122
Ignite pisze:ale spróbuję rzucić sobie wyzwanie i pisać CODZIENNIE, mimo że zawsze twierdziłam, że nie potrafię tak.
Hy hy. Właśnie powzięłam to samo postanowienie. Inaczej nigdy nie skończę. ;)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

123
Jak teraz ciurkiem sczytywałam powieść, która częściowo była pisana na zasadzie "zaciśnij zęby i napisz w ciągu wieczoru te 5 tys. znaków, mimo że nie jesteś w nastroju", to widzę, że jest znacząca różnica między tymi fragmentami, które były pisane w stanie "flow", a tymi, które męczyłam ze świadomością, że MUSZĘ, bo inaczej nigdy nie skończę (te drugie wymagają więcej poprawiania, zdania są brzydkie i/lub mało odkrywcze). Dlatego niezbyt lubię się zmuszać. Niestety, życie pokazuje, że czasem trzeba.
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

124
A flow przychodzi u Ciebie samoistnie, czy umiesz to sobie wygenerować, wprawić się w ten stan?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

125
Umiem wygenerować. Potrzebne są: 1) pomysł na tekst, 2) trochę kawałków już napisanych (może być malutko, parę akapitów), 3) 1-2 dni całkowitego spokoju, kiedy nie muszę prowadzić żadnych innych działań intelektualnych, mogę się gapić na tekst już napisany i dopisywać po jednym akapicie na parę godzin. Drugiego dnia zwykle wchodzę we "flow" i wtedy już leeeeeci.

Elementem kluczowym jest brak pilnych zobowiązań i dużo czasu, żeby móc się skupić wyłącznie na myśleniu nad tekstem. Dlatego tak bardzo nie lubię opcji "pisz codziennie po kawałeczku, w biegu lewą nogą przez prawe ucho".
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

126
Rany, co ja bym dała za dwa dni tylko dla siebie, bez zawracania zadka! Ostatnio, kiedy takie miałam, napisałam "Pieprz ubogich". :) Ale to było dawno, a teraz nie ma szans, dlatego uskuteczniam metodę "nogą przez ucho" i trudno jest jak cholera. Przydałaby mi się jakaś żona, co zadba o sprawy przyziemne, kawkę zrobi i przypilnuje, żeby nikt Twórcy nie przeszkadzał. Marzenie ściętej głowy... :roll:

Edit: Ciekawe, czy gdyby ktoś wymyślił takiego robota od kawki i pilnowania twórczego spokoju, toby się ten wynalazek dobrze sprzedawał?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

127
Może doprecyzuję - kiedy mam dzień "piszący", to w przerwach od pisania mogę się zajmować takimi rzeczami, jak gotowanie, zmywanie naczyń, generalnie czynności niewymagające wysiłku intelektualnego, ale np. nie wchodzi w grę, żebym przez 4 h robiła tłumaczenie, a potem myk - przeskoczyła zgrabnie do pisania.
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

128
Oj, to dobrze masz. Ja z jednej aktywności intelektualnej do innej potrafię przeskoczyć w miarę płynnie, ale rzeczy przyziemne mnie rozpraszają totalnie. :) Bo przecież żeby ugotować zupę, to trzeba pomyśleć jaką i mieć do niej składniki (i pomyśleć jakie), a jeżeli ich akurat nie ma, to pójść do sklepu, a jak do sklepu, to przyodziać się względnie przyzwoicie (sprawdzić, jaka pogoda), drogi nie pomylić, kasy nie zapomnieć, drzwi zamknąć, kupić co należy, przynieść, klucza nie zgubić, a tu jeszcze sąsiad po drodze zagada, potem ugotować, nie przypalić, nie przesolić, w międzyczasie odpowiedzieć (mądrze!) na sto czterdzieści pytań dziecka... I flow szlag trafił! ;)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

129
Przyziemne obowiązki wykonywane codziennie mogę wykonywać z zamkniętymi oczami, dotyczy to również gotowania pod warunkiem, że robię rzeczy dobrze mi znane (żadnego wypróbowywania nowych przepisów). Ale w jednej kwestii jest mi na pewno łatwiej - nie mam dziecka ;)
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

131
Ignite pisze:Ale w jednej kwestii jest mi na pewno łatwiej - nie mam dziecka ;)
Nie wiem, czy to takie ułatwienie ;) Posiadanie dziecka wymusza narzucenie sobie pewnej dyscypliny, powiedziałabym nawet żelaznej dyscypliny. Owszem, nie można sobie pozwolić na całodzienne pisanie/tworzenie/bujanie w obłokach, ale jak człowiek wie, że ma trzy godziny na zrobienie czegokolwiek, kiedy dziecko ucina sobie drzemkę, to te trzy godziny wykorzystuje maksymalnie. I nie ma dumania nad natchnieniem itp. Flow jest, siedem dni w tygodniu między jedenastą a czternastą - jest, bo nie ma innej opcji :D

