286

Latest post of the previous page:

Coś jeszcze mi przyszło do głowy. Wiem, że zaraz na moją głowę wyleje się wiadro pomyj, ale co tam.

Powiedz mi proszę Andrzej*, z jakiego powodu pisarz/dziennikarz miałby mieć możliwość określenia tak wysokich kosztów przychodu? Nie żartuję. Serio pytam. Tylko nie pisz, że "tak było od nie wiadomo kiedy", czy "bo się należy", "bo ciężko je wyliczyć precyzyjnie" czy podobne banialuki, jakie często słyszałem. Wierzę, że Ciebie będzie stać na więcej.

Porównaj się do programisty. Też pisze, tylko w innym języku. I co? Płaci wszystkie podatki, ZUSy, PITy i haracze, a w koszty może sobie wrzucić co de facto najwyżej koszty funkcjonowania biura, czyli telefon, internet, księgowość, artykuły papiernicze, komputer i drukarkę (bo nierzadko do programowania wystarczy zwykły pecet, jaki w niejednym biurze sobie stoi). Może wrzuci auto i benzynę w koszty. I tyle. A nie krzyczy jakoś strasznie, że mu się należy więcej. Toż to już nawet Wojciech Miziarski, redaktor Newsweeka, napisał w niejednym wstępniaku, że jest za zmniejszeniem kosztów uzyskania przychodu dla twórców, jeżeli konsekwentnie podobne odstające od średniej przywileje będą ucięte innym grupom: rolnikom, górnikom, policjantom.

Rozumiem, że się obruszasz, że teraz autorzy będą zarabiali mniej, ale to nie ktoś Was prześladuje i przykręca śrubę, tylko skończył się okres ulgowy (a że każdy się do tej ochrony przyzwyczaił, to inna sprawa).


*Dziwnie tak pisać po imieniu do jednego z ulubionych polskich autorów, ale forum rządzi się swoimi prawami. Swoją drogą gratuluję pomysłu Jakuba Wędrowycza i na fantasy w dzisiejszych czasach. Nie jest to zbyt popularny gatunek (poza "Potterami" i "Zmierzchami", ale to dla młodszych i jakoś poziomu nie trzyma), a szkoda.

287
Ciekawe czy wiesz, że taki programista, wrzucając w koszty "tylko" komputer" i parę programów, może wrzucić KILKADZIESIĄT tysięcy. Komputer mocny, a byle program kosztuje po parę tysięcy. No chyba że jedziemy na kradzionym...

A pisarz tyle nie wrzuci zwykle, to raz. Dwa - ja zbieram od paru lat materiały do napisania cyklu o zakonie joannickim. Kiedyś liczyłem - same książki kosztują mnie parę tysięcy. Uważasz, że powinienem poprzestać na jednej książce za 30 zł? :)

Nie wiesz,o czym piszesz :)
Aczkolwiek, z innego punktu widzenia, ja chętnie zrezygnuję z 50% KUP pod warunkiem, że nie będzie przywilejów dla prokuratorów, górników etc. Może niech rolnicy zaczną płacić pełny ZUS, co? Zgodzisz się? :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

288
Koovert pisze:Coś jeszcze mi przyszło do głowy. Wiem, że zaraz na moją głowę wyleje się wiadro pomyj, ale co tam.
za co? masz pytanie to je zadajesz. Ja nie Sapkowski. Nie gryzę.
Powiedz mi proszę Andrzej*, z jakiego powodu pisarz/dziennikarz miałby mieć możliwość określenia tak wysokich kosztów przychodu?
bo jako czynnik kulturotwórczy stanowimy szczególnie cenne dobro narodowe wymagające ochrony ;)

to rekompensata za spadek prestiżu zawodu spowodowany upowszechnieniem się radia i telewizji. ;)

to odszkodowanie za pozamykanie domów pracy twórczej w których za komuny wczasowało się miesiącami na darmowym wikcie (i alkoholu) zaliczając nieletnie córki kolegów po piórze. ;)
Nie żartuję. Serio pytam.
Na serio!? Cholera a takie ładne odpowiedzi wymyśliłem ;)
Tylko nie pisz, że "tak było od nie wiadomo kiedy", czy "bo się należy", "bo ciężko je wyliczyć precyzyjnie" czy podobne banialuki, jakie często słyszałem. Wierzę, że Ciebie będzie stać na więcej.
Dobra. Odpowiedź będzie dziwna - ale tym razem na poważnie.

