Pióro [miniatura]

1
Teoretycznie ma to być część pewnego niewielkiego cyklu - a czy coś z tego zamiaru wyjdzie, to się okaże...

WWWSłoneczny promień ześlizgnął się w dół po złotym okuciu i znikł; Elsa jeszcze raz delikatnie poruszyła piórem, odbity od niego refleks tym razem błysnął jej w oczy.
WWWDziewczyna uśmiechnęła się. Lubiła te krótkie przerwy w czasie odrabiania lekcji, chwile, w których oddawała się zabawie w łapanie światła ulubionym Watermanem, tym samym, którego podarował jej dziadek na pamiątkę chrztu…
-Ono rośnie razem z tobą, dorastać będzie z tobą i z tobą się zestarzeje. – Anna Kleefeld jak zwykle bezszelestnie zjawiła się w pokoju, przyłapując córkę na chwilowej bezczynności.
-Bo to naprawdę wieczne pióro – wiesz, ono jest moje takie na wieczność, na zawsze. – Elsa odwróciła się do mamy, ale tej już nie było, wyszła równie cicho i niespodziewanie, jak się pojawiła…
WWWDziewczyna zamyśliła się; już tak jakoś było, że w mieszkaniu Kleefeldów na Pfefferstadt różne sprzęty pojawiały się i odchodziły, ginęły same w niejasnych okolicznościach, popsute trafiały do śmietnika, jedne wcześniej, inne później – i tylko Waterman Elsy był od zawsze. Od zawsze ten sam, czarny ze złotymi okuciami, ułożony już i dopasowany do ręki dziewczyny, po trosze z czystej przekory napełniany wyłącznie atramentem Pelikana z fabryki w Langfuhr, nie pożyczany absolutnie nigdy i nikomu – po prostu był i Elsa wiedziała, że będzie jej do samego końca.
***
WWWElsa ostrożnie poruszyła ręką, kwietniowe słońce odbiło się w błyszczącym okuciu Watermana dokładnie tak, jak powinno; tylko tyle udało jej się ocalić z tamtego życia, reszta już na zawsze została pod gruzami. Bo przecież – dziewczyna dobrze o tym wiedziała - tego, co tutaj się stało, już nikt nigdy nie cofnie i nie odwróci. Po domu na Pfefferstadt nie zostało nic, zginął od ognia i bombardowania tak samo, jak i reszta Miasta, odszedł równie cicho, jak cicho przeminął przedwojenny porządek świata, razem z beztroskim dzieciństwem i wczesną młodością Elsy Kleefeld i tysięcy jej podobnych osób…
WWWPomiędzy gruzami na Frauengasse przemykał się młody mężczyzna; owalny, wypukły kształt rysujący się pod jego kurtką w ułamku sekundy stał się dla Elsy sprawą najwyższej wagi, tak istotną, jak w tych dniach istotnym mógł być tylko chleb…
-Panie, chociaż kawałek… - dziewczyna wyciągnęła rękę, zdawało jej się, że już trzyma wypieczony, ciężki bochenek. – Chociaż kawałek…
WWWMężczyzna obrzucił ją uważnym spojrzeniem.
-Patrzcie ją, głupiego szuka ! A co ja będę miał z tego, pytam się ?
WWW„Ono rośnie razem z tobą, dorastać będzie z tobą i z tobą się zestarzeje.” – przeleciało Elsie przez głowę, kiedy pióro znikało w obcej kieszeni. – „Ono jest moje takie na wieczność, na zawsze…”
WWWChleb okazał się najlepszą rzeczą, jaką Elsie kiedykolwiek zdarzyło się jeść.
***

WWWMarta wzięła do ręki Watermana wypatrzonego na straganie na Podwalu Staromiejskim i uniosła go pod światło; promień słońca ześlizgnął się po złotym okuciu i trafił jej w oczy.
-Ładne. – powiedziała nie wiadomo do kogo.
WWWSprzedawca pokiwał głową.
-Ładne, ładne. I na pewno przedwojenne, dziadek dostał w czterdziestym piątym za chleb – za pół bochenka, wyobraża sobie pani ?...
WWWMarta wyobrażała sobie aż za dobrze – i dlatego nawet nie próbowała się targować; pióro późnym popołudniem trafiło na biurko w jej mieszkaniu przy Korzennej.
WWWWaterman idealnie pasował Marcie do ręki; złota stalówka miękko sunęła po papierze, kiedy dziewczyna kaligrafowała kurrentschriftem swoje imię i nazwisko. Zadowolona z efektu, dociągała końcowe „nn” w podpisie, kiedy stalówka z trzaskiem pękła na pół…
-Cholera ! – Marta mimowolnie zaklęła. – Długo się nie nacieszyłam…
***

