31

Latest post of the previous page:

Ezzy pisze:Hmm, zakładając że Ci się uda (czego Ci z całego serca życzę) możemy (forumowicze) liczyć na jakąś specjalną opcję podczas wydawania naszych (debiutów) książek?
Z pewnością na początku będę starał się o utrzymanie swojej powieści na rynku, później pozyskanie książki kogoś, kto już publikował, ale kto wie? Może pierwszym debiutantem, którego uda mi się wyłowić będzie ktoś z Wery? Zobaczymy jak się sprawy potoczą ;)
Ezzy pisze:btw gdybyś potrzebował czegoś związanego z reklamą PW (pracuje w agencji reklamowej / drukarni( nie zajmujemy się drukowaniem książek raczej )) może uda się pomóc w zakresie oklejania samochodu, czy czegoś innego...
Haha...! Dziękuję, to bardzo miło! Będę miał to na uwadze, ale nie wiem, czy uda mi się rozwinąć do tego stopnia, żeby przedsięwziąć takie kroki ;)
qaz56 pisze:W takim układzie życzę powodzenia w próbie. Liczę, jak i pewnie inni na późniejsze relacje z podjętego działania. Bardzo mnie ciekawi jak to wyjdzie w praktyce.
Jeżeli tylko uda mi się formalnie zaistnieć jako wydawca z pewnością dam znać :) Jak na razie robię kalkulację cenową swojej książki w różnych drukarniach i zbieram informację na temat pozyskania kontrahentów. Może miałby ktoś jakieś informację na ten temat? Z chęcią dowiedziałbym się czegoś również od was i posłuchał waszych opinii ;)

32
Ujmę to tak: słyszałem o poważnym projekcie założenia niszowego wydawnictwa do którego przystąpiono z kapitałem rzędu 40 tyś zł i plikiem kilku obiecujących maszynopisów.

Było to jeszcze przed vat-em i przed kryzysem. Wydawnictwo zniszczyły:

-ZUS - składka od działalności gospodarczej wynosiła wtedy grubo ponad 700 zł miesięcznie niezależnie od dochodów.

-Bezwład rynku - tzn. ksiegarnie płaciły jak chciały, kiedy chciały, czasem nie płaciły a zakładanie spraw sądowych dla odzyskania kilkuset złotych z koniecznością jeźdzenia na rozprawy na drugi koniec kraju się nie kalkulowało.

-Brak zbytu - tzn. książki się nie sprzedawały, na reklamę kasy brakowało.

Po dziesięciu miesiącach chłopaki zamknęli interes szczęśliwi że odzyskali chociaż część kasy...

*

Ps. rentowność w tym biznesie (czyli zysk na czysto od wkładanego każdorazowo kapitału) wynosi może 10%

34
Andrzej Pilipiuk pisze:Wydawnictwo zniszczyły:

-ZUS - składka od działalności gospodarczej wynosiła wtedy grubo ponad 700 zł miesięcznie niezależnie od dochodów.
ZUS właśnie jest niezależny od dochodów i to potrafi zabić każdą działalność. Obojętnie czy zarabiasz, czy nie, musisz płacić miesiąc w miesiąc. A skąd, jeśli nie zarobiłeś złamanej złotówki, masz na to brać?
Pół biedy jeśli jest to pierwsza działalność, wtedy ma się ZUS obniżony, mający niby ułatwiać życie początkującym. A jeśli nie pierwsza, to już jest prawie 1000zł (bez pracowników)...

35
Andrzej Pilipiuk pisze: Ps. rentowność w tym biznesie (czyli zysk na czysto od wkładanego każdorazowo kapitału) wynosi może 10%
Zasadniczo za rentowność uważa się relację zysku (operacyjnego EBIT, brutto, netto - zależnie od branży i okoliczności przedstawiania danych) do przychodów firmy. Taki wskaźnik na poziomie 10% byłby (oczywiście przy zasadzie "ceteris paribus") rewelacyjny w handlu, przeciętny dla produkcji i raczej słaby dla usług. Ciężko mi zakwalifikować działalność wydawniczą - ale najbliżej będzie chyba właśnie dla produkcji.

