
___Słońce było już wysoko na bezchmurnym niebie. Promienie wdzierały się bezkarnie do sypialni. Przeciągnąłem się leniwie na łóżku i słuchałem spontanicznego świergotu mojego kanarka, który wziął sobie za punkt honoru budzić mnie codziennie.
___- Jedna nowa wiadomość, Adamie - po raz drugi oznajmił bezbarwnym głosem komputer.
___- Która godzina?
___- Dochodzi jedenasta, Adamie -usłyszałem w odpowiedzi.
___Byłem zatem spóźniony. I to bardzo. Spędzałem ostatnio mnóstwo czasu w pracy, a to co robiłem poza nią ograniczało się do spania. Podszedłem do wideofonu i zerknąłem na wyświetlacz. Moja szefowa prosiła o natychmiastowy kontakt.
___Miałem być w laboratorium o dzisiątej. Sam się do tego zobowiązałem. Nic więc dziwnego, że Cynthia oczekiwała wyjaśnień. Dotknąłem małej, zielonej słuchawki na ekranie. Dźwięk połączenia oczekującego urwał się tak szybko, jak szybko się pojawił.
___- Adam, potrzebujemy cię tutaj - głos Cynthi nie zdradzał zdenerwowania, znałem ją jednak zbyt dobrze, żeby nie wiedzieć, iż jest wkurzona. - Mamy zdjęcia.
___- A niech mnie - wyksztusiłem. - Już do was jadę. Będę za pół godziny.
___Rozłączyłem się. Zleciłem komputerowi przygotowanie kapsuły do jazdy, a sam zacząłem się ubierać. Skompletowanie wszystkich części garderoby zajęło mi kilka minut. Przejrzałem się w lustrze i stwierdziwszy, że moja twarz poradzi sobie jeszcze jeden dzień z zarostem, zbiegłem schodami do wyjścia.
___***
___Dwie minuty później byłem już w drodze do laboratorium. Kapsuła stanowiła doskonały środek lokomocji w gęstej sieci miejskich dróg. Zbudowana prawie w całości z przyciemnianego tworzywa sztucznego, zapewniała maksymalną widoczność. Komputer pokładowy zajmował się wyborem trasy, monitorował sytuację na drodze i odpowiednio reagował na zmieniające się w czasie jazdy warunki. Zasilanie kapsuły stanowiły cztery baterie słoneczne zamontowane na dachu.
___Właściwie nikt już nie stosował takich rozwiązań. Od kilku lat standardem były baterie wodorowe, a producenci szykowali się do wprowadzenia akumulatorów jądrowych, które miały wystarczać na kilkaset lat użytkowania.
___ ***
___Po niecałym kwadransie jazdy dotarłem na miejsce. Komputer pożegnał mnie życząc mi miłego dnia, po czym wprowadził się w stan uśpienia. Przy wejściu do głównego budynku laboratorium zostałem poddany weryfikacji siatkówki oka, odebrałem swój identyfikator, będący jednocześnie kluczem do wszystkich pomieszczeń, i udałem się windą na drugie piętro.
___Kiedy wszedłem do głównej sali z niezliczoną ilością biotronów, komputerów z procesorem neuronowym, zaskoczyła mnie atmosfera podekscytowania panująca wśród członków zespołu. Wszystko wskazywało na to, że jestem jedyną osobą, która jeszcze o niczym nie wie.___Tony, najmłodszy astrofizyk z jakim kiedykolwiek pracowałem, pierwszy zauważył moje przybycie.
___- Skoro tu jesteś, to pewnie już wiesz o zdjęciach - powiedział jednocześnie podając mi dłoń.
___- Tak, wiem. Nie rozumiem tylko skąd to podniecenie. Prędzej czy później i tak byśmy je mieli.
___- Cynthia czeka na ciebie w centrali - odparł wymijająco Tony. - Chodź.
___Przeszliśmy obok długiego rzędu neuronowych komputerów i wyszliśmy na korytarz. Większość z obecnych, podobnie jak mojego wejścia, nie zauważyła też i wyjścia. Siedzieli wpatrzeni w półprzezroczyste ekrany analizując napływające dane.
___Centrala znajdowała się na końcu korytarza. Był to zwykły pokój, którego wystrój ograniczał się do biurka, skórzanego fotela i stojącego na środku biotrona-matki. Cynthia przeglądała serię obrazów, kiedy wszedłem z Tonym do środka.
___- Cześć Adamie - powiedziała nie odrywając wzroku od monitora. - Przejdę od razu do rzeczy.
___Cynthia nie lubiła zbędnych wstępów i nigdy ich nie robiła. Ograniczała swoje wypowiedzi do suchych faktów. Nie znosiła też hipotez i nieprzemyślanych propozycji, o czym ciągle zapominałem.
___- Dzisiaj rano odebraliśmy przekaz z naszego satelity. Nasi technicy przetworzyli już i zdekodowali prawie cały sygnał, który trwał około trzech minut. Tyle przynajmniej zarejestrowały sensory. Zobacz zresztą sam.
___Cynthia włączyła jaskrawożółty projektor i przed białą ścianą pojawił się trójwymiarowy hologram przedstawiający nieznany mi krajobraz. Rozległy, żwirowy płaskowyż przecinały liczne wąwozy. Co kilkadziesiąt metrów porozsiewane były olbrzymie, połyskujące głazy wielkości dorosłego człowieka. Daleko, na horyzoncie, majaczyła purpurowa poświata niewiadomego pochodzenia. Kiedy wpatrywałem się w ten obraz, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że w tej scenerii nic do siebie nie pasuje. Wąwozy były dziwnie krótkie i płytkie, głazy wyglądały, jakby ktoś je celowo porozrzucał. I ta poświata. Przypominała taflę jeziora o zachodzie słońca. Tylko co robiło jezioro na księżycu Andromedy?
___- Niesamowite - powiedziałem sam do siebie.
___- Lepiej bym tego nie ujął - odparł Tony, który z fascynacją małego dziecka także przyglądał się hologramowi. - Tutaj tego nie widać, ale ustaliliśmy, że ta planeta ma atmosferę, chociaż bardzo rzadką. Nie znamy jednak jej składu. A ten jasny fragment - wskazał na część krajobrazu, gdzie znajdowała się poświata - to według mnie morze rtęci albo czegoś podobnego.
___- Skąd to przypuszczenie - zainteresowałem się.
___- Przeanalizowałem widmo promieni świetlnych odbijanych przez powierzchnię planety i zauważyłem, że w pewnych rejonach występują dziwne anomalie. Wiedząc, że już kiedyś na coś takiego natrafiłem, postanowiłem przeszukać bazę danych. I znalazłem ciekawy trop. Otóż podobne anomalie występują na jednym z księżyców Saturna, gdzie również są zbiorniki z rtęcią.
cdn.