Dziennikarstwo, media, film, literatura były za komuny matecznikiem partyjniaków, ich potomstwa, ubecji i jej agentury. Jak komuna plajtowała to masa towarzyszy i TW znalazła bezpieczną przystań w mediach i wydawnictwach, więc trzeba było im zapewnić lepsze warunki bytowo-fiskalne. A ja się załapałem przypadkiem.

Dodajmy jeszcze że dochody w branży książkowej są często tak problematyczne kwotowo że to forma zapomogi.
*Dziwnie tak pisać po imieniu do jednego z ulubionych polskich autorów,
spox

289
Dwa - ja zbieram od paru lat materiały do napisania cyklu o zakonie joannickim.
O, to ciekawe. Czekam od dawna na jakąś dobrą powieść z tego tematu. Czy może przewidujesz wątek przejęcia włości templariuszy przez joannitów? Bo to jest bardzo ciekawa sprawa. Na kasacie templariuszy kojarzonej popularnie wyłącznie z Filipem Pieknym, tak naprawdę skorzystali najbardziej joannici, bo oni przejęli wszystkie templariuszowskie komandorie w Europie, przeolbrzymi majątek w nieruchomościach, przy którym legendarny skarb templariuszy to ochłap dla żebraka. A stosując regułą kryminału - kto najwięcej zyskuje, ten jest najbardziej podejrzany.

Jakbyś szukał plenerów do opisów, to zapraszam do siebie. Mieszkam w Chwarszczanach w cieniu jedynej w Polsce kaplicy templariuszy/joannitów. Bardzo ładne miejsce. Możesz gościć pod moim dachem skolko ugodno.
Artur
https://www.facebook.com/BoratczukArtur/

290
Andrzej Pilipiuk pisze:Dziennikarstwo, media, film, literatura były za komuny matecznikiem partyjniaków, ich potomstwa, ubecji i jej agentury. Jak komuna plajtowała to masa towarzyszy i TW znalazła bezpieczną przystań w mediach i wydawnictwach, więc trzeba było im zapewnić lepsze warunki bytowo-fiskalne. A ja się załapałem przypadkiem.
Myślę, że to jednak nieco naciągane wyjaśnienie ;-)

50% KUP dla Twórców jest rzeczywiście związane z faktem, że - to wycena "urzędnicza", ale oparta na jakichś wyliczeniach - koszt "wytworzenia" dzieła może dojść do 50% jego wartości. Ale w przypadku, jeśli definicję dzieła zawężamy do utworów literackich, to trochę ta argumentacja kuleje. Ale jeśli "dziełem" będzie na przykład rzeźba, to koszt materiałów i narzędzi musi zostać w jakiś sposób "zamortyzowany". Stąd 50% kosztów.
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

291
Komputer wrzuca się w koszty raz. I programiście na prawdę nie potrzeba maszyny za 20 000, bo tego potrzebuje gracz. Licencje na programy, kosztują, ale jednokrotnie (ewentualnie raz na rok), poza tym, program w C można napisać w notatniku, tak samo strony www. Nie jest to najwygodniejsze, ale możliwe. Jeżeli jest to jakiś super skomplikowany program, to owszem, narzędzia do jego stworzenia nie będą tanie, ale taka szara myszka nie wyda na sprzęt więcej niż 5-10 tysięcy w ciągu kilku lat. A potem zmieni części w komputerze, bo jego syn będzie chciał pograć. 8-] Więc nie mają takich znów wielkich kosztów.
Czy uważam, że powinieneś poprzestać na jednej książce za 30zł? Nie, broń Boże. Uważam, że powinieneś móc wrzucić wszystkie zakupione książki w koszty. Nie ryczałt 50%, tylko rzetelne wyliczenie.
ja chętnie zrezygnuję z 50% KUP pod warunkiem, że nie będzie przywilejów dla prokuratorów, górników etc. Może niech rolnicy zaczną płacić pełny ZUS, co? Zgodzisz się?
No ba. Podpiszę się pod tym, obiema rękami i maczając pióro we własnej krwi. Swoją drogą, przytoczony Maziarski napisał dokładnie to samo:
Panie premierze, zróbmy transakcję wiązaną: pana rząd załatwi sprawę emerytur mundurowych, zacznie podnosić wiek emerytalny wszystkich Polaków (zwłaszcza kobiet) i ruszy z miejsca sprawę KRUS oraz włączenia rolników do powszechnego systemu podatkowego, a ja obiecuję, że zaapeluję do moich kolegów, żeby pogodzili się z pozbawieniem nas preferencji podatkowych za honoraria autorskie.
8-]
Ja nie Sapkowski. Nie gryzę.
Sapkowski jest niemiły? Ech, a tak mi się fajnie Wiedźmina czytało...

