46

Latest post of the previous page:

Óp pisze:Wszystkie tego typu pytania przypominają mi sytuację, gdy młody adept piłkarski największą wagę przykłada do tego w jakich będzie grał korkach. Bo jak w zielonych, to się przypodoba trenerowi, a czerwone przynoszą mu pecha.
Czuję się wywołany.
Wybacz dosadność, ale piszesz totalnie nie ad rem. Jedyne czego chciałem się dowiedzieć, to co zrobić, aby praca debiutanta została PRZECZYTANA, a nie jak zmusić/wybłagać wydawnictwo, by wydrukowało tekst.
To co napisałeś jest logiczne - koniec końców najważniejsze jest, by tekst pochwycił recenzentów (czy jak oni się tam zowią) i miał w sobie coś, co zdecyduje, że zostanie wydany, reszta to szczegóły. Swoją drogą, ktoś mądry kiedyś powiedział, że "diabeł tkwi w..." :)

Pozdrawiam ciepło.
Miało nic nie być, ale może podziała na panel Avatara? *hopefully* Podziałało! Wdzięczny, pozostawiam : )

47
Wybacz dosadność, ale piszesz totalnie nie ad rem. Jedyne czego chciałem się dowiedzieć, to co zrobić, aby praca debiutanta została PRZECZYTANA, a nie jak zmusić/wybłagać wydawnictwo, by wydrukowało tekst.
Szczerze mówiąc, chyba musisz mieć nadzieję. :D

I wydaje mi się - a post godai to potwierdza - że jednak dobrze jest mieć kogoś, kto ma już do wydawnictwa jakiś tam dostęp. Przykładowo, miałam na Polconie taki sympatyczne panelik, gdy rozmowa sobie dryfowała w rozmaitych kierunkach i nagle się okazało, że połowa ludzi dobiła się do wydawcy jakimiś - hi, hi - pokątnymi drogami, bo ktoś ich polecił, pokazał, wyłowił... (imo nie sądzę, żeby akurat Fabryka Słów zajmowała się jakimś szczególnie uważnym wyławianiem talentów, bo po co, skoro do nich wszyscy walą drzwiami i oknami - więc tutaj sytuacja jest na pewno odmienna).

Z drugiej strony, wierzyć mi się nie chce, żeby wydawcy ignorowali to, co się do nich śle normalnymi drogami. Idealistycznie wierzę, że to wszystko czytają i dobra rzecz się przebije. ;D Ależ o ile inna jest sytuacja, gdy ktoś z już wydających autorów wpada z tekstem i okrzykiem "Patrzcie, mam coś super! :lol:!" od takiej, gdy znużony redaktor z kubkiem kawy otwiera skrzynkę mailową i wzdycha: "O matko i córko, znowu jakaś genialna, debiutancka trylogia. :roll:"
jestem zabawna i mam pieski

48
Bloo pisze:
Óp pisze:Wszystkie tego typu pytania przypominają mi sytuację, gdy młody adept piłkarski największą wagę przykłada do tego w jakich będzie grał korkach. Bo jak w zielonych, to się przypodoba trenerowi, a czerwone przynoszą mu pecha.
Czuję się wywołany.
Wybacz dosadność, ale piszesz totalnie nie ad rem. Jedyne czego chciałem się dowiedzieć, to co zrobić, aby praca debiutanta została PRZECZYTANA, a nie jak zmusić/wybłagać wydawnictwo, by wydrukowało tekst.
To co napisałeś jest logiczne - koniec końców najważniejsze jest, by tekst pochwycił recenzentów (czy jak oni się tam zowią) i miał w sobie coś, co zdecyduje, że zostanie wydany, reszta to szczegóły. Swoją drogą, ktoś mądry kiedyś powiedział, że "diabeł tkwi w..." :)

Pozdrawiam ciepło.
Nie piłem do Ciebie - a już na pewno nie chciałem Cię atakować. Po prostu uważam, że wszystko, czego oczekuje wydawnictwo jest napisane na stronie wydawnictwa. To, czy autor przyniesie tekst w rękach czy przez posłańca, to marginalia. Jak tekst będzie dobry, to zostanie doceniony, jak nie przez to wydawnictwo to przez kolejne.

