17
TadeuszuM (jeśli pozwolisz?)
właśnie mi o to chodzi. Czytając niektóre posty mam wrażenie, że Autor powinien być wdzięczny Wydawcy, że tamten go wydaje. Ludzie, on na tym zarabia i jeśli jest dobry, to zarabia takie pieniądze o których autor nawet nie pomyśli. A jeśli nie jest dobry, to znaczy, że to nie jest zawód dla niego i pora aby rozejrzał się za czymś innym.
Ja chcę tylko normalności, a to oznacza tylko jedno - wzajemne szacunku i spełnienia z góry określonych warunków, którą są odpowiednio opisane w umowie wydawniczej. Czy to na prawdę zbyt duże oczekiwania?
Sądzę, że Wydawcy są tacy pewni swojego, bo zdają sobie sprawę, że autorzy w swoim gronie nie są jednością, a dodatkowo nie znają swoich praw a już zupełnie nie mamy zamiaru ich wyegzekwować. Taka psychoza, że jeśli nie my, to nikt was nie wyda, jest im bardzo odpowiednia i wyjątkowo na rękę.

19
Mamik - nie muszę się pytać, bo sam to przeżywałem i czasami nadal przeżywam, ale mam dość udawania faceta który każdą propozycję Wydawcy przyjmie z pocałowaniem ręki. Notabene, nigdy takim nie byłem, czym skutecznie zraziłem wobec swojej osoby kilku Wydawców. Ale mam to gdzieś, pisałem, piszę i będę pisał, bo to jest we mnie. Jak ktoś nie chce tego wydać, to psu mu na budę, poszukam takiego który będzie we mnie widział partnera a być może inni zaczną się do mnie ustawiać jak do Andrzeja.
Choć ja akurat piszę zupełnie coś innego niż większość na tym forum.

20
Nie. Mówię tylko o odrobinie pokory. Widzisz, wszystko sprowadzasz do pieniędzy. Oczywiście, jeśli pisarz będzie patrzył na to tylko pod tym kątem, to po co w ogóle mówić o lojalności? Wtedy sprawa jest jasna - idziemy do większego koryta. No, ale jeśli ktoś jest troszkę bardziej wrażliwy, będzie miał skrupuły. Ja bym miała, i wcale nie dlatego, że pieniądze mi wychodzą bokiem. Przeciwnie.
Bierzesz wydanie książki za czysty interes. Ja przeciwnie, nie dlatego, że nie chciałabym na książce zarobić - jasne, że bym chciała. Ale nie wystawię swoich zasad na ulicę, żeby się prostytuowały. Wtedy mogłabym się nazwać "dziwką".

[ Dodano: Wto 09 Lut, 2010 ]
Och, ktoś mnie uprzedził :) Ten post jest odpowiedzią do ostatniego postu Tadka M.

[ Dodano: Wto 09 Lut, 2010 ]
Naturszczyk, ja nie mówię, żeby kogoś całować po rękach, a potem dawać sobie robić krzywdę, tylko o tym, żeby samemu też umieć się zachować w porządku. Mówimy o lojalności, nie o samobiczowaniu, czy tak?

22
Jeśli rzeczywiście do mojego ostatniego posta to zwróć uwagę, że o pieniądzach piszę tam niewiele.

Próbuję Ci tylko uświadomić, że ta druga strona prawie zawsze będzie sprowadzać to do swojego interesu. Sytuacja, w której z kolei Ty bardziej martwisz się o interes ich niż swój to sytuacja wymarzona dla wydawcy.

Dla mnie nie. Dla przeciętnego pisarza chyba też.

[ Dodano: Wto 09 Lut, 2010 ]
I znów zaznaczam, że przez szeroko rozumiany interes po stronie pisarza rozumiem nie tylko pieniądze. Patrz mój post wyżej.
Seks i przemoc.

...I jeszcze blog: https://web.facebook.com/Tadeusz-Michro ... 228022850/
oraz: http://www.tadeuszmichrowski.com

23
Tadku, ale tu nie chodzi o martwienie się o cudze interesy bardziej niż o własne... wiadomo, ze każdy patrzy na siebie i już. po prostu w pewnym momencie wydawca staje się kimś bliższym niż tylko klient w sklepie. nie mów, że w stosunku do wspólnika nie byłbyś lojalny?
It's not easy, but it is simple.

