Zgodzę się, że polskie szkoły potrafią zabić wszelkie talenty, ale wszystko zależy od nauczyciela.
W gimnazjum nauczycielka wszelkie moje wypracowania zawsze oceniała na 3, bez względy na to co i jak napisałem. Dostałem 3 za historię o naszym Białym Orle, który schodzi z godła by uratować kraj, i dostałem 3 za historię, w której terroryści opanowali hipermarket.
W liceum z kolei miałem dwóch nauczycieli i były to dwa przeciwne bieguny. Zacznę od pana K. Przez pół roku omawialiśmy
Lalkę albowiem ponieważ uważał ją za arcydzieło jedyne w swoim rodzaju, i wszelkie prace klasowe czy wypracowania musiały być napisane w stylu Lalki a najlepiej z nawiązaniami i Wokulskim w roli głównej. Gość ten nie tylko zabił we mnie jakąkolwiek chęć pisania ale przez niego jeszcze długo później nie przeczytałem żadnej książki.
Lalki do dzisiaj nie mogę przeczytać, bo dostaję rozstroju nerwowego gdy biorę ją do ręki (nie przesadzam).
Z kolei wspaniała pani prof. S. (dzięki niej zacząłem brać udział w konkursach) gdy tylko widziała, że ktoś przejawia chęć do pisania starała się jak najbardziej ją podtrzymać. Wychodziła z założenia, że trzeba cały czas pisać. Jeżeli nie było natchnienia miałem brać jedną z moich ulubionych książek i napisać ją od nowa. Swoimi słowami. Gnębiła mnie tylko wtedy, gdy nie przynosiłem jej kolejnego opowiadania, ale robiła to w tak wspaniały sposób, że nigdy nie odczułem przymusu pisania. Chciałem pisać, choćby miała to być nowa wersja
Foresta Gumpa (a zdarzyło się

).
Zaraz ktoś napisze, że są to bzdurne, złe, średniowieczne sposoby. Może i tak, ale próbowaliście kiedyś przepisać prozą Iliadę? Niesamowicie ciężkie zadanie i naprawdę trzeba wysilić wyobraźnię, ale sprawiło mi to ogromną radość.
No dobra, chyba zgubiłem wątek
Jeżeli debiutant trafi na dennego nauczyciela, będzie potrzebował naprawdę dużo samozaparcia, żeby pisać dalej wbrew temu co mówią inni. Jeżeli nastolatkowi uda się wydać książkę - tylko pogratulować i oby tak dalej.