WWWMsza pogrzebowa trwała już od dobrych paru minut, kiedy Marta, spóźniona, dotarła do kościoła. Nadal nie mogła uwierzyć w to, co się stało; nim weszła do środka, po raz kolejny, ciągle z tym samym, bezsensownym niedowierzaniem, przeczytała klepsydrę swojej sąsiadki:
„Elsa Wawrzyniak
Z domu Kleefeld,
Zmarła w dniu 7.08. 2010
przeżywszy 87 lat…”

2
Bardzo podoba mi się ta miniaturka! Dobrze się ją czyta. Podoba mi się użycie sformułowania np. "kurrentschrift" i zmuszenie czytelnika do wysiłku i sprawdzenia co to konkretnie jest. Dziwnie mi się tylko czytało zbitkę "mieszkaniu Kleefeldów na Pfefferstadt" - zepsuło mi to rytmikę czytania - musiałem przystanąć, powoli przeczytać i wymówić. Ale to pewnie tylko ja :)

Zakładam, że opowiadanie dotyczy Gdańska? Dobrze byłoby przeczytać całą serię takich miniaturek! I dobrze byłoby aby każda miała jakieś podłoże historyczne - coś co można sprawdzić, znaleźć jakieś poszlaki, ale z drugiej strony - jak w tym przypadku - zakończenie nie powinno dać się ani udowodnić, ani obalić, pozostawiając nutkę tajemnicy. I cały czas nie wiem, czy pióro pękło, ponieważ Elsa umarła, czy może Marta pisząc tym piórem i łamiąc stalówkę zabiła Elsę? To jest to co mi się podoba :)

Tylko jeden mały zgrzyt w końcówce - na początku 4 części można dodać coś w stylu "Trzy dni później"/"Kilka dni potem" etc, bo nie określając czasu wytraca się ten efekt przyczynowo-skutkowy łączący Elsę i pióro.

Jeszcze jedna uwaga - zdania takie jak
-Panie, chociaż kawałek… - dziewczyna wyciągnęła rękę, zdawało jej się, że już trzyma wypieczony, ciężki bochenek.
wydaje mi się ze lepiej by brzmiały gdy zamiast przecinka zrobimy kropkę:
-Panie, chociaż kawałek… - dziewczyna wyciągnęła rękę. Zdawało jej się, że już trzyma wypieczony, ciężki bochenek.

no. :)

3
Ładnie napisany tekst i dobrze się czyta. Moje uwagi dotyczą nie samego stylu, lecz wiarygodności opisanej tu historii.
Isabel pisze:Po domu na Pfefferstadt nie zostało nic, zginął od ognia i bombardowania tak samo, jak i reszta Miasta, odszedł równie cicho, jak cicho przeminął przedwojenny porządek świata
Naprawdę jesteś przekonana, że ten świat odchodził w CISZY? Bombardowania to chyba ostatnie, co się z ciszą kojarzy, nie wspominając już o innych wydarzeniach z czasu, kiedy kończył się przedwojenny porządek
Nadal nie mogła uwierzyć w to, co się stało; nim weszła do środka, po raz kolejny, ciągle z tym samym, bezsensownym niedowierzaniem, przeczytała klepsydrę swojej sąsiadki
.
Sąsiadka miała 87 lat, więc to niedowierzanie rzeczywiście jest bezsensowne. Nie wiem, czy warto je tak podkreślać.
I jeszcze jedno – pomysł miniatury oparłaś na grze słów: wieczne pióro, podarunek na wieczność… Nie jestem zawodową tłumaczką, lecz niemiecki znam dość dobrze. Sprawdziłam w słowniku języka niemieckiego, wydanym w Lipsku w 1933 r. Pióro wieczne to Fullfederhalter, czyli po prostu pióro napełniane. Pod hasłem Ewig- wieczność (także w złożeniach i idiomach) nie ma nic, co odnosiłoby się do tego narzędzia pisarskiego. W polsko-niemieckim słowniku frazeologicznym jako zwrot wspólny dla obu języków występuje wieczne miasto, lecz nie wieczne pióro. Elsa i jej matka mogłyby prowadzić taką rozmowę, gdyby ich językiem domowym był polski. W Gdańsku to nie jest niemożliwe, lecz wymagałoby zaznaczenia w tekście. Przy założeniu, że rozmawiają po niemiecku, takie skojarzenia nie przyszłyby im do głowy…

Poza tym – powodzenia przy pisaniu kolejnych miniatur. Gdańsk to piękne miasto :D
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