49
Cerro pisze: drugiej strony, wierzyć mi się nie chce, żeby wydawcy ignorowali to, co się do nich śle normalnymi drogami. Idealistycznie wierzę, że to wszystko czytają i dobra rzecz się przebije.
Przebije się i to jest kwestia naprawdę niewielkiej ilości szczęścia.

Pora przyznać to wprost - wydawnictwa żyją z tego, że wydają książki :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

Dlatego wydawcy, recenzenci, selekcjonerzy, znajomi - nazwijmy ich, jak Wam wygodniej - naprawdę czytają to, co do nich trafia. No, chyba że po prostu nie dają rady, bo są zbyt mali na tak wielką ilość szczęścia, jaka ich w postaci nadesłanych tekstów spotyka :roll:
Cerro pisze:znużony redaktor z kubkiem kawy otwiera skrzynkę mailową i wzdycha: "O matko i córko, znowu jakaś genialna, debiutancka trylogia. :roll: "
...lub czyta na forach czy grupach dyskusyjnych, ze strachem w oczach, że ktoś ma już milion dwieście tysięcy znaków, a to dopiero pierwszy tom jest...
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

50
Óp pisze: Nie piłem do Ciebie - a już na pewno nie chciałem Cię atakować. Po prostu uważam, że wszystko, czego oczekuje wydawnictwo jest napisane na stronie wydawnictwa. To, czy autor przyniesie tekst w rękach czy przez posłańca, to marginalia. Jak tekst będzie dobry, to zostanie doceniony, jak nie przez to wydawnictwo to przez kolejne.
Najwidoczniej źle odebrałem Twoją wypowiedź, z którą (jak wspomniałem wcześniej) jak najbardziej się zgadzam :)
MaciejŚlużyński pisze:Dlatego wydawcy, recenzenci, selekcjonerzy, znajomi - nazwijmy ich, jak Wam wygodniej - naprawdę czytają to, co do nich trafia. No, chyba że po prostu nie dają rady, bo są zbyt mali na tak wielką ilość szczęścia, jaka ich w postaci nadesłanych tekstów spotyka :roll:
Dzięki za tą wypowiedź, pocieszająca :) Ktoś mi kiedyś powiedział (nie był zbytnio związany z wydawnictwami, aczkolwiek w moich oczach posiadał niemały autorytet), że wydawnictwo często wgle nie zagląda do prac debiutantów. Stąd te moje dopytywania, szczególnie, że pierwszy raz mam okazję "rozmawiać" z wydawcą, który najlepiej się orientuje jak wygląda sprawa.

Dziękuję również wszystkim innym, którzy udzielili się w poruszonym temacie :)

Nie pozostaje nic innego jak pisać! :)
Miało nic nie być, ale może podziała na panel Avatara? *hopefully* Podziałało! Wdzięczny, pozostawiam : )

52
Jarppy pisze:Ogólnie to miła dyskusja się nawiązała
Mili i kulturalni ludzie na forum - to i dyskusja na poziomie i dość merytoryczna.

Ja też niewiele wniosłem, ale czytam z przyjemnością.

[ Dodano: Czw 11 Wrz, 2014 ]
Bloo pisze:Nie pozostaje nic innego jak pisać! :)
A to jest w tej profesji podstawa ;-)

[ Dodano: Czw 11 Wrz, 2014 ]
Bloo pisze:Ktoś mi kiedyś powiedział (nie był zbytnio związany z wydawnictwami, aczkolwiek w moich oczach posiadał niemały autorytet), że wydawnictwo często wgle nie zagląda do prac debiutantów.
Uwierz - zagląda.

Problem być może polega na tym, że debiutanci nie mają absolutnie żadnej taryfy ulgowej, więc zdarza się, że po przeczytaniu dziesięciu stron tekstu i natrafieniu na kilkanaście błędów ortograficznych cały tekst po prostu ląduje w koszu. I żadne tłumaczenie się autora nic tu nie pomoże - moim zdaniem wysyłanie tekstów "surowych", bez ich przejrzenia, bez korekty choćby szczątkowej - to proszenie się o kosz.