Gdzieś mi się obiło o uszy, że pisarz z książki dostaje 1-5% wartości okładkowej. Nie powiem, jest to przykre i w moim odczuciu niesprawiedliwe, tym bardziej, że to on odwalił najtrudniejszą część roboty.
Nie uważasz jednak, że właśnie dlatego self-publishing i e-booki są szansą dla autorów? Wydając samodzielnie, owszem, masz więcej roboty i musisz opłacić kogoś, kto zrobi korektę i redakcję (Czym one właściwie się od siebie różnią? Bo zawsze używam ich jako zbitka wyrazowego, nie rozróżniając szczegółów.), projekt okładki, ale w zamian za to masz jednak 25, 40, czy 60% prowizji z ceny netto (tym mniejsza prowizja, im więcej z powyższego zrobi za Ciebie e-wydawca). Przy cenie o połowę niższej (uwzględniam VAT) to tak, jakbyś miał udział w papierze na poziomie 10,7, 17,1, 25,6%. Głowy nie dam, ale pewnie nawet Ty możesz tylko pomarzyć o takich kwotach.
Żaby zaistnieć jako autor, trzeba za bezcen oddać prawa wydawcy (który jednak coś robi), a potem zapłacić za druk i haracz dystrybutorowi... Każdy żeruje na pracy autora. Nie wydasz papierowej książki bez zapłacenia frycowego każdemu w tym łańcuchu. Jak wydrukujesz sam, to nikt tego nie będzie sprzedawał. Jak zażądasz niższej prowizji dystrybutora, to Empik powie Ci "Nie" i pozarabiane. Jak zrezygnujesz z Empika, to sprzedaż spada przynajmniej o połowę.
Sęk w tym, że, jak sam zauważyłeś, e-rynek jest znacznie mniejszy, więc do roboty Panowie, przekonywać każdego po drodze że można zarobić więcej. Przy powyższych stawkach prowizji za książkę cyfrową, każdy e-book kupiony zamiast papieru to dla Was zysk. Dlatego rozwój tego rynku jest szansą dla Was, dla autorów. 1 550 000 osób jest do przekonania, że e-booki są dobre. Jeżeli co 10 będzie miał czytnik, jeżeli wydanie powieści w e-booku nie będzie ekstrawagancją, tylko normą, to zmieni się Wasza pozycja. Jak wydawca powie Wam, że nie wyda książki, bo mu się to nie opłaca, albo zapłaci Wam tylko "na waciki", to wzruszycie ramionami i pójdziecie w cyfrę. Już nie będziecie na pasku Empika, który dzieli i rządzi na rynku, bo będzie się dało wydać książkę i na niej zarobić, nie sprzedając jej w ogóle jego salonach.
Owszem, to nie jest możliwe dziś i przez kilka lat nie będzie. Ale to nie perspektywa 10 lat, tylko 2-3, maksymalnie 5-ciu, jak e-booki będą popularne. Czy wyprą książkę papierową? Raczej nie w pełni, ale 30% udział w rynku za 10 lat by mnie w ogóle nie zdziwił. Jakby w 97-98 ktoś Wam powiedział, jak za 5 lat będzie wyglądał rynek telefonii komórkowej, to kto by uwierzył? A 10 lat później zaczęła wypierać stacjonarną. Coś nie do pomyślenia wtedy, z dzisiejszej perspektywy normalne i naturalne.
Dziś na rynku książki nie ma konkurencji. Tracą na tym czytelnicy (jedne z najdroższych książek, biorąc pod uwagę siłę nabywczą), jak i pisarze (śmieciowe honoraria). Żeby obydwie strony były zadowolone trzeba zwiększyć konkurencję między pośrednikami (wydawnictwami, dystrybutorami), a właśnie to można osiągnąć e-bookami. Stworzenie nowego wydawnictwa czy sieci dystrybucji to grube miliony, a serwis z e-bookami można zrobić za 100-500 tysięcy. Tylko żeby e-booki stały się konkurencją trzeba wybierać z głową: Wydanie poprzez Virtualo jest niczym wejście z deszczu pod rynnę.