I gratuluję ukończenia powieści :)
"Kiedy autor powiada, że pracował w porywie natchnienia, kłamie." Umberto Eco
Więcej niż zło /powieść/
Miłek z Czarnego Lasu /film/

132
Aktegev pisze: Flow jest, siedem dni w tygodniu między jedenastą a czternastą - jest, bo nie ma innej opcji
Widzisz, a mój flow za cholerę nie chce się nauczyć takiego włażenia w ramki, choć próbuję go to tego zmusić od dłuższego czasu. Rozkręca się powoli, potrafi trwać kilka dni, opada też powoli. Jest totalny, zachłanny i żre wszystko - jak mu się oddam, to klucze zgubię, zupę przesolę, ludziom głupot nagadam i przez zapomnienie zostawię dziecko w piwnicy... ;) W fazie flow mogę działać intelektualnie na kilku różnych frontach jednocześnie, ale właśnie tylko intelektualnie. Świat realny jest wtedy dla mnie nie do ogarnięcia, nawet głodu nie czuję. I dlatego zazwyczaj sobie na to nie pozwalam, czekam aż dziecko jeszcze trochę podrośnie i będzie w miarę samowystarczalne przez te kilka dni, kiedy mama jest w psychozie. I póki co, ścibolę sobie coś tam powoli, na zimno, bez flow.

W ogóle z tym ogarnianiem (lub nie) czynności pobocznych to jest bardzo indywidualna i ciekawa sprawa: znam jedną Autorkę, która równocześnie z książką zaczyna dzierganie na drutach. I chodzi od fotela z robótką do biurka z kompem, a kończąc książkę, ma od razu nowy sweterek (czasem kilka, jeżeli dzieło długie). Wszystkie inne przyziemne czynności w tym czasie wykonuje w zakresie minimalnym (na szczęście nie ma dziecka). :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

133
Aktegev, zazdroszczę dziecka, które śpi 3 godziny w ciągu dnia. Mój spi najwyżej 45 minut, a obiad się sam nie ugotuje
Everything happens for a reason

134
Wiesz, Thana, ja tak naprawdę flow czy natchnienie traktuję raczej z przymrużeniem oka. Po prostu w to nie wierzę. Owszem, są momenty, kiedy dana czynność idzie bardzo łatwo, ale myślę, że to jest związane z biochemią mózgu i praktyką. Moja praca, hobby i edukacja zawsze były związane z twórczością (plastyczną) i uważam, że najlepsze w danej chwili rzeczy, nie powstały w związku z jakimś tam natchnieniem, ale właśnie wtedy, kiedy trzeba było coś zrobić i już (np. cykl rysunków był zbyt mały na samodzielną wystawę i trzeba było go poszerzyć).
Ale fakt, system pracy jaki obieramy jest indywidualny :) Ja wolę robić wiele rzeczy obok tworzenia, bo zapewnia mi to świeżość spojrzenia i niezbędny dystans.

Imadoki, no te trzy godziny to pierwsza drzemka – ale córka ma dopiero dziesięć miesięcy, więc to chyba norma dla tak małych dzieci – jest jeszcze druga, krótsza, ale ją wykorzystuję na spacer (w tym zakupy, siłowania na świeżym powietrzu, planowanie posiłków itp.). W ogóle posiadanie dziecka nauczyło mnie lepszej organizacji czasu i wykorzystania posiadanych zasobów. W kuchni na przykład, nauczyłam się wszystko ekspresowo kroić, zdecydowanie częściej wykorzystuję robota kuchennego i piekarnik, no i planuję wszystko z niezbędnym wyprzedzeniem :P.
"Kiedy autor powiada, że pracował w porywie natchnienia, kłamie." Umberto Eco
Więcej niż zło /powieść/
Miłek z Czarnego Lasu /film/

135
Aktegev, to nie jest normą. Mój w tym wieku spał nie dłużej niż półtorej godziny. Ale dzięki niemu też nauczyłam się pisać na komendę
Everything happens for a reason

136
Aktegev, a zauważyłaś w swoim pisaniu jakąś różnicę jakościową, taką, o której wspomina Ignite?
Ignite pisze:Jak teraz ciurkiem sczytywałam powieść, która częściowo była pisana na zasadzie "zaciśnij zęby i napisz w ciągu wieczoru te 5 tys. znaków, mimo że nie jesteś w nastroju", to widzę, że jest znacząca różnica między tymi fragmentami, które były pisane w stanie "flow", a tymi, które męczyłam ze świadomością, że MUSZĘ, bo inaczej nigdy nie skończę (te drugie wymagają więcej poprawiania, zdania są brzydkie i/lub mało odkrywcze).
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

Wróć do „Maraton pisarski”

cron