Tobie zaś, Andrzeju, chodziło zapewne o ROE, czyli zwrot z kapitału własnego. Owszem, jest to również wskaźnik dotyczący rentowności, aczkolwiek ekonomista mógłby cię źle zrozumieć. Gdy słyszę, że jakieś przedsiębiorstwo ma rentowność na poziomie x%, to automatycznie wyobrażam sobie, że wyciąga x groszy na każdą złotówkę przychodu.

Przestawiając ROE=10% miałeś zapewne zamiar pokazać, że biznes wydawniczy to g**no, a nie biznes. Przyznaję ci rację - przy takim ryzyku, jakim taki biznes jest obarczony, 10% ROE to naprawdę nic.

37
Również miałem takie odczucie. Produkcja jako druk książek, usługi jako wyszukiwanie materiałów do druku i ich późniejsza redakcja i handel jako sprzedaż gotowych książek księgarniom.

38
Ujmę to tak:

Nie jestem ekonomistą - z trudem odróżniam procent o punktu procentowego.
(i pewnie dla tego nie biorę się do interesów).

Zakładam tak:

Wkład własny 100 tyś, zysk na czyto (po zapłaceniu haraczu na ZUS, PiT, CIT, VAT etc. )
rzędu 10 tyś. Moim zdaniem to realne.

tzn. te "10 na czysto" będzie najwcześniej po 6-9 miesiącach a realnie - po roku.

Uda się szybciej i więcej - alleluja i świeczkę w kościele wypada zapalić.
Ale to mało prawdopodobne.

(wypadałoby jeszcze uwzględnić inflację - ale jak poznać jej faktyczny wymiar?)

*

W tej chwili jest najgorszy możliwy moment na zabawę w wydawnictwo. Rynek siada strasznie. Księgarnie padają. Czytelnictwo siada. Piractwo dodatkowo miesza. Legalne e-booki są tak dowalone podatkami że nie są dobrą alteratywą.

*

Przyjmijmy na chwilę że tego problemu nie ma. Że mamy jak za "kaczyzmu" - rynek się rozwija, kasa płynie etc.

Co chcecie wydawać? Książki.


Możliwości są dwie:

a: tłumaczenia - bierzecie coś z zagranicznej listy bestselerów, tłumaczycie na nasze, zgłaszacie się do agenta. Jeśli zaczynacie (a nie daj Boże to pierwsza ksiązka którą chcecie wydać...) - nie zna was, nie ufa i zapewne od razu pośle na bambus. Jak nie pośle na bambus dostaniecie warunki najgorsze z możliwych, np zażąda 10 tyś eurosów z góry.

b) produkcja krajowa.

-Możecie poszukać grafomoanów do wynajęcia - tylko że zawodowcy przeważnie trzymają się latami swoich wydawnictw i nie zechcą rzucać sie na nieznane wody.

-Możecie wyszukać debiutantów i spróbowac zmontować z nich własną stajnię. Potem wystarczy 10 lat budować ich markę i pilnować żeby nikt ich nie podkupił jeśli staną się sławni...

i generalnie trzeba na to KAAAAAASY bo pierwsze książki prawie na pewno będą deficytowe.

I jeszcze jedno: NISZA EKOLOGICZNA.

Zanim zbierzecie stajnię, zanim zgromadzicie 20 DOBRYCH maszynopisów w zapasie, zanim znajdziecie redaktora, ugadacie grafików etc. musicie określić swój profil - kierunek natarcia, target.

Dobre nisze są zajęte. Musicie:

a) wcisnąć się między kamienie młyńskie - czyli potężne wydawnictwa dominujące w sektorach,

b) wyszukać słabiej obsadzone i sprobować nadupcyć dotychczasowym potentatom (jak swego czasu Fabryka Słów i Runa weszły jak nóż w masło w fantastykę - a ówcześni potentaci obudzili się z ręką w nocniku).

c) znaleźć niszę wolną. (np. nikt w Polsce nie wydaje gejowskiego SF, ani splatterpunku).

