1186

Latest post of the previous page:

Rok oszczędnego życia na wsi, z 3 miesiące w Warszawie.
Rok samotnego człowieka, który wydaje pieniądze tylko na rachunki i jedzenie. To jest stary mniej niż płaca minimalna brutto, a mniej więcej tyle ile netto.

Zresztą nikt nie rzekł, że autorowi dają właśnie 2zł, ani że sprzedał się cały nakład.
Oczywiście Jackowi gratuluję i jestem pewien, że jeszcze zarobi na wznowieniach, ale spójrzmy prawdzie w oczy - to jest płaca dobra dla hobbysty.
Seks i przemoc.

...I jeszcze blog: https://web.facebook.com/Tadeusz-Michro ... 228022850/
oraz: http://www.tadeuszmichrowski.com

1188
No cóż, takie pieniądze milej dolicza się do tych zarobionych w bardziej przeciętny sposób :P
Z drugiej strony, gdyby tak rocznie wydawać dwie albo trzy dobrze sprzedające się książki...
(marzyciel mode on) :D

1189
marcinsen pisze:12 000 PLN. Rok oszczędnego życia na wsi (...) Jako przyszły mieszkaniec wsi, byłbym zadowolony.
Bardzo oszczędnego, tej zimy minimum ćwierć tej sumy musiałbyś przeznaczyć na opał, a może więcej, w zależności od regionu. A dom trzeba ogrzać chociażby z powodu wody w rurach, chyba że domek z kominkiem bez wody ;> Ta kwota nie uwzględnia też dodatkowych wydatków, które zdarzają się mieszkając w domu, bo nie można nie naprawić np. cieknącego dachu. Choć na wsiach bywa tak, że za pół litra ktoś tam znajdzie trochę papy, inny wlezie na dach i da radę załatać dziurę, ale wtedy trzeba się bratać z z lokalną społecznością częściej, niż w razie potrzeby.

1190
Tony pisze:Bardzo oszczędnego, tej zimy minimum ćwierć tej sumy musiałbyś przeznaczyć na opał, a może więcej, w zależności od regionu. A dom trzeba ogrzać chociażby z powodu wody w rurach, chyba że domek z kominkiem bez wody ;> Ta kwota nie uwzględnia też dodatkowych wydatków, które zdarzają się mieszkając w domu, bo nie można nie naprawić np. cieknącego dachu. Choć na wsiach bywa tak, że za pół litra ktoś tam znajdzie trochę papy, inny wlezie na dach i da radę załatać dziurę, ale wtedy trzeba się bratać z z lokalną społecznością częściej, niż w razie potrzeby.
Wyjechać w Himalaje. Zaszyć się w pustelniczej chatce. Zawsze też można się zapuścić w puszczę.

1191
marcinsen pisze:6 000 egzemplarzy, po dwa złote od jednego, 12 000 PLN. Rok oszczędnego życia na wsi,
Powtarzałem niejednokrotnie - na tym forum też: kto myśli w kategoriach "jedna książka a potem się zobaczy" JUŻ PRZEGRAŁ.

3 miesiące życia w mieście? no to sorry chłopcy i dziewczęta - trzeba napisać cztery takie. Jedną kwartalnie. Albo faktycznie rok na wsi i tam spokojnie i bez nerwów pisać dwie rocznie.

Gdy byłem trochę młodszy (1999-2002) kończyłem studia i pisałem rocznie mniej więcej 4 tomy fuchy. a' 4 tyś zł/tom. Dokładałem się do wspólnej kieski (mieszkałem jeszcze u Rodziców) a za resztą kupowałem książki, kapelusz kowbojski, drukarkę do kompa etc.

A w wolnych chwilach tłukłem opowiadania o Wędorowyczu, próbowałem sił w dwu konkursach (bezskutecznie) smarowałem teksty historyczne do gazet, szlifowałem "Norweski Dziennik" - ktory miał być hitem a wydany lata później okazał sie kitem, próbowałem wysyłać po wydawnictwach dwa pierwsze tomy cyklu "Operacja Dzień Wskrzeszenia" (z propozycją napisania kolejnych 10-14)... etc. Wybijałem się na powierzchnię z dołka jakim był blok na warszawskiej Pradze.

