Jak to już gdzieś było, to nadstawię zadek, żeby dostać baty.
Zastanawiam się, czym lepiej się debiutuje: powieścią czy np. zbiorem czterech średniej długości nowel (o ile w ogóle to robi różnicę)? Przyjmijmy, że jedno i drugie jest nieźle napisane. Co sądzicie?

Tak sobie myślę, że w zbiorze jest większa możliwość trafienia w gusta przypadkowego czytelnika, bo wśród czterech nowel może znaleźć coś dla siebie; dajmy na to, urzeknie go tematyka jednej z nich. Wiem, że wszystko to jest kwestią wielu nieprzewidzianych składowych, dlatego pytam ogólnie o potencjał wydawniczy w obu przypadkach. Mnie zawsze bardziej kręcą antologie; czy to dzieła zbiorowe, czy też jednego autora. Rzeczywistość pokazuje różne przypadki. Stefan zadebiutował powieścią, Łukasz Śmigiel antologią...
Uproszczę pytanie: macie na biurku skończoną niezłą (w waszym mniemaniu) powieść i udany zbiór. Nikt was jednak nie zna, chcecie zadebiutować.
Co najpierw rozesłalibyście do wydawnictw?