Planować czy nie?
1Czytam ostatnio wiele wywiadów i różnych ten tego... wywodów znanych pisarzy. Zmordowałam też "Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika" Stephena Kinga. Przerobiłam całą pasję pisania, galerię złamanych piór, poradnik Pilipiuka. Otóż większość "znających" się radzi, by absolutnie planować powieść. tak od A do Z, rozpisać całą powieść na rozdziały równoważnikami zdań, zarysować akcję, nie zostawić miejsca na oddech. A King w " Jak pisać..." twierdzi, że trzeba pisać spontanicznie. Sam tak pisze i zarzeka się, że planowanie zabija wenę twórczą. stworzył sobie nawet teorię, że książka jest jak wykopalisko, jak zakopana głęboko kość dinozaura, którą trzeba delikatnie odkopać - a nie z łopatą się na nią rzucać. Henning Mankell zarzeka się, że zna cały plan książki co do joty, wie nawet przed pierwszyn zdaniem, ile książka będzie miała stron. Ja moją pierwszą książkę napisałam "na żywca". SPontanicznie, bez absolutnie żadnego planu. efekt: pogubiłam się trochę w treści, ale ostatecznie chyba udało mi się zapanować nad całością. TEraz piszę kontynuację. No i naczytałam się, że trzeba planować. PLAN JEST NAJWAŻNIEJSZY. No to buch, zrobiłam plan, rozpisałam nawet osoby, wypełniłam test charakteru, zamknęłam moją powieść w żelazne ramy. Jestem w połowie. I wiecie co? To nie działa. JUż po trzecim rozdziale połapałam się z wielkim zaskoczeniem, że się wcale nie trzymam tego misternego planu, że moje postaci zaczęły żyć własnym życiem. pisząc, mam tyle pomysłów, że nie sposób ograniczyć się do planu. co o tym sądzicie? planujecie, czy na żywca?