136

Latest post of the previous page:

Wszystkim autorom w tym wątku szczerze polecam "odespanie" tego tematu. Tzn. naszkicowanie swojego pomysłu, wrzucenie wyciągu tutaj, odczekanie kilku miesięcy i powrotu do pomysłu. Gwarantuję (z prawdopodobieństwem oscylującym w okolicach 99%), że jeśli będziecie świadomie przestrzegać "postu" i zaprzestaniecie pracy nad Waszym "genialnym" pomysłem, okaże się on nie do końca genialny i wart... zarzucenia ;)

Może to i smutna refleksja, ale bardzo przydatna. W końcu, pomyślcie na trzeźwo, ile pomysłów rodzących się w naszych głowach, jest wartych rozwinięcia? Jeden na sto, tysiąc, dziesięć tysięcy? Celowałbym w tę ostatnią liczbę.
Wszystkich radosnych twórców pozdrawiam :)

137
Hekatonpsychos pisze:...jeśli będziecie świadomie przestrzegać "postu" i zaprzestaniecie pracy nad Waszym "genialnym" pomysłem, okaże się on nie do końca genialny i wart... zarzucenia ;)
Gdyby każdy myślał tak jak Ty, to prawdopodobnie połowa książek, które teraz mamy nigdy by nie powstała. Co jest złego w tym, że ktoś ma pomysł, idee i chce ją sprawdzić, co? Bywały momenty, że przestawałem pracować, choć nie na tak długo jakbyś chciał, ale i tak powracałem do tematu z powrotem. Jaki ma sens porzucenie tego co pragnie się stworzyć, czym się żyje, na rzecz czegoś bardziej powiedzmy "standardowego", ale wcale mnie nie pociągającego? To tak jakbym myślał: "Cholera, ale wzięła mnie wena! Lepiej poczekam rok, aż mi przejdzie..." Nawet jak projekt nie wypali i publice się nie spodoba to praca na niego poświęcona nie pozostanie bez wpływu na warsztat pisarski autora.

Ja takich demotywatorskich refleksji nie potrzebuje.

138
Ale...
Ale ja już napisałam :( Napisałam na 427 889 znaków ze spacjami :( A do tego opowiadania na podobną łączną sumę :( I zamierzam dalej drążyć wymyślony świat, kurcze, i co teraz? Skasować? :P
Hekatonpsychos pisze:Gwarantuję (z prawdopodobieństwem oscylującym w okolicach 99%), że jeśli będziecie świadomie przestrzegać "postu" i zaprzestaniecie pracy nad Waszym "genialnym" pomysłem, okaże się on nie do końca genialny i wart... zarzucenia
A masz miarkę do mierzenia ludzkiej determinacji?
Hekatonpsychos pisze:W końcu, pomyślcie na trzeźwo, ile pomysłów rodzących się w naszych głowach, jest wartych rozwinięcia? Jeden na sto, tysiąc, dziesięć tysięcy? Celowałbym w tę ostatnią liczbę.
Tutaj mam wrażenie, że chcesz powiedzieć aby darować sobie wszelkie pisanie. Na ile Ci zależy? Na ile w siebie wierzysz? Pytasz ile pomysłów wartych jest rozwinięcia? Ja uparłabym się przy każdym, to zależy od wyobraźni, kreatywności, dalszej pracy nad pomysłem.
Henoch pisze:Ja takich demotywatorskich refleksji nie potrzebuje.
Dobrze gada, polać mu!
Hekatonpsychos pisze:Wszystkich radosnych twórców pozdrawiam
Ja również, choć mniej jadowicie ;)

139
Henoch pisze:Gdyby każdy myślał tak jak Ty, to prawdopodobnie połowa książek, które teraz mamy nigdy by nie powstała.
Szczerze - to nawet nie byłoby głupie. Ilość nie równa się jakość.
Henoch pisze:Co jest złego w tym, że ktoś ma pomysł, idee i chce ją sprawdzić, co?
Nic. Nie kwestionuję sprawdzania pomysłów - powiem więcej, ten wątek to świetne rozwiązanie! Proponuję zdystansowanie się od swojego pomysłu. Formą zdystansowania może być na przykład zajęcie się innym pomysłem. Nie widzę w tym żadnego problemu.
Henoch pisze:To tak jakbym myślał: "Cholera, ale wzięła mnie wena! Lepiej poczekam rok, aż mi przejdzie..."
Pisanie pod wpływem weny to przywilej nielicznych. Bez dystansu trudno odróżnić wenę od grafomańskiego szału - piszę z własnego doświadczenia.
Zith pisze:Nawet jak projekt nie wypali i publice się nie spodoba to praca na niego poświęcona nie pozostanie bez wpływu na warsztat pisarski autora.
Dlatego powtarzam - nie kwestionuję publikowania swoich pomysłów tutaj. Postuluję dłuższą "abstynencję" po sformułowaniu pomysłu. Nic więcej, nic mniej.
Zith pisze:Ale ja już napisałam Napisałam na 427 889 znaków ze spacjami A do tego opowiadania na podobną łączną sumę I zamierzam dalej drążyć wymyślony świat, kurcze, i co teraz? Skasować?

Nabrać dystansu - i zrobić, co Ci serce podpowie, nie zważając na "słowostan".
Zith pisze:A masz miarkę do mierzenia ludzkiej determinacji?
Niepotrzebna mi taka miarka - wystarczy wiara w elementarną ludzką uczciwość wobec swojej pracy. Jeśli pomysł wytrzyma próbę czasu - to ma znacznie większe szanse na wytrzymanie etapu realizacji.
Zith pisze:Tutaj mam wrażenie, że chcesz powiedzieć aby darować sobie wszelkie pisanie. Na ile Ci zależy? Na ile w siebie wierzysz? Pytasz ile pomysłów wartych jest rozwinięcia? Ja uparłabym się przy każdym, to zależy od wyobraźni, kreatywności, dalszej pracy nad pomysłem.
Miałabyś rację, gdyby pomysły występowały bez "otoczki" w postaci wyobraźni, kreatywności, pracy nad pomysłem. Ale tak nie jest. Na pomysły wpadają bardzo konkretni ludzie. Dlatego uważam, że autor in spe o określonej wyobraźni, kreatywności, pracowitości jest w stanie rozwinąć nie każdy pomysł. Ba, miażdżącej większości pomysłów, na które wpadnie, nie jest w stanie rozwinąć z różnych powodów.
Pozdrawiam.