Uff... kiedyś będę musiał się nauczyć pisać zwięźle.

@Maciejslu:
Skoro można wyliczyć amortyzację ciężarówki, linii produkcyjnej czy czegokolwiek innego w dowolnej branży, to nie widzę powodu dla którego nie dało by się tego zrobić dla dłuta i narzędzi rzeźbiarza. Co ile czasu kupuje nowy zestaw? Co dwa lata? No to co miesiąc odlicza 1/24 i wrzuca w koszty. Da się? Da się. Tylko więcej roboty i niestety, ktoś może to sprawdzić.

292
o e-bookach pisałem - to nie ta dekada. Może gdy w Polsce będzie 5 milionów czytników...

wydawca jest potrzebny by wydzierać kasę od hurtownika, księgarza i by użerać sie z drukarnią. o tym też pisałem.

Powiem brutalnie: wolę mieć trochę mniej ale żeby na zawał ze stresów padł ktoś inny.

293
Koovert pisze:Wydając samodzielnie, owszem, masz więcej roboty i musisz opłacić kogoś, kto zrobi korektę i redakcję (Czym one właściwie się od siebie różnią? Bo zawsze używam ich jako zbitka wyrazowego, nie rozróżniając szczegółów.)
No, generalnie różnica między tymi dwiema czynnościami jest taka, jak między przeczytaniem książki a jej napisaniem ;-)

Dodam jeszcze, że i redakcja redakcji nierówna - musi być redakcja językowa (stylistyczna) i redakcja merytoryczna. A korekta - to rzecz odrębna i zazwyczaj wykonywana przez inną osobę (przynajmniej u nas).
Koovert pisze:Dziś na rynku książki nie ma konkurencji. Tracą na tym czytelnicy (jedne z najdroższych książek, biorąc pod uwagę siłę nabywczą), jak i pisarze (śmieciowe honoraria). Żeby obydwie strony były zadowolone trzeba zwiększyć konkurencję między pośrednikami (wydawnictwami, dystrybutorami), a właśnie to można osiągnąć e-bookami.
Tu - pełna zgoda.
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

294
Ja sam wydaję i nie narzekam - a na pewno nie grozi mi zawał serca na stres. Tym co nie płacą po prostu nie dajesz swoich książek.
Co do skali procentowej jaką Autor otrzymuje za swoją książkę, to wszystko zależy od Autora i Wydawcy. Ja na przykład ustaliłem swoje minimum na 8-10% ceny książki i jak Wydawca nie jest skłonny tego zaakceptować, każdy z nas idzie swoją drogą - bo nigdzie nie jest napisane, że muszę przyjąć każdą jego propozycje. Owe 1% to efekt psucia rynku przez tak zwanych Autorów-debiutantów, którzy są skłonni nawet dopłacać ze swoich pieniędzy, aby tylko ich książka została wydana. To, że w nakładzie 200-300 egz i bez żadnych szans na pojawienie się w większości księgarń nie ma dla nich żadnego znaczenia.
Tak między nami, w przypadku wydania książki samodzielnie minimalny mój % to jakieś 20% ceny książki, a czasami jest i większy.
Co do 50% KUP - czy to czasami nie zostało wprowadzone w okresie międzywojennym, bo tak mi się jakoś kojarzy a nie chce mi się dokładnie szukać. W PRL po prostu nikomu nie chciało się tego ruszać i tak już zostało, ale z drugiej strony czasami owe 50% nie pokrywają prawdziwych kosztów - choćby tak jak pisze Romek.
Andrzeju - co to tych Domów Pracy Twórczej - może że pisałeś żartobliwie, to coś w tym jest - jak mi dawno temu opowiadał jeden z ich bywalców, z tych że chodziło nie tylko o córki ale także o żony :mrgreen:
Władysław "Naturszczyk" Zdanowicz

295
5 milionów? Przecież w tym kraju nie ma nawet tylu czytelników (jest koło 4,5 mln)! Jak liczba czytników dojdzie do miliona, to bez porządnego e-booka nie będzie już bestsellera.
wydawca jest potrzebny by wydzierać kasę od hurtownika, księgarza i by użerać sie z drukarnią
A jak nie ma hurtownika, księgarza i drukarni? Tylko e-wydawca? Zresztą pisałem, że z całego tego łańcuszka akurat rolę wydawcy jako koordynatora bajzlu i instytucję dopieszczającą dzieło rozumiem.