24
Mamik - ale to wydawca mówi przede wszystkim o pieniądzach.
My, tak jak napisał to Tadeusz - chcemy się czuć dobrze w naszym Wydawnictwie. Jeśli będzie tam atmosfera, możliwość dyskusji i rozwoju, to nikt nas od nich nie wyrwie, bo będziemy tam jak w rodzinie. Może będzie nam czasami biednej, ale będziemy tak gdzie jest nasze miejsce.
Pokora, że ktoś nas wydał i na nas zarobił nie jest dobrym przykładem. Relacja Autor - Wydawca powinna być zdrowym objawem współpracy i wzajemnego szacunku opartego na zdrowych zasadach. Pokora do nich nie należy, chyba że dotyczy oceny przez Wydawcę naszego nowego utworu, który po prostu nam nie wyszedł za dobrze i sami o tym wiemy, lub staramy się udawać że nie mamy o tym pojęcia.
Wydawanie książek, wbrew Twoim sugestiom jest takim samym interesem jak prowadzenie knajpy, przystani jachtowej czy produkcji śrub. Oparta jest dokładnie na takich samych zasadach jak każda inna działalność - Każda polega na tym aby zarobić i dzięki temu spokojnie żyć i pisać coś nowego. Zasady nie mają nic wspólnego z dozgonną pokorą wobec wydawcy który był łaskaw Ciebie wydać. A może odwróć sytuacje, to On powinien być wdzięczny, że wydałaś swoją rzecz właśnie u niego?
Ja proponuje zdrową sytuacją, nikt nikomu nie robi łaski. Ja napisałem, napiszę(?) książkę, on stwierdzi, że chce ją wydać bo można na tym zarobić. Siadamy i rozmawiamy, jak dwaj partnerzy, a nie jak urzędnik z petentem.

25
Naturszczyk, wierzę Ci na słowo, jako osobie z większym doświadczeniem. Skoro pisanie książek jest biznesem, to super. Ale nie rozmawiajmy o lojalności. Bo jedno z drugim niewiele ma wspólnego. Po prostu źle napisałeś tytuł tematu. Zamiast lojalność wobec wydawcy, proponuję: Zasady w stosunkach autor-wydawca ;)

26
no to jedziemy.

1) lojalność wobec wydawcy jest opłacalna z kilku powodów:

a) masz sprawdzoną firmę której narowy znasz i która zna twoje narowy. Współpracujesz z redaktorami ktorych znasz i wiesz jak z nimi gadać i czego się po nich spodziewać etc. i generalnie budujesz pozycję "niezastąpionego pracownika" jak w każdej innej firmie. Jednocześnie swoją pracą buduje się przyszłość firmy. Na akcje pracownicze można liczyć albo nie ;) ale jak firma dobre działa to wszystkim pracownikom jest lepiej.

b) masz jeden kanał dystrubucji - gwarancję ze Twoje kolejne książki trafią do tych samych księgarń. Że będą miały zbliżoną szatę graficzną. Że recenzje ukażą się w podobnych miejscach i trafią do wcześniejszych czytelników.

2) dla mnie wydawcy próbujący podkupić komuś autora dzielą się na trzy kategorie.

a) judasze (to ci którym kiedyś proponowałem maszynopisy i którym wtedy było żal głupich kilku tyś. zł na honorarium)

b) hieny (to ci którzy zobaczyli że konkurencja ma wydajnego perspetywicznego autora i zamiast promować takich w u siebie od podstaw chcą przyjść na gotowe i podkupić).

c) altruiści przekonani (czasem błędnie) że autorowi gdzie indziej dzieje się źle i u nich byłoby mu lepiej.

Hieny i judasze posiadają cechy bahwioralne które nie wróżą dobrze.

W sytuacji gdy trzeba opuścić wydawnictwo (bo różnie bywa) sądzę że należy raczej poszukać kogoś kto wcześniej nic nie proponował. Tu inny aspekt - jeśli autor raz porzuca wydawcę to nowy nie ma gwarancji że przygruchany zostanie u niego na stałe. A promocja autora wymaga czasu. Zazwyczaj kilku lat.

To trochę jak z dziewczyną. Można odbić dziewczynę kumplowi ale jak raz sie da odbić to nigdy nie masz gwarancji że Tobie jej nie odbiją. Z drugiej storny to nie jest japońska korporacja ktora nie przymie człowieka który odszedł z innej korporacji.

Ale autor ma w CV współpracę z 5-8-10 wydawcami generalnie może liczyć na zatrudnienie w stylu "napisz nam książkę na zlecenie, masz tu 5 tyś na odczepnego i spadaj, czekaj może kiedyś zadzwonimy". Nikt nie zainwestyje w długofalową promocję takiego człowieka.

Weźcie przypadek Konrada T. Lewandowskiego. Pisze nieźle. Mógłby być zawodowcem. Ale o Jego kolejnych ksiażkach dowiaduję się przypadkiem. Wydaje je w róznych oficynach krzakach. W ksiegarniach one bywają. Czasem i niestety w nielicznych.

Jego dorobek opublikowany w jednym pręznym wydawnictwie, w jednolitej szacie graficznej, spokojnie pozowliłby mu pewnie w kika lat postawić dom. A tak - fani te książki znajdą. Czytelnicy niefantyczni jak nie znajdą siegną po coś innego. Sorry- życie.

Rozproszył wojsko po równinie zamiast skoncentrować w ataku.

Dlatego rozważyłbym w takim przypadku założenie własnego wydawnictwa. Odejście "na swoje" nie wygląda z boku jak zdrada, ucieczka etc. (dalej o tym niżej)

3) Zakładając że piszemy rzeczy różnorodne i nie wszystkie mieszczą się w profilu danego wydawcy sądzę że eleganckim posunięciem jest wydawać gdzie indziej pod pseudonimem.