4
Dziękuję bardzo bardzo za przeczytanie mojego tekstu i wypowiedzenie się :)
A teraz dwa słówka w ramach wytłumaczenia, co myślałam, jak pisałam ;)
rubia pisze:Isabel napisał/a:
Po domu na Pfefferstadt nie zostało nic, zginął od ognia i bombardowania tak samo, jak i reszta Miasta, odszedł równie cicho, jak cicho przeminął przedwojenny porządek świata

Naprawdę jesteś przekonana, że ten świat odchodził w CISZY? Bombardowania to chyba ostatnie, co się z ciszą kojarzy, nie wspominając już o innych wydarzeniach z czasu, kiedy kończył się przedwojenny porządek
Walnęłam jak łysy grzywką o parapet, masz rację :) To, jak wyglądał w Gdańsku marzec '45 wiem aż za dobrze - z tą "ciszą" miałam na myśli to, że budynki umierają w milczeniu, nie mogą krzyczeć, bronić się, uciekać, poskarżyć - nie ważne, co się dzieje z nimi (wyburzanie, ostrzeliwanie, bobmardowania itd) - one zawsze milczą, zawsze odchodzą po cichu... No ale źle sformułowałam myśli, to i wyszło głupio ;)
rubia pisze:Elsa i jej matka mogłyby prowadzić taką rozmowę, gdyby ich językiem domowym był polski. W Gdańsku to nie jest niemożliwe, lecz wymagałoby zaznaczenia w tekście. Przy założeniu, że rozmawiają po niemiecku, takie skojarzenia nie przyszłyby im do głowy…
Rozmawiały po polsku, oczywiście - też jakoś nie przyszło mi do głowy, żeby to zaakcentować (z reguły za to podkreślam, że moi bohaterowie "teoretycznie" mówią po niemiecku...) - może wyniknęło to trochę z tego, że w "moim" Gdańsku występują tłumnie takie cuda, jak córka Kaszubki i Gdańszczanina, która w domu rozmawia po polsku a myśli po niemiecku ;) W każdym razie - dziękuję, Rubio, za wytknięcie nielogiczności, sama bym tego na pewno nie zauważyła :)
Dobra architektura nie ma narodowości.
s

Re: Pióro [miniatura]

5
Słoneczny promień ześlizgnął się w dół po złotym okuciu i znikł;
Skoro ześlizgiwał się, to wiadomo, że w górę, a nie w dół, zatem starczy napisać:

Słoneczny promień ześlizgnął się po złotym okuciu i znikł;
Elsa jeszcze raz delikatnie poruszyła piórem, odbity od niego refleks tym razem błysnął jej w oczy.
Tekst już informuje, od czego odbija się blask, zatem bez pogrubionego fragmentu zdanie jest nadal zrozumiałe.
Lubiła te krótkie przerwy w czasie odrabiania lekcji, chwile, w których oddawała się zabawie w łapanie światła ulubionym Watermanem, tym samym, którego podarował jej dziadek na pamiątkę chrztu…
Powtórzenia.

Lubiła krótkie przerwy podczas odrabiania lekcji, chwile, gdy oddawała się zabawie w łapanie światła ulubionym Watermanem, tym samym, którego dziadek podarował jej na pamiątkę chrztu…
-Bo to naprawdę wieczne pióro – wiesz, ono jest moje takie na wieczność, na zawsze. – Elsa odwróciła się do mamy, ale tej już nie było, wyszła równie cicho i niespodziewanie, jak się pojawiła…
Na początku dialogu stosujesz dywiz, w środku półpauzę. Proponuję to ujednolicić.
WWWElsa ostrożnie poruszyła ręką, kwietniowe słońce odbiło się w błyszczącym okuciu Watermana dokładnie tak, jak powinno; tylko tyle udało jej się ocalić z tamtego życia, reszta już na zawsze została pod gruzami. Bo przecież – dziewczyna dobrze o tym wiedziała - tego, co tutaj się stało, już nikt nigdy nie cofnie i nie odwróci. Po domu na Pfefferstadt nie zostało nic, zginął od ognia i bombardowania tak samo, jak i reszta Miasta, odszedł równie cicho, jak cicho przeminął przedwojenny porządek świata, razem z beztroskim dzieciństwem i wczesną młodością Elsy Kleefeld i tysięcy jej podobnych osób…


Nadmiar zaimków.