140
Hekatonpsychos pisze:Proponuję zdystansowanie się od swojego pomysłu.
Hekatonpsychos pisze:nie kwestionuję publikowania swoich pomysłów tutaj. Postuluję dłuższą "abstynencję" po sformułowaniu pomysłu.
Czemu nie, metoda niezgorsza, powiem nawet, że wykorzystywana przez większość. Bo to, co tu się pojawia, to nie tylko wizje spłodzone w maniackim widzie, pod wpływem tajemnych mocy Weny, czy innego Natchnienia :wink: To często owoce długiej (kilkumiesięcznej? może jeszcze dłuższej?) pracy. To rzeczy wymyślane, trawione we własnej głowie i wielokrotnie przemodelowywane, a potem znów trawione...

Metoda pracy nad jednym, a później nad drugim? Niezgorsza - sama zaświadczę. Obecnie równolegle tworzę dwa światy, bo jak za długo posiedzę nad jednym, to mi się wszystko chrzani i mam naprzemienne napady twórczej euforii i załamania kreacyjnego - ani jedno, ani drugie nie wpływa pozytywnie na rozwój moich nibylandii.

Dystans? Uważam - choć to opinia czysto subiektywna - że większość z tu publikujących posiada go sporo. Dowodzi tego sam fakt publikacji. Przecież nikt z nas nie klepie w tym temacie tylko po to, żeby się pochwalić, jaki to hiper-super-mega-ekstra-wyczesany świat stworzył i zbierać hołdy od innych forumowiczów. Ten temat służy poprawianiu naszych błędów, wytykaniu nielogiczności i wszelkiej maści baboli, żeby wykreowane światy miały nie tylko odpowiednią liczbę rąk i nóg, ale też wątpia, juhę i może nawet szczyptę charakteru :wink:
Czyż świadomość błędów i chęć ich poprawy nie dowodzi dystansu twórcy do swego tworu?

A w ogóle, to się tu lekki offtop zrobił, a ja wciąż czekam na Laggy'ego, chyba, że przegapiłam jego posta.
To idę szukać.

141
Tworzenie świata, takiego z prawdziwego zdarzenia to w sumie dość skomplikowany ale i szalenie przyjemny prosces, gorzej, gdy coś przestaje się kleić.
Osobiście wydaje mi się, że dobrym pomysłem jest przedstawienie sobie ogólnych założeń, a następnie ubieranie wszystkiego w szczegóły, stopniowo i sukcesywnie, choc może to nieco utrudnić szybkie pisanie normalnych tekstów do takiego ogólnikowego uniwersum.

Moje własne małe miejsce powstało - wstyd przyznać - jako raczej typowa zrzynka z Tolkiena i ogólnego, sztampowego fantasy. Obecnie jedna, po tym, jak puknąłem się mocno w głowę całość wygląda zupełnie inaczej i nie przypomina swojej pierwotnej wersji. Żeby nie być gołosłownym:

Uniwersum to ma bardzo bogatą i szeroką linię czasu obejmującą tak czasy odpowiadające naszej Starożytności, jak i odległej nam przyszłości - stopień dopracowania poszczególnych okresów jest jednak dość zróżnicowany. Na chwilę obecną najlepiej opracowane są czasy odpowiadające naszemu Renesansowi i przyszłości właśnie.
Samo uniwersum zamieszkane jest przez wiele różnych ras będących wariacjami na temat znanych i lubianych istot, a także kilku moich oryginalnych kreacji.
Ludzie - bardzo podobni do tych realnych - podzieleni, wiecznie skonfliktowani etc. Nie ma co sę tu dłużej rozpisywać. Starczy powiedzieć, że najbardziej wpływową nacją jest Imperium Imubiańskie, przy opracowywaniu którego czerpałem całymi garściami z Imperium Rzymskiego, czego nie ukrwam, wrzuciłem jednak i kilka specyficznych własnych pomysłów, zwłaszcza dotyczących przyszłości np. sztucznie stworzone podgatunki człowieka mające służyć konkretnym celom, takim jak wojna, czy połączenie niewolników z dosłownie bydłem.

Aalveni - to jest mój odpowiednik elfów to dosć specyficzna, daleko spokrewniona z ludźmi rasa, choć w swojej naturze dużo bardziej dzika i chaotyczna. Nie przypominają stereotypowych elfów z łukami, wspaniałymi czarodziejami etc. To raczej swego rodzaju nieokrzesani barbarzyńcy i tylko nieliczni z nich zostali ucywilizowani przez kolejną frakcję.

Nhilarowie - odpowiednik krasnoludów i jedna z dwóch prawdziwie zjednoczonych ras. Naturalnie świetni handlarze i wynalazcy zachowujący neutralność w niemal każdej sytuacji. Zwykle prowadzą interesy z każdym i unikają konfliktów.

Kharryjczycy i Nhursilianie - bardziej mutanty niż pełnoprawna rasa. Wszyscy to zmodyfikowani przedstawiciele innych ras, oddani Kharrowi, okaleczonemu i zamkniętemu w śmiertelnym ciele bóstwu. Zwani często demonami (choć nie mają z nimi nic wspólnego) są stworzeniami bezpłodnymi, niezwykle potężnymi, często oszalałymi z powodu mocy i wiecznie skonfliktowanymi z Imperium, któremu swego czasu zabrali ogromne połacie ziemi.

