAĆ GEOGRAFIĘ!?
Było to zatem bardzo osobliwe podwórko, śmiem zauważyć. Nie wiem, być może czasy się zmieniły, ale ze świecą szukać podobnych pasjonatów - co nie znaczy wcale, że ludzie, z którymi zadawalem się w młodości (ach, jak to brzmi...) nie byli wartościowi, mimo braku jakichś niesamowitych zainteresowań. Nie sądzę, jestem wręcz przekonany, że nie, aby szkoła tak bardzo wpływała na ludzi i okaleczała ich. Co do tych pasji - czy owi znajomi sami wypracowali podstawy fizyki, elektryki i wszelkich innych nauk czy też nauczono ich owych podstaw w pewnej instytucji?Andrzej Pilipiuk pisze:zależy od podwórka.
ja na swoim miałem i kumpli z którymi gadaliśmy o starożytnym egipcie i pasjonatów elektroniki
Jest Pan całkowicie i absolutnie pewien, iż jest to wina systemu edukacji? Bo wydaje mi się, że system ów sam w sobie nie zawierał żadnych przesłanek dotyczących tego, jak traktować uczniów leworęcznych czy dziwnonazwiskowych... A może się mylę? Moim zdaniem zawinili ludzie, którzy naginali zasady systemu edukacji do własnego widzimisię - ale sama szkoła, jako instytucja, chyba nie ponosi tu całej winy, prawda?Andrzej Pilipiuk pisze:Do tego kopanie za pisanie niewłaściwą ręką, inne nazwisko, akcent, wygląd etc.
Ścieżki belferskich myśli są czasem bardzo poplątane...
Wydaje mi się, że w tym względzie czasy zdecydowanie zmieniły się - teraz już nie ma bata, acz wiedza nadal nie jest potrzebna.Andrzej Pilipiuk pisze:ukończenie liceum a potem studiów nie wymagało odemnie szczególnej wiedzy - ale właśnie upartego dreptania pod prąd i ignorowania razów bata.
Moja wiedza historyczna mocno się już zatarła, ale jednej rzeczy z historii chyba nigdy nie zapomnę - uwielbiam bowiem ten przypadek. Anegdotę właściwie o tym, jak w Niemczech w czasie wiosny ludów zdaje się, do rządów dopuszczono elitę. Powstało wtedy powiedzenie, które w tym ich niejęzyku nawet się rymuje, jeśli dobrze się domyślam.jestem za dopuszczeniem elit do władzy
jeśli uczą że Cud nad Wisłą to zasługa Piłsudskiego albo ucząc o powstaniu w Gettcie powtarzają tezy Edelmana to są to kłamstwa.Mich'Ael pisze: Kłamstwa?
Niech bedzie skrótem, wyborem, uproszczeniem - tego nie neguję.Może się wtrącę odrobinkę. Historia nauczana w szkołach jest jedynie konstruktem stworzonym właśnie na potrzeby nauczania.
Coś bym wymyśliłCzy naprawdę uważa Pan, Panie Andrzeju, że możnaby historii uczyć w jakiś inny sposób niż serwując uczniom ów konstrukt właśnie?
Ja to widzę inaczej: geografowie piszący moje podręczniki do podstawówki nie mieli większych szans pojechać i zobaczyć jak pewne miejsca wyglądają w rzeczywistości. Ze zdjęciami też były kłopoty.A - jeszcze fałszowanie geografii, które zdaje się napawać Pana tak wielkim oburzeniem. Nie da się inaczej. Geografia nauczana w szkołach jest, z konieczności, wielce uogólniona - co w sumie nie jest dziwne, przecież nie da się komuś przekazać wiedzy odnośnie do każdego skrawka jakiegoś terenu.
Gorzej: powiela to co uznano za istotne przed dekadami.Tu muszę przyznać Panu Andrzejowi rację - szkoła zdecydowanie "nie mówi uczniom wszystkiego",
Nie odczywam szczególnej potrzeby znajomości wzorów na przyspieszenie bryły sztywnej zsuwającej się po płaszczyźnie. Może zatem należałoby wcześniej sprofilować?Szkoła średnia ma to do siebie, że jest średnia - przekazuje jedynie podstawowy zakres wiedzy z danej dziedziny i pozwala uczniom wybrać swój dalszy los nie w ciemno. To źle? Nie dla mnie.
Bo ja wiem? Czytało sie różne rzeczy potem się o nich gadało. Czasem pożyczało się książki kumplom.Było to zatem bardzo osobliwe podwórko, śmiem zauważyć.Andrzej Pilipiuk pisze:zależy od podwórka.
ja na swoim miałem i kumpli z którymi gadaliśmy o starożytnym egipcie i pasjonatów elektroniki
Sądzisz że nikt już nie bawi się elektroniką, modelarstwem etc.? Zdziwiłbyś się.Nie wiem, być może czasy się zmieniły, ale ze świecą szukać podobnych pasjonatów
Mnie okaleczyła.-Nie sądzę, jestem wręcz przekonany, że nie, aby szkoła tak bardzo wpływała na ludzi i okaleczała ich.
Zdecydowanie nie! Ci którzy bawili sie elektroniką zaczynali z tego co pamiętam w trzeciej - czwartej klasie. Jeden uczył drugiego. W szkole na ZPT robiliśmy tedy ostrzałkę do ołówków metodą ...ścierania deski pilnikiem.Co do tych pasji - czy owi znajomi sami wypracowali podstawy fizyki, elektryki i wszelkich innych nauk czy też nauczono ich owych podstaw w pewnej instytucji?
