46

Latest post of the previous page:

Eitai Coro pisze:tylko cała sprawa doprowadza mnie do zniechęcenia. Gdybym jeszcze miała pomysł... Nic. Cisza. Pustka.
Etai, stosuję pewną sztuczkę, która zwykle pomaga. Otóż każdy z nas zadaje sobie czasem pytanie: a gdybym tak - rzucił wszystko w diabły i uciekł...; gdybym tak znalazł się w więzieniu...; ach, płynę statkiem, sztorm, łajba tonie, a ja ląduję na bezludnej wyspie...; gdybym tak był zawodowym złodziejem...; jakieś bydlę robi mi krzywdę, muszę się zemścić... I tysiąc sześćset pięćdziesiąt siedem innych.

Zwykle brak nam odwagi lub nie jesteśmy wystarczająco głupi... Ale na kartkach maszynopisu możemy wszystko!

Gdy punktem wyjścia jest sytuacja, która nas osobiście frapuje i porusza, znacznie łatwiej o wenę.





świąteczne Pozdrowionka! :D

47
Ja każdy tekst piszę pod wpływem jakiejś konkretnej piosenki. Jeżeli nie mam weny, ochoty na pisanie, włączam piosenkę i jakoś samo idzie. To jak zabawa w skojarzenia :)

48
Osobiście mam w tej chwili jakiegoś doła twórczego. Mam pomysł, który uważam za najlepszy ze wszystkich jakie miałem, znam środek danego dzieła, znam koniec lecz... ni cholery nie mogę zacząć. Doskonale wiem, że początek tekstu jest najważniejszy, bo przecież to on ma zachęcić do lektury, zaciekawić, wciągnąć. W jakikolwiek sposób zacznę, nie podoba mnie się to. Kreślę kolejne zdania, denerwuję się. Okropna sprawa. A czas leci - przecie nikt nie żyje wiecznie; nie lubię marnować czasu. Sądzę, że zmiana otoczenia otworzyłaby mi umysł; jakiś wyjazd, odpoczynek od tego co mnie otacza (czyli tego, co znam na pamięć...). Czekam z utęsknieniem na moment, gdy usiądę i machnę w ciągu dwóch, trzech godzin godziwy początek mego opka...

49
To masz ten sam problem co bodajże Grand z 'Dżumy' Camusa. Przez cały czas pisał jedno zdanie i wciąż mu coś nie pasowało.

Włącz sobie jakąś muzykę, która Ci się szczególnie podoba. Nikt nie powiedział, że musisz zaczynać od początku. Bądź jak moja mama, która czyta gazetę od końca - napisz scenę, która Ci się najlepiej krystalizuje, a z resztą pójdzie jak z puzzlami ;)

50
Avaritia pisze: napisz scenę, która Ci się najlepiej krystalizuje, a z resztą pójdzie jak z puzzlami ;)


ja to nazywam pisaniem na frankensteina.

zasadniczo zawsze tak robię.

51
Andrzej Pilipiuk pisze:


ja to nazywam pisaniem na frankensteina.

zasadniczo zawsze tak robię.


W sumie tak najlepiej. Bo jak utknie się w jednej scenie, to potem ciężko ruszyć. A pisanie wyrywkami jest o tyle lepsze, że w sumie pisze się co chce, a potem układa to jak puzzle :)

53
Dziwna rzecz - zwykle siadam do klawiatury z dość konkretnym pomysłem i planem akcji, lecz w trakcie pisania, co i rusz krystalizują się nowe pomysły, zachowanie bohatera zaskakuje mnie coraz bardziej i w rezultacie okazuje się, że piszę właśnie "na frankensteina".

Efekty są różne, ale jednak lepsze niż ścisłe trzymanie się planu.



Czasem moja szalona małżonka śmieje się do rozpuku, czytając historię, która w zamierzeniu była dość ponura... :ban: o_O

54
Chyba spróbuję sposobem "Na Frankensteina" :D Sceny ze środka mogę pisać od zaraz, na cholerę tak przejmuję się tym początkiem? :) Niby takie proste rozwiązanie, a jakoś nie przychodziło mi do głowy :oops:

55
Kiedyś zaczęłam pisać ,,powieść" nie mając nawet wielkiego pomysłu na całość. W kilkadziesiąt stron fabuła tak się rozwinęła a wątki tak namnożyły, że wyszło z tego coś, co w zamierzeniu miało być co najmniej o połowę krótsze. 8) Inna sprawa, że ogólnie wyszła z tego kaszanka, ale nic nie szkodzi, wykorzystam wszystkie pomysły gdzie indziej.



Ale za Chiny Ludowe nie chciałabym pisać tak, że zaczynam np. od pewnego fragmentu w środku, który wiem, jak napisać, a potem zająć się resztą. Muszę pisać po kolei. Nie, że się pomylę albo pogubię, ale muszę robić wszystko po kolei, bo zawsze w międzyczasie wpadnę na jakiś genialny pomysł wątku pobocznego. A poza tym nie lubię dokonywać radykalnych zmian. :]
Z powarzaniem, łynki i Móza.

[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]

לא תקחו אותי - אני חופשי

56
SkySlayer pisze:Niby takie proste rozwiązanie, a jakoś nie przychodziło mi do głowy :oops:


m.in. po to tu jstem żeby podpowiadać takie proste rozwiazania :wink: bo po cholerę macie tracić 5 lat żeby samemu do tego dojść? wystrczy że ja straciłem...