Ostatnia rasa to moje prawdziwe oczko w głowie, Shata'lin.
Nie będę się tu rozpisywał na nowo, tylko zapostuję ogólną notkę na ich temat. Wybaczcie niektóre zdania brzmiące niezbyt po polsku - oryginalną notatkę pisałem po angielsku, to jest tylko luźne tłumaczenie:
Wygląd:
Shata’lin są wysokimi, gadokształtnymi humanoidami. Kobiety mierzą od 180 do 210 cm wzrostu (od 5,9 do 6,9 stóp), podczas gdy mężczyźni mierzą od 190 do 225 cm (6,2 do 7,4). Konieczne jest tu zwrócenie uwagi na dwunożną postawę ciała i stopy opierające ciężar ciała na palcach, a nie na całej powierzchni stopy.
Generalnie pokrój ciała Shata’lin jest bardzo zbliżony do ludzkiego z kilkoma wyjątkami. Przede wszystkim – stopy. Tak jak wspomniałem wcześniej ich stopy są palconośnie i posiadają jedynie dwa palce na każdą stopę. Każdy palec zakończony jest mocnym, dużym pazurem. Palce są płaskie od spodu (zwykle nie jest to widoczne), ponadto pomiędzy nimi rozciągnięta jest błona pławna. Palce stóp mogą poruszać się dość swobodnie i są naprawdę silne, co czyni je przydatnym „narzędziem” podczas samoobrony, zwłaszcza w połączeniu z ostrymi pazurami.
Dłonie są podobne do ludzkich, jedyną istotną różnicą są tu długie, ostre pazury.
Ogon stanowi bardziej ozdobę niż faktycznie przydatną część ciała jest krótki, opuszczony sięga jedynie do kolan.
Dymorfizm płciowy u Shata’lin jest ekstremalny. Mężczyźni są zwykle więksi i lepiej zbudowani od kobiet, zaś ich ciało jest w większości pokryte łuskami w różnych odcieniach czerwieni (od ciemnej, niemal brązowej, do bardzo jasnej, praktycznie różowej). Policzki, część twarzy pod nosem, przedni fragment szyi, klatka piersiowa, brzuch, wewnętrzne części dłoni i stóp nie są pokryte żadnymi łuskami. Co ciekawe, łuski tworzą unikalne wzory charakterystyczne dla każdego osobnika. Części ciała nie pokryte łuską są białe.
Kobiety z drugiej strony mają gładką, białą (niekoniecznie chodzi tu o czystą biel – czasami trafiają się delikatne domieszki róży, czy żółci, tworzące ciepłe odcienie bieli) skórę pozbawioną łusek (jedyne kilka, które pozostało, uległo skrajnej redukcji – wyjaśnię później), ozdobioną plamkami na pewnych partiach ciała. Kobiety Shata’lin posiadają piersi, które są wykorzystywane do karmienia potomstwa (niemniej, tym zajmują się jedynie Opiekunki).
Narządy płciowe obu płci są ukryte pod specjalnymi fałdami skórnymi i normalnie nie są widoczne. Jedyne, co może być widoczne to niewielka, cienka szpara ciągnąca się pionowo wzdłuż krocza.
Twarze obu płci także dość znacznie się różnią. Mężczyźni mają dłuższe pyski niż kobiety, ich głowy są także bardziej płaskie i szersze. Przedstawiciele płci męskiej mają do tego kilka charakterystycznych, przypominających kość, kolczastych wyrostków nad oczyma, a także podobne na pierwszy rzut oka do płetw struktury chroniące uszy. W praktyce owe „płetwy” to po prostu duże łuski umieszczone na płatach skórnych rozciągniętych między parami kościstych rogów po bokach głowy.
Kobiety także mają kilka interesujących, charakterystycznych cech twarzy. Nad ich oczami umiejscowione są niewielkie wyrostki, przypominające wyglądem rzęsy. W rzeczywistości są to bardzo długie i cienkie, silnie zredukowane łuski – po cztery do pięciu krótkich na oko i po jednej długiej. Kobiety posiadają także widoczne, długie uszy, zwykle (choć nie zawsze) skierowane ku górze i mogące się w pewnym stopniu poruszać.
Oczy są podobne do gadzich, posiadają pionowe źrenice przypominające kształtem łzę oraz dolną powiekę. Tęczówka może występować w różnych kolorach ale żółty występuje jedynie u mężczyzn.

Biologia:
Niewiele wiadomo o anatomii Shata’lin i funkcjonowaniu ich organizmów. Wiadomo, że są zmiennocieplni i jajorodni ale dzielą też wiele cech ze ssakami. Na ten przykład piersi kobiet zdolne są do produkcji mleka przeznaczonego do karmienia potomstwa.
Wzrok Shata’lin jest porównywalny jakością do ludzkiego ale dodatkowo są w stanie „widzieć” ciepło, niemniej jednak zdolność ta jest bardzo prymitywna i ledwo funkcjonuje, tak więc nie znajduje częstego zastosowania.
Zmysł węchu jest lepszy od ludzkiego ale słuch już nie – zwłaszcza u mężczyzn.
Zmysł dotyku jest bardzo wrażliwy ale wiąże się on z jedną poważną wadą – niską odpornością na ból. Mimo iż ciało samo w sobie jest bardzo odporne i nie łatwo je poważnie uszkodzić, przeciętny Shata’lin odczuje poważny ból nawet z powodu stosunkowo niewielkiej rany. Po wielu latach wyczerpującego treningu jednak męscy wojownicy są w stanie ignorować niektóre urazy, podczas gdy większość kobiet nie jest w stanie tego dokonać.
Shata’lin posiadają wyjątkowo wydajny system immunologiczny co czyni ich niemal niewrażliwymi na większość chorób, są przy tym odporni na wiele naturalnych trucizn.
Organy wewnętrzne są bardzo wydajne i umieszczone symetrycznie wewnątrz ciała. W przeciwieństwie do gadów, zakończenia układu pokarmowego, wydalniczego i rozrodczego są oddzielne.
Kobiety Shata’lin (i jedynie trzech mężczyzn) posiadają zdolności parapsychiczne. Po stosownym treningu umiejętności te można kontrolować na wiele sposobów np. telekinezę (najprostsza do kontrolowania i najłatwiejsza do nauczenia), telepatię, czytanie w myślach, tworzenie iluzji, lewitację, pirokinezę itp. Oczywiście jedynie najbardziej utalentowane i najlepiej wyszkolone Sukurfalane są w stanie opanować je na tyle dobrze, by móc często je stosować.
Długość życia Shata’lin jest nieznana – proces starzenia zatrzymuje się po osiągnięciu pewnego etapu, najprawdopodobniej za sprawą wpływu Cesarzowej.

