Ciekawe...
Co mi się podoba?
Wykorzystanie źródłosłowu nazwy. Przy tym, jak śmiercionośna jest Annapurna, wyciągnięcie tej "żywicielki" bardzo mi się podoba.
Język. Gładki, przyjemnie się czyta, opisy plastyczne. Podoba mi się, że nie przedramatyzowałaś tego. Że strach jest gdzieś w podtekście, a nie pcha się przed oczy.
Podobało mi się też takie nienachalne wplecenie historii Wandy Rutkiewicz.
Tu mnie zaintrygowało coś:
Isabel pisze: Była nią, odkąd tylko pamiętam. Karmiła moją wyobraźnię: potężny, spowity kłębami chmur biały masyw w bezsenne noce zdawał się wypełniać dziecięcy pokój – a potem rósł i rósł, zawładnąwszy całym moim życiem, stając się jego jedynym celem i treścią.
Podoba mi się obraz góry rozrastającej się w dziecięcym pokoju, ale ciekawa jestem, skąd ona się tam wzięła? Czy nasza bohaterka jako dziecko ją zobaczyła na zdjęciu? Czy to przyszło samo? Czy jeszcze inaczej?
Intryguje mnie to, bo trochę może zmieniać perspektywę. Z takiej ludzkiej - jakieś wydarzenie rozbudza pasję - na taką bardziej metafizyczną, kiedy zdaje się, że to góra "zdecydowała".
Co mi się nie podoba?
[czysto subiektywnie]
Dla mnie za cukierkowo jednak z tą wilgą, bzami itd. Tak po prostu nie trafia to w mój gust w tym kontekście (mimo że, podkreślę, jest bardzo dobrze napisane).
Trochę mało mi też tej Annapurny w tekście. Rozmiary masywu, jego różnorodność, wierzchołki, historia... Chętnie dostałabym jeszcze coś z tego.
[/czysto subiektywnie]
I jeszcze to:
Isabel pisze: Tak mało brakuje, może sześćset, może czterysta metrów?
Sześćset czy czterysta metrów na ośmiotysięczniku to po pierwsze jest bardzo dużo, po drugie to dwieście metrów to duża różnica. Oczywiście można się zastanawiać, jak to odczuwa bohaterka, wyczerpana, na skraju śmierci, dręczona chorobą wysokościową, świadoma, że już tam nie dotrze itd. Ale mi to zazgrzytało.
Ogólnie tekst ładny. Dla mnie troszkę za mało gór w tej górze, ale to kwestia mojej fiksacji

(myślę też, że jak tekst skłania do takich refleksji, to jest dobrze, bo znak, że czytelnik coś poczuł, w coś się zaangażował, a nie tylko mocował się z językiem).
Pozdrawiam,
Ada