malika pisze:Czy w takim razie, według was, nie warto iść na studia? Od czasów liceum marzy mi się filologia angielska - specjalizacja tłumaczeniowa, niestety za pierwszym razem zawaliłam egzamin wstępny i więcej nie podchodziłam, potem była inna szkoła, praca, a teraz mam możliwość iść na lingwistykę stosowaną lub specjalizację translatorską.
Dobra, to ja wyłożę większośc swoich poglądów i doświadczeń.
To, że nie dostałaś się na anglistykę na państwową uczelnię jeszcze nic nie oznacza - być może tylko tyle, że szkoła Cię nieodpowiednio przygotowała. Ja sam na studia na anglistyce dostałem się ledwo-ledwo i z odwołania (czyli: tylko dlatego, że ktoś inny, lepszy ode mnie, rozmyślił się i postanowił jednak studiować w innym miejscu). I wcale nie przeszkodziło mi to radzić sobie na studiach całkiem nieźle (nie ma co się chwalić...) i w końcu znaleźć się na studiach doktoranckich (jasne, teraz nie jest to aż takie trudne - co nie zmienia faktu, że jednak nie każdemu się udaje...). Wniosek prosty - nie ma ludzi za głupich. "Wystarczy" mieć do tego talent albo ciężko pracować i, z braku talentu, wyrobić sobie umiejętności właśnie tą harówą.
Anglistyka jest całkiem fajnym kierunkiem - zwłaszcza teraz, kiedy możliwe jest zrobienie licencjatu i odpuszczenie sobie dalszych studiów na tym kierunku. ALE, bo zawsze jest jakieś "ale", wiem z doświadczenia, że na licencjacie nie opanuje się języka tam samo jak podczas zwyczajnych pięcioletnich studiów - nowy system studiów jest jeszcze trochę jakby w powijakach i nikt tak do końca nie wie, czy studentów zamierzających poprzestać na licencjacie powinno się uczyć tego samego co wcześniej czy jakoś zmniejszyć ilośc przekazywanej wiedzy. Sytuacja pewnie ustabilizuje się wkrótce, ale nie każdy może pozwolić sobie na czekanie... Jeżeli masz talent do języka - jasne, anglistyka na pewno nie zaszkodzi.
Lingwistyka stosowana... to jest dopiero zagwozdka. Teoretycznie uczysz się dwóch języków, jednego jako główny i drugiego jako poboczny, i, z tego co wiem, opanowujesz je w stopniu całkiem niezłym. I przez cały czas uczysz się tego, jak być tłumaczem. Fajno. Teoria wygląda napawdę miło i wydawać by się mogło, że zawód ma się potem gwarantowany. I to prawda - zawód czeka każdego, że tak to ujmę. Z tego co widziałem w praktyce po lingiwtyce stosowanej wychodzi się bez niesamowitej znajomości ani jednego języka ani drugiego. Jeżeli chce się być tłumaczem i nie ośmieszać się - lepiej skupić się na jednym języku, jego literaturze i kulturze kraju, w którym ludzie się nim posługują (czyli - jak na anglistyce) a nie rozmieniać się na drobne. Lingwistyka stosowana, jak dla mnie, jest idealnym wyborem dla ludzi, którzy chcą poznać więcej niż jeden język i potem znaleźć pracę, w której będą się obydwoma posługiwać - nie wiem, jakiś pracownik działu współpracy z zagranicą itp. Praca, dodam, bardzo dobra, a znajomość dwóch języków jest naprawdę przydatną rzeczą. Osobiście znam jednego tłumacza, a trochę przedstawicieli tego zawodu poznałem, który jest w stanie wykonywać zawodowo tłumaczenia z języka obcego na inny język obcy (angielski i niemiecki zna) - jest uważany za wyjątek. I jest wyjątkiem. Jak dla mnie jest to raczej nadczłowiek niż zwyczajny tłumacz.
Dalej: specjalizacja translatologiczna. Odradzam. Polecam zrobić sobie specjalizację pedagogiczną zamiast tego i, ewentualnie, translatologię jako specjalizację dodatkową. Dlaczego? Otóż nie każdemu po anglistyce udaje się zostać tłumaczem (ba, z moich obserwacji wynika, że "nie każdemu" to eufemizm wręcz) i naprawdę dobrze jest mieć pod ręką koło ratunkowe i telefon do publiczności w jednym. Nie udało nam się zostać tłumaczem? Ok, nie ma problemu, zaczepiamy się na roczek czy dwa w prywatnej szkole językowej (gdzie płacą naprawdę dobrze niekiedy - się pracowało i się wie) i w międzyczasie szukamy zatrudnienia jako tłumacz albo dorabiamy sobie do pensji tłumaczeniami aby nabyć praktyki zawodowej. W przypadku samej specjalizacji translatologicznej pojawia się problem - nie znajdujemy zatrudnienia jako tłumacz od razu po studiach (co jest baaaardzo prawdopodobne) i nagle nie mamy co ze sobą zrobić...
Druga kwestia - żaden kurs i żadne studia nie zrobią z człowieka tłumacza. To nie jest moja opinia - w paru takich kursach uczestniczyłem (przez kilka chwil...), parę innych obserwowałem. Wnioski: spora część uczestników zajęć dla tłumaczy nigdy tłumaczami nie będzie, po prostu się do tego nie nadaje - albo panikuje podczas tłumaczeń ustnych (i to tych prostszych, konsekutywnych...) albo nie radzi sobie z przekładem słowa pisanego (z różnych i różnistych przyczyn). Znam kilka przypadków, gdy ludzie robili sobie dodatkowe kursy, studia podyplomowe itp., a potem i tak nic nie wychodziło z pracy w zawodzie tlumacza. Narodzie, litości - ileż można się czegoś uczyć? Pięć lat studiów to jest aż nadto czasu żeby zacząć być w czymś dobrym albo przekonać się definitywnie, że to nie jest nasze powołanie. To nie dotyczy tylko anglistyki - bardzo wielu ludzi po studiach rozpaczliwie szuka innego kierunku albo studiów podyplomowych. Nie wiem dlaczego. Ucieczka przed dorosłością? Być może. W każdym razie - jasne, są dobrzy nauczyciele, którzy pokażą jak nie panikować przy tłumaczeniach ustnych (nawet mieliśmy zajęcia, na których nas filmowano - część naprawdę panikowała, inni w ogóle nie chcieli wystąpić przed kamerą...), są też kursy, które nauczą jak szybko robić notatki i ćwiczyć pamięć. Są kursy, które nauczą nas tłumaczenia tekstów prawniczych (co nie jest łatwe, oj nie...). Jest wiele takich pomocnych rzeczy, ale one są tylko... wspomagaczami. Jak kule dla kogoś, kto nie może chodzić. Prędzej czy później przychodzi czas by ozdrowieć i owe kule odrzucić - bo przecież nie można się o nich poruszać przez całe życie... Tak samo z tłumaczeniami, że podsumuję: jest masa kursów ale moja rada jest taka, że trzeba jak najszybciej załapać się na praktyki do jakiegokolwiek biura tłumaczeń. Choćby i płacili psie pieniądze albo kazali robić za darmo (u mnie tak się to zaczęło) zamiast liczyć, że pracodawca z pocałowaniem ręki zatrudni nas gdy machniemy mu przed oczy odpowiednim papierkiem i powiemy ile to my nie posiadamy certyfikatów.
Podsumowując - a idź na tę lingwistykę stosowaną albo specjalizację translatorską, jak nie masz innego wyrobu. Ja bym polecał anglistykę, po prostu anglistykę. Jest bardzo prawdopodobne, że globalizacja nie zatrzyma się z nagła i że praca dla tłumacza zawsze się znajdzie.
[ Dodano: Pon 04 Sty, 2010 ]
malika pisze:Dawno temu ułożyłam listę rzeczy, które chcę osiągnąć, marzeń, które mam zamiar spełnić i wiem, że los zawsze daje nam to o co prosimy, ale nie zawsze w wybranej przez nas kolejności.
Do have dreams, but do not let them become your masters, jak powiedział ktoś mądry.