Jedna wydana książka to sukces. 6 tyś nakladu debiutackiej książki to DUŻY sukces.

Tylko że... Jak mówi japońskie przysłowie "po zwycięstwie mocniej naciągnij hełm".

Pierwsza wydana książka to Wasze 5 minut.
i trzeba to wykorzystać. Bezwzględnie. Sorry.

To jest chwila zyciowego farta. drugie 5 minut
może się już po prostu nie trafić.

Jak w boksie. Celny prawy prosty. Ale celny cios to jeszcze nie nokaut. (ludzie nawet Masłowskiej sie nie udało choć pierwsza ksiazka miała w ciagu roku ok. 140-160 tyś w kilku kolejnych nakładach). Trzeba być gotowym do zadania kolejnego ciosu. I kolejnego.

1192
Nie zrozumiałeś mnie Andrzej. Nie chodziło mi o to, żeby spocząć na laurach po jednej książce, ale raczej zastanawiałem się, czy możliwe jest dla osoby bez wielkich wymagań żyć skromnie, pisząc na pełny etat, bez potrzeby dorabiania sobie w lesie, albo na taksówce. Oczywiście, jeśli ktoś potrzebuje do życia BMW, ostatniego laptopa, plazmy, comiesięcznych wakacji na Majorce, to może mieć problem:)

Tutaj pojawia się druga rzecz - podchodzenie do pisania, jak do biznesu. Oczywiście - chcąc pisać, musimy zarabiać, ale tutaj chyba sprawa różni się indywidualnie. Ktoś może szukać sposobu na czesanie kasy, ktoś inny szuka sposobu na spokojne życie, może i bez rozmachu, ale również bez wrzodów na żołądku. Dla mnie osobiście sukcesem byłaby sytuacja, w której przy jak najmniejszym nakładzie środków i czasu, miałbym jak największą swobodę i spokój w życiu B), nawet jeśli miałby oznaczać chatę w lesie i jeżdżenie rowerem. Dla miłośnika kapitalizmu i piewcy przedsiębiorczości pewnie brzmi to jak bluźnierstwo, co? ;)
Polecam "Waldena".
http://jasna-polana.blogspot.com/

1193
Tony pisze:
marcinsen pisze:12 000 PLN. Rok oszczędnego życia na wsi (...) Jako przyszły mieszkaniec wsi, byłbym zadowolony.
Bardzo oszczędnego, tej zimy minimum ćwierć tej sumy musiałbyś przeznaczyć na opał, a może więcej, w zależności od regionu.
zbieranie chrustu jest legalne i bezpłatne.
tylko że ludziom się nieeeeechce. Wolą kraść drewno.
. Choć na wsiach bywa tak, że za pół litra ktoś tam znajdzie trochę papy, inny wlezie na dach i da radę załatać dziurę, ale wtedy trzeba się bratać z z lokalną społecznością częściej, niż w razie potrzeby.
ja sam wlezę na dach i załatam papą oszczedzając te 20 zł na póllitrówkę - tylko że lepiej zrobić to raz a porządnie...

1195
marcinsen pisze:N zastanawiałem się, czy możliwe jest dla osoby bez wielkich wymagań żyć skromnie, pisząc na pełny etat, bez potrzeby dorabiania sobie w lesie, albo na taksówce.
da się. tylko że nie od razu.

tu działa prawo serii. Trzeba napisać kilka dobrych książek zebrać grupę choć z 10 tyś wiernych czytelników i spoko. Dwie książki rocznie (byle nie obniżyć poziomu) i żyje się w miarę spokojnie.
Oczywiście, jeśli ktoś potrzebuje do życia BMW, ostatniego laptopa, plazmy, comiesięcznych wakacji na Majorce, to może mieć problem:)
Myslę ze Chmielewska, Musierowicz, i kilkoro innych s już na etapie comiesiecznych wakacji na Majorce. Mi jeszcze "trochę" brakuje
Tutaj pojawia się druga rzecz - podchodzenie do pisania, jak do biznesu.
biznes to wielkie pieniądze.
moze za piętnascie lat...
Ktoś może szukać sposobu na czesanie kasy,
to raczej pomylił zawody.

