196

Latest post of the previous page:

Natasza pisze:Techniczna mizeria tekstu krytycznego jest konsekwencją TWA, czyli środowiska emocjonalnie związanego z autorem - reklama szeptana, społecznościowa.
Chyba nie do końca, choć oczywiście TWA jest także zauważalne. Problem w tym, że my nie mamy etosu recenzenta/ krytyka. Mamy tylko etos pisarza. Stąd wiele osób opiniujących książki to zapoznani pisarze - osoby które chciały pisać tylko im nie wyszło i teraz równają z glebą polską literaturę udowadniając na siłę jak jest źle - a musi być źle skoro nie mogą się przebić jednostki genialne! - i biadając nad miałkością tych którym się powiodło. Inni z kolei traktują recenzje jako li tylko wprawkę przed prawdziwym pisaniem, okazję do nawiązania znajomości w redakcjach i wydawnictwach, coś co przyda się im w przyszłości, kiedy zostaną autorami. Ci z kolei przeważnie piszą o przyszłych kolegach pozytywnie :) Osoby nie mające ambicji pisarskich, a działające w obszarze szeroko pojętej krytyki ( i w dodatku posiadające pewną wiedzę i umiejętności) można policzyć na palcach jednej ręki. Są wreszcie autorzy którzy parają się okazjonalnie krytyką literacką co IMO też nie jest najlepszym rozwiązaniem, bo oceniają kumpli, albo konkurencję. I tak to wygląda...
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

197
Navajero,
krytyka literacka - nie wiem, czy ma etos, czy nie - ale ta w środkach masowego przekazu na pewno w dobie marketingu zyskała status stomatologa - działając od niechcianej i bolesnej resekcji po kosmetykę stomatologiczną. I z pisarstwem jest coś analogicznego - szczerzy się w uśmiechu zadowolenia zęby z próchnicą (językową, artystyczną), a kiedy stomatolog zakrzyknie "Jezus Maria!" to przypisuje mu się brak etyki albo stomatologiczne skrzywienie zawodowe (tudzież uzurpowanie nieomylności sądów ;)). I mogłabym mnożyć analogie, bo same się cisną! Bo pewnie, że dentysta z koszmaru może wyrwać zdrową jedynkę autorowi, siedzącemu na fotelu z bezradnie rozdziawioną gębą książki. I to jest chyba poruszany tu problem: propozycja dobrego gabinetu stomatologicznego, bez archaicznych bormaszynek na pedały, a przede wszystkim z dobrym dyplomem i dobrą technologią leczenia zębów. I żeby był miły. Ale czasami boli, bo musi. I w dobie reklamowych rajów trudne jest to zaakceptowania.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

198
Ja jestem za wyszkolonymi stomatologami i krytykami :) Problem w tym, że nie ma skąd brać fachowych dentystów/ krytyków. Bo nikt nie chce być świetnym krytykiem, niemal każdy zaś literatem. Stąd moja uwaga o braku etosu krytyka. Niestety u nas działalność krytyków nie cieszy się szacunkiem. Częściowo wynika to z miałkości krytykujących, krytykami bywają nieduki, frustraci czy kumple autora. W dużej mierze jest to jednak kwestia braku etosu krytyka. Co najwyżej, bardzo ogólnie wskazuje się wzory przedwojenne i na tym się rzecz kończy. Tymczasem dobry krytyk musi posiadać pewną wrażliwość literacką ( tak jak recenzent muzyczny nie może być osobą której słoń na ucho nadepnął), do tego wiedzę płynącą ze znajomości klasyki i nowości literackich oraz instrumentarium ( umiejętność literackiej analizy tekstu). No i powinien być uczciwy... Dlatego brakuje rzetelnych krytyków. Tzn. oni są, ale nieliczni, niestety. A to, że nawet uczciwa krytyka może boleć jest rzeczą oczywistą - prawdziwego pisarza zawsze coś w boku kłuje, niekoniecznie od krytyki sensu stricto: a to gdzieś przeczyta tekst który uświadomi mu, że ktoś go przewyższył w operowaniu językiem, a to porówna własny dialog z cudzym, dużo lepszym... Dobrze się czują tylko grafomani ;)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