57
Najtrudniejsze jest (przynajmniej dla mnie) zrozumieć, że jednak mam jeszcze czas. Myślę o czasopismach, publikacjach, wydawnictwach, a przecie jeszcze nawet na poważnie nie piszę, tak wiele muszę się nauczyć. Sądzę, że w niektórych przypadkach to właśnie myślenie o takich rzeczach może być powodem zastoju twórczego, zamiast skupić skupić sie na swym pomyśle i tym, jak go (cholera) zapisać, taki SkySlayer'ek rozmyśla o tym, czy w ogóle to gdzieś kiedyś opublikuje. Po kija się tym martwić? (no tak, wypowiedziałem się teraz tak, jakby cała dyskusja w tym temacie opierała się o przykład, z którym wyjechałem w tym poście..yhh).

58
Przeczytałem uważnie (no, może nie wszystko) to co napisaliście. Lekko mnię to przeraziło :shock: (czy może coś przerazić lekko? hmmm..). Pomyślałem że pisanie to jakaś potworna kara doczesna. Chcę coś niecoś napisać (tutaj werble i trąbki!!!). NIE MAM pojęcia jak, wiem już co. I teraz postawcie się w mojej sytuacji: wlazłem na tę stronkę i... jest super, jest super (ktoś to już wyśpiewał). Mam napisać stronę i czekać na Venę (tak to się pisze? - Venę?) 6 (słownie: sześć) miesięcy? :( Nie macie litości nad Początkującym (jak zauważyliście z DUżEJ! literki). Przeliczając jedną stronkę na sześć miesięcy mego życia... do śmierci małe opowiadanko może napiszę. Ale, ale, co z wydaniem? :D Taaa... Dobra, do rzeczy. Napisałem początek pierwszej strony (wow!!!) i... zacząłem myśleć (bravo!) o tym że PP (Prawdziwy Pisarz - przyp. autora) takich stronek napisał już setki (ok, przegiąłem - tysiące!). Im więcej myślę, tym gorzej dla Muzy (he, he, wybrnąłem z musu napisania słowa: "Vena"!). Więc ("od więc nie zaczyna się zdania" - cyt. Pani od J. Polskiego) jest tak: im więcej myślę o pisaniu mojej książeczki, opowiadanka ITP, tym więcej myślę (coraz częściej używane przeze mnie slowo!) o tym że mnie to przerośnie. Pisałem jedną stronkę 2 (słownie: dwie) godziny. Zapisałem to co spłodziłem i... zacząłem czytać TYCH CO NAPISALI WIęCEJ W żYCIU. Mnie przestraszył ogrom tego, co trzeba napisać. Jak PP (Prawdziwy Pisarz) łączy w sobie opisy, myśli bohaterów i wplata w to wszystko ich dialogi. Uff... Wyrzuciłem to z siebie. Wiecie co? Komputer mam od trzech miesięcy. Chęć pisania od dwóch tygodni. Przerażenie od wczoraj. Co jeszcze?... A tak do rzeczy. Jak tak pomyślałem o Was, których opuściła Muza/Vena bądź po prostu Chęci to zacząłem co nieco kumać (kolokwialnie!) że przedemną rzeczy miłe i trudne. Mam nadzieję (o taaaak!) że ktoś mnie wesprze w trudnych chwilach. Czasami trzeba się troszkę poużalać nad sobą i swoim losem. Całuski... cdn(?) :oops:
ciumek

59
zapraszam do działu "tu się przedstawiamy"
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

60
Poużalać nad sobą, nad swoim losem? Kochany mój (eee... całuski? nie nie, lepiej nie...)! Trzeba umieć samodzielnie kopnąć się w tyłek, trzecią ręką zrzucać sobie z góry na dół linę, po której da się wejść ku... ku... ku jaśniejącemu bielą czemuś tam ;). Chłopie, skoro masz ochotę na pisanie od dwóch tygodni, to rzeczywiście musisz jeszcze wiele zrozumieć. Ja np. dopiero po dwóch latach pisania zacząłem zauważać dosyć ważne i istotne rzeczy (ale dosyć młody jestem, więc to nic strasznego). Pisanie to nie jest lekka robota, BA, przecież wszyscy dobrze o tym wiemy ;) Ciumek, ściśnij pośladki, wypij redbull'a i zacznij eksploatować pokłady chęci tworzenia, które się tam w tobie zbierają...



Ekhm, mam nadzieję, że są na tyle duże, że przetrwasz z nimi te najgorsze chwile; wielu poddaje się bardzo szybko. Ale co mi tam - ich strata! :D

61
Z chęcia się przedstawię lecz proszę wybaczyć, ale jeszcze nie przejrzałem wszelakiego dobra, jakie tu zastałem. Jestem przedstawicielem gatunku "tępogłowych", jak kilkakrotnie przypomniała mi to moja cudowna małżonka, więc aby cokolwiek zrozumieć muszę mieć wywalone wszystko na stół vel ławę. Bardzo spodobało mi sie nazwanie mnie "Kmiotkiem", aczkolwiek początkowo mnie to ubodło (auć!), Teraz rozumiem o co chodzi. Styl "zepnij tyłek" czy "pij redbula" itp pasuje do Wielkiego Senatora Arnolda. Myślę, że problemem jest nie samo pisanie (jestem kmiotkiem-proszę wziąć pod uwagę moją całkowitą indolencje pisarską i wymierzyć lekką karę chłosty za mądrzenie się) ale podejście do niego. Zresztą jak do wszystkiego. Nikt nic nie MUSI. A poużalaż się NALEżY (aczkolwiek bez przesady!!!) aby wziąć oddech. Dlaczego? Bo jak zjem suty posiłek to kiedyś muszę do kibelka... Troszkę siebie polubmy... Ok. Jak mam sie przedstawić? Czy jest jakieś "okienko"? Wybaczcie "Kmiotkowi" (zaczynam być dumny z tego Tytułu!)... Idę szukać..
ciumek

Wróć do „Kreatorium”

cron