chociaż gdyby tak udało się sto tys nakładu i dwie książki rocznie (przypadek Chmielewskiej) to faktycznie da się coś uczesać. Tylko nie od razu - po 20-30-40 latach pracy
ktoś inny szuka sposobu na spokojne życie, może i bez rozmachu, ale również bez wrzodów na żołądku.
mój przypadek ;)
przydałby mi się jeszcze tylko dom i ze 6 metrów kwadratowych powierzchni na warsztat żebym mógł sobie czasem podłubać.
Dla mnie osobiście sukcesem byłaby sytuacja, w której przy jak najmniejszym nakładzie środków i czasu, miałbym jak największą swobodę i spokój w życiu B), nawet jeśli miałby oznaczać chatę w lesie i jeżdżenie rowerem. Dla miłośnika kapitalizmu i piewcy przedsiębiorczości pewnie brzmi to jak bluźnierstwo, co? ;)
dlaczego? kapitalizm to właśnie kwintescencja wolności.

dla mnie pieniądze oznaczają przede wszystkim wolność. swobodę wyboru.
w tej chwili tyram bardziej niż na etacie. ale widzę zwiększające się możliwości.

nie zamierzam zatyrać się na śmierć tylko dla radochy posiadania kilograma złota w sztabkach. Ja już nieco zwolniłem. Może ciut za wcześnie.

Optymalna jest sytuacja w której chata w lesie to wybór a nie konieczność.

W której z tej chaty gdy najdzie fantazja lub potrzeba jedzie się do miasta, przypina rower do płotu lotniska i leci z ekierką w dłoni do Bergen sprawdzić szerokość szaf ściennych.

1197
Te 12 tys rocznie wychodzi tylko i wyłącznie przy sprzedaży wszystkich egzemplarzy, jakoś mam wrażenie, że nikt nie zwrócił na to uwagi. Faktycznie nie jest to dużo. Trzeba być naprawdę optymistą, żeby zakładać, że nakład debiutanckiej książki sprzeda się w całości. Oczywiście takie rzeczy się zdarzają. I tu jasno widać, że Andrzej ma rację. A chatka w lesie brzmi bardzo zachęcająco. Myślę, że w tym zawodzie przetrwają tylko Ci, którzy naprawdę tego mocno chcą.
Mówiąc szczerze, miałem wszelkie dane, żeby stać się niezłym drugorzędnym poetą, ale to nic nie znaczy, ponieważ mam ten typ osobowości, że mogę być niezły drugorzędny w każdej dziedzinie i to bez specjalnego wysiłku.

R. Chandler

http://loco-muerte.blogspot.com/
http://locomuerte.tumblr.com/

1198
marcinsen pisze:Czyli jednak się rozumiemy :D (oprócz tego kapitalizmu, ale co zrobić, zawsze jest różnica opinii, może kiedyś przejrzysz na oczy ;) )


to może napisesz co Ci sie w kapitalizmie nie podoba i sprobojemy to sobie powyjaśniać?

1199
loco pisze:Te 12 tys rocznie wychodzi tylko i wyłącznie przy sprzedaży wszystkich egzemplarzy, jakoś mam wrażenie, że nikt nie zwrócił na to uwagi.
ktoś zwracał.

optymalna sytuacja to napisać coś tak dobrego żeby zeszło wszystko i wydawca stanął w ciagu roku (a najlepiej kwartału :P ) wobec konieczności zrobienia dodruku ;)

ksiązki dzielą sie na dwie kategorie.
jednorazowe i longladery.

jednorazowe to dzieła dwu typów:

-jatkowce - sprzdaje się powiedzmy do 60% nakładu, reszta idzie na przemiał albo do jatek.

-słabopotencjałowce - sprzedaje się cały wydany nakład (albo wiekszość) ale książka nie chwyciła zbyt mocno i nawet w razie ssania rynku dodruk jest zbyt ryzykowny.

