570
autor: Martinius
Zasłużony
To ja coś pokażę na moim przykładzie - i niech to będzie przestroga dla wszystkich młodszych stażem ode mnie. Przepraszam za wylewność i dosadność, ale skoro to prawda, nie będę jej woalował. Najwyżej, pośmiejecie się ze mnie:
Sześć... prawie siedem lat temu, wcale nastolatkiem nie byłem i wpadłem na genialny pomysł aby napisać książkę. Zrobiłem to - nie mając żadnego doświadczenia, nie umiejąc za grosz pisać, nawet podstaw nie znałem i będąc analfabetą do potęgi n. Owszem, przeczytałem kilkadziesiąt pozycji do tego czasu, ale tworzyć nie potrafiłem. Ponieważ uparłem się, aby wydać tę książkę, nieważne jak (!), wyszła w POD. Po latach oceniam ten ruch jako najdurniejszą rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłem, gdyż książka (może i z ciekawym pomysłem wyjściowym) jest okropna. I co to dało? Rzeczy potoczyły się tak:
Wpadłem na kilka for, zacząłem więcej czytać, uczyć się, poznawać podstawy, poznałem kilku redaktorów z lokalnych gazet, pisarzy, osoby oblatane w temacie i uczyłem się. Tak się uczyłem, że coraz więcej pisałem, im więcej pisałem, tym krytyczniej spoglądałem na swoje teksty, im krytyczniej je oceniałem, tym mniej chciałem wysyłać i pokazywać... aż okazało się, że spłodziłem ich od groma i jeszcze więcej, a wysłałem tylko (!) jeden, do Qfantu, który został opublikowany. Ale to nie wszystko - czas leci, nadal się szkole, nadal szlifuję warsztat, lepiej buduję fabuły, i teksty napisane niespełna pół roku temu przestały mi się podobać, więc nadal leżą na dysku, nikomu nie ukazane. Co prawda, wysyłam je w różne strony, do znajomych (tudzież pisarzy) ale nic poza tym. I przez te piekielne krytykanctwo do siebie, przez prawie siedem lat nauki zatraciłem szaloną werwę i radość tworzenia, która towarzyszyła mi przy pierwszej książce, i za każdą górką przed jaką staję, widzę problemy, a to zniechęca. Dlatego żałuję, iż zacząłem tak późno, bo zaczym pozwoliłem ujść mojej fantazji i przelać wszystko na papier, skułem się w łańcuchy poprawności.
Dlatego zazdroszczę młodym i utalentowanym - ja ani nie mam talentu, ani naście lat, żeby go rozwijać.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.