System społeczny, kultura i religia:
Shata’lin zamieszkują tylko jedno miasto zwane Świętą Łzą (bądź po prostu Łzą w skrócie), będące domem dla Cesarzowej. Stolica ukryta jest przed oczami śmiertelników. Liczni strażnicy patrolują lasy za murami miasta i mają proste rozkazy – zatrzymać każdą inteligentną istotę, która zbliży się do stolicy, nie ważne jak. Shata’lin uznają większość ludzi i innych śmiertelników za plugawych barbarzyńców niegodnych by zobaczyć ich święte miasto. W praktyce zaś obawiają się brutalnej natury innych gatunków.
Samo miasto podzielone jest na trzy główne strefy. Koszary – zewnętrzny pierścień umiejscowiony najbliżej murów – dom strażników i łowców zapewniających bezpieczeństwo Łzy. Główny dystrykt – dzielnica, w której większość Shata’lin żyje i pracuje, dom zwykłych obywateli. Dystrykt świątynny – dom Sukurfalane, Surfalane, Opiekunek, Kronikarzy, artystów i oczywiście samej Cesarzowej.
Społeczeństwo Shata’lin pracuje razem dla dobra ogółu, nie posiadają także własnej waluty – prosta potrzeba wyznacza, kto i co dostanie. Każdy pracuje dla trzech rzeczy – chwały Cesarzowej, przetrwania gatunku i szczęścia pozostałych.
Zwykli obywatele stanowią najliczniejszą klasę – zaliczamy do nich robotników, artystów itp.
Łowcy – to zwiadowcy armii Shata’lin – lekka piechota wyszkolona w sztuce podstępu i wojny partyzanckiej.
Gwardia – regularna armia – świetnie wyszkolone, ciężkozbrojne wojsko.
Straż Świątynna – elitarna jednostka, obrońcy świątyni, reprezentacyjna część sił zbrojnych.
Surfalane (Surfalano w liczbie pojedynczej) – setka najlepszych strategów i wojowników – tylko mężczyźni.
Sukurfalane (Sukurfalano w liczbie pojedynczej) – kapłanki Cesarzowej i najlepsze psioniczki. Jest ich tylko setka i są to wyłącznie kobiety.
Opiekunki – znowu – same kobiety. Grupa kobiet, która zajmuje się wychowywaniem potomstwa.
Kronikarze – jedyni trzej męscy psionicy spisujący historię Łzy.
Aniołowie – szóstka pierwszych, uskrzydlonych Shata’lin. Pierwsze istoty stworzone przez Cesarzową, wszystkie obecnie są martwe z technicznego punktu widzenia.
Cesarzowa – Bogini Shata’lin i władczyni Świętej Łzy.
Pozwólcie, że wyjaśnię teraz kilka faktów dotyczących kultury Shata’lin. Przede wszystkim – to matriarchalne społeczeństwo, kobiety są zawsze na szczycie, głównie z powodu większej inteligencji ale także z powodów historyczno-mitologicznych. Mężczyźni są bardziej agresywni przez co lepiej nadają się do walki i pracy fizycznej, podczas gdy płeć piękna zajmuje się sprawami wymagającymi kreatywnego myślenia i cierpliwości.
Sukurfalane i Opiekunki stanowią najbardziej szanowane części społeczeństwa, zaraz obok Aniołów i samej Cesarzowej. Ich słowa są prawem dla pozostały, dokładnie jak słowa Bogini. Shata’lin są ekstremalnie monogamistyczni – jeden partner jest na całe życie. Ich prawo nie przewiduje rozwodu, zaś w wypadku, gdy jeden z członków związku umrze, drugi nie może znaleźć drugiego partnera. Co więcej, kontakt płciowy dozwolony jest dopiero po ustanowieniu związku, nie wcześniej. Shata’lin wierzą, że takie kontakty powinny być wynikiem prawdziwej miłości, a nie prostego pożądania, kończyć się zaś powinny aktem prokreacji i w konsekwencji tworzeniem nowego życia. Shata’lin nie opiekują się swoim potomstwem – jaja zaraz po złożeniu zabierane są do pałacu Cesarzowej. Bogini kontroluje ich rozwój zapewniając różnorodność genetyczną. Po wykluciu, Opiekunki zajmują się dziećmi, opiekują się nimi i wychowują jak swoje własne (włączając w to karmienie piersią, nauczanie itp.) – to właśnie powód, dla którego te kobiety są tak ważne i szanowane (czy raczej po prostu kochane) przez społeczeństwo Shata’lin.
Shata’lin wiodą bardzo szczęśliwe życie. Nie ma tu zbyt wiele do powiedzenia, najzwyczajniej w świecie uwielbiają dobre jedzenie, większość rodzajów sztuki, rozmowy itp. Podsumowując, są bardzo weseli ale niezbyt otwarci wobec innych gatunków. Akceptują niektóre stworzenia schwytane przez Gwardzistów, ale są jednocześnie bardzo podejrzliwi i po pochwyceniu nie pozwalają im opuszczać murów Łzy. Nie myślcie, że są rasistami, bo tak nie jest. Ten brak zaufania wywołany jest barbarzyńską naturą innych istot, a także małą liczebnością samych Shata’lin – jest ich jedynie milion i nie może być więcej.
Shata’lin są bardzo dumni ze swojej religii i kultury. Ich architektura pełna jest najróżniejszych pomników i religijnych symboli. Budowle sakralne, takie jak Wielka Katedra, Pałac Cesarzowej, czy liczne kaplice to najpiękniejsze dzieła sztuki Shata’lin – monumentalne i kolorowe, pokazujące piękno i chwałę Cesarzowej.
Duma widoczna jest także w doktrynach wojskowych – zakuci w ciężkie pancerze żołnierze preferują bezpośrednie starcie nad wojną partyzancką.
Rzućmy okiem na religię Shata’lin, jako, że jest to bardzo ważny aspekt ich życia. W przeciwieństwie do typowych kultów, Shata’lin nie „wierzą” w swoją Boginię, wiedzą bowiem, że Ona istnieje i w czasie niektórych świąt mogą ją nawet zobaczyć. Cesarzowa to Święta Matka wszystkich Shata’lin. Chroni swoje dzieci i daje im wszystko co najlepsze w zamian za ich miłość i lojalność. Aniołowie także stanowią część kultu – są, a raczej byli, ponieważ wszyscy są technicznie martwi – pierwszymi Shata’lin, pięknymi istotami posiadającymi potężne moce. Żywe święte także są ważnym elementem i są tylko dwie. Pierwsza z nich to mistrzyni Leilen – przełożona Sukurfalane i jednocześnie najstarsza żyjąca kobieta, „pobłogosławiona” dwiema ranami na nadgarstkach, które nigdy się nie goją. Druga to Sagita – Sukurfalano obdarzona niemal boskimi mocami (jej umysł z wielkim trudem kontroluje te moce, dlatego też Sagita trzymana jest w niemal całkowitej izolacji). Nie chcę was zanudzać sprawami mitologicznymi, bo trochę tego jest.