Papierek na anglistyce jest niezbyt ważny - prócz wiedzy teoretycznej masz też po takich studiach nieco umiejętności praktycznych - mówisz w obcym języku. I to całkiem nieźle niekiedy.

Papierka rozpaczliwie potrzebują socjologowie, filozofowie, teologowie i tym podobni. Czyli: ludzie, którzy na studiach nabywają praktycznie tylko wiedzę - przynajmniej ja mam takie wrażenie.
[ Dodano: Pon 04 Sty, 2010 ]
malika pisze:A co do przynależności do elity. Znam wiele osób - po różnych uczelniach - które po dopisaniu przed nazwiskiem mgra, zmieniły się nie do poznania. Cali tacy ą ę i nie rozmawiają z - ekhem - średnio wykształconym pospólstwem. I to ma być elita?
Dla mnie jest to zwykłe pozerstwo.
Smutna acz częsta przypadłość. Nigdy nie wywyższałem się z powodu trzech literek przed swoim nazwiskiem i moje zachowanie przed obroną magisterki i poniej jakoś niesamowicie się nie różni... Cóż, prawda jest taka, że nie uważam się za elitę a studia były dla mnie środkiem do celu a nie celem samym w sobie - być może inni mają inaczej i stąd podejście pełne wyższości. Nadal czuję się wśród chamów jak wśród swoich, że tak to ujmę.

Chociaż... nie wśród wszystkich chamów...
[ Dodano: Pon 04 Sty, 2010 ]
padaPada pisze:Obecnie, na szczęście, ukończenie studiów nie daje ci gwarancji na nic, bo niby czemu miałoby dawać?
Po niektórych kierunkach, moim zdaniem, jakąśtam gwarancję daje. Naprawdę ciężko nie znaleźć po anglistyce pracy jako nauczyciel.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?