Żaden wydawca nie nakaże swoim recenzentom przebrnąć przez gąszcz literówek i ortów, żeby ocenić ewentualny potencjał drzemiący w utworze debiutanta. A redakcja ocenia pomysł dopiero wtedy, jak da radę przeczytać cały tekst.
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

53
Można odnieść wrażenie, że być debiutantem to sprawa przegwizdana. Ale mam pytanie: jak zostać pisarzem "z dorobkiem" jeśli się debiutantem nie było? O ile się nie mylę, trudno zostać generałem lub choćby kapitanem, nie zacząwszy od szeregowca, lub ostatecznie podoficera po adekwatnej szkole. Każdy kiedyś zaczyna.
Nie mówię, żem jest geniusz, lecz i nie dupa
Też bym napisał "Dziady", gdybym się uparł..
.


K.I.Gałczyński

Pisarz jest pisarzem, ponieważ pisze. Bynajmniej nie dlatego, że ma legitymację

Michaił Bułhakow

56
Myślę, że to trudno ocenić młodemu pisarzowi (czy komuś, kto aspiruje do tego tytułu). W ogóle trudno ocenić samego siebie - trzeba by wyjść poza siebie najpierw, a to niemożliwe. Więc taki młody pisarczyk coś tworzy, wysyła, ktoś mu to gdzieś publikuje i już, i poszło. Dopiero inni weryfikują to dzieło albo i sam autor - ale po dekadzie na przykład.
Taki choćby Szczepan Twardoch wstydzi się swojego pierwszego zbioru opowiadań. Tylko że wtedy, gdy miał 20-kilka lat i to pisał, lepiej pisać nie umiał. A same opowiadania niewątpliwie kwalifikowały się do druku.

57
Powiedzmy tak:

I

1) przydały by się warsztaty literackie - nie jako odpowiednik szkoły oficerskiej ale wojskowej unitarki - przeszkolenia podstawowego.

2) przydałyby się do tego jakieś studia albo systematyczna i prowadzona wedle planu praca samokształceniowa - bo bez podstaw spłodzicie co najwyżej tysięczne dzieło fantasy które zacznie się sceną bójki w karczmie a skończy wrzucaniem biżuterii do wulkanu...

3) potrzebujecie doświadczenia. Dziewice i prawiczki (nie ma się czego wstydzić) lepiej niech nie piszą o seksie - bo rzeczywistość jest ciut inna niż to pokazują na pornosach. Kto nie spędził nocy w szałasie lub pod namiotem, kto nie przemarzł na kość i nie przemókł maszerując 20 kilometrów przez kopny śnieg też lepiej niech unika opisu wędrówki przez góry.

4) potrzebujecie też trochę oleju w głowie - ale na to nie macie wpływu ;>

II


1) warto dokonać ostrzału pozycji przeciwnika - tzn. napisać tak ze 20 opowiadań i gdzieś pozamieszczać. Może warto tez poprowadzić ciekawego bloga nawet niekoniecznie na tematy literackie - to nam trochę nabije popularności - chodi o te pierwsze 1-2-3 tysięcy ludzi którzy sięgną po debiutancką książkę bo jakoś bedą nas kojarzyli.

2) trzeba napisać DZIEŁO a właściwie jak już wspominałem potrzebujecie do ataku frontalnego ze 3 DOBRE maszynopisy. I musicie być gotowi iść za ciosem - sprzeda się pierwsza książka sukce trzeba natychmiast dobijać drugą LEPSZĄ. (a potem trzecią czwartą etc diwe roczni przez pierwsze 10 lat o ile jakiś tusek nie pozamyka reszty księgarni.

3) dzieło przed złożeniem powinno być możliwie dopieszczone - tu w zasadzie jedynym problem jest kasa. Jak macie powiedzmy 2 tyś zł. to stać Was na fachową redakcję i korektę. Nie zatrudnijcie raczej do tego pani od polskiego z gimnazjum, nawet jak był miła..