Kanony piękna:
Jeśli o kobiety chodzi, u nich nie ma jednoznacznego ideału piękna. Praktycznie każda kobieta uznawana jest automatycznie za ładną i godną uwagi. Kobiety to u Shata'lin dominująca i uprzywilejowana płeć, tak z powodu kultury, jak i mitologii. Rzecz jasna są pewne cechy, które uznawane są przez płeć przeciwną za szczególnie ładne i atrakcyjne. Generalnie w ich społeczeństwie większym powodzeniem cieszą się kobiety wysokie i o dość pulchnej figurze (ale bez przesady) - przy czym figura odgrywa znacznie ważniejszą rolę niż wzrost. O ile niskie panie wciąż mają spore szanse na to, że trafią na pokażne gromady zalotników, o tyle chude już nie bardzo. Chudość to oznaka zaniedbania i braku dostatecznego szacunku dla daru Cesarzowej, jakim jest własne ciało - takie kobiety są jednak bardzo nieliczne i zawsze otaczane odpowiednią troską. Jeśli o drugorzędne cechy płciowe chodzi, takie jak np. piersi, nie mają dla Shata'lin większego znaczenia - te bowiem kojarzone są niemal wyłącznie z Opiekunkami, okresem dzieciństwa i karmieniem, brak tu więc jakichkolwiek seksualnych podtekstów.
Ważną cechą jest rozmieszczenie plamek na ciele - te najczęściej znajdują się pod oczami, po bokach szyi (przy żuchwie), na ramionach, na biodrach i stopach. Rzadziej spotykane i jednocześnie bardziej atrakcyjne sa plamki na łokciach, nosie i kolanach. Najrzadziej spotykane i uznawane za bardzo atrakcyjne są zgrupowania plamek na czole, uszach, przegubach dłoni, piersiach i między nimi, a także plecach i ogonie. Wyjątkowo specyficzne jest także liniowe ustawienie plamek wzdłuż boków tułowia tworzących dalej wzór oplatający nogi lub ręce. Brak plamek lub ich mała ilość uznawany jest za (w pewien sposó egzotyczną i atrakcyjną cechę, podobnie jak ich asymetryczne ułożenie (np. tylko pod jednym okiem, na jednym ramieniu etc.).
Jeśli chodzi o cechy twarzy - za atrakcyjne uznawane sa cechy takie jak wydatne kości policzkowe, wąskie lub skośne oczy (rzadko spotykana cecha), a także mało widoczna żuchwa. Nie ma natomiast preferowanego koloru oczu, choć albinotyczny czerwony, jako bardzo unikatowy zawsze wzbudza niezwykłe zainteresowanie. Warto zauważyć, że kobiety, w przeciwieństwie do mężczyzn nigdy nie mają żółtych oczu.

Przechodząc do mężczyzn - tu sprawy są dużo bardziej oczywiste z racji pierwotnej roli tej płci. Mężczyzna z założenia jest obrońcą i strażnikiem, nic też dziwnego, że im lepiej zbudowany, tym bardziej atrakcyjny. Jako, że to kobiety wybierają sobie partnerów (i są zwykle dość wybredne), idealny mężczyzna tej powinien być nie tylko bardzo męski i silny, ale także domyślny, inteligentny i pracowity. Skupiając się jednak na cechach wyglądu - w ogólnym pokroju ciała duża rolę odgrywa tężyzna fizyczna - sprawny mężczyzna niekoniecznie musi być jednak wielką górą mięśni. Wzrost u mężczyzn nie odgrywa wielkiej roli, choć spora część przedstawicielek płci pięknej preferuje partnerów niższych od siebie lub równych swojemu wzrostowi - ze spełnieniem tego warunku bywa jednak dość ciężko, jako, że mężczyźni są zazwyczaj naturalnie wyżsi od kobiet. Kolor łusek ma znaczenie - ciemne kolory lub bliskie krwistej czerwieni uznawane są zwykle za najbardziej atrakcyjne i męskie. Decydującą rolę w decydowaniu o atrakcyjności danego osobnika ma jednak twarz. Generalnie preferowane są twarze niskie, szerokie i o relatywnie długich pyskach. Wydatna żuchwa zdobna w lśniące i silnie przylegające do siebie łuski także uznawana jest za efektowną cechę. Wyrostki kostne nad oczami idealnego mężczyzny powinny być dość duże i wyraźne, kołnierze po bokach głowy winny być możliwie szerokie i widoczne, oczywiście w granicach rozsądku. Kolor oczu zwykle nie ma większego znaczenia.

Pomijając cechy wyglądu jednak o tym, czy dany osobnik znajdzie sobie partnera/partnerke, czy też nie decydują głównie cechy charakteru - fizyczna atrakcyjność spychana jest na drugi, lub nawet trzeci plan.

Jeśli chodzi o magię w uniwersum - występuje ale różni się od klasycznej, opartej na żywiołach. Generalnie wszystko opiera się na manie, magicznej substancji, będącej własciwie upłynnioną energią, ciągle wydzielaną przez bogów i ogólnie rekompensującą straty energii wynikające z ciągłego poszerzania się wszechświata i zapobiegającą zapadnięciu się go.
Magowie to ogólnie istoty wykazujące niewielki opór magiczny i zdolne do skraplania many siłą woli. Wielu magów jednak nie potrafi kontrolować many, potrafi je jednak wykorzystywać w wielu innych dziedzinach, takich jak tworzenie specyficznych przedmiotów, czy np. nieumarłych.
Kontrola many nalezy do psioników. Mana reaguje silnie na odpowiednio dostrojone fale umysłowe i pozwala się kontrolować, nie jest jednak źródłem psionicznej mocy. Wszelkiej maści telepaci byliby bez niej tak samo potężni. Zdolność do kontroli many to po prostu dodatkowa korzyść.
Zarówno magowie, jak i psionicy są bardzo rzadko spotykani i w większości społeczeństw nie odgrywają znacznej roli.

Obecność bogów w moim uniwersum jest dość wyraźna i dotyczy głównie Cesarzowej oraz Kharra, przynajmniej do momentu jego śmierci w dniu Krwawego Deszczu. Pozostali bogowie, nieposiadający śmiertelnych ciał właściwie porzucili uniwersum, które powołali do istnienia i w wyniku utarczek między sobą wywołanych ogólną zazdrością powybijali się nawzajem, zaś tych, którzy przetrwali pochłonęła bliżej nieokreślona siła.