*

Ergo: NISZA, STAJNIA, KASA. Bez tych 3 elementów nie ma sensu nawet próbować.
P. wypadałoby popracowac w jakimś wydawnictwie - rok-dwa żeby zdobyć element 4 - podstawowe doświadczenie...

39
Założenie wydawnictwa w tradycyjnym rozumieniu biznesu- czyli jako wspomniana wcześniej produkcja, handel i usługi z ekonomicznego punktu widzenia jest z góry skazane na porażkę. Dziś każdy biznes jest trudny a co dopiero wydawniczy; zatory płatnicze, przesycenie, malejący popyt, niepewny dopływ wybitnych tekstów (bo dobre się nie przebiją), działka dla państwa itd. Tak widzę to jako ekonomista. Jestem tu natomiast jako (jeszcze nie) pisarz (jak prawie każdy tu) więc temat z tej strony wypada ugryźć. Jeżeli miałbym się zaangażować w taki projekt to nie dla zysku, nie dla pieniędzy lecz dla debiutu, zdobycia nazwiska, wybicia się itd. itp. bo 100 tyś można znacznie lepiej zainwestować. I widziałbym to raczej jako projekt outsourcingowy, w którym na zewnątrz byłby skład, redakcja, druk i wszystkie procesy fizyczne, sam zająłbym się tym co wydaje się najważniejsze- promocją i sprzedażą, po prostu marketingiem. Zakładam, że każde wydawnictwo oferujące self publishing zrobi to taniej i lepiej niż wydawnictwo debiutantów biznesowych i literackich, więc już istniejącym należy zlecić druk a samemu zająć się promocją; zadbać o miejsce na półkach, ekspozycję, reklamę, kontakt z mediami, marketing w sieci, szeptany itd. W praktyce więc byłaby to bardziej agencja promocyjna niż tradycyjne wydawnictwo, coś pomiędzy wydaniem własnym sumptem a tradycyjnym.

40
@up
Zakładam, że każde wydawnictwo oferujące self publishing zrobi to taniej i lepiej niż wydawnictwo debiutantów biznesowych i literackich, więc już istniejącym należy zlecić druk a samemu zająć się promocją; zadbać o miejsce na półkach, ekspozycję, reklamę, kontakt z mediami, marketing w sieci, szeptany itd. W praktyce więc byłaby to bardziej agencja promocyjna niż tradycyjne wydawnictwo, coś pomiędzy wydaniem własnym sumptem a tradycyjnym.
Zarówno w Twoim wypadku jak i wypadku autora tematu ja osobiście widzę tu zupełne odwrócenie kolejności. Ale o tym zaraz.

Promocji lepszej nie zrobi selfpublishing ani nie zrobi go sam autor. Uderzając do księgarni (a tym bardziej sieciówki) z jednym tytułem jesteście absolutnie nieperspektywiczni jako partner dla takiej placówki.
Księgarni nie będzie zależeć w żaden sposób, żeby promować Wasz tekst. Po pierwsze nie ma żadnej gwarancji, ze jest dobry, po drugie nie ma żadnej gwarancji, że ktoś go kupi. Po trzecie, nawet jeśli jakimś cudem okaże się to bestsellerem (na co szansę są żałośnie małe) to wciąż tylko jedna książka. Gdy większość wydawnictw uderza do księgarń np. z dwudziestoma, Wy znaczycie tyle co nic.

Dla prasy/radia/innych mediów też nic nie znaczycie. Jesteście nieznanym człowiekiem, który nie ma żadnego know-how. Zero kontaktów, minimalna znajomość rynku (kto co recenzuje, ile to daje, u kogo warto walczyć o patronat), itd.

Takie inicjatywy najczęściej kończą się wymodzeniem przez autora strony WWW, z mocno rozbudowanym działem "O mnie", gdzie autor pisząc w trzeciej osobie, mówiąc oględnie, czochra predatora nad swoją osobą. Do tego dochodzi często jakiś patronat medialny serwisów i pism, które poza Internetem nie istnieją.

