16

Latest post of the previous page:

Ignite pisze:Najpierw było duużo publikacji w Fahrenheicie i Esensji, potem kilka opowiadań w SFFH i NF, potem powieści. Więc nie twierdziłabym tak kategorycznie, że publikacje w sieci z założenia są bezwartościowe i "tylko dla kolegów". Jest to jakaś forma zaistnienia i promocji. Milena Wójtowicz (bodajże) też zaczynała od Esensji.
Bo rzecz ma dwa wymiary. Nasi fioletowi skupili się na jednym - na wartości publikowania w necie (np. blogi, fora i inne badziewia) w stosunku do tego, czy daje nam to jakieś plusy u ewentualnego wydawcy papierowego. Jak na razie, jeszcze nie daje.

Ale jest tez druga strona medalu - publikowanie w sieci, ale w trochę bardziej... przemyślanych miejscach - Esensja, Fahrenheit, Qfant. To ma swoja wartość i będzie miało coraz większą. Największą wartością jest to, że nazwisko zaczyna być kojarzone. To można wykorzystać, bo jak już uda się wydać na papierze, to ma się przewagę nad tymi, którzy debiutowali tylko na papierze.

Oczywiście świat idzie do przodu, coraz większy wpływ będzie drugiej sfery, choć na razie ciągle jest nikły.

[ Dodano: Czw 09 Wrz, 2010 ]
Nie wiem, czy dostatecznie wybrzmiało to, co chciałem powiedzieć. Przewaga polega na tym, że dzięki publikowaniu w przemyślanych miejscach mamy już za sobą pewną grupę fanów, którzy kojarzą nasze nazwisko i tylko czekają na coś na papierze. Jak wyjdzie - chętnie kupią.
Leniwiec Literacki
Hikikomori

18
padaPada pisze:Przewaga polega na tym, że dzięki publikowaniu w przemyślanych miejscach mamy już za sobą pewną grupę fanów, którzy kojarzą nasze nazwisko i tylko czekają na coś na papierze. Jak wyjdzie - chętnie kupią.
Wszystkich piętnastu fanów? Bo raczej nie więcej. Rzeczywiście mordercza przewaga ;) Jeśli już, to bonusów dopatrywałbym się w odzewie czytelniczym, dla początkujących to ważne. Znaczy głosy zachęty. W mniejszym stopniu rady, choć jeśli trafi się na zawodowego redaktora, jak np. na Fahrenheicie to warto wziąć pod uwagę.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

20
Ja bym raczej myślała o mechanizmie takim, że tekst zamieszczony na sieci stanowi niejako wizytówkę autora, po którą można sięgnąć w każdej chwili, wystarczy wklepać personalia w Google. Nie każdy regularnie czytuje SFFH i/lub NF, a dobre opowiadanie robi lepszą reklamę, niż krótki fragment książki udostępniony w ramach promocji.

Przypomniało mi się jeszcze w kwestii wyjątkowych sytuacji - głowę dam, że kiedyś na spotkaniu z wydawnictwem padły słowa ze strony przedstawiciela FS, w kwestii publikowalności w książce utworów publikowanych wcześniej, że sieć czy papier to wszystko jedno - tzn. te z sieci nie są bardziej "spalone", niż te puszczone np. w SFFH. Ale możliwe, że coś się zmieniło w tej kwestii.

Navajero - QFant ma podobno liczbę otwarć rzędu 1500-2000 miesięcznie, myślę, że w przypadku Esensji jest ich dużo więcej.
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

21
Ignite pisze:Navajero - QFant ma podobno liczbę otwarć rzędu 1500-2000 miesięcznie, myślę.
To jest średnia liczba ściągnięć i przy najnowszych numerach oscyluje pewnie w granicach 1000-1500. Niecałe 2000 miał numer drugi. Tendencja nie jest wzrostowa. Raczej stała. Z tego jeśli 50% czytelników przeczytało całość danego numeru, to będzie dobrze. Książkę zazwyczaj czytasz od dechy do dechy. Jak ściągniesz coś za darmo, to już niekoniecznie. Co nie zmienia faktu, że jak na początkującego twórcę 500 - 1000 czytelników to i tak nieźle. Bagatelizowanie takiej ilości (w przypadku początkujących) nie jest zbyt dobrym rozwiązaniem.