To tyle, przynajmniej na chwilę obecną - nie mam teraz czasu opisywać szerzej wszystkich aspektów, a byłby to temat przynajmniej na niewielką książkę. Jeśli jednak jest coś, co powinienem jeszcze opisać, na czymś się skupić lub doprecyzować, chętnie wysłucham rad.

143
Zależy - u gadów raczej do odganiania owadów, ani wyrażania emocji nie służy, a u wspomnianej rasy jest zbyt krótki by pomagać znacznie w utrzymaniu równowagi, emocje zaś w inny spośób, bez stosowania ogona.

144
Ładnie to wymyśliłeś. Widać, że czerpałeś całymi garściami z Imperium Rzymskiego. Jaszczury, gady jednak występowały już w fantastyce. W powieściach i grach komputerowych. Znasz Elder Scrolls? ;) U mnie Jaszczury to "źli" obcy, którzy kontrolują Ziemię od 300.000 lat w cieniu rządów aż po współczesność i ludzie nie są tego świadomi. Nie będę się rozpisywał.

[ Dodano: Wto 08 Cze, 2010 ]
Ile masz już materiału z tym światem? Napisałeś jakiś tekst? Piszesz?

[ Dodano: Wto 08 Cze, 2010 ]
Mana reaguje silnie na odpowiednio dostrojone fale umysłowe
Fale mózgowe, fale myślowe, ale umysłowe? Dziwnie to brzmi.

145
Trochę od końca:
Materiału mam od groma i jeszcze trochę - to, co tu zapostowałem to, że tak powiem skrót skrótu - zdecydowanie za dużo tego na jeden, czy nawet kilka obszernych postów.

Czy piszę? Jasne - mam obecnie jedno dość stare, ale wciąż kanoniczne i jedno nowsze, zapostowane tutaj (kontynuacja w drodze, tak swoją drogą).

Jeśli zaś chodzi o serię TES - pytanie retoryczne - to jedna z moich ulubionych serii gier komputerowych. Swoją drogą, jestem moderatorem na jednym z większych polskich for poświęconych tej serii.

Nawiązując zaś do występowania gadokształtnych ras - wiem, wiem ale jakoś zbyt często na mój gust ukazywani są jako ci źli, albo dzikusy, u mnie jest odwrotnie.

W swoim uniwersum staram się ogólnie unikać podziału na tych dobrych i złych, choć zdecydowanie to właśnie ludziom z Imperium Imubiańskiego jest najbliżej do tego stereotypu, choć trzeba tu wziąć pod uwagę, że piszę zwykle z perspektywy Shata'lin, którzy z pewnych powodów mają dość poważny uraz do większości ludzi.

146
Wszystko pięknie, ładnie, tylko teraz pozostaje kwestia tego w jaki sposób ugryźć, pokazać czytelnikowi wymyślone przez siebie uniwersum. Zadaje to pytanie, bo sama borykam się z podobnym problemem. Zabierając się za formę opowiadania nie można wyłożyć wszystkiego jak kawę na ławę. Natłok informacji może znużyć i uśpić uwagę czytelnika.

Nad własnym realium główkuję od prawie dziesięciu lat (spokojnie, z przerwami :P ) i szczerze mówiąc, nie potrafię sobie przypomnieć jaka myśl zapoczątkowała cały pomysł. Wiem tylko, że najpierw zainspirowało mnie coś do stworzenia pierwszych postaci, dopiero później pracowałam nad otoczką i konfliktami w danym świecie, czy jakiejś pojedynczej, rozgrywającej się w nim historii.
Chodzi mi o to, żeby rozmyślanie nad samym światem i jego najdrobniejszymi szczególikami nie przypominało urządzania lokum z pominięciem tego, kto ma w nim mieszkać.
Czasem charakterystyczne otoczenie samo podsuwa problemy z jakimi może borykać się nasz bohater. Z drugiej jednak strony jak tu nie popaść w schematyczność?

Jaszczur, skupiasz się na czymś takim jak wnętrzności Shata'lin - super, to się przyda, przykładowo w scenie, gdy któreś z nich oberwie, zostanie ranne podczas walki, wówczas medyk za Twoją sprawą błyśnie wiedzą na temat odmienności tych istot pod względem budowy płuc, odmiennej budowy serca, itd. Inna sprawa to to, dlaczego i z kim w ogóle mieliby przykładowo wdać się w konflikt? Tu pewnie wyobrażnia pracuje, lecz cokolwiek nie pojawi się w odpowiedzi - trzeba sobie zadać pytanie czy czegoś podobnego już nie było. A jeśli było, to na ile oryginalnie uda się Tobie przedstawić własną wizje. W jaki sposób zaskoczysz czytelnika?

A, mam jeszcze pytanie: co cię zainspirowało do stworzenia takiej rasy? :)

147
Cóż - główny konflikt w który zaangażowani są Shata'lin to wielka wojna z Imubiańskim Imperium, która wybuchła w czasie oblężenia Łzy.

Shata'lin, ukrywając swoje istnienie przed resztą swiata mieli ogromnego pecha i w pewnym momencie ich stolica stanęła na drodze dwóch walczących ze sobą armii - kharryjskiej i imubiańskiej. Te dwie nacje od wieków toczyły ze soba wojny - Imperium starało się po raz kolejny odzyskać utracone swego czasu ziemie, Kharryjczycy zaś postanowili wyprowadzić atak wyprzedzający. Obie armie trafiły po drodze na Łzę i uznały, że miasto będzie świetną twierdzą i polem bitwy - Shata'lin rzecz jasna nikt o zgodę nie pytał.

W czasie samej bitwy Cesarzowa została ranna, co doprowadziło do kataklizmu zwanego Krwawym Deszczem - doprowadził on w ciągu niecałego stulecia do wymarcia prawie całego życia na planecie. jedynie Nhilarowie i niewielka grupa lojalnych im Aalvenów uniknęli kataklizmu dzięki rozwiniętemu już wtedy programowi kolonizacji przestrzeni
kosmicznej. Kharryjczycy wymarli, podobnie jak większość ludzi, Shata'lin zaś, dzięki planom przedstawionym przez Cesarzową opuścili macierzysty świat i na kilka tysięcy lat słuch o nich zaginął.