199
Nie byłabym może AŻ TAK surowa jak Navajero w ocenie internetowych recenzentów - na szczęście jest trochę ludzi, którzy mają potrzebę "po prostu" podzielić się swoją opinią na temat przeczytanych książek (bez pretendowania do rangi krytyka literackiego), a są na tyle inteligentni, żeby te opinie zgrabnie ująć. Bardzo sensowne i wyważone są np. recenzje Sławomira Szlachcińskiego na Szortalu (żeby nie reklamować kolejny raz Esensji ;) ). Gorzej, że mamy też zalew kiepskich recenzji portalowych i blogowych pisanych przez młodzież, która z trudem kleci poprawne zdania, ale kreuje się na znawców literatury. To jest moim zdaniem naprawdę plaga - a drugim problemem są, faktycznie, małe, ale głośno promujące "swoich" środowiska TWA.

[ Dodano: Nie 11 Lis, 2012 ]
A, jeszcze jedna kwestia: dla mnie jest różnica między krytyką literacką a recenzją "polecam/nie polecam". Krytyk (czytający z pozycji "specjalista od literatury") analizuje inaczej niż czytelnik. Dobry recenzent niekoniecznie musi posiadać specjalistyczną wiedzę polonistyczną, natomiast pożądane jest oczytanie, pewien poziom erudycji, "szlifu".
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

200
Ignite pisze:Gorzej, że mamy też zalew kiepskich recenzji portalowych i blogowych pisanych przez młodzież, która z trudem kleci poprawne zdania, ale kreuje się na znawców literatury. To jest moim zdaniem naprawdę plaga - a drugim problemem są, faktycznie, małe, ale głośno promujące "swoich" środowiska TWA.
Ignite pisze:Krytyk (czytający z pozycji "specjalista od literatury") analizuje inaczej niż czytelnik. Dobry recenzent niekoniecznie musi posiadać specjalistyczną wiedzę polonistyczną, wystarczy nieco erudycji.
I ja się pod tym podpisuję. Jako czytelnik. Idealnie wypunktowałaś, Ignite, to, czego mi brakuje, oraz to, co mi przeszkadza. Erudycja, oczytanie, umiejętność analizy, wyczucie literackie - tego wymagam od recenzenta. Bo dwie-trzy takie recenzje książki pozwolą mi podjąć decyzję o zakupie, której nie będę żałować. Tymczasem bardzo często, zamiast tego, podtyka mi się jakiś niedorzeczny bełkot, nazywając go, dla niepoznaki, "recenzją". To irytujące.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

201
BTW da się w tak wyważony sposób zrecenzować książkę, która recenzentowi nie przypadła subiektywnie do gustu, że osoby potencjalnie nią zainteresowane i tak stwierdzą, że jest warta zainteresowania, mimo negatywnej recenzji. Gorzej, kiedy wokół słabej książki unosi się "chmurka" pozytywnych, entuzjastycznych wręcz opinii, które wystarczą, żeby wykreować obraz średnio się mający do rzeczywistości.
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

202
Ignite pisze:Gorzej, że mamy też zalew kiepskich recenzji portalowych i blogowych pisanych przez młodzież, która z trudem kleci poprawne zdania, ale kreuje się na znawców literatury.
No to właśnie wypunktowałem używając terminu "niedouki" ;)
Ignite pisze:drugim problemem są, faktycznie, małe, ale głośno promujące "swoich" środowiska TWA.
No są, ale IMO niespecjalnie groźne dla literatury. Nie spotkałem się z sytuacją, żeby ludzie masowo kupowali chwaloną przez TWA książkę. Podobnie z autorami: czasem któregoś rzeczywiście winduje TWA, ale to chwilowe. Później następuje weryfikacja czytelnicza - jak zwykle - i ślizg w dół... Bo TWA niewiele może: ot wygwiazdkować na maksa oceny swojemu pupilowi ( albo przykręcić je "konkurencji"), rzucić kilka pochlebnych recenzji których i tak niemal nikt nie bierze na poważnie...
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