(pomijam książki wydane za dotacje i temu podobne).

w przypadku jatkowców projekt jest po prostu wtopą.

słabopotencjałowce mają jeszcze drugą szansę. np. Autor wydaje kolejną książkę i robi się jednoczesnie dodruk pierwszej, po kilku latach robi się wznowienie pierwszej niezależnie od wydania drugiej etc. Autor robi coś nietuzinkowego i znika cały nakład i natychmiast idzie dodruk (przypadek choćby JPII - po Jego śmierci kilka książek wskoczyło natychmiast na listy bestselerów).

Longladery to książki które chwyciły od razu i w miarę mocno, autor puszcza regularnie kolejne tytuły są dodruki i księgarze orientują się że warto to mieć w stałej ofercie przynajmniej przez najbliszy czas a jak wykupią to warto domówić choć kilka sztuk.

*

teraz tak: mamy trzy kategorie miejsc gdzie można kupić ksiązkę.

1) kięgarnie - to miejsce gdzie są książki i gdzie pracują Księgarze. Kolesie/koleżanki którzy sami czytają umieją doradzić etc. Jeśli przekonamy ich to wygraliśmy. Bo to Oni wychowują nam Czytelników, namawiaja fanów "Zmierzchu" na polskie horrory, ich zakupy nakręcają listy rankingowe stanowiąc drogowskaz dla reszty dystrybutorów. Wreszcie u wielu z nich stali klienci maja nie tylko zniżki ale mogą zamówić koknretny tytuł.

2) sklepy z książkami. Łudząco podobne, ale pracują tam sprzedawcy książek - kolesie którzy nie czytają, nie bardzo wiedzą co mają na półce, nie umieją nic doradzić, kasę trzepią na podręcznikach szkolnych, zeszytach i podobnym towarze, a resztę regałów zapełniają z łaski tym co jest na listach bestselerów. Ich nie przekonamy - chyba że zobaczą nazwisko na liscie w Rzeczpospolitej albo w rankingach hurtowni.

3) inne punkty. Kioski, markety etc. pomijając nieliczne chlubne wyjątki dostaja towar z rozdzielnika ukladanego w centrali na podstawie list bestselrów. sprzedać maja marchewkę i gazetę wyborczą a książki to dla nich 0,5% obrotu.
Faktycznie nie jest to dużo.
tylko dwa razy więcej niż ja na początku ;)
Trzeba być naprawdę optymistą, żeby zakładać, że nakład debiutanckiej książki sprzeda się w całości. Oczywiście takie rzeczy się zdarzają
bywa tak. nieczęsto ale bywa
Myślę, że w tym zawodzie przetrwają tylko Ci, którzy naprawdę tego mocno chcą.
w każdym zawodzie czy to w stolarce czy w pracy naukowej mamy 3 grupy:

a) ci którzy odpadli
b) ci którzy przetrwali
c) ci którzy nie trwają ale idą w górę

(jest jeszcze "d" - ci co poszli w górę świecą po czym swoje 5 minut totalnie zmarnowali).

1200
Andrzej Pilipiuk pisze:
marcinsen pisze:Czyli jednak się rozumiemy :D (oprócz tego kapitalizmu, ale co zrobić, zawsze jest różnica opinii, może kiedyś przejrzysz na oczy ;) )


to może napisesz co Ci sie w kapitalizmie nie podoba i sprobojemy to sobie powyjaśniać?
Przecież rozmawiamy już o tym na portal pisarski . Po co dublować temat?
http://jasna-polana.blogspot.com/

1201
Sorry, że się wcinam, ale minimum jakie powinien mieć Autor aby spokojnie pisać to (według moich ocen) kwota pięciu tysięcy i wcale nie piszę o mieszkaniu w ekstra warunkach i w jakimś znanym i drogim miejscu.
12 tys, wypłacone w ratach nie pozwala spokojnie przeżyć kwartału... choć oczywiście znam gostków którzy potrafią przeżyć miesiąc za tysiąc. Wszystkie kolejne rządy też i obojętnie czy dotyczy to PiS, PO czy Lewicy. Oni po prostu uważają, że inni zarabiają tak samo jak oni pierdząc w stołki. Sorry, tu chyba miało być bez polityki....

Wróć do „Strefa Pisarzy”