Po tym czasie Shata'lin zdecydowali się ponownie skolonizować macierzysty świat, lecz po drodze natrafili na Imubiańskie kolonie założone na planetach całej masy systemów gwiezdnych. Ku zaskoczeniu dzieci Cesarzowej, ludzie nie wymarli i zdołali odbudować i rozwinąć swoje państwo na nowo. Sądownictwo Shata'lin zareagowało błyskawicznie, choć dość dziwnie - z powodów religijnych, a także za napaść i usiłowanie zabójstwa Cesarzowej dosłownie nałożono karę śmierci na Imperium Imubiańskie, to jest na każdego lojalnego obywatela tego państwa. Dawni pokrzywdzeni stali się więc agresorami, zaś jedyna dyplomacja, jaką prowadzą z ludźmi sprowadza się do wezwania do kapitulacji jeszcze przed potencjalną bitwą - światy, które decydują się oddzielić od Imperium unikają masakry, w przeciwnym razie dochodzi do normalnych masowych mordów.
Co więcej, po odkryciu okrutnego losu stworzonej przez imubiańskich naukowców rasy inteligentnego, dwunożnego bydła, konflikt z Shata'lin jeszcze bardziej się zaognił, bowiem oprócz powodów prawnych i czystej chęci zemsty, jaszczuroludzie zyskali jeszcze ogromną przewagę moralną, która tylko utwierdziła ich w przekonaniu, że imperialni lojaliści to potwory, które trzeba wybić co do jednego.

Konflikt ów trwa bardzo długo, bowiem Shata'lin, choć dysponują nieporównywalnie lepszym sprzętem, to ich możliwości strategiczne sa dość mocno ograniczone przez bardzo nieliczną, bo liczącą jedynie siedemdziesiąt tysięcy żołnierzy armię, tym bardziej w porównaniu do wielomiliardowych sił Legionu.

Aalveni i Nhilarowie korzystają na tym konflikcie, przejmując pokojowo światy, które poddają się Shata'lin (bowiem jaszczuroludzie nie uznają wojny ekspansywnej i niewolnictwa) i włączają je do swojego państwa. Ponadto handel z obiema stronami przynosi im wymierne profity i zapewnia bezpieczeństwo, ponieważ obie strony są od nich w pewnym stopniu zależne.

Co do inspiracji - wspominałem o tym chyba - po prostu znudzony byłem staromodnymi elfami i krasnoludami oraz resztę typowej, fantastycznej zgrai, toteż postanowiłem opracowac coś przynajmniej w pewnym stopniu oryginalnego.

148
Ja mam pomysł na świat fantasy, ale odbiegający od tradycyjnego. Mam pomysł na świat taki, jaki odkryłem praktykując oneironautykę (świadome sny) w dodatku ludzkie koszmary. Nie chcę tworzyć bajeczek, a postacie, które widuję i które jeszcze dodatkowo wymyślam powodują nieraz u mnie dreszcze. W świecie fantasy, który próbuję zbudować i obmyślić będą tradycyjne smoki, nekromanci, magia, czarodzieje, ba być może i smoczy jeźdźcy ( i obalę to całe pośmiewisko nad tym tematem, oby :P ). To byliby łącznicy świata znanego każdemu, kto miał styczność z fantasy. Postacie nie powinny być czarno-białe. Nie będzie pedalsko ładnych elfów, czy silnych krasnoludów. Mają być ludzie, a świat ma być zupełnie inny niż dałby wrażenie na początku.

To tak jak dziecko, gdy przychodzi na świat. Częstujemy go cukrem, bajeczkami, kołysankami. Mówimy jaki to świat jest piękny i w ogóle. Potem dopiero stopniowo odkrywamy jaki on jest naprawdę.

Mam pomysły na motywy i niestandardowe postacie, spaczone przez koszmar. Religie? To jest standard, ale kuźwa czemu zazwyczaj jest JEDEN panteon BOGÓW? Albo JEDEN JEDYNY BÓG?! A kultury? A co z regionalizmem? Co z oryginalnością tak w ogóle?

Świat, który chcę skleić ma być taki, gdzie sen jest dobrą ucieczką, a na świecie nie ma błędnych rycerzy. I tutaj znów coś od siebie - nudzi mnie z deka "pseudośredniowiecze", myślę nad taką "pseudostarożytnością". Uwielbiam Mitologię grecką. Nie pogardzę także wierzeniami starożytnych Egipcjan.

Chcę pokazać w takim świecie grozy i magii, że nawet w obliczu urzeczywistnionych koszmarów największym potworem ze wszystkich potrafi być jedna istota - człowiek. Nawet, jeśli by był "szlachetnym", "legendarnym", "bohaterskim" smoczym jeźdźcem. Tak, śmieję się z Eragona. Według mnie skopana książka, a motyw (który może okazać się dobry) został jakby to powiedzieć... w kupie gnoju.

Może dlatego, że lubię dodawać szczyptę bezlitosnego sadyzmu? Klnę na swoje pracę nazywając je bezwartościowym śmieciem, gdy widzę tak nieudane dialogi i opisy, ale może pewnego ładnego dnia zrealizuję swój zamysł.

149
Niver pisze:. Nie chcę tworzyć bajeczek, a postacie, które widuję i które jeszcze dodatkowo wymyślam powodują nieraz u mnie dreszcze. W świecie fantasy, który próbuję zbudować i obmyślić będą tradycyjne smoki, nekromanci, magia, czarodzieje, ba być może i smoczy jeźdźcy ( i obalę to całe pośmiewisko nad tym tematem, oby ). To byliby łącznicy świata znanego każdemu, kto miał styczność z fantasy. Postacie nie powinny być czarno-białe. Nie będzie pedalsko ładnych elfów, czy silnych krasnoludów. Mają być ludzie, a świat ma być zupełnie inny niż dałby wrażenie na początku.
Lubię obalanie mitów stworzonych przez ludzi. Lecz niestety innym się to może nie spodobać... Myślę, że powinieneś być na to przygotowany pisząc tę powieść czy opowiadanie. Mówię tu szczególnie o zagorzałych fanach książek o światach zamieszkałych przez elfy, wróżki itd. Człowiek jest taki, że jak wbije sobie coś do głowy to ani rusz.
Niver pisze:Świat, który chcę skleić ma być taki, gdzie sen jest dobrą ucieczką, a na świecie nie ma błędnych rycerzy
A w jaki sposób można trafić do tego świata? Tzn. co bohater zrobi, że mu się ten sen przyśni?