203
A, ok. Ja zrozumiałam z Twojej wypowiedzi, że głównym problemem jest BRAK dobrych recenzentów. IMO ich nie jest wcale tak mało, tylko toną w zalewie recenzyjnej sieczki.
Podobnie z autorami: czasem któregoś rzeczywiście winduje TWA, ale to chwilowe
Oooj, polemizowałabym, ale nie rzucę publicznie nazwiskami.
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

204
Ignite pisze:IMO ich nie jest wcale tak mało, tylko toną w zalewie recenzyjnej sieczki.
Sieczka niech się sieczką odciska... ;)
Aha, bo interpretacji nie dokonałam w kontekście tematu: jakąś rolą wydawnictwa ebooków jest więc budowanie wialni... promowanie stron recenzenckich o wysokiej kulturze krytycznej.
Ostatnio zmieniony ndz 11 lis 2012, 13:01 przez Natasza, łącznie zmieniany 1 raz.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

206
Ignite pisze:Sieczką karmi się osły
Osły trzymane w niewoli w stajniach hodowlanych.
Bo osioł wolny dobrą trawkę sobie skubie...
Tylko czasami osły dla sieczki same do stajni wrócą ;)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

207
Ignite pisze:A, ok. Ja zrozumiałam z Twojej wypowiedzi, że głównym problemem jest BRAK dobrych recenzentów. IMO ich nie jest wcale tak mało, tylko toną w zalewie recenzyjnej sieczki.
Bo ja wiem? Wymieniłabyś więcej niż kilkunastu?
Ignite pisze:
Podobnie z autorami: czasem któregoś rzeczywiście winduje TWA, ale to chwilowe
Oooj, polemizowałabym, ale nie rzucę publicznie nazwiskami.
Możesz rzucić na priva, popolemizujemy :)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

208
Czasami czuję się jako ten osioł, któremu podsuwa się sieczkę, a krewni i znajomi częstującego nią królika, zgodnie przytakują i wychwalają, jaka to dobra strawa.

Czy istnieje w Polsce lub na świecie wydawca e-booków, który świadomie i z rozmysłem dobiera wydawane przez siebie dzieła, kierując się opinią redaktorów, krytyków, znawców literatury? Myślę, że nie. Może to przyszłość. Jednak odległa, bo na razie wszyscy, również ludzie parający się wydawaniem dzieł literackich, myślą tylko i wyłącznie o zysku. A tego raczej nie generują dzieła elitarne. Niestety.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

209
Wymieniłabyś więcej niż kilkunastu?
Powiem tak: widuję recenzje, które uważam za dobrze napisane, wyważone i wiarygodne, na tyle często, że nie uważam tego za incydentalne zjawisko. Natomiast nie śledzę działalności indywidualnych recenzentów na tyle regularnie, aby wiedzieć, czy ktoś recenzuje a) często, b) przez cały czas na takim samym poziomie. Ale myślę, że tak, spokojnie znalazłoby się więcej niż kilkanaście nazwisk.
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

211
Tylko nadal pozostaje pytanie, jak do tematu literackiej krytyki (czy też jej użyteczności) odnosi się potencjalny czytelnik, szukający dla siebie lektury.
Ja postawiłam tezę, że dzisiejszy czytelnik jej nie potrzebuje. Wyemancypował się na tyle, że nie jest bynajmniej bezradny. Wie czego chce i wie, jak tego poszukać.
Czy przypadkiem formuła krytyka-autorytetu nie odchodzi już do lamusa?
Może to i ładnie brzmi, gdy mówi się o potrzebie rzetelnej, profesjonalnej krytyki, pełniącej rolę pomocnego przewodnika, ale... mnie to nie przekonuje. Więcej, Wasze wypowiedzi, jakkolwiek bardzo ciekawe, pogłębiły jeszcze moje watpliwości.

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”