Tak.Jest Pan całkowicie i absolutnie pewien, iż jest to wina systemu edukacji?Andrzej Pilipiuk pisze: Ścieżki belferskich myśli są czasem bardzo poplątane...
leworęczni byli jeszcze na pocz. lat 80-tych tępieni planowo.Bo wydaje mi się, że system ów sam w sobie nie zawierał żadnych przesłanek dotyczących tego, jak traktować uczniów leworęcznych czy dziwnonazwiskowych... A może się mylę?
wdrażała polecenie likwidacji mańkuctwa.Moim zdaniem zawinili ludzie, którzy naginali zasady systemu edukacji do własnego widzimisię - ale sama szkoła, jako instytucja, chyba nie ponosi tu całej winy, prawda?
A cóż to takiego kłamliwego powiedział Edelman?ucząc o powstaniu w Gettcie powtarzają tezy Edelmana to są to kłamstwa.
W Japonii są małe, żółte ludziki, które kulturę i mentalność, moim skromnym zdaniem, mają tak różne od naszych, że czasami mam wrażenie, iż mam do czynienia z kosmitami a nie "kumplami z tego samego gatunku". Nie jestem pewien, że to, co zadziałało u nich zadziałałoby i u nas. Nie mam zbyt wielkiego pojęcia o Japonii i jej kulturze (tak po prawdzie to za tą ostatnią nie przepadam - wiem o niej na tyle dużo, by wiedzieć, że jej nie lubię - ale to inna historia), ale czy tam nie ma wyścigu szczurów we wszystkim jak leci, nie wyłączając szkół? Ja osobiście nie chciałbym się uczyć na wyścigi...Andrzej Pilipiuk pisze:najlepsze wyniki nauczania mają ponoć japonia i finlandia.
Nie orientuję się w historii na tyle, żeby tu móc coś sprostować, ale z tego co pamiętam, to wcale nie uczyli mnie, że cud nad Wisłą był zasługą Piłsudskiego. Tak po prawdzie to nic nie pamiętam z tego, co mnie uczyli...Andrzej Pilipiuk pisze:jeśli uczą że Cud nad Wisłą to zasługa Piłsudskiego albo ucząc o powstaniu w Gettcie powtarzają tezy Edelmana to są to kłamstwa.
Wręcz przeciwnie - wszyscy bawią się elektroniką: komputerem podłączonym do Internetu. A tak na poważnie - nie wiem, jak przedstawia się odsetek pasjonatów, ale mam wrażenie, że jest ich teraz mniej i że Komputer zastąpił to i owo w ludzkim życiu. Albo raczej - stał się nędzną namiastką tego i owego.Andrzej Pilipiuk pisze:Sądzisz że nikt już nie bawi się elektroniką, modelarstwem etc.? Zdziwiłbyś się.
Słucham zatem z uwagą. Jak uczyć historii mając na to ograniczony czas (bo rok szkolny nie trwa wiecznie) i by jednocześnie nauczyć tyle, ile wymaga program nauczania, nie odwołując się przy tym jednocześnie do uproszczeń? Bo zakładam, że chodziło o nauczanie pasjonujące w ramach obecnego systemu edukacji a nie o gdybanie, że "jakby to i to zmienić to możnaby wtedy zrobić tamto i tamto".Andrzej Pilipiuk pisze:Coś bym wymyślił
Też wiem - a tego to już szkoła nie uczy. Co chyba nie jest aż takim problemem, raczej mi się ta wiedza nie przyda... raczej. Swoją drogą - fainie byłoby gdyby w szkołach uczono więcej takich ciekawostek...Andrzej Pilipiuk pisze:Ot choćby do dziś wiem jak zbudować igloo.
Cóż... szkoła mi nie zaszkodziła, więc jestem idiotą z rodziny patologicznej (bo tą dziewczyną od lektur na pewno nie jestem...). Myślę, że to spora przesada - nadal trzymam się swojego stwierdzenia, że szkoła nie okalecza. I wcale nie jest tak, że teraz tego nie robi - wydaje mi się, Panie Andrzeju, że za Pana czasów też nie było aż tak źle - w końcu żylibyśmy teraz wśród idiotów... hmm... w zasadzie to niektórzy twierdzą, że żyjemy, ale są chyba nadmiernie złośliwi. A, oczywiście nie wiem jak to było w Pana czasach i tylko gdybam - więc w tym przypadku pewnie Pan, jako naoczny świadek, ma więcej racji. Tak czy siak - moje zdanie jest takie, jakie jest.Andrzej Pilipiuk pisze:Mnie okaleczyła.
Może innym nie zaszkodziła. (znałem dziewczynę ktora autentycznie psjonowała się lekturami szkolnymi - i w zasadzie nie czytała nic poza tym!).
Może jakichś idiotów z patologicznych rodzin szkoła "podciągnęła" do góry.
A ów drugi, który uczył sam wypracował uprzednio podstawy?Andrzej Pilipiuk pisze:Zdecydowanie nie! Ci którzy bawili sie elektroniką zaczynali z tego co pamiętam w trzeciej - czwartej klasie. Jeden uczył drugiego.