46

Latest post of the previous page:

Dzień 7 i 8
Skończyłam tekst wcześniej zaczęty. Strasznie dużo czasu zajmuje takie pisanie o fimach. Najpierw trzeba poświęcić kilka godzin na oglądanie, potem krótki research, myślenie, pisanie, a potem poprawki. Akurat przy tym wyszło grubo ponad 10 godzin. Chyba nie do końca wiedziałam, na co się porywam. W każdym razie wzięłam na warsztat świat wyobraźni czekoladowej wart około 20 000 znaków: http://filmuloid.blogspot.com/2012/12/s ... rnika.html

Napisałam trochę czteropalczastej jednoaktówki i tej dla młodu. Chciałam zrobić komediowe, ale mam w sobie jakieś usilne pragnienie dramatu i się zawieszam, bo mi smuty lecą.

Dziś jeszcze dokończę coś, co miałam dokończyć wczoraj i rzucam klawiaturę na dziś. Jutro i pojutrze pewnie za dużo nie napiszę, ale zobaczymy.

Bilans tygodnia:
- dwa teksty filmowe zaliczone, na przyszły tydzień mam dwa pracochłonne w planie, więc wątpię, bym się z trzecim dodatkowym wyrobiła (chyba, że będzie miał 1000 znaków zamiast 10 000)
- pozaczynane dwie, najważniejsze jednoaktówki i ze trzy krótkie scenariuszki
- rezygnuję z Piłowego opowiadania i dowolnej jednoaktówki, chyba, że mnie nagle najdzie pomysł i Ochota, bo Wola już przeszła
- kuję paradoksy, języki i na pamięć znam dwa duże teksty, zaczynam szlify
- znalazłam kilka świetnych rzeczy do przeczytania

I gdzie tu czas na wszystko? Chyba muszę ograniczyć sen. Albo toaletę.
Dzwoń po posiłki!

47
Dzień 9 i 10
Poszło stare, przyszło nowe. Może będzie lepiej. Tfu. Musi być lepiej.

A więc:
- przybytek słowny: znikomy, trochę pierdu-pierdu na 2000 znaków,
- przybytek obrazowy: zaczęty obraz z kotem i z żarówką, znaczy dwa w sumie,
- przybytek badawczy: obcykane, co być miało, prawie do końca,
- przybytek czytelniczy: zaczęte, czy miało być zaczęte,
- przybytek koncepcyjny: plany różne opracowane, zgubione kilka genialnych pomysłów (no żesz kurczę grillowane),
- przybytek intelektualny: wbrew pozorom całkiem spory.

Jakieś postanowienie noworoczne? Spełnić w tym roku marzenia. Czas start.
Dzwoń po posiłki!

48
Dzień 11
Obejrzałam dziś "Różowe flamingi" Johna Watersa. Zwlekałam z nim prawie miesiąc, obawiając się, co ze mną zrobi. I... cieszę się, że mój żołądek wytrzymał próbę. Eee... tak. Jutro, chyba dla odmiany, podejdę do Makbeta albo Pani Prospery i jej roznegliżowanego duszka.

Więc z rzeczy pisarskich, to pozaczynałam kilka tekstów, coś też zaczęłam bełkotać w swojej jednoaktówce, ale znów mi nie idzie. Nie chce mi się nawet liczyć urobku. Bęc.
Dzwoń po posiłki!

49
Dzień 12
Zgwałciłam Hamleta. I nie wiem, czy mi z tym dobrze, czy źle. Chyba dobrze, bo wpadł mi do głowy okrutny plan gwałcenia innych klasycznych tekstów. Gwałcenie nadspodziewanie dobrze mi idzie. Ponad 5 000 znaków naznakowanych moim okrucieństwem. Zmieniła mi się też koncepcja. Miało być bardzo multimedialnie, ale jednak nie będzie, bo może to być zbyt problematyczne.

Do tego zajęłam się kampem. Jakieś 3 000 znaków. W sumie ok 8 000 - wynik nie najgorszy. Może jeszcze trochę popiszę.
Dzwoń po posiłki!

50
Tam siusiaki, tu gwałty. Coraz bardziej boję się wchodzić do tego działu... ;)

Brawo, oby tak dalej. Wyniki dobre, a najważniejsze chyba to, że udaje się utrzymać regularność? :)
Pisarz miłości.