Rynek się rozkręca, niedługo będą tanie czytniki. Ci, którzy już są na rynku, będą mieli łatwiej. Ale na razie jest to ciągle niewielki % i sławy ani kasy nie przyniesie. ;)
Leniwiec Literacki
Hikikomori

22
QFant ma podobno liczbę otwarć rzędu 1500-2000 miesięcznie, myślę.
Do czytelników Qfantu dodałbym też jakąś część osób, które zakupiło CD-Action gdyż i tam można nas znaleźć.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

24
padaPada pisze: Co nie zmienia faktu, że jak na początkującego twórcę 500 - 1000 czytelników to i tak nieźle. Bagatelizowanie takiej ilości (w przypadku początkujących) nie jest zbyt dobrym rozwiązaniem.
Ilość wejść na stronę czy ściagnięć nie oznacza wcale podobnej liczby czytelników. Ale nie chce mi się kłócić, nie chce też odstręczać nikogo od zamieszczania teksów w zinach. Są dwa czy trzy niezłe. Znaczy teksty nie mogą się równać z tymi drukowanymi ( przeważnie, bo są wyjątki), ale czytanie nie boli :) Sam kiedyś zamieściłem w Fahrenheicie długo dyskutowany artykuł o nożownictwie. Tyle, że po znajomości, nie dla sławy :D
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

25
padaPada pisze:
Weber pisze:
QFant ma podobno liczbę otwarć rzędu 1500-2000 miesięcznie, myślę.
Do czytelników Qfantu dodałbym też jakąś część osób, które zakupiło CD-Action gdyż i tam można nas znaleźć.
Do każdego numeru?
Chyba każdy numer Qfantu ukazał się w CD-Action. W każdym numerze nas nie ma gdyż różnimy się terminem ukazywania.
W najnowszym wrześniowym numerze jest Qfant oraz jego wydanie specjalne.

Masz rację Navahero jeśli chodzi o to iż ilość ściągnięć czy wejść na stronę nie jest najlepszym miernikiem jeśli chodzi o liczbę czytelników.
Co do kwestii nieporównywalności tekstów drukowanych a tych ukazujących się w zinach to bym polemizował. Chociaż wspominasz o wyjątkach to sobie daruję ;)
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

26
Weber pisze:Co do kwestii nieporównywalności tekstów drukowanych a tych ukazujących się w zinach to bym polemizował. Chociaż wspominasz o wyjątkach to sobie daruję ;)
Bóg zapłać! :D Redakcje czasopism wcale nie mają nadmiaru dobrych tekstów, często drukują nawet te niezłe. Tak więc jeśli ktoś napisał dobry tekst, bez problemu go wydrukuje. Jeśli nie, znaczy, że tekst nie jest aż taki dobry jak sądzi autor czy jego kumple.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

27
Trochę mnie wystraszyliście:) Przygotowuję właśnie do wysłania zbiór opowiadań. Osiem tekstów, trzy opublikowane (na PAPIERZE:), razem ponad 400 000 znaków. Ktoś z was publikował zbiorem opowiadań?

[ Dodano: Czw 09 Wrz, 2010 ]
"Debiutował zbiorem opowiadań", nie "Publikował zbiorem opowiadań".
http://jasna-polana.blogspot.com/

31
ujmę to tak - ode mnie poniekąd zaczęła się rewolucja.
(nie chwalę się - żadna w tym moja zasługa ;)

Gdy zaczynałem pisać debiutować było potwornie ciężko.
A ze zbiorami opowiadań było kompletnie kuuuso.

Nie wydawano ich bo się nie opłacało a nie sprawdzano czy faktycznie się nie opłaca bo nie wydawano.

no czasem.

Supernova puściła antologię "13 kotów" i był spory skuces.
Prószyński puścił antologię "Robimy Rewolucję" i natychmiast puszczał dodruk.

wydanie książki było prawie niemożliwe.

drukowano w zasadzie tylko-tych-ktorych-już-kiedyś-wydrukowano a i ich niechętnie i w minimalnych nakładach.

4-5-6 polskich książek fantastycznych rocznie to była norma.

*

Obecnie rocznie ukazuje się książek 60. Debiutować jest o wiele łatwiej.

Czy jest lepiej?

Z punktu widzenia czytelników - oczywiście.
Z punktu widzenia "starych wyjadaczy" - oczywiście.

Z punktu widzenia debiutantów i tak i nie.

Dlaczego?

*

Przed rewolucją zafundowaną nam przez Runę i Fabrykę zdobycie nominacji do nagrody Zajdla za powieść było banalnie łatwe. Wystarczyło tę powieść wydać.

4 książki dzieliło się między 5 nominacji.
Nawet gdy wydawano już 6 książek rocznie ten kto nie dostal nominacji czuł się przegrany...

Ostatnio niewiele tych nominacji dostawałem.
Konkurencja jest ostra. I nawet tak stry lis jak ja ma z tym problemy.

dopiszę potem
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”

cron