Nie wiem, nie znam się, zarobiony jestem, ale z moich obserwacji na ogół tak to wygląda.
Bierze się to moim zdaniem z tego, że sfrustrowani autorzy zamiast siedzieć nad tekstami próbują je wydać. Efekt jest taki, że taki gość ani nie pisze dobrze, ani wydawać nie umie.


A teraz obiecane zdanie o kolejności.
Zwróćcie uwagę na uznane nazwiska z naszego i zagranicznego podwórka. Ci, których znamy, a którzy wydają sami, to ludzie, którzy wcześniej wydawali gdzie indziej. Zrobili ze swoich nazwisk marki.
Tworząc wydawnictwa kierowali się prostą zasadą: eliminacja pośredników. Wydaję sam siebie bo z tego jest więcej kasy (plus większa kontrola nad tekstem). Ale robię to dlatego, że moje nazwisko jest już zbudowane, utrwaliło się w świadomości czytelników. Stało się to niejako dzięki tamtemu wydawnictwu, w którym zaczynałem.

A zatem: zdobywszy już rynek wykorzystuję to, by założyć wydawnictwo i mieć więcej kasy.

A nie: wkładam kasę, by wydać książkę, która ma dopiero zdobyć rynek.

Nie chcę nikogo zniechęcać, im więcej wydawnictw tym lepiej, ale jeśli dla kogoś głównym celem jest wydanie własnej książki, to jak łowienie wędki na rybę. Przynajmniej dla mnie.
Seks i przemoc.

...I jeszcze blog: https://web.facebook.com/Tadeusz-Michro ... 228022850/
oraz: http://www.tadeuszmichrowski.com

41
zasadniczo racja, ale jeśli ktoś myśli o założeniu własnego wydawnictwa powinien rozważyć różne opcje, zwłaszcza innowacje bo nie ma sensu kopać się z koniem.

Oczywiście wzorcową sytuacją jest ta w której ktoś pisze znakomity tekst a wydawca go drukuje, promuje i sprzedaje, ale jeśli ktoś czuje się na siłach może spróbować w inny sposób (osobiście jestem za sytuacją wzorcową).

Chodzi mi o to że rynek się zmienia i należy za nim podążać lub nawet uczestniczyć w zmianach. Spójrzcie na branżę telewizyjną- do niedawna było parę kanałów i każdy miał milionową oglądalność, dziś kanałów jest kilkadziesiąt (albo i lepiej) i oglądalność na poziomie 100tyś. jest dobrym wynikiem a i każdy może zrobić swoją telewizję i coś z tego mieć (patrz yt). A teraz wyobraźcie sobie śmiech ludzi z branży, gdyby kilka, kilkanaście lat temu powiedzieć im że tak będzie.

Dziś jest kilka(naście) wiodących wydawnictw, być może za parę lat rynek zmieni się tak jak tv, i powstaną jakieś mikro wydawnictwa które będą funkcjonować równolegle z tradycyjnymi ( w opozycji lub współpracy) a być może nic się nie zmieni. Tak czy owak nie zaszkodzi pochylić się nad każdą opcją. Poza tym branża wydawnicza jest ściśle powiązana z księgarniami- które tworzą osobny rynek, który również może ewoluować i zmienić się diametralnie, nie wspominając o internecie.

Niezaprzeczalnie podstawą sukcesu jest wybitny tekst i nie biorę pod uwagę sytuacji w której ktoś koniecznie chce siebie tytułować pisarzem i sam opłaci swojego gniota.

Media i promocja- zgadzam się- debiutant literacko- biznesowy nie zrobi tego lepiej ale i nie jest na straconej pozycji. Na jego korzyść przemawiają zaangażowanie i determinacja, co w jakimś stopniu zniweluje korporacyjny paraliż i bycie jednym z dziesięciu innych debiutantów.