51
Dzięki, Escort! :)

Dzień 13 i 14
Dni wyjęte z życia. Trochę nieskładnej paplaniny na niecałe 2 000 znaków. To tak a propos regularności. Nadszedł czas kryzysu.
Dzwoń po posiłki!

52
Zapeszyłem :( wybacz!
Pisarz miłości.

53
Tygodnie dwa i trzy...
...minęły pod znakiem kryzysu twórczego. Usprawiedliwiam się innymi ważnymi sprawami, które tak mnie zajmują, że nie mogę się skupić na pisaniu. Na dodatek jestem zawieszona w rzeczywistości i dręczona czekaniem, i niemożnością wpłynięcia na nie. Czekanie na coś jest dla mnie jednym z najgorszych stanów. Nic wtedy ode mnie nie zależy, a ja co chwilę sprawdzam, czy doczekałam się już tego, na co czekałam. To mnie rozbija wewnętrznie i zewnętrznie, frustruje, wpadam w stan apatii, nicniechcenia oraz melancholijnego wpatrywania się przed siebie. Teraz, być może, trochę się ruszę z pisaniem, bo myślę, że się wreszcie doczekam tego, na co czekam i będę mogła się spokojnie wziąć do roboty. Z drugiej strony, jak się wezmę za coś innego, to pisanie pójdzie w kąt. Na dodatek z głośnym hukiem zemścił się na mnie pasek rozrządu (mam nadzieję, że tylko on, a nie głowica czy inne cholerstwo) i przysparza kolejnych zmartwień. W każdym razie, zobaczymy, co przyniesie życie. Jeśli już się za coś wezmę, to będzie to moja młodzieżowa jednoaktówka i może jakiś krótki tekst o filmie. Powrót do rzeczywistości przedświątecznej okazał się zbyt trudny.
Dzwoń po posiłki!

54
Oj tak, oczekiwanie to najbardziej rozbijający stan.
Trzymam kciuki, żebyś szybko wyszła z kryzysu. I wzięła się za pisanie. Koniecznie :D
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

55
Czekanie jest straszne! Zawsze!
Ja też trzymam kciuki za powrót do pisania.

Przy wymianie paska raczej przygotuj się, że inne elementy napędu rozrządu też trzeba będzie wymienić. Jeśli coś z głowicą, to czasami da się w miarę opłacalnie naprawić. A co się stało?
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

56
Dzięki za kciuki! :)

A co się stało? Nagle na środku autostrady samochód mi stanął i miałam cały dzień pełen przygód. :P Okazało się, że rozwalony jest cały układ w silniku, czyli pasek, wałek i pompa wodna do wymiany (tajemnica wyciekającego płynu wyjaśniona!). Ile to człowiek się może dowiedzieć, gdy mu maszyneria nawala. Umiem wymieniać oleje, filtry, bezpieczniki, akumulatory, sflaczałe koła, szczęki hamulcowe, wiem, jak podłączyć kabelek od rozrusznika, jakie przewody gdzie prowadzą i w którym miejscu podwiesić rurę wydechową. Czuję, że powinnam zostać mechanikiem.


Dzień chyba 22

Wyklarowała mi się moja młodzieżowa jednoaktówka. I zaczęłam kraść. I przeraża mnie trochę moje złodziejstwo. To jak gangsterka. Bo kradnę części i przebijam numery. Potem składam w dziupli, montuję i sprzedaję jako całe auto. I okazuje się być na tyle dobre, że ta zbitka ma lepsze osiągi. Gliny mogą mnie jednak przydybać. No, ale jest ryzyko, jest adrenalinka, jest zabawa. Innymi słowy: intertekstualność. I recykling. Bo wykorzystuję swoje stare części... znaczy teksty, które odrdzewiam. Dialog z widzami - to jest to.

Jednoaktówką jest monodram. Z jednej strony to ułatwia sprawę, bo nie trzeba tworzyć konfliktów między postaciami, z drugiej jest o tyle trudną formą, że trzeba sprawić, by ten monolog nie nudził, nie gmatwał, a był w stanie utrzymać uwagę widza. Tekst jest najważniejszy. Bo z gó... bicza nie ukręcisz. Obecnie liczy ona 2500 wyrazów (17000 znaków/9 stron) dość nieskładnych mini-monologów. To mniej więcej 1/3 zamierzonej objętości. Mam już dopracowany początek i ostatnie zdanie (kradzione, a jakże by inaczej!). A jak już wiem, do czego zmierzam, to środek się jakoś wypełni.