Jest to też pewna grzeczność wobec czytelnika - popatrzcie choćby na Nowickiego (pseudonim: Nienacki) - pod tym samym nazwiskiem wydawał powieści dla młodzieży i cyniczne sexbebechy dla dorosłych. Wyglądało to - sorry - gównianie. Bo co się dzieje jak 10-latek przeczytawszy "pana samochodzika" siegnie po "wielki las"?

Ja pisząc dla Fabryki Słów kończyłem jeszcze kontynuację Samochodzika - pod pseudonimem Tomasz Olszakowski. Gdybym znowu miał coś napisać dla 11-12 latków też raczej użyłbym pseudonimu (nieważne pisząc dla Fabryki czy kogoś innego).

4) Że wydawca na nas zarobi? Kapitalizm jest. On zarobi i my zarobimy. Może zarbi na nas więcej - ale nie koniecznie - ma takich jak my stajnię. Lepiej zarobić po trochu a na trzydziestu niż "łydupcyć" kilku.

Nie lubicie kapitalizmu? ;)
Bawcie sie dalej klockami lego.

Alternatywa jest dość oczywista: nie pisać.
on nie zarobi i my nie zarobimy ;)
niech się burżuj udławi, nie dostanie maszynopisu ;)
i będziemy dalej mieszkać z mamusią, ;)
a firody Norwegii obejrzymy nie w realu tylko na filmach. ;)

5) Własne wydawnictwo? Teoretycznie tak. Tylko że...

a) zajmujemy się nim sami i nie mamy czasu by pisać lub wynajmujemy kogoś i musimy mu zapłacić za zajmowanie się wydawnictwem. I kontrolować zeby nas nie przekręcił.

b) pisząc dwie książki rocznie potrzebowalibyśmy nakładu rzedu 100 tyś egz. nie o to żeby zarbić tylko po to żeby hurtownia zechciała z nami od czasu do czasu pogadać o tym kiedy nam zapłaci...

Duży może więcej. Sorry. Życie.

27
Andrzeju - ogólnie się z tobą zgadzam. Właściwie to w większości spraw poza polityką, ale to zupełnie inna sprawa.
Zacząłem tę dyskusję nie po to aby kogoś namawiać do zmiany Wydawcy, ale do podkreślenia, że obie strony są od siebie zależne i powinny się w taki sposób traktować. Oczywiście, że stały Wydawca jest dobry ale z własnego doświadczenia Andrzeju wiesz, że aby go znaleźć trzeba trochę czasu stracić. Nie będę wymienił Wydawnictwa z którymi byłeś związany, bo kto jest tego ciekawy to wystarczy że uważnie przeczyta twoje poprzednie posty. Zgadzam się że ze stałym wydawca wiele rzeczy można zrobić, także pokłócić się i pójść na zgodę na wódkę. Ale czasami zdarza nam się trafić na takie, które pewnych spraw nie rozumieją i nadal uważają, że to tylko My mamy im wobec ich pomysłów lojalni.
Andrzej, lojalność obowiązuje obie strony i dobrze podyskutować, jakie to sprowadza na obie strony zobowiązania. Piszesz, że autor jest "pracownikiem" - Prawda, ale jednocześnie jest też tfórcą, awtorem, miszczem.
Co do wydawców; podział jest dobry, ale tak samo jak ty z dwoma pierwszymi nie rozmawiam, a trzeciego trzymam na dystans lub precyzyjną umowę wydawniczą. Często mam wrażenie, że nie doceniamy jak ona jest ważna podczas relacji Wydawca - Autor i wcale nie chodzi tutaj o sprawy rozliczeniowe.
Mamik - z pełną świadomością napisałem temat i będę się przy nim upierał. Zasady powinnaś mieć zawarta w umowie wydawniczej. Na lojalność obie strony muszą zapracować same wzajemnym zrozumieniem i chęcią współpracy.
Andrzej, znam z autopsji hurtownie, księgarnie i inne sprawy związane z własnym wydawnictwem. Nie jest tak źle jak to opisujesz, choć jednocześnie jest to złodziej czasu, który mógłbym poświęcić pisaniu nowej książki, ale jeśli nie będę zadowolony z ofert, mam zamiar do niej wrócić. Są z tego o wiele większe pieniądze, niż z samego pisania.

[ Dodano: Wto 09 Lut, 2010 ]
Uzupełnienie do dyskusji, które znalazłem na innym forum w którym poruszono ten sam temat:

Mój (częściowy) dekalog:
pierwsze - umowa jaką podpisuję z wydawcą dotyczy tylko jednego tytułu;
drugie - nie ograniczam dostępność swoich tekstów tylko do jednego wydawcy;
trzecie - nie wiążę się umowami na prawach wyłączności;
czwarte - z powodu "dywersyfikacji wydawniczej" współpracuję z kilkoma wydawcami;
piąte - nie współpracuję z wydawcą z którym dotychczasowa współpraca nie przebiegała poprawnie...
Mam jeszcze kilka pozycji ale myślę, że nie będą one interesujące z
racji tego, że dotyczą innych kwestii niż wspomniana na początku
tego postu "lojalność".
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”