Cerro pisze:Szczerze mówiąc, gdy zastanawiam się nad sięgnięciem po książkę, o której autorze nigdy nie słyszałam, to w pierwszej kolejności zaglądam na Lubimy Czytać,
Co do lubimyczytac.pl wtrące swoje trzy grosze. Moje pierwsze doświadczenia jako pisarza z tym portalem nie są najlepsze. Kilka dni po premierze shejtowano moją książkę (te same nicki powstawiały też jedynki m.in. Grzędowiczowi, Gołkiewiczowi i jeszcze paru osobom). Nie mam nic przeciwko czytelnikowi, któremu moja książka się po prostu nie podoba, to oczywiste, ale tutaj, moim zdaniem, nie z takim czytelnikiem mamy do czynienia. Wiele opinii pojawiło się jednego dnia, niemal o tej samej godzinie i zawierają prawie te same teksty: „ta książka kompletnie nie przypadła mi do gustu”, „bardzo nie przypadła mi do gustu”, „kompletnie, kompletnie mi nie przypadła do gustu”, „Widzę, że nie jestem jedynym, któremu książka nie przypadła do gustu” itd. Dodatkowo ileś nicków (piszę „nick” celowo zamiast „osoba”, bo moim zdaniem ilość „nicków” nie równa się ilości „osób”

) pisze o „ogromnych błędach w korekcie”. Otóż liczba błędów korektorskich jaką wyśledziłem w książce wynosi... zero. I to jest obiektywna sytuacja, każdy może sobie sam to sprawdzić

Pytam więc jaka jest wiarygodność internetowych serwisów, gdzie każdy może sobie stworzyć sto kont i zaniżyć lub zawyżyć ocenę książki w dowolny sposób? I cóż mogę z tym zrobić jako pisarz? Mogę tylko olać to albo założyć sto innych kont i przeprowadzić kontratak, czego jednak z przyczyn etycznych robić nie zamierzam. I pewnie nie widziałbym w tym wielkiego problemu, gdyby nie to, że jednak część osób ufa tego typu opiniom, tak jak część wierzy w to, co jest napisane na Pudelku
MaciejŚlużyński pisze:
Podstawą jest dobry tekst napisany przez Autora. Zawsze. Ilość recenzji jest raczej pochodną tej funkcji.
Tu się zgadzam, ale znowu liczy się czas, zwłaszcza dla debiutanta. W nawale najróżniejszych tekstów bardziej uznanych czy „gorących” autorów, jego tekst może spaść na dno „stosiku” i choćby był najcudowniejszy zostaje zrecenzowany dopiero po jakimś dłuższym czasie, a tymczasem książka może już „wyparować” z księgarni. Ostatnio czytałem wywiad z niezależnym wydawcą (wydawczynią? Bo to była kobieta), która o tym właśnie mówiła, że jedna z jej książek została zrecenzowana entuzjastycznie w „Gazecie wyborczej” ale tymczasem było to już pół roku po wydaniu i po książce w księgarniach zostały już tylko wspomnienia.
"Tożsamość Rodneya Cullacka", książka już w księgarniach.
Więcej o książce:
www.facebook.com/tozsamoscrodneyacullacka