Z rzeczy pozytywnych, dobrnęłam do jakiegoś mojej starej, zaczętej komedii i kompletnie nie pamiętałam, o czym ona była. Gdy ją przeczytałam, stwierdziłam, że jest całkiem nieźle napisana. Chyba warto ją skończyć. Może nie teraz, ale jest nadzieja.

Eee, co jeszcze?... Muszę jutro... dzisiaj napisać wysublimowany tekst po angielsku. Trochę czasu w plecy. Może coś się jeszcze skrobnie.
Dzwoń po posiłki!

57
Chii pisze:Umiem wymieniać oleje, filtry, bezpieczniki, akumulatory, sflaczałe koła, szczęki hamulcowe, wiem, jak podłączyć kabelek od rozrusznika, jakie przewody gdzie prowadzą i w którym miejscu podwiesić rurę wydechową.
Wow! Jestem pod wrażeniem!

A co do recyklingu, to zawsze ciekawe rzeczy z tego wychodzą. Ja na razie nie przetwarzałem starych tekstów, bo jeszcze nie mam ich tak wiele, ale czasami przetwarzam pomysły, które miały iść do czegoś innego, a łącze je z nowymi i uzyskuję niespodziewane efekty. Więc zabieraj się do roboty i kradnij ile wlezie ;)
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

58
Dni 23-25

Męczyłam kilka teksów po angielsku, które, oczywiście, mogłam napisać WCZEŚNIEJ, ale przekładałam je na ostatnią chwilę. I, jak zwykle, dobrze nie zaplanowałam pisania i mi się zeszło. Dodatkowo sporo czasu zajęły mi wypracowanka po chińsku i robota papierkowa. W końcu zabrałam się za jednoaktówkę, którą trochę uporządkowałam. I to ją muszę skończyć do końca miesiąca. Jest taka nadzieja, w każdym razie.

Zrobiłam sobie też plan dalszego działania, bo ostatni mi się skończył tydzień temu, a jak nie mam planu, to nie umiem działać. "If you fail to plan, you plan to fail", czy jak to tam było.

I z ciekawostek, Japonia zaskoczyła mnie jak zima drogowców:
Dzwoń po posiłki!

59
Chii pisze:Dodatkowo sporo czasu zajęły mi wypracowanka po chińsku
- Czy powinno się to rozumieć dosłownie? Jeśli tak, to biję pokłony z podziwu.
Nie jest naj­ważniej­sze, byś był lep­szy od in­nych. Naj­ważniej­sze jest, byś był lep­szy od sa­mego siebie z dnia wczorajszego. - Mahatma Gandhi

"tylko grafomani nie mają żadnych wątpliwości odnośnie swojej tfurczości" - Navajero

60
Magic pisze:Czy powinno się to rozumieć dosłownie? Jeśli tak, to biję pokłony z podziwu.
Tak, uczę się chińskiego, 我学习汉语。 To nie jest wcale taki trudny język. ;)

Dzień 26
Ktoś mi ukradł czas. Ze 2000 znaków do jednoaktówki. Do tego trochę researchu po dramatach.
Dzwoń po posiłki!

61
Dzień 27
Ja nie wiem, od 2 tygodni niemal co dzień jestem wykończona, ktoś mi kradnie czas, zalewają mnie deadline'y i w ogóle życie mnie policzkuje. Muszę mu w końcu oddać za swoje. Maraton zbliża się do końca, a ja gdzieś tkwię w otchłani, czarnej du... dziurze.

Dzisiaj przy motywujących fluidach Florentyny i Maszyny, i jej "Kosmicznej miłości", trochę poszła praca do przodu. Zaczęło mi się wszystko łączyć, trochę znaków przybyło. Pewnie nie dam rady skończyć mojej jednoaktówki w 3 dni, ale jest nadzieja, że w 10 się wyrobię. Brakuje mi tytułu.
Dzwoń po posiłki!

Wróć do „Maraton pisarski”