150
taran1123 pisze:
Niver pisze:Świat, który chcę skleić ma być taki, gdzie sen jest dobrą ucieczką, a na świecie nie ma błędnych rycerzy
A w jaki sposób można trafić do tego świata? Tzn. co bohater zrobi, że mu się ten sen przyśni?
Aleś mnie złapał :P Źle ułożyłem zdanie i mogłeś nie zrozumieć. Pisałem wieczorem - przepraszam.

Już wyjaśniam:

Chcę uformować takie uniwersum, w którym jedną z ucieczek od świata ma być sen. A to z kolei może być albo rajem, albo koszmarem. Jeśli chodzi o kwestie błędnych rycerzy - to ma być mit, legenda! Coś takiego nie może istnieć! Nie będzie postaci zabijających wszystkich dookoła, z krzepą i ogromną magią. Nie może być tak, że zawsze ktoś wychodzi cało i zdrowo z jakiejś opresji. Życie jest trudniejsze.

W jaki sposób trafić do tego świata? No, bohater musi się urodzić, a z naszego świata musi przeczytać tekst.

To odnośnie cytatu. Ale strzeliłem byka. :P

Inspiracje grozy czerpię z ludzkich koszmarów, dlatego pewne rzeczy mogą być dla nas, ludzi prawdziwego świata, nienormalne, nienaturalne. W tym świecie będzie to codziennością. Zresztą już tak jest - magia. Dla nas to nienaturalne, nieprawdziwe, a w świecie fantasy jest to zjawisko, przy którym ludzie wzruszają ramionami bo to jest powszechne.

Piszę do szuflady, nie dla pieniędzy, nie dla sławy. Tylko dla własnej ambicji. A to, czy wyjdzie kiedyś na światło dzienne to się przekonam w przyszłości. Także nie popełnię błędu niektórych debiutantów - pójście na skróty. Wytykać palcami nie będę, ale ja osobiście nie lubię się pchać na siłę.

Swoją drogą jestem zwolennikiem stworzenia własnego uniwersum, o którym będzie się pisało. Np. taki Tolkien - stworzył własny świat i większość jego tekstów dotyczy Śródziemia. Albo świat Wiedźmina - opowiadania, a następnie saga. Terry Pratachett ma Świat Dysku.

Lubię fantasy, ale sądzę, że przydałoby się coś zupełnie nowego, czego nie ma lub nie jest jeszcze popularne.

Podejdziesz do kogokolwiek i spytasz się go czy wie co to jest: smok, elf, krasnolud, drzewiec (lub ent), czarodziej itd. Wątpię by ktoś nie wiedział oprócz mojej babci. :P

151
Niver pisze:Lubię fantasy, ale sądzę, że przydałoby się coś zupełnie nowego, czego nie ma lub nie jest jeszcze popularne.

Podejdziesz do kogokolwiek i spytasz się go czy wie co to jest: smok, elf, krasnolud, drzewiec (lub ent), czarodziej itd. Wątpię by ktoś nie wiedział oprócz mojej babci.
W sumie to masz rację. Ludzie czytający takie książki potrafią akceptować różnorodność. I nawet ją lubią. ;D
Niver pisze:Piszę do szuflady, nie dla pieniędzy, nie dla sławy. Tylko dla własnej ambicji. A to, czy wyjdzie kiedyś na światło dzienne to się przekonam w przyszłości. Także nie popełnię błędu niektórych debiutantów - pójście na skróty. Wytykać palcami nie będę, ale ja osobiście nie lubię się pchać na siłę.
A skąd wiesz, że będziesz wpychał się na siłę? Może akurat Twoja powieść spodoba się wydawnictwu.

Aha, i jestem dziewczyną, drogi Niverze. ^^

***

Też napiszę o 'moim' świecie.

Miasteczko Masarili zostało podświadomie stworzone przez człowieka, który cały czas myśłał wyłącznie o sobie. Było to kilkaset lat temu, więc nikt już nie pamięta jak zniknął w tajemniczych okolicznościach...
Na początku świat ten był niczym, lecz mężczyzna, który trafiał tam w transie (medytacja) znał sie na magii. Nie był Bogiem wiec wszystko co tworzył bylo sztuczne. Kiedy już świat wyglądał w miarę przyzwoicie zabrał swego jedynego syna i odszedł do miasteczka.

Syn okazał się dobrym człowiekiem. Po śmierci ojca postanowił już nigdy nie dopuścić do tego by ktoś stał się takim egoistą jak jego ojciec. Wrócił na ziemię, zebrał ludzi o czystych sercach, którzy również pragnęli pomóc innym i wrócili do świata stworzonego przez samoluba.

****

Stworzony świat już jest dziełem syna, Kierona. Zbudowana jest tam Placówka, w której umieszczają egoistów, którzy są blisko przejścia na złą drogę. A nawet niektórzy z nich już to zrobili. Dzięki temu, że ojciec Kierona stworzył drzewa, kwiaty, trawę itd. jako sztuczne ozdoby, uczniowie Kierona i jego przyjaciól zaczynają doceniać swój (nasz) świat i zmieniają się.
Jak sie tam dostają? Sa zabierani. Wielu podwładnych, którzy po skończeniu szkoły nie chcą wracać do rodziny wyłapują egoistów ze świata.
Teraz coś na temat szkoły.
Sa trzy grupy.
1) Zamieszczam tutaj osoby, które nie zboczyły jeszcze aż tak bardzo z dobrej scieżki, lecz pragnęły umrzeć, odejść ze świata żywych.
2) Ludzie myślący tylko i wyłącznie o sobie. Alkoholicy, narkomani itd.
3) Mordercy, którym jeszcze można pomóc. Samobójcy. Ci, którzy sie samookaleczają.

Czym wyżej tym jest surowiej traktowany. Każda grupa ma swojego wychowawcę, opiekuna.

Jak sie można wydostać ze świata? To proste. Skonczyć wszystkie klasy. Bedzie ich 5.

Do miasteczka dochodzi również las. Wyrzucani są tam Ci, którzy nie mają zamiaru sie poprawić.


Przepraszam jeśli są jakieś błędy lub brak znaków polskich, ale mój komputer jest po prostu... ekhm. ;)
"Kto umie czytać,
posiadł klucz do wielkich czynów,
do nieprzeczuwanych możliwości,
do upajająco pięknego,
udanego i sensownego życia."
Aldous Huxley

Wróć do „Kreatorium”

cron