Swoją drogą, piszecie, że edycja książki po napisaniu jej jest bardzo ważna, niezbędna itd. Ile w takim razie w książce jest tego, co robi autor, a ile pracy reszty ludzi? (Chodzi mi o tekst, nie o układ czy grafiki) Wydawało mi się, że to tylko polerka, a odnoszę wrażenie, że to druga połowa pracy. W takim razie pozwolę sobie na trochę niedyskretne pytanie: czy doprowadzenie książki do ładnej formy to nie jest działka autora? Ile w stylu książki jest pisania autora, a ile weny redaktora? Czyli czy Wędrowycz Andrzeja i Wędrowycz z książki to dalej ten sam prostacki wieśniak, czy za ubaw powinienem być wdzięczny redaktorowi Akurat_nie_mam_książki_pod_ręką_żeby_sprawdzić, czy autorowi? Nie wiem, czy nie proszę o za dużo, ale można prosić o fragment "rękopisu" (jakoś założyłem, że piszesz na komputerze, a nie ręcznie), żeby porównać książkę autorską i drukowaną? 8-]

296
Milion czytników? Idę spać, obudź mnie za pięć-siedem lat :)

Czy jeśli redaktor powie mi: ale, wiesz, ten wątek musisz rozwinąć, dodać parę scen, wtedy czytelnik łatwiej zrozumie przemianę bohatera - wtedy automatycznie staje się współtwórcą tekstu? Nie. Nie rozumiesz po prostu, że rola redaktora wcale nie polega na poprawianiu przecinków - to zadanie korektora, choć dobry redaktor zrobi i to, niejako z rozpędu :) Ale dobry redaktor merytorycznie odnosi się do tekstu. Jest kreatywny. I nie, nie pisze tekstu. Ale jest partnerem w dyskusji :)
Mimo woli dotknąłeś problemu coraz gorszego postrzegania roli redaktora - jako kogoś od poprawiania przecinków. To właśnie dzieje się w selfpublishingu i POD-ach. Brak redakcji, co najwyżej korekta :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

297
Koovert - czytając twoje posty mam wrażenie, że nie masz żadnego pojęcia o pisaniu i wydaje ci się, że wystarczy usiąść przy komputerze wklepać byle co i jeśli masz znane nazwisko to wszystko przejdzie a dalsza praca spada na redakcję. Pisanie książki, to jedno. Praca nad nią, to drugie i często trwa dłużej niż pierwsze pisania. Prawda jest taka, że w większości książek, to co napisałeś jest następnie kilka razy (jeśli nie kilkanaście) czytane, poprawiane, wyrzucane, dodawane, zmieniane, aż dojdziesz do wniosku, że według ciebie jest dobrze - co wcale nie znaczy doskonale. Następnie książka idzie do wydawcy i jeśli on jest nią zainteresowany, następują albo poprawki przed podpisaniem umowy lub podpisanie umowy i praca z redaktorem nad książką. Możesz mi wierzyć lub nie, ale jeśli czytasz książkę po raz dziesiąty to większość byków i błędów jest niedostrzegane i dopiero świeże spojrzenie np.redaktora, pozwala je wychwycić i wprowadzić poprawki, zresztą nie musisz się na nie godzić, bo to ty musisz je zaakceptować lub udawać jedynego niepopełniającego błędy. Dlatego każde porządne Wydawnictwo razem z Autorem pracuję nad książką, aby ją dopieścić. Tego nie masz w większości wydawnictw POD, self i e booków, bo dla nich jest obojetne kto, co i dlaczego, ważne aby mieli obrót bo to on daje im pieniądze. Każdy mądry redaktor pracujący z Autorem nad książka wie, że to książka Autora i ewentualnie stara mu sie podpowiedzieć, co było lepsze i proponuję zmiany, ale bez zgody Autora one nie mają prawa znależć się w wydrukowanej książce, więc nie można mówić, że jakiś tekst może być redaktora a nie Autora, gdyby było inaczej większośc Autorów chętnie udostępniałoby korzystanie ze swojego nazwiska a całą resztę robiłoby Wydawnictwo.
Czytniki to daleka przyszłość w naszym kraju, ale najpierw utwory na nich powinny przejść porządną redakcję, aby nie zniechęcać do siebie czytelników i zachęcać do sięgania po nie. W dobie totalnego złodziejstwa w tym katolickim kraju łamiącym wszelkie możliwe zasady swojej religii, mnie osobiście się nie śpieszy do e booków. Ale jak będzie sensowne, to będę miał kilka pozycji do których nie będzie można się przyczepić. :mrgreen:
Władysław "Naturszczyk" Zdanowicz

298
Ale ja nie mam pojęcia o pisaniu. I nigdzie nie pisałem, że mam. Po prostu jestem ciekawy (albo ciekawski, zależy jak na to popatrzeć). 8-]
Raz na jakiś czas coś skubnę hobbistycznie, ale to nadaje się co najwyżej na bloga (i to nie zawsze), a nie do wydania, więc nie, nie wiem jak wygląda pisanie książki.