42
TadekM ma dużo racji. W zasadzie przypadek który opisał jest dla mnie jedyną rozsądną możliwością, jeżeli chodzi o założenie wydawnictwa przez pisarza (wejście na rynek w celu usunięcia pośredników). We wszelkich pozostałych przypadkach, pisarze powinni pozostać pisarzami i nie mieszać się w zakładanie wydawnictw. Dlaczego? Ano dlatego
Andrzej Pilipiuk pisze:W tej chwili jest najgorszy możliwy moment na zabawę w wydawnictwo. Rynek siada strasznie. Księgarnie padają. Czytelnictwo siada. Piractwo dodatkowo miesza. Legalne e-booki są tak dowalone podatkami że nie są dobrą alteratywą.
a także
Smoke pisze: bo 100 tyś można znacznie lepiej zainwestować
Zakładanie wydawnictwa to nic innego jak zwykły biznes. A jak już Andrzej nam napisał (a z pewnością branżę zna), rynek jest ciężki. Rządzi kilkunastu graczy. A do tego dochodzi jeszcze fakt, że wydawnictwa nie mają pełnego wpływu na sprzedaż, gdyż pomiędzy nimi, a odbiorcami końcowymi jest jeszcze jeden, być może jeszcze cięższy do pokonania element (o którym wspomniał przedmówca): księgarnie - tutaj graczy jest jeszcze mniej i wydaje mi się, że to oni tutaj dyktują warunki.

Reasumując, niech pisarze zostaną przy pisaniu jak najlepiej, a zakładaniem biznesów niech zajmą się osoby, które się na tym znają.

43
Chodzi mi o to że rynek się zmienia i należy za nim podążać lub nawet uczestniczyć w zmianach. Spójrzcie na branżę telewizyjną- do niedawna było parę kanałów i każdy miał milionową oglądalność, dziś kanałów jest kilkadziesiąt (albo i lepiej) i oglądalność na poziomie 100tyś. jest dobrym wynikiem a i każdy może zrobić swoją telewizję i coś z tego mieć (patrz yt). A teraz wyobraźcie sobie śmiech ludzi z branży, gdyby kilka, kilkanaście lat temu powiedzieć im że tak będzie.
Myślę, że też po prostu zmniejszyła się bariera wejścia na ten rynek. Zamiast inwestować we własną naziemną sieć nadawczą, czy płacić za nią kasę (nie wiem jak to działa) dziś wystarczy podpisać umowę z gośćmi od satelity. A talerz ma każdy.
Przyznasz jednak, że mimo tej zmiany mimo wszystko dziś ogląda się te same kanały co dziesięć lat temu. Jeśli rynek się poszerzył o wielkich to głównie w wyniku przyjścia ludzi "z pieniędzmi" z zagranicy. Małe stacje, o których mówisz walczą raczej o resztki ze stołu wielkich.

I, teraz jak o tym myślę, to widzę, że to coś o czym mówisz już się pojawiło. A właściwie to właśnie rodzi się i rozwija. To ebooki (niska bariera wejścia, POTENCJALNIE szerokie grono odbiorców). Tylko że to już odrobinę inna, ale bardzo długa, dyskusja.

@Gharas
Reasumując, niech pisarze zostaną przy pisaniu jak najlepiej, a zakładaniem biznesów niech zajmą się osoby, które się na tym znają.
Nie ująłbym tego lepiej.
Seks i przemoc.

...I jeszcze blog: https://web.facebook.com/Tadeusz-Michro ... 228022850/
oraz: http://www.tadeuszmichrowski.com

44
Jestem niejako świeżo po zajęciach z marketingu wydawniczego (pomieszanego z organizacją wydawnictwem, ekonomią książki itede itepe). Na symulacjach prowadzenia wydawnictwa, nawet z wkładem własnym rzędu 200-300 tys. nie udawało się wyjść choćby na 2 tys. na plus. Symulacje dotyczyły zarówno jedego konkretnego tytułu jak i zarządzania wydawnictwem na przestrzeni kilku lat (i kilkunastu tytułów). Zajęcia prowadził człowiek obtrzaskany z tematem, z doświadczeniem na rynku ponad 20 lat, prowadzący firmy konsultingowe.

Jeśli ktokolwiek z uczestników miał jakiekolwiek wizje związane z prowadzeniem wydawnictwa, naszemu wykładowcy udało się wszystkie je zmiażdżyć (a zamiary miał raczej czyste).

Pozostaje bogato się ożenić/wyjść za mąż :)

Wróć do „Wydawnictwa”

cron