TadekM pisze:
Owszem, masz rację. Tylko że to, co robisz w tej chwili, to umiejętne dobieranie faktów. Z jednej strony Ty możesz powiedzieć - Zaraz, nie poszli do sądu? Znaczy nic się nie wydarzyło!
tak właśnie mógłbym powiedzieć. ale nie mówię.
nie neguję faktu tylko zastanawiam się nad rozmiarami i nad błędami kościoła w tej sprawie. Bo moim zdaniem należało pokazać oszustom figę. Zarejestrować całe towarzystwo, a potem serią procesów odsiewać ziarno smutnej prawdy, od plew żądzy kasy i medialnej nagonki. Na czas procesu utajnić wszystkie dane - zwróccie uwagę i tu i w przypadku sprawy bostońskiej większść poszkodowanych wyciąga sprawy sprzed kilkudziesięciu lat - gdzie dziwnym trafem potemcjalni sprawcy od dawna nie żyją. Trupa nie da się przesłuchać i na to liczą. Trupa nie da się ukarać zatem jest większa szansa na kasę od organizacji.
Wyrok to konkret. Stwierdzenie że fakt miał miejsce.
Statystyka wyroków pozwoliłaby ocenić rozmiary zbrodni.
(tzn w polskim sądzie wyrok też niewiele znaczy, ale może tam jest inaczej...)
Zapewne okazało by się że pedofilów bylo kilku a poszkodowanych kilkudziesięciu.
krajach anglosaskich funkcjonują prawnicy wyspecjalizowani w wydzieraniu odszkodowań.
i wypłaca się je "gotowka do ręki". Zderzenie tych dwu czynników moim zdaniem odbiera częściowo wiarygodność skarżącym.
jeszcze jedno - zwróccie uwagę. Nie ma tam jak dotąd ani jednego przypadku by ktoś ze sprawców lub ich współpracowników dręczony wyrzutami sumienia "pękł" i zaczął sypać.
poczytajcie o procesach nazistów - załamywali się i przyznawali.
ok, ja nie robiłem. I...?
I masz prawo nazywać innych bydłem i sugerować wyrzucenie ich ze szkoły, tak?
a dlaczego nie?
nazywam po imieniu i sugeruję elementarne cięcia operacjne.
Ty najeżdżasz na tych drechów i resztę tałatajstwa jakby byli najgorszą z plag ludzkości.
tak właśnie uważam. to jest plaga.
będąc dyrektorem szkoły wywalałbym dyscyplinarnie ucznia widzianego na mieście w dresiku.
To czy coś osiągniesz to tylko kwestia tego jak bardzo tego chcesz. Sam tak często podajesz się za przykład tej tezy. Mimo wszystko ci się udało, nie?
Nie. Są straty których nie nadrobiłem już nigdy.
Są rzeczy które zarzuciłem. Są kiążki które przeczytałem 20 lat za późno.
Są rozwiązania o których nikt mi nie powiedział.
Wszystko ma swój czas. Są rzeczy których należy doświadczyć w odpowiednim wieku, na odpowiedniej fazie rozwoju.
Zabrakło mi formacji intelektualnej w odpowiednim wieku.
Zabrakło głupiego dostępu do literatury. Inaczej czyta się Verna w wieku lat 12-tu inaczej 18-tu. Zabrako ludzi z którymi można było pogadać o tym co się czyta.
(Zabrakło też możliwości powłóczenia się po świecie - ale to już wina zasranej komuny a nie szkoły).
Rozmowy z Ojcem prowadzone po nocach dały mi bardzo dużo jeśli chodzi o poznanie pewnych detali historii (co było bardzo istotne ze komuny) Ale nie zrekompensowały np 3 lat spędzonych w klasie będącej nieformalną kolonią karną marnej szkoły.
zabrakło obok mnie ludzi których obecność dopingowała by mnie do działania.
do skoczenia w górę. Zabrakło kogoś kto byłby o krok do przodu jeśli chodzi o czytanie książek.
W normalnym środowisku jest tak że czyta się samemu i odkrywa ciekawe pozycje. Ale obok jest kilka innych osób które prowadząc własne poszukiwania trafiają na fajne rzeczy. Potem można się powymieniać informacjami, wskazać tropy.
w normalnej klasie można znaleźć kumpla który opanował lepiej fizykę i poprosić by raz jeszcze pozakzał jak sie wyprowadza dany wzór.
wiele ambicji ze mnie po prostu wybito.
w podstawówce i liceum miałem objawy syndromu chronicznego zmęczenia.
reakcja organizmu na jałowość otoczenia?
Jak wyobrażasz sobie szkołę, do której chciałbyś chodzić Ty (albo wysłać tam swoje dziecko)? Wiem, ze sporo o tym pisałeś, ale zawsze wyrywkowo.
Tak punkt po punkcie, konkretnie.
jutro napiszę