4) ten olej w głowie i teraz się przyda - żeby to było dzieło strawne a nie nuuudne wypociny.

III

1) Znajomości mogą się przydać ale nie przeceniajmy ich. Większość ludzi przebiła się bez tego.

2) ryzyko niepowodzenia jest ZAWSZE.

3) mając na koncie 20 wydanych opowiadań jesteśmy w lepszej sytuacji ni ten kto ma ich zero. Ludzie którzy kupić pierwszą ksiązkę i się nią zachwycą polecą innym. Problem w tym e ktoś to musi kupić.

4) na tym etapie olej w głowie też jest potrzebny.

58
Swoją drogą, chyba dobrą radą by było dla debiutanta (czyli dla mnie też :) ), żeby najpierw dzieło dopieścić, a potem... odłożyć na półkę i wrócić do niego dopiero po jakimś czasie i przeczytać drugi raz. Właśnie wróciłem do swojej, khm, powieści, którą uważałem, że porządnie dopieściłem, i gdy ją teraz po dwóch latach czytam, na każdej stornie znajduję jakieś niezręczności stylistyczne, powtórzenia i tak dalej.

Aczkolwiek dwuletnia przerwa to chyba przesada :)
http://radomirdarmila.pl

59
szopen pisze:Aczkolwiek dwuletnia przerwa to chyba przesada
To nie jest kwestia czasu, tylko funkcja zdobywania doświadczenia w czasie.

Niektórym i pięć lat nie wystarczy, jeśli będą w tym czasie siedzieć i nic nie robić.

Niektórym wystarczy miesiąc intensywnej pracy nad czymś innym, aby świeżym spojrzeniem ogarnąć swój własny tekst. Aczkolwiek i tak nie wierzę w to, że Autor potrafi swój własny tekst poprawić w sposób zadowalający - zwłaszcza zadowalający wydawcę ;-)
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

60
Swoją drogą, chyba dobrą radą by było dla debiutanta (czyli dla mnie też :) ), żeby najpierw dzieło dopieścić, a potem... odłożyć na półkę i wrócić do niego dopiero po jakimś czasie i przeczytać drugi raz. Właśnie wróciłem do swojej, khm, powieści, którą uważałem, że porządnie dopieściłem, i gdy ją teraz po dwóch latach czytam, na każdej stornie znajduję jakieś niezręczności stylistyczne, powtórzenia i tak dalej.
Jeżeli tekst sprzed paru lat nie jest gorszy od tego, co piszesz obecnie, to znaczy, że drepczesz w miejscu, więc chyba dobrze, że pojawiają się negatywne odczucia!

Z tego powodu nie mnożyłabym też trudności z debiutem, że to koniecznie musi być dzieło życia i szczyt możliwości. Bo tak to można odwlekać aż do grobu. Wystarczy, że coś jest "dość dobre". :twisted:
jestem zabawna i mam pieski

61
Óp pisze:Myślę, że to trudno ocenić młodemu pisarzowi (czy komuś, kto aspiruje do tego tytułu). W ogóle trudno ocenić samego siebie - trzeba by wyjść poza siebie najpierw, a to niemożliwe. Więc taki młody pisarczyk coś tworzy, wysyła, ktoś mu to gdzieś publikuje i już, i poszło. Dopiero inni weryfikują to dzieło albo i sam autor - ale po dekadzie na przykład.
Taki choćby Szczepan Twardoch wstydzi się swojego pierwszego zbioru opowiadań. Tylko że wtedy, gdy miał 20-kilka lat i to pisał, lepiej pisać nie umiał. A same opowiadania niewątpliwie kwalifikowały się do druku.
Ojj, iluż to rzeczy będziemy się wstydzić na starość... ile gniewnych manifestów, obrazoburczych wierszy, wieszczenia złowieszczego...
Nie wierzę i nigdy nie uwierzę w żadne utopie, ale za to wierzę we wszelkie możliwe antyutopie.


http://edwardhorsztynski.blog.pl/

https://www.facebook.com/pages/Edward-H ... 81?fref=ts

Wróć do „Wydawnictwa”

cron