Latest post of the previous page:
Skończyłam sczytywać To znaczy, że jakoś na dniach zacznę dłubać w nowym tekście.
 To znaczy, że jakoś na dniach zacznę dłubać w nowym tekście.Moderatorzy: Poetyfikatorzy, Weryfikatorzy, Moderatorzy, Zaufani przyjaciele
Latest post of the previous page:
Skończyłam sczytywać To znaczy, że jakoś na dniach zacznę dłubać w nowym tekście.
 To znaczy, że jakoś na dniach zacznę dłubać w nowym tekście.Hy hy. Właśnie powzięłam to samo postanowienie. Inaczej nigdy nie skończę.Ignite pisze:ale spróbuję rzucić sobie wyzwanie i pisać CODZIENNIE, mimo że zawsze twierdziłam, że nie potrafię tak.

 Ale to było dawno, a teraz nie ma szans, dlatego uskuteczniam metodę "nogą przez ucho" i trudno jest jak cholera. Przydałaby mi się jakaś żona, co zadba o sprawy przyziemne, kawkę zrobi i przypilnuje, żeby nikt Twórcy nie przeszkadzał. Marzenie ściętej głowy...
 Ale to było dawno, a teraz nie ma szans, dlatego uskuteczniam metodę "nogą przez ucho" i trudno jest jak cholera. Przydałaby mi się jakaś żona, co zadba o sprawy przyziemne, kawkę zrobi i przypilnuje, żeby nikt Twórcy nie przeszkadzał. Marzenie ściętej głowy...  
 Bo przecież żeby ugotować zupę, to trzeba pomyśleć jaką i mieć do niej składniki (i pomyśleć jakie), a jeżeli ich akurat nie ma, to pójść do sklepu, a jak do sklepu, to przyodziać się względnie przyzwoicie (sprawdzić, jaka pogoda), drogi nie pomylić, kasy nie zapomnieć, drzwi zamknąć, kupić co należy, przynieść, klucza nie zgubić, a tu jeszcze sąsiad po drodze zagada, potem ugotować, nie przypalić, nie przesolić, w międzyczasie odpowiedzieć (mądrze!) na sto czterdzieści pytań dziecka... I flow szlag trafił!
 Bo przecież żeby ugotować zupę, to trzeba pomyśleć jaką i mieć do niej składniki (i pomyśleć jakie), a jeżeli ich akurat nie ma, to pójść do sklepu, a jak do sklepu, to przyodziać się względnie przyzwoicie (sprawdzić, jaka pogoda), drogi nie pomylić, kasy nie zapomnieć, drzwi zamknąć, kupić co należy, przynieść, klucza nie zgubić, a tu jeszcze sąsiad po drodze zagada, potem ugotować, nie przypalić, nie przesolić, w międzyczasie odpowiedzieć (mądrze!) na sto czterdzieści pytań dziecka... I flow szlag trafił! 

Nie wiem, czy to takie ułatwienieIgnite pisze:Ale w jednej kwestii jest mi na pewno łatwiej - nie mam dziecka
 Posiadanie dziecka wymusza narzucenie sobie pewnej dyscypliny, powiedziałabym nawet żelaznej dyscypliny. Owszem, nie można sobie pozwolić na całodzienne pisanie/tworzenie/bujanie w obłokach, ale jak człowiek wie, że ma trzy godziny na zrobienie czegokolwiek, kiedy dziecko ucina sobie drzemkę, to te trzy godziny wykorzystuje maksymalnie. I nie ma dumania nad natchnieniem itp. Flow jest, siedem dni w tygodniu między jedenastą a czternastą - jest, bo nie ma innej opcji
 Posiadanie dziecka wymusza narzucenie sobie pewnej dyscypliny, powiedziałabym nawet żelaznej dyscypliny. Owszem, nie można sobie pozwolić na całodzienne pisanie/tworzenie/bujanie w obłokach, ale jak człowiek wie, że ma trzy godziny na zrobienie czegokolwiek, kiedy dziecko ucina sobie drzemkę, to te trzy godziny wykorzystuje maksymalnie. I nie ma dumania nad natchnieniem itp. Flow jest, siedem dni w tygodniu między jedenastą a czternastą - jest, bo nie ma innej opcji 

Widzisz, a mój flow za cholerę nie chce się nauczyć takiego włażenia w ramki, choć próbuję go to tego zmusić od dłuższego czasu. Rozkręca się powoli, potrafi trwać kilka dni, opada też powoli. Jest totalny, zachłanny i żre wszystko - jak mu się oddam, to klucze zgubię, zupę przesolę, ludziom głupot nagadam i przez zapomnienie zostawię dziecko w piwnicy...Aktegev pisze: Flow jest, siedem dni w tygodniu między jedenastą a czternastą - jest, bo nie ma innej opcji
 W fazie flow mogę działać intelektualnie na kilku różnych frontach jednocześnie, ale właśnie tylko intelektualnie. Świat realny jest wtedy dla mnie nie do ogarnięcia, nawet głodu nie czuję. I dlatego zazwyczaj sobie na to nie pozwalam, czekam aż dziecko jeszcze trochę podrośnie i będzie w miarę samowystarczalne przez te kilka dni, kiedy mama jest w psychozie. I póki co, ścibolę sobie coś tam powoli, na zimno, bez flow.
 W fazie flow mogę działać intelektualnie na kilku różnych frontach jednocześnie, ale właśnie tylko intelektualnie. Świat realny jest wtedy dla mnie nie do ogarnięcia, nawet głodu nie czuję. I dlatego zazwyczaj sobie na to nie pozwalam, czekam aż dziecko jeszcze trochę podrośnie i będzie w miarę samowystarczalne przez te kilka dni, kiedy mama jest w psychozie. I póki co, ścibolę sobie coś tam powoli, na zimno, bez flow.
 Ja wolę robić wiele rzeczy obok tworzenia, bo zapewnia mi to świeżość spojrzenia i niezbędny dystans.
 Ja wolę robić wiele rzeczy obok tworzenia, bo zapewnia mi to świeżość spojrzenia i niezbędny dystans.  .
.Ignite pisze:Jak teraz ciurkiem sczytywałam powieść, która częściowo była pisana na zasadzie "zaciśnij zęby i napisz w ciągu wieczoru te 5 tys. znaków, mimo że nie jesteś w nastroju", to widzę, że jest znacząca różnica między tymi fragmentami, które były pisane w stanie "flow", a tymi, które męczyłam ze świadomością, że MUSZĘ, bo inaczej nigdy nie skończę (te drugie wymagają więcej poprawiania, zdania są brzydkie i/lub mało odkrywcze).