WWWPomiędzy gruzami na Frauengasse przemykał [1]się młody mężczyzna; owalny, wypukły kształt rysujący się pod jego kurtką w ułamku sekundy stał się dla Elsy sprawą najwyższej wagi, tak istotną, jak w tych dniach istotnym mógł być tylko chleb…
-Panie, chociaż kawałek… - dziewczyna wyciągnęła rękę, zdawało jej się, że już trzyma wypieczony, ciężki bochenek. – Chociaż kawałek…
WWWMężczyzna obrzucił ją uważnym spojrzeniem.
-Patrzcie ją, głupiego szuka ! A co ja będę miał z tego, pytam się ?
WWW„Ono rośnie razem z tobą, dorastać będzie z tobą i z tobą się zestarzeje.” – przeleciało Elsie przez głowę, kiedy pióro znikało w obcej kieszeni. – „Ono jest moje takie na wieczność, na zawsze…”
WWWChleb okazał się [2]najlepszą rzeczą, jaką Elsie kiedykolwiek zdarzyło się jeść.

[1] – Siękoza
[2] – Użyłabym tutaj raczej innego określenia, np. najwspanialszy posiłek lub coś w tym stylu:

Chleb okazał się najwspanialszym posiłkiem w życiu Elsy.

-Ładne[1]. – powiedziała [2] nie wiadomo do kogo.
[1] – Bez kropki.
[2] – Osobiście zrezygnowałabym z pogrubionego fragmentu.

WWWWaterman idealnie pasował Marcie do ręki; złota stalówka miękko sunęła po papierze, kiedy dziewczyna kaligrafowała kurrentschriftem swoje imię i nazwisko. Zadowolona z efektu, dociągała końcowe „nn” w podpisie, kiedy stalówka z trzaskiem pękła na pół…
Powtórzenia.
Nadal nie mogła uwierzyć w to, co się stało; nim weszła do środka, po raz kolejny, ciągle z tym samym, bezsensownym niedowierzaniem, przeczytała klepsydrę swojej sąsiadki:
Powtarzasz tę samą informację.
Poza tym muszę przyznać rację Rubii: śmierć kobiety w tak podeszłym wieku nie powinna wywołać uczucia niedowierzania. Sądzę, że zamiast tego lepiej podkreślić smutek Marty.

Trochę błędów interpunkcyjnych, sporo powtórzeń i zbędnych zaimków, gdzieniegdzie składnia do przemyślenia. Osobiście zastanowiłabym się nad użyciem tak dużej ilości średników. Mimo wspomnianych mankamentów czyta się przyjemnie, opowieść snuta w spokojnym rytmie jest jak nitka, na którą wsuwasz kolejne sceny, niczym małe korale. Podoba mi się, jak budujesz klimat miniatury. Miękkie odbicia promieni w złotym okuciu, refleksje, upływający czas… Zderzenie beztroskiego dzieciństwa ze sceną powojennego świata, w którym kawałek chleba zwyciężał z bezcenną rodzinną pamiątką porusza. Finalne sceny zręcznie powiązane z wcześniejszymi – wiąże je pióro oraz ludzie, których zetknął przypadek. Wreszcie zakończenie: śmierć Elsie, pęknięta stalówka… Do mnie trafiło i podobało mi się. Zyska po doszlifowaniu.
„Pewne kawałki nieba przykuwają naszą uwagę na zawsze” - Ramon Jose Sender

6
Do uwag warsztatowych Ewik33 trudno mi coś więcej dodać.
Powiem szczerze, że mi w czytaniu dość mocno przeszkadzało dzielenie zdań średnikami. Oczywiście czasem można - średnik taki sam znak, ja każdy inny - ale było tego zbyt dużo i momentami jakoś tak bez ładu i składu. Chociażby tutaj:
Nadal nie mogła uwierzyć w to, co się stało; nim weszła do środka, po raz kolejny, ciągle z tym samym, bezsensownym niedowierzaniem, przeczytała klepsydrę swojej sąsiadki:
Czy nie zgrabniej by było podzielić tego na dwa zdania?
Elsa ostrożnie poruszyła ręką, kwietniowe słońce odbiło się w błyszczącym okuciu Watermana dokładnie tak, jak powinno; tylko tyle udało jej się ocalić z tamtego życia, reszta już na zawsze została pod gruzami.
A jak powinno? Pogrubiony kawałeczek mi tutaj nie brzmi. Dziwne wydaje mi się "wartościowanie" sposobu, w jaki światło odbija się od kawałka metalu.
I znów średnik, który rozdziela dwa regularne zdania. Po co? Może się przesadnie czepiam, ale mój wewnętrzny lektor niestety za tym zabiegiem nie przepada.

Mimo dość licznych drobnych błędów, zgrzytów, miniaturka naprawdę mnie się spodobała. Ładnie zbudowałaś klimat, zgrabnie połączyłaś wszystkie elementy. Nie tylko dałaś refleksję, ale także spójną, poruszającą fabułę w pigułce (czego często w tak krótkich utworkach brak).
Miło spędzone parę chwil :)

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”