Czyli, jeżeli dobrze zrozumiałem: korekta to literówki, przecinki i tego typu rzeczy, a redaktor jest takim beta-testerem książki, oceniającym ją, informującym o błędach i niedociągnięciach, żeby autor mógł ją poprawić zanim wejdzie na rynek?

Przez długi czas nie doceniałem tłumaczy, a teraz jestem na przykład pełen podziwu dla Piotra Cholewy. Jeszcze trochę z Wami porozmawiam, a zacznę doceniać też resztę "załogi".

I zgadzam się, że e-book przed publikacją też powinien przejść gruntowną redakcję przed opublikowaniem. Zmiana formy na cyfrową nie zwalnia z obowiązku "trzymania poziomu".

Swoją drogą, dzisiejsze cyfrowe wersje papierowych książek w ogóle nie przechodzą osobnej korekty, więc jest tam tyle literówek (pojawiają się przy konwersji z finalnej wersji utworu w formacie PDF do np. EPUB), że głowa boli.

299
Koovert pisze: I zgadzam się, że e-book przed publikacją też powinien przejść gruntowną redakcję przed opublikowaniem. Zmiana formy na cyfrową nie zwalnia z obowiązku "trzymania poziomu".
No właśnie. Jako czytelniczka na pewno nie wydam ani grosza na książkę, która nie będzie miała za sobą redakcji merytorycznej, językowej, oraz korekty. I nie interesuje mnie, że e-book jest tańszy, niż książka papierowa. Forsę przepiję, a e-booka nie tkniętego ręką redaktora nie kupię. :)

Impuls do rozwoju rynku e-booków widziałabym w sferze książek fachowych, zwłaszcza podręczników akademickich, materiałów z konferencji, sympozjów i podobnych. Niestety, publikacje elektroniczne w tej chwili nie liczą się do dorobku, więc potencjalni autorzy nie są nimi zainteresowani.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

300
Impuls do rozwoju rynku e-booków widziałabym w sferze książek fachowych, zwłaszcza podręczników akademickich, materiałów z konferencji, sympozjów i podobnych. Niestety, publikacje elektroniczne w tej chwili nie liczą się do dorobku, więc potencjalni autorzy nie są nimi zainteresowani.
Otóż liczą się. Roz­po­rzą­dze­nie MNiSW regu­lu­jące „Kry­te­ria i tryb przy­zna­wa­nia kate­go­rii nauko­wej jed­nost­kom nauko­wym”zmieniło definicję monografii naukowej i może być za nią uznana także publikacją elektroniczna. Ale jak to u nas, takie podejście wykorzystywane jest do produkcji naukowego chłamu w celu wyłącznie sztucznego nabicia punktów do kategoryzacji placówki naukowej. Larum w tej sprawie podniósł prof. Brzeziński, o czym w tym tekście:

http://ekulczycki.pl/warsztat_badacza/s ... sie-celem/

Artur
https://www.facebook.com/BoratczukArtur/

301
arturborat pisze: jak to u nas, takie podejście wykorzystywane jest do produkcji naukowego chłamu
Naukowy chłam można produkować także w wersji papierowej. Natomiast gdyby wobec publikacji elektronicznych stosować te same zasady, co wobec tradycyjnych druków (np. dwóch recenzentów nie związanych z daną jednostką badawczą), to ryzyko wydania chłamu byłoby identyczne, koszty znacznie mniejsze (granty wydawnicze i absurdalny system ich przyznawania!), a do tego skróciłby się czas oczekiwania na publikację. Niebagatelny byłby też łatwiejszy dostęp do takiej książki. I to wcale nie musiałoby być wydawane metodą self-publishingu, ze wszystkimi jego mankamentami, lecz w wydawnictwach tradycyjnych, tych naukowych działających od lat.

Zmiana definicji monografii to już zawsze coś, lecz generalnie - daleka jeszcze droga...
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”